Rozdział 3
- Za ile będzie to jedzenie?
Wzniosłam oczy do nieba, błagając w myślach o cierpliwość.
- Jeśli jeszcze raz mnie o to zapytasz, to nie ręczę za siebie!
Po raz enty słyszę to pytanie z jego strony. Powoli zaczyna mnie już wkurzać. Kocham go, ale gdy jest głodny staje się nie do zniesienia. Przed wyjściem z kuchni podgrzałam jeszcze herbatę w dzbanku, którą zaparzyłam rano. Dotknęłam dłonią szklanego naczynia i przekazałam jej ciepło. Zapomniałam wspomnieć, że władam ogniem - jednym z czterech żywiołów. Posługuje się nim głównie w Krainie, ale odkąd okazało się, że mogę go używać także w moim prawdziwym życiu, wykorzystuję go do takich drobnych rzeczy, jak np. podgrzanie herbaty. Nie powiem, jest to o wiele wygodniejsze.
Po podgrzaniu napoju, wlałam go do szklanki i razem z dwiema miskami ruszyłam do pokoju. Kiedy tylko Keyl mnie zobaczył od razu się ożywił i w podskokach zeskoczył z kanapy i zaczął łasić się do mojej nogi.
- Nareszcie, co tam nam przygotowałaś?
- Za to twoje narzekanie, dostaniesz mniejszą porcje niż zazwyczaj.
Na moje słowa zrobił minę zbitego kota i popatrzył na mnie błagalnie.
- No weź... nie bądź taka.
Zaśmiałam się z jego reakcji, po czym postawiłam jego porcję na stole.
- Żartowałam, nie masz się o co martwić.
Odetchnął z ulgą i usiadł koło mnie, zabierając się do jedzenia. Pewnie jesteście zdziwieni tym, że jem z kotem przy jednym stole. Mimo tego, że jest toteoretycznie zwierzęciem, jest to też mój przyjaciel.
Miałam właśnie wziąć się za jadzenie, jednak zorientowałam się, że nie wzięłam dla siebie widelca. Brawo ja...
Westchnęłam zrezygnowana, po czym wstałam i udałam się z powrotem do kuchni. Otworzyłam górną szufladę, wyjmując z niej potrzebną mi rzecz. Kiedy się odwróciłam spojrzałam na zegarek. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, gdyż wskazówki wskazywały już osiemnastą. Czym prędzej wróciłam do pokoju i wzięłam się do jedzenia. Keyl spojrzał na mnie przelotnie nie zadając żadnych pytań.
Po niedługim czasie skończyłam swój posiłek i zaniosłam puste naczynie do kuchni. Zaraz potem postanowiłam wziąć się za wypakowywanie pudeł, które aktualnie zajmowały połowę powierzchni w salonie, pomijając stół, przy którym jadłam oraz krzesło. Rano przed wyjściem do szkoły zamówiłam jeszcze kanapę, pufę, komodę i szafę na ubrania. Wieczorem miały dojść. Całe szczęście, że kuchnia i łazienka były już wyposażone. Powinnam wcześniej się przygotować, ale decyzję o przeprowadzce podjęłam spontanicznie. Dwa tygodnie po otrzymaniu wiadomości, że moi rodzice nie żyją, zaczęłam szukać małego mieszkanka dla siebie. Od razu, gdy na takie natrafiłam bez wahania je wynajęłam, nie zważając na to, że nie miałam nawet jak tam dojechać. Dzięki temu, że rodzice zostawili mi całkiem sporo pieniędzy mogłam sobie pozwolić na przeprowadzkę. Zanim jednak faktycznie tu zamieszkałam minął dobry miesiąc, który był pełen pakowania, smutku i pożegnań. Rodzina zrozumiała, że musiałam zacząć wszystko od nowa i bardzo mnie w tym wspierała. Jednakże największe wsparcie otrzymałam od mojego Przyjaciela, który pojawił się akurat w momencie, gdy najbardziej go potrzebowałam. To właśnie dzięki niemu poznałam Krainę, Kayla oraz wiele innych miejsc i osób, dzięki którym tak szybko podniosłam się po stracie rodziców.
Otrząsnęłam się z zamyślenia i w końcu wzięłam się za otwieranie pierwszego pudła. Widząc ile rzeczy znajdowało się w środku, postanowiłam poprosić o pomoc mojego magicznego kota, który od początku chciał się od tego wymigać.
- Keyl! Rusz się i pomóż mi!
- A co z tego będę miał? -usłyszałam jego głos z kuchni.
- Moją wdzięczność.
Zapadła krótka cisza, po której usłyszałam ciche westchnienie.
- Niech ci będzie, tylko powiedz mi, po co ty się za to bierzesz, skoro nie masz jeszcze gdzie tego pochować?
To było dobre pytanie, jednak ja, jak to ja nie zamierzałam przyznawać mu racji.
- Chciałam się już za to zabrać, żeby mieć mniej, jak już przyjadą te meble. Ty lepiej nie marudź, tylko zabierz ze sobą te swoje rogi i przydaj się na coś.
