6.
– Oj, znowu leci mi krew – mruknęła dziewczyna, przykładając dłoń do nosa. Loki ponownie brutalnie chwycił ją za kark i pochylił jej głowę. Zignorował Kasandrę, która ze łzami w oczach podbiegła do córki, jedynie popchnął Astrid w kierunku otwartych drzwi na taras.
– Szoruj do łazienki – burknął. Nastolatka potruchtała do toalety. – Do łazienki powiedziałem! – krzyknął za nią bóg chaosu. Dziewczyna natychmiast zawróciła i wbiegła po schodach, a Loki wszedł za nią, nadal ignorując Kasandrę, która zasypywała ich oboje milionem pytań. Kłamca wszedł za Astrid do sypialni dziewczyny, która płynnie przechodziła w łazienkę z ogromną wanną na środku pomieszczenia.
– Czy ktoś mi w końcu wytłumaczy, co tu się, do cholery, dzieje?! – krzyknęła rudowłosa kobieta, cała czerwona ze złości.
– Krew mi leci z nosa, mamo – odpowiedziała matce dziewczyna, ale nadal wpatrywała się w Lokiego, który z narzuconą iluzją napuszczał zimnej wody do wanny. – Mam brać zimną kąpiel? Czy to nie przesada? Przecież to tylko krew z nosa...
– Jesteś przegrzana. Wyjmij z kieszeni całą elektronikę i co tam nie powinno być mokre i w ubraniach do wody – odpowiedział mężczyzna i usiadł na brzegu. Astrid z ociąganiem wykonała polecenie.
– Ale jaki to ma cel? – zapytała, siedząc po szyję w lodowatej wodzie. Loki spojrzał na nią z politowaniem.
– Przegrzałaś się, tak?
– No tak – potwierdziła nastolatka.
– Trzeba cię ochłodzić, tak?
– No tak.
– To co, kurwa, pytasz, jaki to ma cel?! – krzyknął i siłą zanurzył głowę dziewczyny. Przerażona Kasandra zaczęła wrzeszczeć, ale natychmiast przestała, kiedy wściekły wzrok Kłamcy padł na nią. Po kilku sekundach Loki wyciągnął z wanny prychającą Astrid i postawił ją na łazienkowym dywaniku. Na ramiona zarzucił jej czarny, puchaty ręcznik.
– Aaa! Już rozumiem! Przegrzał mi się mózg!
– Brawo – burknął mężczyzna. – Uspokój matkę, bo zaczyna mi działać na nerwy...
Ociekająca wodą dziewczyna zaczęła tłumaczyć wszystko i uspokajać kobietę, przechodząc z nią do salonu. Bożek zniknął z zasięgu ich wzroku, a po chwili z kuchni zaczęły dochodzić odgłosy krzątaniny. Astrid znowu zaburczało w brzuchu. Zostawiła już spokojniejszą matkę w fotelu, która nałykała się tabletek na uspokojenie, a sama wróciła do swojej sypialni, żeby przebrać się w coś suchego. Mokre rzeczy rozwiesiła na balustradzie, a śpiącą Kasandrę otuliła ciepłym kocem.
– Przepraszam, mamo, że zawsze stawiam cię przed faktem dokonanym – wyszeptała. – Ale tym razem, chyba i ja nie mam innego wyboru niż dostosować się do zaistniałej sytuacji.
Pełna obaw zeszła na dół; w końcu w jej kuchni, pełnej ostrych noży, przebywał nie kto inny, ale sam Loki Laufeyson, który cztery lata wcześniej próbował zrównać z ziemią Nowy Jork.
– Powiedziałaś jej? – ciche pytanie dopadło ją, kiedy schodziła z ostatniego stopnia.
– Że jestem tykającą bombą zegarową? Tak. Że moim nauczycielem jest bóg kłamstwa i chaosu? Nie – odpowiedziała, a Loki jedynie skinął głową, stawiając przed nią talerz pełen kanapek.
– Jedz. W każdej chwili możesz zemdleć z głodu. – Usiadła i zaczęła jeść, podczas gdy on kończył przygotowywać zapiekankę, przy okazji pochłaniając w równym tempie kanapki. – Nie gap tak się, bo mi dziurę w plecach wywiercisz – powiedział, odwracając się do niej i opierając się o blat.
– Nie wiem, co myśleć – powiedziała dziewczyna.
– Płyń z prądem w takim razie. – Wzruszył ramionami i nalał sobie lamkę wina. Zapadła cisza wypełniona niewypowiedzianymi pytaniami. Lista w głowie Astrid wciąż się wydłużała, a dziewczyna nadal nie miała pojęcia, od czego zacząć.
