14.


– Dzień leci za dniem w chorej rutynie... – Smętnie westchnęła nastolatka i zgasiła niedopałek w pełnej popielniczce.

– To był cholernie prawdziwe, głębokie, patetyczne i...

– Nie kończ – przerwała ostrzegawczym tonem i otworzyła podręcznik z biologii. Loki westchnął i odpalił laptopa, by zająć się kolejną sprawą. – Hm, dyrektor pewnie wysłał ci widomość z prośbą o spotkanie w sprawie mojej nieobecności i aktualnego zachowania na lekcjach.

– Dlaczego? Przecież byłem u wychowawcy i wyjaśniłem, że mieliśmy trudną sytuację rodzinną. – Mężczyzna uniósł brew, a jego głos wprost ociekał ironią.

– Nawet mi nie przypominaj o Asgardzie, mam wakacje i chcę się zrelaksować – odwarknęła w odpowiedzi. Przerzuciła kilka kartek w książce i znalazła temat, którego miała się nauczyć.

– Liceum to idealne wakacje – skomentował zielonooki i szybko sprawdził pocztę. Westchnął mimowolnie, widząc, ile zwykłych spraw śmiertelników zaniedbał.

– Zamknij się, boże ironii. To mnie serio relaksuje. – Zapadła między nimi cisza przerywana jedynie stukaniem w klawiaturę i szelestem kartek. Kłamca musiał przyznać córce rację. Zwykła praca faktycznie była niezwykle relaksująca po asgardzkim młynie.

W pewnym momencie myśli same odpłynęły i Loki przyłapał się na tym, że jednocześnie pisał mowę końcową w sprawie o potrójne zabójstwo oraz tworzył czarne scenariusze na temat przyszłości i Thanosa. Stawiając ostatnią kropkę w swojej mowie, zajął się całkowicie sprawą Szalonego Tytana. Powrócił do mało przyjemnego okresu w swoim życiu, kiedy to znajdował się pod kontrolą jednego z Kamieni. Nigdy tego nie powiedział Avengersom, ale to oni pomogli mu wyrwać się spod mocy, która więziła jego umysł. Wzdrygnął się teatralnie, gdy dotarło do niego, jak bardzo sentymentalny się zrobił. Cóż, tak właśnie wpływało na niego posiadanie dziecka.

– Masz głupią minę. Myślisz o rodzinie, prawda? – zapytała cicho Astrid, wyciągając ponad stołem dłoń. W pierwszej chwili Loki miał ochotę ją odtrącić i wyśmiać.

– Sprawiasz, że jestem słaby, As. To niebezpieczne dla mnie, dla ciebie, dla całego wszechświata. – Nie odepchnął dziewczyny bezpośrednio, przynajmniej nie fizycznie, ale nie przyjął równocześnie jej wsparcia. Nastolatka wzruszyła ramionami przyzwyczajona do takiego zachowania ze strony pozornie dojrzałego i dorosłego mężczyzny.

– Jak sobie chcesz, ale nie wypłakuj się mamie, bo ona niewiele rozumie, ale wszystkim się przejmuje. Widziałeś ostatnio jej obrazy?

– Widziałem. – Przytaknął mężczyzna i strzelił karkiem. – Zabranie jej na Ostatnią rodzinę było jednak błędem. Teraz cały czas inspiruje się Beksińskim i tęsknie za jej cukierkowo-tandetnym okresem.

– Szara eminencja wszechświata tęskni za kiczem? – Rudowłosa zaniosła się śmiechem, aż w oczach stanęły jej łzy rozbawienia. Bożek chaosu spojrzał na nią spode łba i zacisnął gniewnie zęby.

– To nie ciebie budzi w środku nocy, bo ma napad weny i potrzebuje modela i słuchacza w jednej osobie – burknął niezadowolony, zakładając ramiona jak obrażony pięciolatek. – Przy okazji odkryła swoje nowe powołanie zgodne z jej imieniem.

– O, jakież to? – Nastolatka była żywo zainteresowana, co wpędzało jej ojca w stan przypominający pełną akceptacji rezygnację.

– Kasandra wygłasza przepowiednie, że wszyscy zginiemy – oznajmił uroczyście, a Astrid po raz kolejny tego dnia ryknęła śmiechem.

