Rozdział 14


Siedziałam rozwalona na kanapie trzymając w dłoni kieliszek wina. Upojona alkoholem słuchałam opowieści brunetki, która z fascynacją dzieliła się swoimi przeżyciami z balu. Słodkie wino podarowane mi jakiś czas temu przez kuzyna wyraźnie poprawiło jej nastrój.

- Poszliśmy z Joy'em do kiosku, niedaleko szkoły... No wiesz, tego obwieszonego gratami... Znaczy plakatami! Kupiłam mu Kinder Joy'a! To jajko czekoladowe!

Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem o mało nie rozlewając resztki wina z kieliszka. Kątem oka widziałam jak Hope otwiera drugą butelkę i nalewa mi do połowy. Pomimo, że już i tak szumiało mi ostro w głowie nie sprzeciwiłam się. Kiedy i ona sobie nalała stuknęłyśmy szklanymi naczyniami z powrotem wpadając w głośny śmiech.

- Poczekaj, pokaże ci coś!

Dziewczyna wcisnęła mi do ręki kieliszek i sięgnęła po swój telefon. Słyszałam jak przeklina pod nosem, że nie może trafić w odpowiedni przycisk. Ja natomiast śmiałam się cały czas popijając alkohol. W końcu usłyszałam jej triumfalny okrzyk i pokazała mi zdjęcie w telefonie. Pokazywało ono Joy'a, który miał na głowie rozwalone jajko czekoladowe, te, które kupiła mu Hope. Obie jeszcze bardziej się roześmiałyśmy nabijając się z chłopaka, który z kolei ma zdziwioną minę na fotografii. Wzięłam kolejny łyk wina, by po chwili niespodziewanie wypalić:

- A wiesz, że wczoraj widziałam jednorożca?

Że co?

- A ja nietoperza!

- Ale nie! Ja widziałam go naprawdę! Miał jeszcze skrzydła!

Co ja wyprawiam?!

Hope zaczęła się głośno śmiać, a ja nie mogłam się zamknąć i dalej paplałam:

- A dzisiaj walczyłam z wilkiem! On chciał zdobyć Medalion Czasu mojej mamy i się pożarliśmy!

Co ja, kurwa robię?

- Jeszcze mi powiesz, że to on cię podrapał, a nie jakiś kot! - wykrztusiła brunetka.

W tej chwili ktoś powinien mi mocno przywalić w twarz! Ale zamiast zaprzeczyć wszystkiemu, powiedziałam o wiele za dużo:

- A żebyś wiedziała! Ale ja go załatwiłam na cacy! Rzuciłam kulą ognia raz i drugi, że już nie wstał!

Nie wierzę, że to powiedziałam!

Dopiłam to, co miałam w kieliszku i złapałam a butelkę stojącą koło sofy. Obok siebie słyszałam śmiechy mojej towarzyszki, a ja zamiast po ludzku nalać sobie wina do kieliszka, zaczęłam żłopać z butelki jak ostatni żul.

- Ej! Oddawaj! - krzyknęła Hope.

Wyrwała mi butelkę z ręki i sama zaczęła pić. Zachowujemy się jak jakieś wariatki, a mnie to z niewiadomego powodu strasznie śmieszyło.

Na szczęście po tym co jej naopowiadałam nie wracałyśmy do tego tematu. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo w połowie drugiej butelki coraz bardziej kręciło mi się w głowie.

****

Obudziły mnie zdradzieckie promienie słoneczne, które bez litości wkradły się pod moje powieki. Ostrożnie otworzyłam oczy, jednak zaraz je zamknęłam, wydając z siebie cichy jęk. Czułam jak głowa mi pęka, a moja zdrętwiała ręka zwisa w kierunku podłogi. Poruszałam delikatnie palcami, by na powrót przywrócić krążenie. Znowu odważyłam się spojrzeć na ten piękny świat i tym razem poszło mi lepiej, chociaż ciągle przeszkadzało mi to przeklęte światło poranka. Rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju, widząc przy okazji Hope, która spała na podłodze pod sofą. Powoli i najciszej jak mogłam podniosłam się do siadu, lecz natychmiast złapałam się za głowę, czując narastający ból. Powstrzymując westchnienie stanęłam na nogach, po czym zrobiłam wielki krok nad śpiącą brunetką. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę kuchni dziękując w myślach Bogu, że jest sobota. Po wejściu do pomieszczenia od razu zerknęłam na zegar ścienny, który pokazywał godzinę siódmą rano. Zdusiłam w sobie zbolały jęk i wyjęłam z szafki na lekarstwa tabletkę przeciwbólową, którą od razu łyknęłam popijając wodą z kranu.

