3.
Poczuła, jak środek ciężkości ciała przesunął się w dół, ku stopom, oczy oślepiło jasne, kolorowe światło i oderwała się od ziemi; pęd powietrza wepchnął jej krzyk z powrotem do gardła. Nagle zdezorientowana zatoczyła się, robiąc kilka kroków, upadła na kolana, a jej twarz zaliczyła bliskie spotkanie z błyszczącą, złotą posadzką. Dysząc ciężko, przewróciła się na plecy i wlepiła spojrzenie w złotą kopułę, która stopniowo przestawała wirować.
– Gdzie ja, kurwa, jestem? – zapytała sama siebie. Odpowiedź przyszła nieoczekiwana, ale jednocześnie miała sens.
– W Asgardzie – powiedział wysoki, czarnoskóry mężczyzna, o hipnotyzujących złotych oczach. – Jestem Heimdall, strażnik Bifrostu. – Wyciągnął do niej dłoń i pomógł wstać na drżące nogi.
– O kurwa – podsumowała Astrid, spoglądając na tęczowy most w kierunku miasta. Strażnik stanął obok niej, przygotowany do łapania jej w razie potrzeby. – Nic nie rozumiem... Jak to się stało? – Dziewczyną wstrząsnął dreszcz i poczuła dziwne mrowienie w całym ciele.
– Usłyszałem wołanie, więc otworzyłem Bifrost.
– Myślałam, że żeby... – Zachwiała się, a Heimdall poprowadził ją do schodów, na których ciężko usiadła. Spojrzała na swoje dłonie.
– Proszę – powiedział i podał jej złoty kielich z winem, który wypiła cały na raz. – Postaram się wszystko wyjaśnić, ale pewnych kwestii jeszcze sam nie rozumiem. Jak ci na imię?
– Astrid. Nazywam się Astrid Hoffman, mam szesnaście lat, chodzę do prywatnego liceum i mieszkam z mamą w Katowicach. – Spojrzała na mężczyznę z nadzieją. – Może mi pan wyjaśnić, jakim cudem znalazłam się w Asgardzie? Oczywiście, jeśli to nie są wytwory mojej wyobraźni... – wyszeptała zmartwiona rudowłosa.
– Mieszkasz tylko z matką? A ojciec?
– Nie znam go. Przez lata mama mi mówiła, że jest Norwegiem, ale przedstawił jej się fałszywym nazwiskiem. Dzisiaj, podczas kłótni powiedziała mi, że twierdził, że pochodzi z Asgardu, więc...
– Zawołałaś, a ja usłyszałem – dokończył Heimdall. – Już rozumiem.
– Tak? – w głosie nastolatki pobrzmiewała krucha nadzieja.
– Twój ojciec faktycznie pochodzi z Asgardu. Inaczej bym cię nie usłyszał, a ty nie dałabyś rady sama podróżować Bifrostem.
– A-aha...
– Ponadto musi być potężnym magiem. – Astrid rzuciła mężczyźnie nic nierozumiejące spojrzenie. – Twoje dłonie. Gromadzi się na nich poświata.
– O nie, nie, nie! To nie może się znowu wydarzyć! – jęknęła zrozpaczona. – Ja nie chcę, boję się!
– Spokojnie, tylko spokojnie. – Heimdall chwycił ją za ręce i uścisnął je mocno. – Musisz nauczyć się nad tym panować.
– Całe życie próbuję, ale ostatnio nic nie pomaga. – Naturalnie blada twarz dziewczyny stała się kredowobiała ze strachu.
– Za mało używasz mocy, więc szuka innej drogi ujścia z twojego ciała.
– Za mało? Ja...
– Nie używasz jej wcale, prawda? – Tym razem to mężczyzna zbladł, a jego oczy otwarły się szeroko z przerażenia.
– Nie mam pojęcia jak, moja mama też. Nikomu nie powiedziałyśmy, bo nie chciałyśmy, żeby mnie gdzieś zamknęli i robili na mnie eksperymenty.
