Rozdział 15
Po raz kolejny od rozpoczęcia lekcji zerknęłam na zegarek, mając nadzieję, że jakimś magicznym i niewyjaśnionym sposobem do jej końca zostało jedynie dziesięć minut. Jednak prawda była taka, że pomimo moich głębokich przeczuć było całkiem odwrotnie: dopiero minęło dziesięć minut, przez co musiałam kisić się w tej sali przez jeszcze dłuższy czas. Westchnęłam i oparłam policzek na jednej dłoni, uwalniając zmęczoną szyję od niesamowicie ciężkiej głowy. Kątem oka widziałam jak Hope, podobnie jak ja, stara się nie usnąć. Aktualnie kilka ławek przed nami od ściany do ściany wędrował nauczyciel, który monotonnym tonem powtarzał materiał z poprzedniej lekcji. Poprawiłam okulary na nosie i niekontrolowane ziewnęłam, niestety akurat wtedy, gdy staruszek bacznym wzrokiem przejeżdżał po klasie. Szybko zamknęłam buzię, mając nadzieję, że brak kultury umknie jego uwadze. Cóż... nadzieja matką głupich.
- Widzę jak bardzo interesuje cię temat poprzedniej lekcji, Agnes. Jednak prosiłbym o zachowanie chociaż resztek przyzwoitości i nie ziewać, kiedy staram się zmusić was do przyswojenia jakiejkolwiek wiedzy. - powiedział wolno, acz stanowczo.
Zwróciło to uwagę reszty klasy, która teraz, jakby wybita z letargu, zwróciła uwagę na to co się dzieje. Mruknęłam ciche przepraszam, przysłaniając włosami policzki koloru dojrzałego pomidora. Gdy nauczyciel chemii odwrócił się, by na powrót uśpić uczniów, odetchnęłam z ulgą przywołując się do porządku. Nadal było mi gorąco, co było dziwne, bowiem całe skrępowanie powinno zaraz ustąpić. Odchyliłam się na krześle, próbując unormować przyspieszony oddech. Przykułam tym uwagę brunetki, która patrząc na mnie zmarszczyła brwi w niezrozumieniu. Machnęłam dłonią na znak, że wszystko w porządku, choć sama nie byłam tego taka pewna. Na szczęście dziewczyna wróciła do oglądania swoich paznokci, przenosząc swoją uwagę na odpryśnięty lakier, trzymający się jeszcze od piątku. Ja za to przeczesałam włosy, czując już nawet lekki niepokój. To uczucie nasiliło się, gdy w opuszkach palców poczułam ciepłe mrowienie. Otworzyłam szeroko oczy i wręcz z szokiem spojrzałam na swoje dłonie. Wyglądały normalnie, mimo iż ja wiedziałam, że coś jest nie tak. Czułam jak kropla potu zaczęła spływać po moim karku. Natychmiast potarłam go dłonią, lekko zdenerwowana. Wstrzymałam na chwilę oddech czując pod skórą rosnące ciepło. Kropla zmieniła się teraz w stróżkę potu, spływającą wzdłuż kręgosłupa. Zerknęłam nerwowo na zegarek, unosząc do góry drżącą rękę. Minęło niecałe siedem minut od kiedy ostatni raz sprawdzałam godzinę. Wypuściłam ze światem powietrze i po odchyleniu się do tyłu starałam się uspokoić skołatane myśli. Automatycznie zaczęłam bębnić paznokciami o blat ławki, wciąż czując rosnące ciepło wewnątrz organizmu.
Muszę wyjść.
Odsunęłam się na krześle w celu wstania i poproszenia o zgodę na opuszczenie sali, kiedy drzwi do niej otworzyły się z cichym stękiem.
Wszyscy zwrócili uwagę na osobę, która właśnie weszła do klasy dostojnym krokiem. A była nią... Victoria.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan dyrektor prosi do swojego gabinetu Agnes Wilson. Natychmiast. - uśmiechnęła się milutko, rozglądając się po klasie.
Kiedy trafiła na moje zdziwione spojrzenie uśmiechnęła się tak szeroko, że zaczęłam się martwić czy jej szminka nie przyklei ust do zębów. Jednak nie był to miły uśmiech co przeraziło mnie jeszcze bardziej.
Profesor, jakby wytrącony z rytmu odpowiedział dopiero po dłuższej chwili:
- Skoro to takie pilne... - przeniósł swój wzrok na mnie, kiwając głową - Możesz iść.
