11.
Donatello siedział w swoim laboratorium. Dalej badał mutagen, wierząc, że dowie się z niego czegoś więcej.
Tymczasem Leonardo, Raphael i Michelangelo trenowali w Dojo.
— Raphael, mógłbym prosić Cię na chwilę? — Spytał Splinter, który tyle co wszedł do pokoju. Żółw w czerwonej bandanie przewrócił oczami i odłożył swoje ostrza Sai. Szybkim krokiem pokierował się za Ojcem.
— Co znowu zrobiłem? — dociekał Raph, obawiając się, że zaraz znowu dostanie upomnienie od swojego mistrza.
— A coś zrobiłeś? Raphaelu nie po to Cię odrywałem od treningu, żeby Cię karać. Chciałem Ciebie pochwalić.
Żółw niedowierzał w to co słyszy. Splinter na widok jego zdezorientowanej twarzy roześmiał się.
— Ale za co?
— Zmieniasz się na lepsze. Po tej akcji, w której rzuciłeś się na swojego starszego brata zachowujesz się lepiej. Mam nadzieję, że już tak zostanie.
— Oczywiście Sensei! Będę się starał! Obiecuję! — krzyknął z radości.
— To dobrze, a teraz idź wyciągnąć swojego brata z laboratorium. Całymi dniami tam siedzi.
Zielonooki kiwnął głową na znak zrozumienia. Poszedł do pokoju, w którym znajdował się Donnie.
— Siema Don. Co tam porabiasz?
— No proszę, pan wiecznie zdenerowany, dzisiaj ma świetny humor. Ciekawe ile to potrwa — rzucił nawet nie patrząc na brata, który po jego słowach chciał go zabić. Po chwili zerknął na niego i zauważył, że brat już jest zdenerwowany. — Widzę, że nawet pięciu minut. Ale to i tak rekord.
— Zaraz Cię..! — Raphael już chciał rzucić się na swojego brata, gdy nagle do pokoju wbiegła z uśmiechem na ustach April.
— Donnie tu jesteś! — krzyknęła rudowłosa, gdy zobaczyła żółwia z fioletową bandaną. — Cześć Raph, co robicie?
— Cześć. Dalej badam ten okropny mutagen, ale chyba już wszystko o nim wiem. Jednakże boję się, że coś pominę, a później to się odegra na nas w przyszłości — powiedział zrezygnowany brązowooki.
— A co o nim wiesz? — dociekał Raph.
— No to więc, pochodzi od Kraangów. Ludzie i zwierzęta przez niego mutują. Co najlepsze to często jest tak, że człowiek potrafi zmutować w zwierzę z jakim miało się ostatnio kontakt.
— To tyle? — spytała April.
— Niestety tak.
Trójka przyjaciół jeszcze chwilę rozmawiała dopóki do laboratorium nie przybył Michelangelo, ogłaszając, że mają teraz iść na patrol. April dzisiaj postanowiła go odpuścić i pozostała w kryjówce z mistrzem Splinterem, natomiast żółwie się z nimi pożegnali i wybiegli z domu na powierzchnie.
Chłopcy dotarli na jeden z dachów bloku mieszkalnego. Raphael kucał na krawędzi budynku, Donatello rozmyślał nad jakimś urządzeniem, Michelangelo jak zwykle się nudził, a Leonardo siedział oparty o ścianę*. Bracia nie odzywali się do siebie odkąd opuścili bazę. W ciszy zawsze im się lepiej siedziało.
Po kilkunastu minutach patrolowania miasta, Raphael ujrzał Kraangów.
— Chłopaki! Szybko!
— Co się dzieje Raph? — zapytał Leo. Wszyscy bracia stanęli obok niego i czekali na jego odpowiedź.
— Tam są Kraangowie!
Bracia spojrzeli na miejsce, które wskazywał Raphael. Kraangowie właśnie weszły do ciężarówki tym samym, znikając żółwiom z oczu.
