8.
Donatello odkąd wrócił do kanałów w ogóle nie odpoczywał. Przebywał w swoim laboratorium, chcąc dowiedzieć się czym jest owa substancja. Brał różne rzeczy i polewał je substancją, ale nic to nie zmieniało. Dopiero gdy wziął małą muszkę, ona zmutowała do większych rozmawiarów i zdobyła wiele różnych umiejętności. By pozbyć się muchy wziął swój Kij Bõ, którym zabił muchę. Gdy zrozumiał nareszcie do czego służy owa substancja z uśmiechem wybiegł do braci tym samym ich budząc.
— Chłopaki! Chłopaki wstawać szybko!
— Donnie, o co znowu chodzi? — zapytał zaspanym głosem Leo.
— Wiem do czego służy substancja! To mutagen!
— Możesz to powiedzieć po naszemu?! — wykrzyczał Raphael, który jak zwykle rano miał zepsuty humor. Donnie tylko przewrócił oczami i zaczął mówić.
— Mutagen to substancja, która potrafi z muchy zrobić super muchę! To właśnie dzięki tej cieczy jesteśmy tym, kim jesteśmy. Bardziej się wyjaśnić nie dało, żebyście zrozumieli, więc wszystko jasne?
— Tak.. teraz wszystko jest zrozumiałe tylko, że... skąd jest ta substancja?
— Nie mam pojęcia. Nie wydaję mi się, aby jakaś roślina na tej ziemii potrafiła dać taką substancję. To jest po prostu niemożliwe.
— A może to jest z tej wody na górze po której pływa wata cukrowa? — zapytał Mikey, który właśnie się obudził
— Jaka wo.. Mikey, ta woda na górze to niebo. I wiesz co... lepiej się już nie odzywaj i po prostu zrób nam coś na śniadanie.
Najmłodszy niechętnie wstał i udał się do kuchni. Podszedl do lodówki z której wyciągnął ser, sałatę, pieczarki, żelki, pepperoni i wiele innych składników dzięki której mógłby zrobić pizzę.
— Donnie co jeśli Mikey ma rację i ta substancja jest z kosmosu?
— Nie wydaję mi się aczkolwiek jest taka możliwość. Postaram się zbadać tą ciecz dokładniej, lecz teraz muszę położyć się spać bo zdaję mi się, że zaraz tutaj padnę na twarz.
— Dobrze, miłego spania — powiedzial Leonardo i poszedł do kuchni, w której Mikey robił śniadanie.
Po kilku godzinach, gdy wszyscy byli już wyspani i najedzeni, żółwie wyszły na powierzchnie, chcąc się jeszcze trochę porozglądać po okolicy. Kroczyli po dachach w ciszy. Ich uwagę przykuł pewien mężczyzna dziwnym zachowaniem. Żółwie postanowili go śledzić.
— Myślicie, że to ten potwór z mózgiem w środku?
— Nie Mikey, ten ewidentnie jest człowiekiem. Chociaż faktycznie dziwnie się zachowuje. Chodźcie, nie możemy go zgubić.
Bracia podążali wciąż za mężczyzną, dopóki nie wszedł do jakiegoś budynku. Żółwie postanowiły tam wejść. Cicho otworzyły drzwi i wkroczyli do środka. W pomieszczeniu byly wysieszone różne flagi, na których widniało logo Stopy. Chłopcy, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji dalej kroczyli przed siebie, dopóki nie natknęli się na ludzi, którzy natychmiast się na nich rzucili. Żółwie w obronie własnej wyciągnęli swoje bronie i zaczęli się z nimi bić. Leonardo wbił swoją katanę w brzuch jednego z człowieka, który upadł na ziemię. Raphael swoją broń wykorzystał do wbicia w głowę jednego z nich. Mikey i Donatello statali się unikać krwawych bitw, lecz Raphaelowi było wszystko obojętjne dlatego swoimi ostrzami Sai zabił tych wojowników.
— Chłopaki... my zwariowaliśmy! My zabiliśmy niewinnych ludzi! — krzyknął Leonardo gdy dotarło do niego co zrobił.
— Ciszej Leo, zreszta nie wiemy czy faktycznie są niewinni. Musimy iść zobaczyć co jest dalej.
Żółwie gwałtownie otworzyły ogromne drzwi, za którymi siedział przywódca Klanu Stopy. Shredder na ich widok natychmiast wstał z zajmowanego miejsca i podszedł bliżej do żółwi
— Kim wy jesteście?!
— Jesteśmy wojownikami Klanu Hamat...
— Mikey! — Krzyknęła jednocześnie cała trójka braci. Gdy do najmłodszego dotarło co zrobił schował się na Donnie'm.
— Klan Hamato? Czy wy.. jesteście uczniami Hamato Yoshi'ego?
Bracia niepewnie kiwneli głowami potwierdzając słowa przywódcy Klanu Stopy. Żółwie do tej pory nie zdawały sobie sprawy z tego, z kim mają do czynienia.
— Stopy! Xever i Bradford! Pojmać ich!
Z przed pokoju, w którym żółwie zabiły kilka podwładnych Shreddera zaczęły wychodzić wywołani. Wszyscy rzucili się na czwórkę braci, którzy próbowali uciec z rąk Shreddera. Żółwie dzielnie walczyli, broniąc się przed wrogiem i mimo ran jakie doznali chcieli ich pokonać.
Żółwie w pewnym momencie zauważyli, że wrogów jest coraz więcej dlatego postanowili się wycofać. Skakali przez podwładnych Shreddera i dopiero po kilku minutach uciekli z budynku. Czwórka uciekła na dach napotkanego bloku mieszkalnego i dopiero tam mogli się uspokoić.
— Chłopaki! Co to było?! — wykrzyczał Raphael ciągle dysząc, który mial wiele ran otwartych na ciele.
— A jak oni nas odnajdą?! — tym razem odezwał się Mikey. Z jego wargi i czoła spływały strużki krwi, ręce też nie wyglądały za dobrze.
— Uspokójmy się. On wspominał coś o Hamato Yoshi'm. Chodziło mu o mistrza Splintera. Musimy jak najszybciej wrócić do domu i dowiedzieć się o co mu chodziło.
Chłopcy bardzo ucierpieli podczas walki, dlatego postanowili, że do domu wrócą kanałem. Weszli do najbliższego kanału i zaczęli szukać drogi powrotnej do domu.
*
Kolejny rozdział pojawi się o 17!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top