– Będziesz mnie uczyć? – Postanowiła zacząć od najprostszego z nich.
– Tak.
– Jak mam się do ciebie zwracać? – Kolejne pytanie zadała mniej pewnie. Nie wiedziała, czy za samą formę nie oberwie po głowie.
– Z szacunkiem.
– Jesteś niesamowicie rozmowny... Możesz rozwinąć? Powiedzieć głupiej, midgradzkiej dziewczynie, co oznacza dla ciebie „z szacunkiem"?
– Że szpile wbijam ja, a ty znosisz to bez marudzenia? Przecież wiem, że i tak będziesz robić po swojemu – mruknął lekko rozbawiony.
– Dlaczego mnie tolerujesz? Przecież możesz mnie zmieść z powierzchni ziemi. – Rudowłosa zaczęła czuć się coraz swobodniej, szczególnie, że Loki zrzucił iluzję.
– Jesteś interesującym przypadkiem. Albo mam zamiar cię wyszkolić, a później wykorzystać do przejęcia władzy. Kto wie...
– A więc...
– Nie zaczyna się zdań od „a więc" – skarcił nastolatkę i uśmiechnął się do niej krzywo. – Ale tak. Dostarczasz mi adrenaliny. Zarówno twój temperament, niezrównoważenie, jak i surowa moc ekscytują mnie i dają mi kopa.
– Jesteś uzależniony od adrenaliny – zaśmiała się, sięgając po kubek herbaty malinowej.
– Przyganiał kocioł garnkowi... Zwracasz się do boga jak do kolegi, który jak już sama zauważyłaś, może zmieść cię z powierzchni ziemi.
– Ów bóg to toleruje i wydaje się być z tego faktu nawet zadowolony. Przekomarzanie się nie oznacza braku szacunku... – Dziewczyna ziewnęła rozdzierająco, a Loki uśmiechnął się kącikami ust. – Co takiego śmiesznego jest w moim ziewaniu? Dlaczego jestem tak potwornie głodna, śpiąca i obolała?
– Magia – odpowiedział, wzruszając ramionami, i wyciągnął pachnącą zapiekankę z piekarnika. Postawił naczynie żaroodporne na środku wyspy kuchennej i podał Astrid widelec. – Jedz, bo też jestem potwornie głodny i śpiący. Pogadamy, jak oboje zregenerujemy siły.
– Mhmm... dobre – mruknęła pod nosem i rzuciła się na jedzenie. Zapiekanka zniknęła w ekspresowym tempie.
Nie zawracali sobie głowy sprzątaniem po posiłku – bożek chaosu rozwalił się na kanapie, a zmęczona nastolatka tylko podała mu koc i sama ułożyła się w ulubionym fotelu.
– Dzięki za trzymanie warty na łące. – Usłyszała, zasypiając.
***
Kasandra obudziła się skołowana po kilku godzinach snu wywołanego środkami uspokajającymi. Poprawiła folię zasłaniającą wybite okna i zeszła na dół. Westchnęła na widok bałaganu w kuchni i zaczęła sprzątać mechanicznymi ruchami. Zaparzyła sobie melisę i z kubkiem w dłoni przeszła do salonu. Uśmiechnęła się na widok zwiniętej w kłębek córki, śpiącej w fotelu, ale mina jej zrzedła na widok mężczyzny leżącego na kanapie. Ze wszystkich sił starała się opanować niepokój, jednak nie potrafiła. Zielone oczy boga kłamstw otwarły się i spojrzały prosto na nią.
– Astrid wie? – Zapytał cicho kobiety, która pokręciła przecząco głową. – Niech tak pozostanie. Nie zniszczę jej marzeń i wyobrażeń o ojcu.
– I tak się domyśli – wyszeptała kobieta.
– Ale rozczarowanie będzie mniejsze, jeśli sama do tego dojdzie. – Odpowiedział i wziął nastolatkę na ręce. Skierował się do sypialni dziewczyny i ostrożnie, jakby była ze szkła, położył Astrid w jej własnym łóżku. Kasandra obserwowała go bez słowa, zachodząc w głowę, z jakiego powodu Kłamca dbał o ich córkę. – Atak na Nowy Jork? Wtedy się domyśliłaś?
– Tak. Wiedziałeś o niej? – zapytała nieśmiało kobieta, rumieniąc się lekko. Zupełnie nie wiedziała jak rozmawiać z Lokim, który zachowywał się całkowicie zwyczajnie. Nie wywyższał się i nikomu nie groził śmiercią.