Zapanowała cisza. Heimdall myślał nad rozwiązaniem problemu Astrid, a ona próbowała przyswoić wszystkie rewelacje, które właśnie zostały jej zaserwowane. Wstała i wyszła na Bifrost; zżerała ją ciekawość jak to jest stać na czymś, co tak bardzo przypomina tęczę i skrzydła motyla. Schyliła się i ostrożnie dotknęła powierzchni dłonią. Była zimna, gładka, jednocześnie płynna i twarda, cały czas mieniła się metalicznymi kolorami. Wyprostowała się i spojrzała na miasto. Wyglądało, jakby w całości zostało odlane ze złota.
– Ten budynek o dziwnym kształcie? – zapytała, wskazując ręką. – Co to?
– Pałac Odyna – odpowiedział strażnik. – Wiem już, jak można rozwiązać twój problem, Astrid.
– Jak, proszę pana? – poekscytowana dziewczyna aż podskoczyła z radości. – Ma już pan sposób, by jakoś zablokować na stałe tę moc? Albo ją jakoś ze mnie wyciągnąć?
– Nie – odpowiedział, a dziewczyna zmarkotniała. – Musisz nauczyć się z niej korzystać, wypracować własne ścieżki jej wykorzystywania w życiu. Musisz mieć nauczyciela.
– O nie! Jakaś magiczna szkoła? I pewnie trafię do klasy z małymi dziećmi, które i tak potrafią więcej ode mnie. Nie ma mowy! – krzyknęła i założyła ręce na piersi. – Nie ma pan innego sposobu?
– Nie ma czegoś takiego jak magiczna szkoła – tłumaczył spokojnie Heimdall. – Może ci się to wydać trochę dziwne, ale oprócz rodu królewskiego, arystokracji i kilku uczonych, zwykli Asgardczycy nie różnią się aż tak bardzo od Midgardczyków.
– Trochę trudno w to uwierzyć. Mitologia nordycka twierdzi, że jesteście bogami. Tak samo o sobie mówią Thor, bóg piorunów i Loki, bóg kłamstwa i podstępu – zauważyła z przekąsem rudowłosa. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.
– Jesteś dosyć nerwowa, ale sądzę, że dogadasz się ze swoim nauczycielem.
– To idziemy? – zapytała dziarsko, maskując drżenie głosu pewną siebie postawą ciała. – Chciałabym mieć to jak najszybciej z głowy – powiedziała głośno, a ciszej dodała: – Pewnie i tak mnie wyleje na zbity pysk po godzinie...
– Nie dzisiaj. Na jutro przygotuję dla ciebie wszystkie potrzebne wskazówki, mapę, odzienie i pieniądze. Teraz musisz wracać do matki, bo pewnie się martwi.
– Pewnie tak... – mruknęła dziewczyna i oderwała oczy od cudownego widoku na złote miasto. – Czyli jutro mam zawołać, tak?
– Tak – odpowiedział Heimdall i uśmiechnął się ciepło do dziewczyny.
– W sumie... dlaczego, pan mi pomaga? – zapytała, zatrzymując się krok przed portalem.
– A dlaczego ty mi ufasz, Astrid? – odpowiedział pytaniem na pytanie, na co kąciki ust dziewczyny lekko się uniosły.
– Bo czuję, że powinnam. Tak mi podpowiada intuicja.
– Więc nigdy jej nie ignoruj. Intuicja maga to potężna siła.
– Do zobaczenia jutro, panie Heimdallu. – Pomachała do strażnika i wkroczyła do portalu. Tym razem wiedziała, czego się mniej więcej spodziewać. Wylądowała w klasycznej pozie superbohatera.
– Wróciłaś, Astrid... – wyszeptała zapłakana kobieta.
– Tak, mamo. Wróciłam. I chyba już... – nie dokończyła, zemdlała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top