Z przed pokoju dobiegł do mnie jego cichy śmiech, a po chwili magiczny kot, był już w tym samym pomieszczeniu, co ja. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam wyjmować z pudła pierwsze rzeczy, a Kayl zanosił je tam, gdzie trzeba. Kiedy byliśmy w połowie pudełka zobaczyłam w środku zdjęcie w ramce. Wzięłam je do ręki i zaczęłam przyglądać się trzem osobom za szklaną szybką. Byli to moi rodzice, razem ze mną na moich piątych urodzinach. Byliśmy tacy szczęśliwi, dopóki nie zdarzył się ten wypadek miesiąc temu.
Moja mama była ciemną blondynką o takich samych oczach jak ja. Błyszczały ciepłem i miłością, a nie, jakby mogło się wydawać, zimnem. Kształt twarzy oraz charakter miałam z pewnością po niej. Nie wdawała się w żadne dyskusje, czy kłótnie, dopóki ktoś nie obrażał naszej rodziny. Byłam jej oczkiem w głowie, któremu zawsze czytała bajki na dobranoc, czy broniła mnie przed krzykiem taty po tym jak raz, w wieku szesnastu lat wróciłam do domu dopiero o trzeciej nad ranem.
Ojciec natomiast miał wybuchowy charakter. Nie lubił, kiedy przychodziłam do domu ze swoim chłopakiem. Jednak mimo to pocieszał mnie, po tym jak okazał się być on cholernym dupkiem. Rozweselał mnie podczas gry w karty, czy gotowaniu naszej ulubionej tarty z truskawkami. Był mężczyzną o przystojnej twarzy, chociaż w ostatnim czasie dorobił się małego brzuszka. Włosy, podobnie jak ja, miał kruczoczarne, które, pewnie przez moje wybryki, nieco osiwiały. Kochałam ich nad życie i bardzo zabolała mnie wiadomość o ich śmierci, której nikt nie mógł się spodziewać.
Niespodziewanie po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Szybko je starłam, lecz zaraz z oczu wypłynęły kolejne. Wiedząc, że i tak ich nie powstrzymam zaprzestałam swoich poczynań i nadal tępo patrzyłam się w zdjęcie. Po chwili jednak, moją uwagę przykuł wisiorek, jaki moja mama miała na szyi. Z uwagi na to, że robiło się już ciemno, a mnie nie chciało się już wstawać, by zapalić światło, wytworzyłam ogień nad palcem wskazującym i przybliżyłam go ostrożnie do fotografii. Tak jak się domyślałam, był to wisiorek, który widziałam w mojej ''wizji'' godzinę temu. Byłam zdziwiona, że wcześniej go nie zauważyłam. W końcu mam to zdjęcie już od trzynastu lat. Przecież to niemożliwe, nie widziałam u mamy tego wisiorka...
- Co robisz?
Podskoczyłam przerażona, słysząc głos Keyla tuż obok siebie. Zgasiłam płomyk i złapałam się za miejsce, gdzie jest serce.
- Matko, Kayl! Ale mnie przestraszyłeś! - prawię krzyknęłam.
- Przepraszam, ale siedzisz już tak od dłuższego czasu i nie byłem pewny, czy wszystko w porządku. Nie wiem czy wiesz, ale telefon ci dzwonił.
- Co takiego?!
Odłożyłam zdjęcie z powrotem do pudła i pognałam do kuchni, gdzie wcześniej zostawiłam telefon. Faktycznie, dzwoniła do mnie firma, u której zamówiłam meble. Od razu weszłam w spis połączeń i oddzwoniłam pod ostatni numer.
- Halo?
- Dzień dobry, przepraszam, że wcześniej nie odebrałam, ale byłam zajęta. Czy coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku, tylko chciałem panią uprzedzić, że nasi pracownicy są już w drodze do pani mieszkania razem z meblami.
- Dobrze, dziękuję, za telefon. Do widzenia.
- Do widzenia.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę, kończąc tym samym połączenie. Zerknęłam na zazegarek, który pokazywał pięć po ósmej.
Już? Nawet nie zorientowałam się, kiedy minęły te dwie godziny. Wróciłam do pokoju, gdzie czekał na mnie Keyl.
- Dzwonił facet od mebli. Już jadą.
- Więc mogę sobie chwilę odpocząć? - zapytał z nadzieją w głosie.
Zaśmiałam się i pokiwałam głową, na co on uśmiechnął się i zaszył się w koncie pokoju, zamykając oczy. Zapewne chciał się zdrzemnąć.
Ja za to podeszłam z niechęcią do pudeł i już miałam dokańczać wypakowywanie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zawróciłam i udałam się w stronę przedpokoju, aby następnie otworzyć dwóm mężczyznom w czerwonych koszulkach.
- Dobry wieczór, pani Agnes Wilson, zgadza się?
Pokiwałam głową potwierdzając słowa jednego z mężczyzn.
- Witam, tak, to ja.
Podszedł do mnie trzymając w ręce kartkę, przypiętą do czerwonej podkładki.