- A tobie co? Główka boli?

Odwróciłam się gwałtownie w stronę Kyla, który siedział na blacie i ze mnie drwił. Posłałam mu gniewne spojrzenie, po czym podeszłam do lustra, by zobaczyć w jak bardzo złym stanie byłam. To co zobaczyłam nie było nawet w połowie tym, czego się spodziewałam; potargane włosy, wory pod oczami, sucha skóra oraz usta. Nawet soczewek nie zdjęłam wczoraj.

Skrzywiłam się i od razu ruszyłam do łazienki, by zmienić plaster na policzku oraz bandaż na nodze. Oczywiście Keyl ruszył za mną, by jeszcze bardziej sobie ze mnie pokpić. Będąc już w pomieszczeniu usiadłam na brzegu pralki i podwinęłam nogawkę jeansów, by odsłonić opatrunek. Delikatnie odwinęłam biały materiał odsłaniając nogę. Na skórze pozostały drobne rany, coś na wzór cieć żyletką. Ślady po zębach Scotta. Szybko zawinęłam czysty bandaż wokół łydki i zmieniłam plaster na policzku z obawy, że Hope zaraz się obudzi. Gdy wróciłam do kuchni od razu wstawiłam wodę na herbatę, a Keyl ponownie przysiadł na blacie, koło mnie. Ja natomiast pomasowałam trochę skronie, w nadziei, że to złagodzi nieco ból. Dobrze wiedziałam, że mam słabą głowę, a i tak zaproponowałam to wino.

Pokręciłam głową, by odgonić niechciane myśli i dopiero wtedy zorientowałam się, że magiczny kot coś do mnie mówi.

- Co? - spytałam mało błyskotliwie.

- Dowiedziałaś się wczoraj czego szukał Scott? - powtórzył swoje pytanie lustrując mnie wzrokiem.

Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu, by przypomnieć sobie co on wtedy mówił. Po chwili odpowiedziałam:

- Powiedział, że szuka tam czegoś, o czym ja nie mam pojęcia. Ewidentnie był zdziwiony, tym, że nie miałam pojęcia o co mu chodzi.

Teraz z kolei Keyl się zamyślił, a ja w międzyczasie zalałam wodą moją herbatę. Chciałam na nowo zacząć temat, kiedy na korytarzu usłyszałam kroki. Spojrzałam szybko na mojego towarzysza, a on w mgnieniu oka schował się do mojej torby, która leżała na podłodze pod ścianą. W samą porę, bo sekundę później w progu pojawiła się zaspana Hope, która wcale nie wyglądała lepiej niż ja.

- Hej - mruknęła ochrypłym głosem, unosząc jeden kącik ust do góry.

- Cześć - odpowiedziałam, nalewając dla niej wody do szklanki.

Podałam jej szklane naczynie, a ona z wdzięcznością je ode mnie przyjęła i z ulgą wypisaną na twarzy wypiła wszystko, co do kropli.

- Kawy, czy herbaty? - spytałam, podchodząc do szafki nad zlewem.

- Kawy - usłyszałam w odpowiedzi.

Kiwnęłam głową sięgając poporcelanowy kubek. W międzyczasie brunetka zaczęła mówić:

- Dobre było to wino. A jak zadziałało! Już po kilku kieliszkach zaczęłaś gadać o jednorożcach i latających kotach!

Gwałtownie zaprzestałam swoich ruchów, słysząc słowa brunetki, przez co kubek, który miałam w ręce wyślizgnął mi się i z brzdękiem upadł na podłogę. Pod moimi stopami zatańczyły odłamki szkła, jednak ja nie zwróciłam na to większej uwagi, tak samo jak na krzyk dziewczyny obok. Cały czas trawiłam informacje, które nie chciały do mnie dotrzeć, jednak nie minęła sekunda, a w mojej głowie pojawiły się obrazy z wczorajszego wieczora.