– Nie miałem pojęcia do dzisiejszego ranka. Heimdall nawet o niej nie wspomniał. – Gorycz w jego głosie sprawiła, że Kasandrę zapiekły oczy.
– Och, uch...
– Nie sil się na konwersację. Idzie ci fatalnie, a ja dalej jestem niewyspany – powiedział, a kobieta umknęła wzrokiem. – Za godzinę powinna się obudzić, ale do tego czasu nie zbliżaj się do mnie.
Rudowłosa kobieta wyszła za nim z pokoju i przeszli do salonu. Loki zerwał jednym skinieniem dłoni folię ze wszystkich okien, ale zanim Kasandra zdążyła zaprotestować, w miejscach wybitych szyb uformowała się cienka membrana z zielonej mgiełki.
– Jeszcze tu jesteś? Powiedziałem już, że nie mam ochoty na twoje towarzystwo... – Mężczyzna skrzywił się teatralnie, siadając na miękkiej sofie.
– Ale...
– Żadnego „ale". Wypad, zanim się zdenerwuję – warknął, a Kasandra, chociaż zdobyła doświadczenie przy próbach zapanowania nad humorkami córki, pobladła i ulotniła się z pomieszczenia. Loki westchnął zadowolony z siebie i położył się w miarę wygodnie na kanapie.
***
Astrid obudziła się we własnym łóżku, szczelnie owinięta kocem pełniącym funkcję narzuty. Wyplątała się z materiału i z trudem zwlekła się z posłania. W łazienkowym lustrze zobaczyła zaspaną wersję siebie z rozmazanym makijażem w stylu pandy. Dokładnie umyła twarz, rozczesała długie prawie do pasa włosy i związała je w wysoki kucyk. Zastanawiała się, co było tylko dziełem jej umysłu, a co wydarzyło się w rzeczywistości. Głód, pragnienie i zesztywniałe mięśnie dały o sobie znać. Syknęła z bólu i z powrotem zakopała się w miękkiej pościeli. Już prawie zasypiała, ignorując pustkę w żołądku, kiedy kołdra została z niej brutalnie zerwana i odleciała na drugi koniec pokoju.
– Koniec spania. Szoruj na dół, wypij kawę, zjedz coś i wróć tu. Jeśli nie ruszysz się w ciągu pięciu sekund, obleję cię lodowatą wodą i będziesz musiała sama kombinować, jak wysuszyć łóżko i pościel... – zagroził zimny głos. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i z prędkością światła znalazła się w kuchni, u boku rodzicielki, która właśnie nakładała warzywa na talerze.
– Mamo, on mi grozi – poskarżyła się żałośnie.
– Witam w moim świecie, skarbie – odpowiedziała Kasandra, posyłając córce złośliwy uśmiech. Dziewczyna zapowietrzyła się z oburzenia. – Siadaj i jedz.
– Nie musimy czekać na jego wysokość? – zapytała zdziwiona dziewczyna, ale zaczęła pochłaniać posiłek.
– Zjadł wcześniej.
– Zadomowił się – stwierdziła dziewczyna z pełnymi ustami. Matka nawet nie miała siły zwracać jej uwagi na zachowanie. Postawiła przed nią duży kubek z kawą. – Och, mamo... Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
– Jestem pewna, że w normalnych okolicznościach byłby to fatalny pomysł, ale kazał. – Kasandra skrzywiła się teatralnie, a Astrid ostrożnie upiła pierwszy łyk smolistego płynu.
– Ble... Niedobre! – Sięgnęła po cukier i wsypała cztery łyżeczki. Po chwili zastanowienia dolała także mleka. Wzdychając cierpiętniczo, wypiła wszystko. – I co teraz? Rozmawiałaś z nim? Jak znalazłam się w łóżku? Dlaczego tak brutalnie mnie z niego wykopał? Skąd wiedziałaś, kiedy wstanę i że będę głodna? Gdzie się podział Loki?
– Wiedziałam, że kofeinowy efekt placebo włączy twój słowotok... – powiedziała do siebie niepocieszona Kasandra i usiadła naprzeciwko nastolatki, której chwilowo wydawało się, że może usłyszeć trzepot skrzydeł motyla. Poczekała cierpliwie, aż emocje córki opadły do znośnego poziomu. – Już lepiej? Właśnie dlatego nie pozwalam ci pić kawy... Skup się, Astrid! Do końca miesiąca zostajesz w domu. Na jego polecenie.
– Och... Ale dlaczego?