Jak w jakimś letargu wrzuciłam do torby długopis oraz zeszyt i wstałam, zakładając torbę na ramię. Zerknęłam niepewnie w stronę Hope, która była tak samo zdziwiona jak ja. Wzruszyła ramionami, pokazując tym samym, że nie ma pojęcia o co mogło chodzić.
Tak więc powolnym krokiem skierowałam się w stronę drzwi czując na plecach palący wzrok wszystkich obecnych osób. Victoria nie patrząc na mnie opuściła klasę, zarzucając długim blond warkoczem. Zrobiłam to samo, tyle że bez wymachiwania kudłami.
Dopiero, kiedy zamknęłam za sobą drzwi, używając do tego zimnej, metalowej klamki, zdałam sobie z czegoś sprawę. Uczucie, które jeszcze dwie minuty temu mnie dręczyło osłabło lub całkowicie zniknęło. Spojrzałam zdziwiona na swoje dłonie, spodziewając się zapewne, że samoistnie staną w płomieniach. Nic takiego się jednak nie stało, a do porządku doprowadził mnie irytujący głos dziewczyny, która stała trzy metry przede mną:
- Ruszysz się w końcu, czy mam ci wysłać specjalne zaproszenie?
Wywróciłam oczami na ten banalny tekst, jednak nic nie powiedziałam tylko ruszyłam za nią. Dzięki temu, że byłyśmy w sporej odległości od siebie Keyl, który siedział w mojej torbie mógł wychylić swój mały łeb. Posłał mi pytające spojrzenie, na co mogłam mu odpowiedzieć jedynie tym samym. Nic z tego nie rozumiałam, ale miałam złe przeczucia. A intuicja rzadko mnie zawodzi.
Po krótkiej przechadce, podczas której nie zamieniłam żadnego słowa z blondynką, w końcu dotarłyśmy pod drzwi gabinetu. Victoria, która stała przede mną bez pukania otworzyła drzwi, po czym wkroczyła do środka, zostawiąjąc je uchylone. Niepewnie popchnęłam je i na drżących nogach weszłam do środka. Stałam teraz przed dyrektorem tej placówki, panią Anabel Carter oraz Victorią, której uśmiech nie schodził z twarzy. Niestety jako jedyna wyrażała jakikolwiek entuzjazm na mój widok.
- Zamknij proszę drzwi. - powiedział poważnym tonem mężczyzna, siedzący za biurkiem.
Nie tracąc nikogo z oczu naparłam plecami na drzwi, dopóki nie usłyszałam za sobą cichego kliknięcia. Przełknęłam ślinę, nie wiedząc kompletnie czego się spodziewać. Miałam niejasne przeczucie, że zrobiłam coś, czego nie powinnam.
- W jakim celu mnie pan wezwał? - wydusiłam z siebie pytanie, które od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie.
Inicjatywę przejęła pani Carter, która wyszła zza krzesła dyrektora i podeszła bliżej mnie wskazując krzesło przed biurkiem.
- Usiądź sobie najpierw - uśmiechnęła się lekko, lecz jej zielone oczy nadal wyrażały pełną powagę.
Zrobiłam tak jak sobie życzyła, usadawiając się na mało wygodnym siedzeniu. Opuściłam swoją torbę, stawiając ją koło nogi, po czym położyłam swoje dłonie na kolanach. Błądziłam wzrokiem od jednej osoby do drugiej, czując się jak zwierzę w zoo. W końcu, po minutowej ciszy odezwał się mężczyzna za biurkiem:
- Agnes, byłaś w piątek na balu?
Poniekąd byłam zdziwiona tym pytaniem, ale kiwnęłam głową na znak, że tak właśnie było.
Czyżby zorientowali się, że zniknęłam na dłuższy czas? A w dodatku, że przebywałam w sali muzycznej?
- A czy wchodziłaś wtedy do szkoły? Choć nie powinnaś? - dyrektor dał wyraźny nacisk na ostatnie słowa.
Teraz mogę śmiało to powiedzieć: jestem udupiona.
Jednak mimo tej błyskotliwej myśli postanowiłam ściemniać ile się dało.
"W końcu mam w tym niezłe doświadczenie" - pomyślałam z przekąsem.