'' A wiesz, że wczoraj widziałam jednorożca? ''

'' Walczyłam z wilkiem. Chciał zdobyć Medalion Czasu! ''

Nie wierzę, że mogłam coś takiego powiedzieć! Co mnie, do cholery, podkusiło, żeby takie rzeczy wygadywać?! Mam szesnaście lat, żeby po trzech kieliszkach rozum tracić?!

W tamtym momencie nie pragnęłam niczego bardziej, niż cofnąć czas i schować to wino najgłębiej do szafki jak się tylko dało.

- Agnes!

Odwróciłam głowę w bok, słysząc koło siebie krzyk brunetki.

- Co?

- Pytałam czy wszystko w porządku.

Pokręciłam głową roztargniona, zabierając się za sprzątanie kawałków szkła.

- Tak, oczywiście. Zaraz zrobię nam śniadanie.

Hope wywróciła oczami, opierając się biodrem o blat kuchenny.

- Daj spokój, przecież ci pomogę. Nie chcę, żeby ci się coś stało.

Pomimo moich protestów razem z brunetką dokończyłam sprzątanie i w końcu zrobiłam jej tą przeklętą kawę. Zaraz potem ruszyłam w kierunku lodówki, by wyjąć z niej składniki na kanapki. W milczeniu zaczęłam kroić warzywa, kiedy moja towarzyszka zabrała się za smarowanie kromek masłem, kontynuując wcześniej przerwaną rozmowę:

- Paplałyśmy jak najęte! Normalnie pękałam ze śmiechu...

Słuchając uważnie jej dalszego monologu, postawiłam na stole talerz z gotowymi już kanapkami oraz kubki z gorącymi napojami. Usiadłam naprzeciwko dziewczyny, która zdążyła już zająć swoje miejsce przy ścianie, popijając swoją kawę. Ja także postanowiłam sięgnąć po szklane naczynie.

- Wierz mi, lub nie, ale wczoraj gadałyśmy takie bzdury, że głowa mała! Ty o jednorożcach i latających kotach, a ja o świnkach i aniołkach!

Po usłyszeniu tych słów omal nie zakrztusiłam się herbatą. Brunetka rzuciła się, by mi pomóc, lecz zanim zdążyła cokolwiek zrobić unormowałam oddech. Hope natomiast opadła na krzesło, patrząc na mnie z niezrozumieniem.

- Co się z tobą dzieje, dziewczyno? Od rana jakoś dziwnie się zachowujesz. Coś się stało?

Nadal trochę przerażona myślą, że mogłaby coś podejrzewać, pokręciłam głową nieprzytomnie. Ale przecież to absurd! Nawet gdybym chciała, nie mogłoby to brzmieć poważnie. Idąc za tą myślą spojrzałam w oczy dziewczyny i uśmiechnęłam się miło.

- Nic mi nie jest, serio - oznajmiłam, a ta odetchnęła z ulgą.

- Coś jeszcze wczoraj ciekawego mówiłam? - spytałam jakby od niechcenia sięgając po pierwszą z brzegu kanapkę.

Brunetka zmarszczyła brwi w zamyśleniu, lecz po chwili odpowiedziała:

- Gadałaś jeszcze coś o wilku... Był jeszcze chyba jakiś Scott... A właśnie! Kto to taki? Poznam go?

Słysząc jej słowa kęs, który jeszcze chwilę temu chciałam połknąć stanął mi w gardle. Natychmiast złapałam za herbatę i upiłam jej łyka, by w spokoju odetchnąć, nie bojąc się przy okazji, że coś mi się dzisiaj stanie.

Ja i Scott?! Kurwa, przecież to się nawet nie klei! Poza tym to jest skończony dupek, totalny egoista i mój najgorszy wróg. Mam wymieniać dalej?

Kiedy w miarę unormowałam oddech zaprzeczyłam stanowczo ruchem głowy. Dziewczyna zrobiła zawiedzioną minę, ale nic więcej nie powiedziała.

Ja natomiast nie mogłam uwierzyć, że mogła wpaść na coś tak absurdalnego. Co prawda nie wiedziała nic o naszych stosunkach, ale mimo wszystko... On jest straszy ode mnie o jakieś dziesięć lat, jak nic!