– Nie wiem, boję się pytać, bo morduje mnie spojrzeniem za każdym razem, jak powiem coś, co mu się nie podoba.
– Przesadzasz – zbagatelizowała dziewczyna.
– Nie przesadzam. Ciebie lubi, ale mnie nie znosi. Powiedział mi to.
– No cóż... Gorzej by tylko było, gdyby zamieszkał z nami, nie? – zaśmiała się dziewczyna, ale mina jej zrzedła na widok wyrazu twarzy matki. – No way! Are you fucking kidding me?!
– Zostałam pozbawiona czasowo gabinetu, do końca miesiąca, na rzecz boga kłamstw. Gratulacje, Astrid... – sarknęła kobieta. Dziewczyna upuściła kubek. – Inne rewelacje pewnie przekaże ci osobiście. A teraz biegnij do swojego mentora. Zostaw ten kubek, sama posprzątam.
Nastolatka niepewnie skinęła głową i ostrożnie wstała z wysokiego stołka. Udało jej się nie wdepnąć w potłuczoną porcelanę. Niepewnie wspięła się po schodach i rozejrzała się po przestrzeni, którą sama dokładnie zaplanowała – w części, która służyła jej za pracownię, nadal panował kontrolowany chaos, w części wypoczynkowej poduszki były porozrzucane, a zwinięty koc leżał na sofie, zaś w aneksie kuchennym na blacie stał kieliszek i rozpoczęta butelka wina. Drzwi do jej sypialni uchyliły się z upiornym skrzypnięciem. Nigdy wcześniej nie skrzypiały..., pomyślała, ale popchnęła je mocniej i weszła do pomieszczenia.
Loki stał przed jedną ze szklanych ścian, pozornie był całkowicie spokojny, ale Astrid zauważyła charakterystyczne napięcie mięśni. Był ubrany w zwyczajne współczesne ubrania – czarne jeansy i czarny dopasowany t-shirt. Wilgotne włosy zostawił do swobodnego wyschnięcia. Dziewczyna musiała przyznać, że obiektywnie był bardzo przystojny.
– W końcu! Jak długo można jeść? – warknął, obracając się gwałtownie w jej stronę.
– Wystąpiły działania niepożądane kawy – zażartowała, próbując rozluźnić atmosferę. Mężczyzna przewrócił jedynie oczyma i usiadł na dywanie krzyżując nogi w kostkach.
– Co tak sterczysz? Siadaj! Będziemy medytować.
– Nie potrafię medytować – powiedziała, ale posłusznie usiadła naprzeciwko Kłamcy w tej samej pozycji. – To jest nudne i moje myśli mnie przytłaczają.
– A mnie moje myśli przytłaczają teraz. I jeśli się nie zamkniesz i nie zaczniesz słuchać, to marny twój koniec...
– A było tak miło bez gróźb bolesnej śmierci... – westchnęła Astrid. Widocznie rozdrażniony bożek machnął bladą dłonią, mamrocząc zaklęcie pod nosem. Nastolatka chciała znowu sobie z niego zażartować, ale odkryła, że jej głos zniknął. Niemo otwarła i zamknęła kilka razy usta, i spojrzała załzawionym wzrokiem na boga psot, który uśmiechnął się lekko.
– Znaczenie lepiej. I chyba nawet stałaś się ładniejsza bez tego irytującego sopranu. A teraz słuchaj. Nauczę cię medytować. Jak nie przestaniesz w tej chwili przewracać oczami, to ci je wydłubię! No, teraz le... co robisz miny?! Zaraz szału dostanę... Chyba już wiem, co moja matka przechodziła ze mną... – Załamany zielonooki ukrył twarz w dłoniach, ale zaraz się opanował. Astrid też postarała się przybrać jak najbardziej neutralny wyraz twarzy. – Medytacja ma służyć uspokojeniu gonitwy myśli, zrozumieniu emocji i ich przyczyny, a w naszym przypadku, również zwiększeniu kontroli nad mocą i otwarciu umysłu. W twoim przypadku na początku jest wyciszenie myśli. Zamykasz oczy i skupiasz się na oddechu, na swoim ciele, w jakiej pozycji jesteś. To ci pomoże, obiecuję. – Zielone spojrzenie mężczyzny wwierciło się w równie zielone oczy nastolatki. – Wiem, że nie wytrzymasz za długo, szybko się zmęczysz. Narysuj coś dopóki ja nie skończę. Wtedy oddam ci głos. – Powiedział, a dziewczyna skinęła głową na znak zgody. Oboje pogrążyli się we własnych umysłach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top