- Nie, cały czas byłam na sali - odpowiedziałam bez mrugnięcia okiem, lecz moja postawa wyraźnie krzyczała: "Jestem winna!".
Zapadła cisza, lecz nie minęła sekunda, jak Victoria wskazała na mnie palcem, wykrzykując:
- Ona kłamie! Widziałam jak wychodziła!
Omal nie zatkałam uszu słysząc ten ciężki do zniesienia piskliwy głos.
- Wychodziłam do toalety - skłamałam na poczekaniu.
Wszyscy spojrzeli na mnie uważnie, jakby próbowali doszukać się prawdy w moich słowach. Jednak jej tam nie było i nie tylko ja o tym wiedziałam.
- Jeśli twierdzisz, że nie wchodziłaś do szkoły podczas balu, to jak wytłumaczysz zapis z kamery?
Zanim dotarły do mnie jego słowa odwrócił monitor komputera w moją stronę. Na nim widniało nagranie z kamer na korytarzu, podczas, gdy trwał bal. Zaledwie kilkadziesiąt sekund późnej przy jednym z drzwi pojawiła się moja postać. Doskonale rozpoznawałam swoją suknię, niezwykle drogą, aczkolwiek aktualnie rozerwaną na strzępy.
Wszyscy przenieśli swój wzrok na mnie. Czułam się jak podejrzany na przesłuchaniu, któremu właśnie udowodniono winę.
- Wczoraj, między godziną osiemnastą, a osiemnastą trzydzieści... - zaczął mężczyzna rzeczowym tonem - ...dokonano włamania do sali muzycznej. Według tego nagrania, Agnes, byłaś tam w środku, właśnie w tym czasie. Dzisiaj rano odkryto dodatkowe szkody, jak przewrócone ławki, podarte zasłony, czy ciemne ślady na ścianach oraz podłodze, zapewne powstałe od ognia. A także to.
Kończąc swój wywód na biurku położył kawałek czerwonej tkaniny. Bez większej trudności rozpoznałam w nim kawałek mojej nieszczęsnej sukienki. Podniosłam wzrok na całą trójkę, myśląc gorączkowo, jak wyplątać się z tej chorej sytuacji.
- Z tego, co powiedziała nam Victoria, na wczorajszym balu byłaś ubrana w czerwoną sukienkę.
Po raz kolejny tego dnia przełknęłam z trudem ślinę, po czym przeczesałam drżącą dłonią włosy. Pod naporem ich spojrzeń spuściłam wzrok na podłogę, ponownie czując przypływ gorąca do organizmu.
- Kamera niestety nie zarejestrowała momentu, w którym wyszłaś z sali. Przyczyną była drobna usterka, więc nie wiadomo do której godziny tam byłaś.
Słysząc jego słowa odetchnęłam z nieskrywaną ulgą. Więc nie widzieli w jakim stanie stamtąd wychodziłam. Wtedy to już na pewno miałabym przewalone.
Moje dziwne zachowanie zarejestrowała jednak pani Carter, która zadała mi kluczowe pytanie:
- Agnes, dlaczego weszłaś do tej sali i co tam zrobiłaś? - usłyszałam jej łagodny głos.
Choć nie mogłam z tego wyjść jak na początku chciałam i tak brnęłam dalej w kłamstwo:
- Ale ja nic nie zrobiłam... - zaprotestowałam słabo.
Rosnące ciepło w moim ciele nie pozwalało mi się na niczym skupić, a ogniste igiełki wręcz boleśnie kuły w mój kark. Wypuściłam powoli powietrze, starając doprowadzić swój organizm do porządku.
- Dowody mówią same za siebie! Byłaś tam i zdemolowałaś całą salę, przyznaj się! - krzyknęła w moją stronę Victoria.
Po usłyszeniu tych słów jedna z moich dłoni, dotychczas schowana pod biurkiem, trzasnęła z hukiem o jego blat, podczas, gdy moja skromna osoba podniosła się i spojrzała wściekła na blondynkę.
- Nie zrobiłam tego! - wydarłam się na całe gardło.
To było niekontrolowane, czułam jak moja krew zamienia się w ogień, który zaczyna wrzeć, domagając się wypuszczenia za zewnątrz. Przez krótką chwilę wszystko co miałam przed oczami zrobiło się pomarańczowe, lecz szybko wróciło do normalnych kolorów.