– O rany! Ale komedia! Zasługujemy na Oscara i Złotą Malinę równocześnie – wydusiła z siebie, zbierając się z podłogi, na którą spadła. Kłamca nie podzielał jej dzikiej uciechy i radości, ale nawet on musiał przyznać, że nakręcenie filmu o ich chorej rodzinie mogłoby być niesamowitym sukcesem lub spektakularną klapą.

– Ale niestety ma rację, jeśli nie uda nam się powstrzymać Thanosa – przypomniał jej, na co natychmiastowo spoważniała i się spięła gotowa do walki.

– Musimy dać radę, tato. Dla mamy, dla Olgi i dla wszystkich innych idiotów, którzy nic nie wiedzą o zagrożeniu.

– Zamknij się. To jest dołujące – warknął, zamknął swojego laptop, już miał wstawać i wychodzić, kiedy do pokoju nagle wpadła roztrzęsiona Kasandra i włączyła na telewizorze kanał informacyjny.

– Virginia „Pepper" Potts zginęła w wypadku na międzystanowej autostradzie. Była prezesem Stark Industries i prawą ręką Tony'ego Starka, znanego również jako Iron Man, dowódcy grupy superbohaterów Avengers. – Reporterka stała w strugach deszczu, a za nią było widać wrak samochodu. – Sprawą zajęły się już odpowiednie służby oraz eksperci ze Stark Industries. Policja podejrzewa usterkę techniczną, jednak eksperci z koncernu Starka zaprzeczają i sugerują, że Pepper Potts padła ofiarą zamachu.

W pokoju zapadła cisza, kiedy Kłamca wyciszył urządzenie. Spojrzał niepewnie na kobietę, która nadal cała się trzęsła i ze łzami w oczach wpatrywała się w ekran. Nie wiedział, jak zareagować, ale wyręczyła go Astrid, która przytuliła do siebie niższą kobietę.

– Spokojnie, mamo, nie płacz już. – Proste banały szeptane do ucha pomogły Kasandrze się uspokoić. Odkleiła się od córki i przykleiła się do męża, który pozornie pewnym ruchem przygarnął ją do siebie, ale wewnętrznie panikował, że nie wie, co robić. Automatycznie nawiązał umysłowe połączenie i przelał poczucie spokoju na kobietę. Odetchnął, kiedy uścisk się poluzował, a łzy przestały płynąć.

– Czuję się winna – wyszeptała Kasandra, a bożek i nastolatka spojrzeli na nią zdumieni.

– Przecież nie miałaś nic wspólnego z wypadkiem panny Potts. – Zaprotestował Loki, marszcząc brwi. – No chyba, że podprowadziłaś As Kamień Przestrzeni, teleportowałaś się sama do Stanów i uszkodziłaś samochód, czy w inny sposób doprowadziłaś do wypadku.

– Nie, nic z tych rzeczy! Ale miałam wizję... Loki, nie śmiej się! To prawda! Ja to serio widziałam! – Głos kobiety wchodził na coraz wyższe rejestry, a w oczach pojawiły się błyski szaleństwa. Oddech przyśpieszył, a dłonie nerwowo przeczesywały potargane włosy, dopóki Kłamca ich nie uruchomił.

– Spokojnie, Kassy. To, że jestem sceptykiem, oznacza tylko tyle, że musisz mnie przekonać, a nie histeryzować, rozumiesz? – Zielone oczy spojrzały głęboko w te błękitne. Kobieta raz jeszcze się uspokoiła i pozwoliła usadzić się w fotelu, owinąć kocem i z ulgą przyjęła środki uspokajające i ciepłą herbatę, które przywołała dla niej córka.

– Nie chciałeś się dać wcześniej przekonać! – oskarżyła go gwałtownie, na co Kłamca skrzywił się, przypominając sobie swoją lekceważącą postawę, którą prezentował przy każdej przepowiedni.

– Tak, moja wina – przyznał się, co uspokoiło rudowłosą. – Ale zrozum, że razem z As wróciliśmy właśnie z Asgardu i oboje mamy dosyć magii, dziwnych zjawisk i tego całego nadprzyrodzonego szajsu.

– Yup! – Wtrąciła się dziewczyna. – Nawet pokój posprzątałam metodami tradycyjnymi, a nie magicznymi. – Uwaga wywołała cień uśmiechu na twarzy Kasandry, ale szybko broda znów zaczęła się trząść.