— Nie możemy ich zgubić! — wykrzyczał Donatello. Chłopcy zaczęli biec po dachach, starając się nie zgubić auta.
Ciężarówka jechała bardzo długo, przez co żółwie były bardzo wykończone. Co chwilę musiały skakać z jednego dachu na drugi. Całe szczęście, maszyna zatrzymała się niedaleko nich. Mutanty w ciszy zeszły niżej, żeby przysłuchać się o czym rozmawiają kosmici.
— Kraang. Czy plan Kraanga idzie tak jak Arcy-Kraang chce, żeby szedł?
— Tak Kraang. Wszystko idzie zgodnie z planem zwanym Inwazją. Plan Kraanga w końcu dojdzie do skutku.
— Kraang. Mamy odpowiednią ilość mutagenu na zmutowanie planety zwaną ziemia?
— Jeszcze nie Kraang. Poza tym Wice Arcy-Kraang nie naprawił jeszcze maszyny zwanej Technodromu.
Po tych słowach żółwie się wyłączyli i patrzyli na kosmitów niedowierzającym wzrokiem. Gdy się otrząsnęli, rzucili się na Kraangów tym samym zabijając ich wszystkich. Otworzyli ciężarówkę, w której było więcej mutagenu.
— Czy ja dobrze zrozumiałem, że oni chcą zmutować naszą planetę?!
— Tak. Ale teraz mamy inny problem.
— No właśnie, co zrobimy zutagenem? Bierzemy do siebie? — zapytał Mikey.
— Mamy go i tak dużo, lecz nie pogardziłbym jeszcze trochę mutagenem — odpowiedział Donatello zbliżając się do ciężarówki, która po chwili cofnęła się w tył i odjechała prawie potrącając mutantów. Żółwie najwyraźniej nie zauważyli wojownika z klanu Stopy, który przedostał się do maszyny podczas ich bitwy.
— Nie możemy dopuścić, żeby zabrali nam ten mutagen! — krzyknął zielonooki.
— Raph, już jest za późno. Uciekli nam. Nawet nie wiemy, gdzie pojechali.
— Gdybyś zareagował wcześniej i dał rozkaz, żebyśmy biegli to przejelibyśmy tą maszyne z tysiąc razy!
Raphael nie czekając na odpowiedź brata poszedł w swoją stronę. Leonardo, Michelangelo i Donatello spojrzeli na siebie niezrozumiałym wzrokiem, a po chwili poszli za zdenerwowanym żółwiem.
Siedziba Shreddera
Saki siedział na swoim tronie. Rozmyślał nad planem zniszczenia żółwi, a następnie zabicia Hamato Yoshi'ego. Do pomieszczenia nagle wbiegł jego człowiek.
— Mistrzu! Ciężarówka pełna mutagenu już jest! — Shredder spojrzawszy na niego, wstał z miejsca podchodząc do wojownika. Dotknął jego ramienia i powiedział.
— Świetnie się spisałeś. Teraz zanieś ten mutagen z Bradford'em na dół do Stockmana i możesz wracać do czynmości, którą robiłeś przed moim rozkazem.
— Tak jest mistrzu.
Wojownik Klanu razem z Bradford'em znieśli cały mutagen z ciężarówki do laboratorium Baxtera.
— Tyle Ci starczy? — spytał zmutowany, wielki pies.
— Tak. Tyle mutagenu już sstarczy. Dobrze ssię sspisaliśście. Przekażcie mistrzowi, że wsszystko idzie zgodnie z planem i w końcu pozbędziemy się żółwi.
*
*Ta ściana na której oparł się Leo to było te pomieszczenie ze schodami, które prowadzą na sama górę.
(Nie umiem tłumaczyć i mam nadzieję, że chociaż trochę to zrozumieliście ._. )
A teraz takie pytanie: Są tu jacyś fani Reo(Leo x Raph)? 😀
Albo Apritello(April x Donnie)? 😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top