12.

April szła późnym wieczorem do kryjówki żółwi. Miała jeszcze jakieś trzysta metrów przed sobą, więc się nie śpieszyła. Rozmyślała nad zaginięciem swojego Ojca. Bardzo się bała, że już nigdy go nie zobaczy, lecz ufała zółwiom ponad wszystko, że dadzą radę odnaleźć Kirby'ego.

Rudowłosa doszła na miejsce, gdy przed nią - w cieniu - zauważyła pewną postać. April podeszła wolnym krokiem bliżej do osoby. Postać zauważając dziewczynę przeskoczyła przez płot i uciekła od niej. Rudowłosa próbowała chociaż trochę zobaczyć osobę i podeszła do płotu, stając na palcach. Postać gdy uciekała musiała przebiec pod latarnią dlatego April mogła zauważyła tylko, że osoba ta ma bardzo piękne i długie brązowe włosy.

Dziewczyna pobieła czym prędzej do kryjówki żółwi. Powiedziała przyjaciołom zaistaniałą sytuację.

— I co o tym sądzicie? — zapytała na co Raphael wybuchł głośnym śmiechem. Bracia spojrzeli na zielonookiego, który nie mógł utrzymać równowagi i upadł na ziemię nadal się śmiejąc. Donatello nie wytrzymał i rzucił się na brata.

— Matole możesz przestać?! A jak ktoś śledzi April i będzie chciał ją porwać?! Opanuj się! — wykrzyczał mu w twarz. Raphael trochę się opanował i wstał z ziemi razem z Donnie'm.

— No dobrze. Wybaczcie mi — powiedział lekko zarumieniony. — Donnie ma rację, to może być poważna sprawa. Więc.. pierwszy raz masz taką sytuację, że ktoś Cię śledzi?

— Tak — wysyczała na zielonookiego obrażona dziewczyna. Najwyższy z żółwi był także bardzo zdenerwowany na Raphaela.

— Musisz uważać April. Proszę Cię, nie chodź nigdzie sama, a jak już musisz to nie rób tego w nocy — powiedział zmartwiony Donnie, dotykając dłoni April. Dziewczyna lekko się zarumieniła i przytuliła Donatella, który totalnie odpłynął.

— Dobrze. Skończcie te czułości, ponieważ teraz musimy iść na patrol — wtrącił Leo, przez co został spiorunowany wzrokiem przez Donnie'go. Leo się lekko spiął i po chwili dodał. — Aale.. dzisiaj mogę iść na patrol tylko z Mikey'm! Tak! Wy sobie zróbcie dzisiaj wolne. Chodź Mikey! — krzyknął i znikł z pola widzenia Donatella.

— Co?! Ale jak to! Oni sobie mogą zrobić wolne, a ja muszę wychodzić na powierzchnie, żeby patrolować miasto chociaż nic się nigdy nie dzieje!

— Mikey!

— Idę.. — powiedział smutno najmłodszy i poszedł razem z Leo.

Dwójka braci wyszła z kanałów i udała się na miejsce, na którym zawsze rozpoczynają swój patrol czyli na dachu bloku mieszkalnego.

Od kąd weszli tam, nic się nie działo i Mikey czuł się kompletnie znudzony.

— Leo — jęknął młodszy, który patrzył na brata jak w obrazek. Lider bardzo zamyślony oglądał miasto z krawędzi dachu. Usłyszawszy swoje imię spojrzał na brata zirytowanym wzrokiem.

— Co chcesz? — spytał, mając nadzieję, że Mikey zaraz się odczepi.

— Nudzi mi się — wyszeptał, wpatrując się na mieszkańców Nowego Jorku. Starszy próbował się opanować, żeby nie wybuchnąć i się na niego nie wydrzeć. Było to dla niego bardzo trudne, ponieważ tylko Mikey potrafił go zdenerowować jednym słowem.

— Leo — szepnął, szturchając go po ręce. — Leoś.

— Czego chcesz?! — wydarł się, lekko uderzając brata. Michelangelo spojrzał na niego smutnym wzrokiem.

— Chciałem Ci powiedzieć, że jesteś najlepszym bratem na świecie — powiedział prawie niesłyszalnym głosem i przytulił się do brata, który lekko zdezorientowany oddał uścisk. Chłopcy teraz patrolowali miasto bez żadnych kłótń.

— Jak myślisz, Donnie się zakochał w April? — przerwał panującą między nimi ciszę.

— Jeszcze się pytasz? Zabujany jest w niej bardziej niż w nauce — odpowiedział mu z uśmiechem na ustach Leonardo.

— Ja to się nigdy nie zakocham. Na tym świecie nie ma ludzi, którzy są w moim typie!

— Oj uwierz Mikey, w moim typie też nikogo nie ma.

Bracia zaczęli się śmiać, gdy nagle przed ich oczyma pojawiła się postać o długich brązowych włosach. Postać  stała tyłem więc nie było widać kim jest owa osoba.  Mikey spojrzał pytającym wzrokiem na Leonarda, który dał mu znak, żeby nie atakować. Bracia podeszli bliżej, a postać się odwróciła. Gdy Leonardo zobaczył tą osobę poczuł dziwne ciepło na sercu.

*


Rozdział trochę krótszy od innych. Mam nadzieję, że nie jesteście źli😁

A tak poza tym to chciałam podziękować wam za aktywnoś podczas tego dwudniowego maratonu. 😍

DZIĘKUJĘ 😘❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top