– Właśnie, a ona nienawidzi sprzątać. Serio, zauważyłem zmianę, Kassy. Zmieniłaś styl, ale połączyłem to z twoją fascynacją Beksińskim. I do cholery jasnej! Co noc mnie budzisz, więc wiem o twoich koszmarach! – Cała trójka zamarła. Kłamcę dopiero wtedy olśniło. – To nie były dzikie napady weny, tylko koszmary, tak? Malowałaś je, a mi wmawiałaś, że to tylko jakaś cholerna wena?! To dlatego, jak nas nie było, to całe dnie spędzałaś z Olgą i wciągnęłyście się w dziwną odmianę hazardu? To dlatego zawsze coś łykasz przed snem i wcale nie masz ochoty na seks? – Zmęczony umysł Lokiego w końcu połączył kropki, a Kasandra kiwała głową. Kłamca wybuchł szaleńczym, histerycznym śmiechem. – Jestem ślepy! Od kiedy?

– Kilka dni przed koronacją As. Myślałam, że to stres – wyszeptała kobieta, wpatrując się w swój kubek. Nastolatka usiadła koło jej nóg, a bożek zaczął krążyć po pokoju, nadal szaleńczo chichocząc.

– Stres jest odpowiedzią ludzkości na wszystko!

– Tato... – mruknęła karcąco rudowłosa, ale nic więcej nie powiedziała. Wokół boga chaosu zaczął się formować prawdziwy chaos. Dziewczyną spięła się i w ostatniej chwili teleportowała siebie i matkę. – Przepraszam, mamo.

– To nic – zapewniła kobieta, przytulając lekko córkę. – Wracaj do niego i pomóż mu, żeby mógł pomóc mi.

Astrid skinęła głową i otworzyła portal.

***

Stała przed własnym domem i paliła. Sąsiadka posłała jej zgorszone spojrzenie, na co wzruszyła ramionami i pokazała jej środkowy palec. Starsza kobieta aż się zapowietrzyła z oburzenia, a nastolatka roześmiała się radośnie. Zgniotła niedopałek obcasem swoich botków i pewnym krokiem przeszła przez furtkę i otworzyła drzwi wejściowe. Jak gdyby nigdy nic zdjęła buty, kurtkę, odłożyła je na miejsce i przeszła do salonu, gdzie na stole już czekała na nią notatka.

Odstaw T, bo ci szkodzi. Do dziadka jeździmy tylko drogą przez most, druga trasa została zamknięta, pamiętaj. Wyjechałem w ważnej sprawie biznesowej, wrócę za kilka dni. Buziaki dla ciebie i mamy. Tata.

Sytuacja pogarszała się w zastraszającym tempie. Loki nigdy nie podpisywał się na swoich notatkach dla niej, a tym bardziej nie pisał niczego w stylu buziaków i nazywania Odyna dziadkiem. Mózg wrzucił wyższy bieg i doszła do wniosku, że dom jest obserwowany, a Kłamca został pochwycony przez Dzieci Thanosa. Czyli kicha, ale przynajmniej już mniej więcej wiedziała na czym stoi. Westchnęła i wymamrotała kilka przekleństw pod nosem, idąc do swojego pokoju, by szybko spakować kilka przydatnych drobiazgów. Pakowała właśnie księgi zaklęć do magicznie powiększonej torebki, kiedy zadzwonił jej telefon. Spięła się, ale natychmiast odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że dzwoni Olga.

– Jak się miewa wasza wysokość na wakacjach? – W tle było słychać muzykę i podniesione głosy i dopiero wtedy Astrid uświadomiła sobie absolutną ciszę panującą wokół niej.

– Jeszcze żyje, ale jest drama – odpowiedziała, dopychając jeszcze kilka zwykłych książek i zapinając zamek.

– Uuu... Opowiadaj! – Podekscytowany głos przyjaciółki dodał jej otuchy.

– A mogę do ciebie przyjść? Mój telefon jest pewnie na podsłuchu Tarczy, a nie mam ochoty dzielić się z agentami każdym szczegółem mojego życia.

– Jasne, kiedy chcesz – Olga entuzjastycznie odpowiedziała i przy okazji nakrzyczała na któregoś ze swoich braci. – Tylko daj mi kilka minut, to chociaż minimalnie ogarnę pokój. W sensie ciuchy dam do prania i wyniosę naczynia. – Rudowłosa zwizualizowała sobie prawdopodobny stan pokoju przyjaciółki i przyznała jej rację. Spojrzała na zegarek. – Okej. To będę za godzinę, ale zrób coś do jedzenia. Mama i tata wyjechali równocześnie, a ja nadal jestem katastrofą w kuchni.