Victoria była przerażona moją reakcją, z resztą nie tylko ona. Cała drżałam oraz sapałam, jak jakieś rozwścieczone zwierzę. Dopiero po chwili odzyskałam pełną kontrolę nad swoim ciałem, akurat w momencie, kiedy mojego ramienia dotknęła pani Carter.
- Agnes, uspokój się, proszę.
Gdy dotarło do mnie w jakiej sytuacji się aktualnie znajduję zabrałam drżącą dłoń z blatu biurka, a sama opadłam ciężko na krzesło za mną.
- Przepraszam, ja... - wyszeptałam, lecz po chwili chrząknęłam - To prawda, byłam w tamtej sali, ale nie po to, by ją zniszczyć. - spojrzałam znacząco na blondynkę.
Dyrektor po zaistniałym incydencie w końcu odzyskał głos, by zadać kolejne pytanie:
- W takim razie po co tam weszłaś?
Poprawiłam swoje okulary, po czym zaczęłam powoli tłumaczyć:
- Weszłam, bo kierowała mną czysta ciekawość. Także byłam zdziwiona, że pojawiły się dodatkowe szkody, lecz mogę zapewnić, że nie widziałam tam nikogo... - przerwałam w pół zdania, zdając sobie nagle z czegoś sprawę - Może pan przewinąć nagranie do tyłu o kilka minut?
Mężczyzna był zaskoczony moim dziwnym pytaniem, lecz spełnił moją prośbę.
Przewinął rejestr kamery o całe pięć minut. Kiwnęłam mu głową, dając znak, że tyle wystarczy, po czym puścił nagranie.
Czekałam w napięciu, nie odrywając wzroku od monitora. Jeśli Scott w piątek wszedł do sali muzycznej, musiała to nagrać kamera. Jak to możliwe, że go przeoczyli, kiedy odtwarzano tą sytuację?
Wszyscy siedzieli w pełnej napięcia ciszy, lecz tylko ja wiedziałam czego się spodziewać.
- Nie rozumiem w jakim celu po raz kolejny jest sprawdzane nagranie. - do moich uszu dotarł zirytowany głos Victorii.
Już miałam jej coś powiedzieć, jednak na nagraniu zobaczyłam jakiś cień, przypominający człowieka. Wstrzymałam oddech, lecz ku mojemu zdezorientowaniu na ekranie pojawiłam się ja. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na godzinę w prawym, dolnym rogu. Dokładnie dziesięć po osiemnastej. Zgadza się, o tej godzinie byłam już w środku, tak na oko.
Wszyscy obecni w pomieszczeniu przenieśli na mnie wzrok, oczekując zapewne słów, które naprowadzą ich na mój tok myślenia. Niestety nawet ja nie wiedziałam co o tym sądzić.
- Co chciałaś nam udowodnić, Agnes? - spytała równie zdziwiona nauczycielka.
Wyprostowałam się na swoim siedzeniu i przeczesałam ręką włosy.
- Ja... chciałam zobaczyć...
- Dość tego - przerwał mi gwałtownie dyrektor, wstając ze swojego fotela - Przyznajesz się, że byłaś w tej sali, choć wyraźnie ci zakazano, zgadza się?
Pod naporem jego oskarżycielskiego spojrzenia niemal się skuliłam.
- No tak, ale...
- Jednak nie przyznajesz się do zrobienia zniszczeń, które tam powstały? - ponownie mi przerwał.
Czy się przyznaję? Oczywiście, że nie, chociaż to po części moja sprawka. Ale przepraszam bardzo! Walczyłam z wilkiem!
Wyprostowałam się dumnie na swoim miejscu i patrząc w oczy dyrektorowi powiedziałam:
- Owszem, nie przyznaję się.
Mężczyzna przetrzymał przez chwilę moje spojrzenie, po czym westchnął i usiadł z powrotem na fotelu. Wziął do ręki długopis i kliknął nim parę razy.
- W takim razie wstawiam ci uwagę do dziennika. I na tym poprzestaniemy.
Otworzyłam szeroko oczy i bez zastanowienia spytałam:
- Za co?
Spojrzał na mnie jak na kompletną idiotkę.
- Jak to: za co? Za niestosowanie się do poleceń nauczyciela oraz przebywanie na terenie szkoły mimo wyraźnego zakazu - odparł jakby to było oczywiste - Ciesz się, że nie wyciągnę większych konsekwencji twojego zachowania - dodał na koniec.