- Proszę to podpisać - polecił, podając mi dokument.
Wzięłam od niego długopis i szybko przeleciałam wzrokiem po krótkim tekście. W międzyczasie poczułam jak ktoś bacznie mi się przyglądał. Podniosłam wzrok i zerknęłam na drugiego mężczyznę, który wbił we mnie swoje ostre spojrzenie. Był młodszy od swojego kolegi. Miał tak samo jak ja czarne włosy, ułożone w irokeza, ostro zarysowaną szczękę oraz zielone oczy. Mimo tego, że był przystojny coś w jego wyglądzie odstraszało i kazało się trzymać z daleka. Wróciłam wzrokiem do papierów i szybko podpisałam na samym dole. Facet koło mnie przejął ode mnie długopis oraz kartkę i cofnął się, by stanąć obok kolegi.
- Zaczniemy już wnosić meble. Może pani w miarę możliwości zrobić miejsce w środku.
Kiwnęłam głową, a oni zawrócili i wyszli na zewnątrz. Przymknęłam drzwi i wróciłam do pokoju, by zrobić to, o co mnie poprosili oraz ostrzec Keyla.
- Keyl!
Magiczny kot wygrzebał się zza jednego z pudeł i zaspanym wzrokiem spojrzał na moją osobę.
- Co się stało?
- Schowaj się, bo meble przyjechały.
Natychmiast się ożywił i schował się na firanką osłaniającą okno. Szybko zabrałam się za przesuwanie wszystkiego, żeby zostawić jak najwięcej wolnej przestrzeni. Akurat kiedy skończyłam do mieszkania wkroczyli panowie wnosząc moją rozkładaną kanapę. Kiedy mnie mijali, na szyi tego nieprzyjemnego typa, tuż przy kołnierzu spostrzegłam nieduży tatuaż, który przedstawiał złote oko. Kiedy czarnowłosy zorientował się, że mu się przyglądam zasłonił tajemniczy znaki posłał mi wrogie spojrzenie, od którego przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Po tym zdarzeniu postanowiłam schować się w kuchni i nie wychodzić z niej, póki nie skończą. Ten facet jest jakiś dziwny. Nie podoba mi się, coś z nim nie tak.
W końcu po trzydziestu minutach skończyli, a ja otworzyłam im drzwi, by ich pożegnać.
- Dziękuję, panowie.
Starszy kiwnął głową, przytrzymując czapkę z daszkiem.
- My także. Polecamy się na przyszłość.
Chwilę przed tym jak zamknęłam drzwi zobaczyłam kpiący uśmieszek podejrzanego typa. Ignorując już jego dziwne zachowanie wróciłam do pokoju przyglądając się meblom, które zamówiłam. Były już złożone, bo poprosiłam ich wcześniej o to, oczywiście za drobną opłatą. Tym sposobem miałam już gotową szafę z rozsuwanymi drzwiami i lustrem, komodę z jasnego drewna oraz żółtą pufę i beżową kanapę z kolorowymi poduszkami. Zadowolona z efektu zdjęłam okulary i opadłam na wygodną kanapę. Natychmiast mnie ''zmuliło''. Przymknęłam oczy, by za chwilę kompletnie odpłynąć w sen.
*********
- Agnes! Obudź się!
Jęknęłam niezadowolona i przewróciłam się na drugi bok, ignorując głos Keyla przy uchu.
- Dlaczego z tobą jest zawszeten sam problem? Wstawaj, bo spóźniłaś się już do szkoły!
Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się się natychmiast do pozycji siedzącej. Złapałam za telefon i sprawdziłam godzinę. Ósma czternaście?!
- Czemu mnie wcześniej nie obudziłeś?! - krzyknęłam na magicznego kota z pretensją.
Rzuciłam telefon na stół i wstałam na równe nogi. Zobaczyłam, że zasnęłam na kanapie i to jeszcze we wczorajszych ciuchach. Szybko założyłam okulary i podbiegłam do jednego z pudeł, bo w końcu wczoraj ich nie wypakowałam. Wyjęłam z niego czarne spodnie, niebieski t-shirt z napisami oraz czarną ramoneskę. Pognałam do łazienki z ubraniami i szybko się przebrałam. Potem tylko przemyłam twarz i rozczesałam włosy. W mgnieniu oka wróciłam do pokoju i zaczęłam pakować książki oraz zeszyty.
- Pewnie Hope już na mnie czeka... - mruknęłam do siebie.
- Zakładam, że tak - oznajmił Keyl.
- Schowaj się do torby, przecież sam chciałeś ze mną wszędzie chodzić.
Słysząc moje słowa zrobił naburmuszoną minę.
- Ale w torebce?!
- A masz jakiś inny pomysł?
Nic nie powiedział tylko schował się tam gdzie go poprosiłam. Złapałam torbę i, po założeniu butów, wybiegłam z mieszkania, zamykając drzwi.
Przepraszam za dłuższą przerwę, ale miałam dużo spraw na głowie. Mam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe:) Nie jestem pewna kiedy pojawi się następny rozdział, ale myślę, że nie długo;)
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top