5.
Żółwie siedziały na dachu jednych z wieżowców. Między nimi nadal panowała napięta atmosfera, a najbardziej między Leonardem i Raphaelem.
— Tutejsze miasto jest naprawdę piękne — wyszeptał Leonardo spoglądając na Nowy Jork z wieżowca.
— Donnie gdzie są te stwory o niebieskiej skó...
— Możesz wreszcie zamknąć morde?! — wydarł się zielonooki na brata. Raphael nie wytrzymał dłużej i po chwili rzucił się z rękami na najmłodszego z braci. Donnie i Leo szybko zareagowali odciągając Raphaela od Mickey'a.
— Raph, co w Ciebie wstąpiło?! — żółw z niebieską bandaną popchnął brata, który stracił równowagę i upadł.
— We mnie coś wstąpiło? — zapytał ironicznie zielonooki spoglądając na brata — To Ty jesteś przywódcą, to właśnie Ty teraz mnie zaatakowałeś!
— Ja zrobiłem to w obronie Mickey'ego, natomiast Ty rzuciłeś się na niego bez powodu. I właśnie to nas różni, więc łatwo możesz się domyśleć dlaczego ja zostałem przywódcą, Raph.
— Czyli chcesz powiedzieć, że..
— Uspokójcie się wreszcie! — krzyknął Donatello uspakajając braci. — Nadszedł dzień, w którym możemy zobaczyć pierwszy raz powierzchnie ziemi, a wy musicie go zniszczyć!
Donnie nie czekając na odpowiedzi braci, odwrócił się tym samym odchodząc od nich. Leonardo i Raphael spoglądali na siebie ze złością. Bracia chcieli ponownie skoczyć sobie do gardeł, lecz przerwał im najmłodszy z braci.
— Donnie długo czekał na dzień, w którym wyjdziemy na ziemie, a wy go faktycznie zniszczyliście... — powiedział prawie szeptem Michelangelo, a następnie pobiegł w stronę brata. Pozostała dwójka słyszała jedynie jak Mickey krzyczy na brązowookiego, żeby się zatrzymał.
— Donnie? Wszystko w porządku? — zadał pytanie, gdy odnalazł Donnatella, spoglądającego na jedną z ulic miasta.
— Tak, jest okey. Po prostu.. oglądam ludzi. Chcę wiedzieć o nich jak najwięcej.
— Na kogo dokładnie patrzysz? — dociekał uśmiechnięty od ucha do ucha najmłodszy z braci.
— Na tą rudowłosą dziewczynę. Widzisz ją? — wskazał palcem na kobietę podążającą - prawdopodobnie - do swojego domu. Donnie, widząc jak Michelangelo nadal nie wie o kogo chodzi złapał go za głowę i nakierował na dziewczynę.
— A teraz widzę! Ej! Spójrz tam! Jacyś mężczyźni biegną za ta dziewczyną! — wykrzyczał Mickey wskazując na dwóch mężczyzn z bronią.
— Czekaj.. co?! Musimy jej pomóc!
Bracia rzucili się w pościg za mężczyznami - oczywiście biegli po dachach, aby ludzie ich nie zauważyli. Gdy dziewczyna skręciła w ślepy zaułek, a mężczyźni razem z nią, żółwie rzuciły się na nich. Nieznajomi zachowywali się dosyć dziwnie. Mówili dziwnym głosem. Oraz rozmowę rozpoczynali od słowa "Kraang".
— Mickey uważaj! — krzyknął Donnie widząc jak pojawia sie kolejny mężczyzna za plecami brata. Żółwie pokonali dziwne stwory, z których wyskoczył najprawdopodobniej wielki mózg.
— Hej dziewczyno! — powiedział radośnie najmłodszy z braci do wystraszonej i roztrzęsionej rudowłosej kobiety.
— Mickey! Odsuń się, nie widzisz, że ona się boi? — powiedział Donnie popychając przy tym brata. Brązowooki ze szczerym uśmiechem spojrzał na dziewczynę i dopiero teraz dostrzegł jej piękno.
— Czeeść... jessteeem Ddonn...
— Donnie! Mickey! Gdzie wy się szlajacie?! — wykrzczał Leonardo, widząc swoich braci. — Co tu się stało? Co to za roboty i.. dziewczyna?! Mieliśmy się nikomu nie pokazywać, zapomniałeś?!
— Zaczekaj ja Ci wyjaśnię wszystko!
— Jak się nazywasz? — zwrócił się Michelangelo do dziewczyny.
— April — wydukała z siebie i nadal wystraszona czekała na odpowiedź żółwi.
— Ja jestem Mickey. A ten wiecznie wkurzony to Raph, poważny to Leo, a ten wysoki to.. — zaczął wymieniać i wskazywał na odpowiednich braci dopóki Donnie mu nie przerwał.
— Sam się przedstawię głąbie! — wydarł się na brata i spojrzał się na April. — Ja jestem Donatello, ale mówią na mnie Donnie.
— Eh.. Halo? Mogę wiedzieć co się stało? — zapytał zniecierpliwiony Leonardo.
— Ahh no tak.. Już Ci mówię, lecz może najpierw weźmiemy April do siebie? Tak żeby nas trochę poznała?
— Nie możemy tak.. — zaczął Leonardo.
— Tak to jest świetny pomysł! Chodź April! — wykrzyczał najmłodszy z braci i złapał za rękę dziewczynę, ciągnąc ją do swojego domu.
Leonardo, Raphael i Donatello pokiwali tylko głowy z bezsilności, a potem zaczeli wracać spokojnym krokiem do kanału. W międzyczasie słuchali Donnie'go co zastali przed kilkoma minutami. Można powiedzieć, że żółwie od tamtejszej nocy już wiedzieli, że to spotkanie z dziwnymi stworami nie było ich ostatnim...
Teraźniejszość
Anthony odłożył księgę na swoje miejsce i spojrzał na telefon. Dostrzegł, że kiedy czytał musiała mu przyjść wiadomość, a on tego nie zauważył. Szybko ją odtworzył i lekko przeraził się treści wiadomości, gdyż było to zdjęcie grobu. Niestety nie mógł zobaczyć co jest napisane na grobie, ponieważ wszystko było rozmazane. Mógł się tylko domyślać, że grób jest bardzo stary. Był pokryry różnymi mchami, mial wiele pęknięć, lecz zdziwiło go pewie szczegół. Na grobie leżały kwiaty, które wyglądały na bardzo zadbane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top