Kotek

Otworzył oczy.
Znajdował się na ganku jakiegoś domu.
Słyszał odgłos otwierających się drzwi, zza których wybiegła małą krótkowłosą bondyneczka z wielkim uśmiechem na ustach. Nawet nie zwróciła na niego uwagi, chciała się tylko bawić. Z wnętrza chaty dobiegał głos kobiety mówiący: "tylko uważaj na siebie kotku". "Dobrze mamusiu" odpowiedziała śmiejąc się i biegnąc w stronę drewnianego płotu.
Dziewczynka zaczęła się na nim bawić. Przeskakiwała z jednej strony na drugą, zwieszała sie z niego głową w dół cały czas się śmiejąc. To niesamowite, że takiej małej istotce zwykłe ogrodzenie sprawia tyle radości.
Gdy tak zwisała głowa w dół, skierowała swój wzrok na niego. Chwilę patrzyła zaciekawiona, po czym uśmiechnęła się szeroko, jednak nie tak radośnie jak to robiła przed chwilą. Uśmiech ten był przerażający.
Podciągnęła się na płot, stanęła na nim i łapiąc równowagę zaczęła po nim iść śpiewając w kółko: " Wlazł kotek na plotek i mruga, ładna to piosenka nie długa, nie długa nie krótka lecz w sam raz, zaśpiewaj koteczku jeszcze raz". Ta z pozoru urocza piosenka sprawiła, że przeszedł go dreszcz. Podszedł do dziewczynki i złapał ją za rękę, żeby czasem nie spadła i się nie poobijała.
Gdy płot się skończył, przestała śpiewać, zeskoczyła z niego i nie puszczając jego ręki Ruszyła przed siebie ciągnąć go za sobą.
Biegli tak dłuższą chwilę, a dziewczynka radośnie chichotała.
Ich drogę zaczął obrastać żywopłot. Zwolnił tępa żeby zawrócić, lecz mała kobietka wzmocniła uścisk dłoni i nie przestawała ciągnąć. Była bardzo silna. W końcu drogę zagrodziła im ściana zieleni, a przed ścianą wzniosły się pokrzywy. Dziecko puściło jegk dłoń i stanęło naprzeciwko niego, tuż przed roślinami. Uśmiechnęła się.
Przykucnął i w trosce o nią powiedział: "Choć wracajmy do domu. Mama z pewnością się o ciebie martwi". Liczył na to, że podbiegnie do niego i spokojnie udadzą się w drogę powrotną. Nie zareagowała jednak tak, jak myślał. Zamiast tego zaczęła śpiewać. Była to ta sama melodia co na początku, jednak że zmienionym tekstem. Śpiewała: "wlazł kotek na płotek i walnął go młotek, siekierka dobiła i kotka zabiła, a kotek nieżywy poleciał w pokrzywy". Tekst ten raczej nie należy do najstraszniejszych, jednak w tych okolicznościach był przerażający. Coś kazało mu wstać. Wiatr się nasilił. Wokół nich wirowały kawałki gałęzi i liście. Wpatrywał się w dziewczynkę, która coraz to szybciej intonowała tekst. W końcu nie wiadomo skąd pojawił się młotek, zaczął ją uderzać z ogromną siłą łamał jej kości, obijał skórę tak że ciekła z niej krew. Dziewczynka stała nieruchomo, nie zwracała uwagi na ból i to co dzieje się wokół niej, dalej z uśmiechem nie przerywała swojego zdjęcia. Zaczęła krzyczeć. Pojawiła się za nią siekiera. Odcięła jej głowę, która potoczyła się pod jego stopy, a ciało bezwładnie opadło w pokrzywy. Wiatr ustał. Nastała chwila ciszy. Ulżyło mu, jednak strasznie było żal tej dziewczynki. Ukląkł nad jej głową, ogarnął włosy i dotknął jej zimnego już policzka. Wydawała się taka niewinna. Nagle oczy skierowały swój wściekły wzrok ku jego twarzy. Na ustach zagościł uśmiech, po czym znów wróciły do swojego dawnego zajęcia, tym razem robiły to o wiele głośniej. Nie mógł tego znieść. Zakrył uszy dłońmi i zacisnął mocno oczy. Nie przyniosło to jednak oczekiwanych efektów. Dźwięki się stale nasilały, a głowa głowa była bliska eksplozji. Położył się na trawie i zaczął zwijać z bólu. Krzyczał.
Obudził się.
Uratował go budzik.
Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Posiedzi tak chwilę przyzwyczajając się do ciszy. Wstał, zarzucił na siebie szlafrok i udał się do kuchni, gdzie wstawił wodę na kawę. Poszedł do łazienki. Przemył twarz wodą i spojżał w swoje odbicie w lustrze.
Widział strach spowodowany kolejnym koszmarem. Nie poświęcił jednak dużo czasu na przyglądanie się temu widokowi. Sięgnął szczoteczkę do zębów i zaczął wykonywać poranną toaletę.
Kiedy skończył ubierać garnitur, woda w czajniku zaczęła się gotować. Wyłączył ją, wyciągnął z szafki biały kubek, nasypał do niego dwie łyżeczki kawy i zalał ja wrzątkiem. Zrobił sobie jeszcze dwie kanapki. Usiadł na kanapie i włączyła wiadomości: "W labiryncie ogrodowym na od dawna niezamieszkanej działce, znaleziono ciało siedmioletniej dziewczynki Michel M. Znalazła ją grupka nastolatków, spacerujących tamtej nocy po okolicy. Ciało jest zmasakrowane, kości zmiażdżone, a skóra pokaleczona od uderzeń jakiegoś ciężkiego narzędzia. Zmarła na skutek odcięcia głowy. Rodzina jest w szoku, a policja szuka sprawcy. Moja córka, ona..." .
Wyłączył przerywając słowa zmartwionej matki. Czy jego sen mógł być prawdziwy? Czy to wszystko faktycznie się wydarzyło? Tego nie wiedział. Jednak postanowił pojechać na miejsce zdarzenia i przekonać się czy te podejrzenia są słuszne.
Dopił kawę i odłożył kubek na ławę. W pośpiechu opuścił dom. Wsiadł do auta i zaczął jechać. Nie znał dokładnego adresu. Nie potrzebował go. W końcu już tam był.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top