– Mhm, jasne. Zostaniesz na noc?

– Zobaczymy jak rozwinie się sytuacja, ok?

– Ok. Do zobaczenia – pożegnała się brunetka i rozłączyła się. Rudowłosa rozpakowała swoją torbę i raz jeszcze ją spakowała, ale tym razem bez pośpiechu i spokojnie. Szybkimi zaklęciami uporządkowała i zabezpieczyła dom i wyszła na autobus.

Dzięki Oldze miała już doświadczenie w jeżdżeniu najdłuższą limuzyną w mieście, ale sprawdzanie rozkładu nadal momentami ją przerastało; szczególnie kiedy wybierała się nieznanym sobie kierunku. Na swoje szczęście drogę do domu przyjaciółki znała już bardzo dobrze. Jedynie zapomniała, że sobotni rozkład znacznie się różni od tego w dni robocze i spędziła urocze chwile, marznąc okrutnie w cienkiej skórzanej kurtce, przy okazji poznając historię życia pana Mieczysława, który zaledwie tydzień wcześniej pochował ukochaną ciocię Stasię, a tak przy okazji to chciał prosić księżniczkę złotą, najłaskawszą panienkę o złotóweczkę na bułkę. Tym razem rycerz Astrid przybył rozklekotanym Ikariusem, miał na oko pięćdziesiąt lat, dziesięć kilo nadwagi i sumiastego wąsa. Wdzięczna losowi za ratunek księżniczka wsiadła do powozu, a wiernego swego poddanego uraczyła soczystą wiązanką i opakowaniem batoników zbożowych, którymi miała zamiar się uraczyć podczas podróży. Głodna Protektorka Asgardu usadowiła się przy oknie, włożyła do uszu słuchawki i włączyła tryb „występuję w emo teledysku – nie przeszkadzać", jednakże jej spokój został zakłócony przez kontrolę biletową. Nieustraszony kanar nie bał się zaczepić mrocznej dziewoi, nawet pomimo jej nieprzystępnego spojrzenia. A bilet był jednym z elementów podróży, o którym jej wysokość prawie zawsze zapominała.

– Dobry wieczór, bilet do kontroli – zażądał nieustępliwy głos. Astrid westchnęła ciężko i zaczęła odstawiać całą szopkę z szukaniem biletu/portfela/karty ŚKUP w torbie (faktycznie) bez dna. Pantomimę udało jej się przeciągnąć do następnego przystanku i sprawnie uciekła stróżowi prawa, który machnął na nią ręką i zajął się innymi pasażerami. Resztę drogi pokonała pieszo, na szczęście miała do przejścia zaledwie dwa przystanki.

Kiedy tylko nacisnęła dzwonek, drzwi się otworzyły i z impetem została wciągnięta do środka i nadal w kurtce i butach usadzona przy stole w kuchni.

– As jest głodna, to jedzenie dla niej. Jeśli nie chcecie zginąć, to nie ruszajcie – Olga zagroziła braciom, którzy czaili się na przygotowane na szybko smakołyki. Bracia Stankiewicz jak jeden mąż na widok rudowłosej przyjaciółki siostry odsunęli się, ale nadal rzucali łakome spojrzenia.

– Wzruszające poświęcenie, Ola. Jesteś najlepsza, ale może nie rób ze mnie demona, co? – sarknęła dziewczyna, myjąc ręce w zlewie. Kurtkę, torbę i botki porzuciła na podłodze koło krzesła, które zostało jej przypisane.

– As, ty jesteś demonem, jeśli chodzi o jedzenie. I powiedziałaś, że twoi rodzice wyjechali, więc jeśli niczego nie zamówiłaś, to od obiadu pewnie nic nie jadałaś. – Brunetka spokojnie zabrała się za zrobienie herbaty, a rudowłosa łaskawie podzieliła się górą jedzenia z chłopakami.

– Niech ci Bóg w dzieciach wynagrodzi, dobra kobieto! – krzyknął na odchodne starszy i zniknęli w piwnicy, w której urządzili tak zwane męskie centrum dowodzenia.

– Ciekawe którego boga mieli na myśli... – mruknęła do siebie Astrid, a Olga jedynie przewróciła oczyma, siadając obok przyjaciółki.

– Doskonale wiesz, że chrześcijańskiego Boga, a nie kogoś z twojej rodziny, albo, co gorsza ciebie.

– Dzięki za wiarę... – odburknęła dziewczyna i zajęła się jedzeniem.