Chciałam coś odpowiedzieć, jednak się wstrzymałam, poprzestając tylko na przytaknięciu. Sięgnęłam po pasek od mojej torby i wstałam z krzesła, na którym siedziałam pierwszy raz zaledwie trzy tygodnie temu.
- To... mogę już iść? - padło pytanie z mojej strony.
- Tak, tylko prosto do klasy - sprecyzowała dodatkowo pani Carter.
Kiwnęłam głową na znak, że tak właśnie zrobię, po czym założyłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę drzwi.
- Ty także możesz iść, Victorio - usłyszałam jeszcze za sobą głos tej samej kobiety.
Otwierałam właśnie drzwi, kiedy przede mnie przepchnęła się blondynka, dodatkowo trącając mnie wyzywająco w ramię. Przewróciłam oczami i wyszłam zaraz po niej, rzucając jeszcze krótkie: "Do widzenia".
Po zamknięciu drzwi nie przeszłam nawet kilku kroków, a dopadła mnie ta wredna małpa.
- Co ty knujesz, co?
Spojrzałam na nią nie wiedząc kompletnie o co znowu się mnie czepia.
- O co ci chodzi?
- Nie udawaj głupiej! Jeszcze nie wiem, co takiego próbujesz uskutecznić, ale wiedz, że się dowiem. To, że teraz nie udało mi się cię udupić, nie znaczy, że nie zrobię tego później - powiedziała, trącając moje ramię swoim wypielęgnowanym paznokciem.
Zmrużyłam oczy zła, kiedy dotarło do mnie, przez kogo siedziałam na dywaniku.
- To ty mnie podkablowałaś!
Blondynka prychnęła wielce rozbawiona moim odkryciem.
- Kto inny, jak nie ja? Jestem sprytniejsza niż ci się wydaje, słonko, więc lepiej uważaj.
Po tych słowach wyminęła mnie bez słowa, by skierować się piętro wyżej, gdzie lekcje miała jej klasa.
Zacisnęłam zęby oraz dłonie w pięści i w myślach starałam się uspokoić. Nie będzie mnie jakaś lafirynda straszyć! Jeszcze nie wie, że w porównaniu do mnie jest zaledwie marną zapałką obok wielkiego ogniska. Dla widoku jej w płomieniach jestem gotowa nawet ujawnić swoje zdolności.
Sfrustrowana poprawiłam swój czarny żakiet, odwracając się w kierunku sali chemicznej. W międzyczasie z mojej torby wychylił się Keyl, któremu złość na mnie przeszła dopiero wczoraj wieczorem.
- Co ci się dzieje?
Stanęłam w pół kroku i wlepiłam wzrok w ścianę.
- Uwierz mi, że sama zadaje sobie podobne pytanie i za cholerę nie znam odpowiedzi. - przeniosłem swój wzrok na jego osobę - To aż tak widać?
- Co widać? To, że jesteś strasznie nerwowa, co chwilę wybuchasz gniewem i pod wpływem emocji nad twoim ciałem panuje ogień? - wyliczył, po czym uśmiechnął się z ironią - Otóż oświecę cię: tak, widać!
Westchnęłam boleśnie, po czym złapałam palcami za nasadę nosa.
- Nie miałam pojęcia, że jest aż tak źle - wyznałam szczerze.
- Nie wspominając o tym, że kolor twoich oczu w gabinecie zmienił się z szafirowego na płonący ogień.
Zamarłam w miejscu, by po chwili spojrzeć z przerażeniem na magicznego kota.
- Co takiego? - wykrztusiłam z zaciśniętego gardła.
- To co słyszałaś - odparł - Normalnie żywy ogień. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Jednym słowem: coraz mniej mi się to wszystko podoba.
- Nie tylko tobie... - mruknęłam do siebie, po czym ruszyłam do sali chemicznej
Kolejny rozdział!
Jednak mam pewną przykrą wiadomość... Okazało się, że obiecany One - Shot, który już wcześniej napisałam, po moich oględzinach okazał się być kompletną klapą. Nie ma w nim nawet odrobiny ładu i składu, dlatego też muszę napisać go całkiem od nowa. W każdym razie nie wiem kiedy się pojawi. :(
A jak Wam się podobał rozdział? Jestem mile nastawiona na wszelkie komentarze, gwiazdki i uwagi ;)
Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top