Po raz kolejny wzdrygnęłam się, widząc przed oczami coś, czego widzieć nie powinnam.
Hope po skończeniu czwartej kanapki dopiła swoją kawę i wstała od stołu.

- Dzięki za pyszne śniadanie, ale muszę już lecieć.

Kiwnełam głową i szybko połknęłam resztkę swojej kromki. Następnie wstałałam i razem z dziewczyną poszłyśmy do salonu, gdzie poprzedniego dnia moja towarzyszka zostawiła sukienkę. Złapała ją, złożyła byle jak i podeszła do mnie by zamknąć w niedźwiedziem uścisku.

- Świetnie się bawiłam, mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy.

- Na pewno... - powiedziałam niepewnie przypominając sobie czym się skończyło nasze spotkanie przy "lampce" wina.

Brunetka oderwała się ode mnie, po czym ruszyła do drzwi. Jak na dobrego gospodarza przystało odprowadziłam ją, aż nie rozstałyśmy się krótkim "cześć". Po zamknięciu za nią drzwi oparłam się plecami o drewnianą powłokę wzdychając boleśnie. Głowa co prawda przestała mnie boleć, jednak z powodu wczorajszego starcia ze Scottem każdy krok sprawiał, że miałam ochotę umrzeć. W tym samym momencie w przedpokoju pojawił się Keyl, który zaraz po przekroczeniu progu zaczął prawić mi kazania:

- Nie wiem, czy jesteś tego świadoma, ale mogłaś powiedzieć Hope, coś czego nie powinna słyszeć. - warknął, lecz zaraz się poprawił - A, nie! Przepraszam! Już jej powiedziałaś! Jednak ona, na twoje szczęście wzięła to za pijackie brednie. - dopowiedział wyraźnie zły.

Zrobiłam skruszoną minę, bo doskonale rozumiałam powód jego zdenerwowania.

- Przepraszam, wiem, że źle zrobiłam, okej?

- Właśnie, że nie ok! - krzyknął - Co ci w ogóle strzeliło do głowy, by sięgać po alkohol?!

Oderwałam się od drzwi i ruszyłam szybkim krokiem do kuchni, specjalnie unikając jego spojrzenia.

- Uwierz mi, że ja też zadaje sobie to pytanie. - mruknęłam bardziej do siebie.

W chwili, gdy przekroczyłam próg kuchni zatrzymałam się gwałtownie o mało nie powodując zderzenia Keyla z moją nogą.

- Co znowu?

Zignorowała jego pytanie patrząc prosto w czerwone oczy głęboko osadzone w bladej, męskiej twarzy. Mężczyzna, który od kilku dni nawiedza mnie na co dzień stał przede mną w moim mieszkaniu, a co najlepsze w mojej własnej kuchni. Jakim cudem on tu się dostał?!

Kiedy pierwszy szok minął rozpaliłam w dłoniach dwie kule ognia gotowa do ataku lub jego odparcia.

Teraz kiedy czerwonooki stał w jasnym świetle poranka mogłam mu się bardziej przyjrzeć. Miał krótko przystrzyżone włosy, "na jeża", wąskie usta i z tego, czego mogłam się domyślać, był w moim wieku, może trochę starszy. Cały ubrany na czarno stał przede mną i gapił się na mnie jakbym mu matkę zabiła.

- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - spytałam najspokojniej jak tylko umiałam.

Tak jak się spodziewałam, nic nie odpowiedział tylko rozpłynął się na moich oczach. Westchnęłam ze zrezygnowaniem, choć w środku miałam ochotę wybuchnąć. Irytuje mnie ten gość. Pojawia się nie wiadomo skąd, po czym znika, kiedy chcę się czegoś dowiedzieć.

- A ten to czego chciał? - usłyszałam za sobą pytanie magicznego kota.

Nie mogąc odpowiedzieć na to pytanie złapałam palcami nasadę nosa, zamykając oczy.

- Idę się położyć.

Po tych słowach zawróciłam do salonu, rzucając się jak długa na łóżko. Mam wszystkiego i wszystkich dość, a jedyne o czym marzę to sen. Tajemniczym typkiem oraz Scottem zajmę się później.


Oto czternasty rozdział! Mam jednak wątpliwości czy uda mi się do północy opublikować następne cztery rozdziały. Jeśli nie, to jutro jak najbardziej, tylko dopiero po południu ;)

To co? Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top