– Ależ nie ma za co! Jestem twoją pierwszą i jedyną kapłanką, ale nie wyznawczynią. Sorry, As. W ogóle jakby się nazywała twoja religia? Astridianizm? Astranizm? Astryzm?

– Zamknij się, Olga, i skup się lepiej na składaniu mi ofiary z jedzenia, jak przystało na dobrą kapłankę.

Zapadła między nimi cisza z rodzaju tych dobrych, jaka panuje pomiędzy przyjaciółmi. Zjadły spokojnie, Astrid wymieniła kilka płytkich uprzejmości z rodzicami brunetki i spokojnie zabarykadowały się w pokoju nastolatki.

– Okej. Teraz wyjaśnij, o czym nie chciałaś mówić ze względu na agentów Tarczy. Czy mam wyłączyć telefon i wszystkie urządzenia elektroniczne? – zapytała bardzo poważnie Olga, siadając na szarej kanapie. Astrid podeszła do biurka i zaczęła rozpakowywać swoją torbę. – As, twoje milczenie mnie przeraża...

– Myślę. Ile mogę ci powiedzieć i jak to przekazać. – W geście rezygnacji rozmasowała skronie i postawiła wszystko na jedną kartę. Rzuciła na pokój kilka zaklęć, zaczęła szybko mówić. – Cały wszechświat jest zagrożony, bo pewien kosmita ubzdurał sobie, że zlikwiduje przeludnienie i ubóstwo, zabijając połowę populacji wszystkich planet. Chce tego dokonać za pomocą tak zwanych Kamieni Nieskończoności, które są rozsiane po całym kosmosie i każdy ma inne właściwości. Ten kosmita pośrednio stoi za atakiem Lokiego na Nowy Jork, a teraz jego armia porwała mi ojca.

– Czyli punkt pierwszy to uratowanie zgra... – Astrid rzuciła karcące spojrzenie przyjaciółce, która spaliła cegłę. – Zgrabne uratowanie Lokiego z łap kosmity.

– Nie, to punkt drugi. Pierwszy to ukrycie Tesseractu żeby nie wpadł w ręce Szalonego Tytana. – Dziewczyna wyciągnęła spod bluzki wisiorek, w którym znajdował się Kamień Przestrzeni. – Tata kazał mi go ukryć, a ja już mam plan... – Na twarzy nastolatki pojawił się chytry uśmieszek, od którego Olga dostała dreszczy.

– Słucham, mistress of evil.

– Znasz zasadę, że najlepiej coś ukryć na widoku? – Rzuciła niedbale, a przyjaciółka ostrożnie przytaknęła. – Trochę ją zmodyfikujemy. Tesseract wygląda jak zwykły wisiorek, ale jak ktoś wie, czego szukać, to będzie wiedział, że to jeden z Kamieni. Ma charakterystyczną sygnaturę, ale znaleźliśmy zaklęcie, które ją zakłóca i zniekształca, więc to nie problem. No, ale do rzeczy. Stworzę dwa identyczne wisiorki i jeden będziesz nosić ty, drugi ja, a trzeci ukryjemy gdzieś w losowym miejscu wszechświata. – Astrid była dumna ze swojego planu, który zdążyła wymyślić w autobusie. Brunetka też musiała przyznać, że pomysł wydawał się sprytny na tyle, że trudny do przejrzenia. Zmarszczyła jednak brwi. – Co?

– Będziemy wiedzieć, który wisiorek jest który?

– Nie. – Gładko skłamała. – Nie będziemy też wiedzieć, gdzie wyląduje trzeci z wisiorków. To wszystko dla bezpieczeństwa. – Kolejna półprawda opuściła jej usta, a Olga nic nie podejrzewała.

– Dobrze, zgadzam się. Czyń swoją powinność! – zawołała melodramatycznie, a zielonooka tylko wzniosła oczy ku niebu. – Czy powinnam sobie pójść, jakoś pomóc, czy co?

– Hmm... Masz jakieś kolczyki, najlepiej srebrne, których nie będzie ci szkoda poświęcić? – Astrid zaczęła rozpisywać skomplikowane formuły, posiłkując się przyniesionymi z domu księgami, a Olga rzuciła się przeszukiwać szkatułki z biżuterią. Podsunęła przyjaciółce pod nos wybrane kolczyki, a ona je zaaprobowała cichym pomrukiem. Później dziewczyna czekała na czary, po drodze zaliczając drzemkę dla urody.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top