4.

— Kogo my tu mamy? Czyżby nasz Anthony? — jęknął ironiczne jeden z prześladowców blondyna. Chłopiec, chcąc go zignorować przyśpieszył kroku.

Prześladowca nie odpuszczał i poszedł za nim. Śledził go dopóki Anthony nie wrócił do swojego domu. Gdy ten wszedł so mieszkania, prześladowca oddalił się i udał się w swoją stronę.

Zmęczony blondyn, wróciwszy z treningu rzucił się na łóżko po drodze wyciągając księgę. Otworzył na czterdziestej drugiej stronie i zaczął czytać.

125 lat wcześniej...

Żółwie trenowały pod okiem swojego ojca. Dzisiaj mijały piętnaste urodziny jego synów, dlatego chciał im oświadczyć bardzo ważną rzecz. Gdy mutanty, upadły na podłogę ze zmęczenia, szczur wstał z podłoża i rzekł do nich.

— Drogie dzieci, gdy odpoczniecie, chcę was widzieć w kuchni — powiedział krótko i odszedł w swoją stronę. Żółwie słysząc jego słowa spojrzały na siebie, a następnie wstały z podłogi. Rzucili na siebie porozumiewawcze spojrzenia i udali się do pomieszczenia, w którym Splinter miał im ogłosić pewną rzecz.

Szczur lekko zdziwiony tak szybkim przybyciem synów nakazał im usiąść, a sam udał się do lodówki wyciągając z niej tort.

— Moi synowie. Dzisiaj kończycie piętnaście lat.

— I co w związku z tym? — przerwał Mickey patrząc ze smakiem na tort przygotowany przez Splintera. Raph bardzo się z tego powodu zdenerwował dlatego uderzył brata z otwartej ręki w głowę. Szczur westchnął na zaistniałą sytuację i kontynuował.

— Jak mówiłem - dzisiaj kończycie piętnaście lat dlatego więc postanowiłem wam podarować prezent, o który bardzo mnie męczycie.

— Nowy komputer? — zapytał uśmiechnięty Donnie.

— Przyjaciel dla Spike'a? — dociekał rozweselony Raph spoglądając na swoje zwierzątko.

— Nie, drogie dzieci. Od dawna zadawaliście mi pytanie jak wygląda życie poza kanałem, czyż nie?

— Niemożliwe... — powiedział szeptem Leonardo spoglądając na Splintera. — Naprawdę nam pozwalasz?

— Oczywiście.

— Dziękujemy sensei! — wykrzyczała jednocześnie cała czwórka przytulając się do szczura.

— Kiedy możemy wyjść? — przejął głos Donatello.

— Hm.. najpierw zjedzcie tort, a potem porozmawiamy na temat wyjścia. Smacznego drodzy synowie — powiedział i wyszedł z pomieszczenia zostawiając żółwie same.

— Jak myślicie, co chce nam powiedzieć Splinter? — zadał pytanie Raph, nakładając na swój talerz kawałek tortu.

— Oh.. pewnie znowu będzie mówił jaki to świat jest zły — przewrócił oczami najstarszy z braci.

— Dlaczego Splinter pozwala nam dopiero teraz opuścić dom? A co jeśli na ziemii istnieją jakieś niebieskie stwory które...

— Mickey! Możesz wreszcie się przymknąć?! — wykrzyczał zielonooki i uderzył najmłodszego po głowie.

— Eh Mickey, na ziemii nie istnieją niebieskie stwory, tylko ludzie. O różnych rasach typu..

— Ty też?! Możecie się wreszcie przymknąć?! — wydarł się Raph wstając od stołu i wyszedł  z kuchni. Bracia spojrzeli na siebie smutnym wzrokiem.

— Nawet tortu nie zjadł, a Splinter tak się trudził — jęknął zirytowany Mickey.

*

— Dzieci — zaczął swoją wypowiedź Splinter. — zanim wyjdziecie z kanałów na powierzchnie, chciałbym wam powiedzieć, że na zewnątrz mogą was spotkać niebezpieczeństwa. Natomiast wy, macie trzymać się w cieniu. Nikt was nie może poznać. Nikt was nie może zobaczyć, zrozumiano?

— Tak jest sensei! — krzykneli wszyscy jednocześnie.

— Możemy już wyjść? — zapytał zniecierpliwiony najmłodszy z braci.

— Jeszcze nie. Otóż chciałbym jeszcze wybrać jednego z was na przywódcę...

— Mógłbym nim zostać? — zerwał się na równe nogi Michelangelo tym samym przerywając ojcu wypowiedź.

— Pf.. Tak ty dowódcą — prychnął Raph. — Sensei wiadome jest, że ja się najbardziej nadaję na przywódcę.

— Ty? Wiadomo, że zostanę nim ja! Jestem. najmądrzejszy z was!

I tak właśnie zaczęła się kłótnia, w której uczestniczyli Michelangelo, Donatello i Raphael. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli jakie to może być trudne wyzwanie zostając przywódcą.

— Spokój! — krzyknął zirytowany Splinter, widząc jak ta kłótnia do niczego nie dojdzie — Długo się nad tym zastanawiałem, miałem pewne przypuszczenia, ale dzisiejszy dzień mnie upewnił, że przywódcą zostanie Leonardo.

— Co?! — Raphael spojrzał na Splintera, a następnie na uśmiechniętego Leonarda. — Przecież... to ja się lepiej biję od niego! To.. to jest logiczne, że ja się lepiej nadaję na dowodzenie!

— Raphaelu, z czasem na pewno zrozumiesz mój wybór, a teraz jesteście wolni. Możecie wyjść na powierzchnie, tylko wróćcie przed wschodem słońca — rzekł Splinter i poszedł w swoją stronę.

Cała czwórka udała się do wyjścia w ciszy. Raphael był obrażony na Leonarda natomiast Mickey i Donnie bali się odezwać.

*

To był ostatni rozdział, w którym tak skaczę z czasem. Ogólnie to rozdział jest niedokończony dlatego nie ma nic o naszym głównym bohaterze pod koniec 😃

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top