4


Connor Doyle

Niby dzień jakich wiele w ciągu roku, mnóstwo papierów do wypełnienia na biurku, pilnowania podwładnych, by robili,  co do nich należy, ale jakoś wszystko mnie boli i dziwnie nuży. Czas wlecze się niemrawo, jak ten przysłowiowy żółw. Dziś, gdy przydzieliłem moim podwładnym obowiązki, musiałem wziąć na wstrzymanie, bo pojawiła się ona, zaczęła się ciskać i naprawdę wiele kosztowało mnie zachowanie spokoju. W myślach policzyłem do dziesięciu i na chwilę rzeczywiście pomogło. Ale tylko na chwilę, bo jej pełna wyższości mina, gdy nazwała Kevina niewdzięcznikiem skoro zmarnował wiele ofiarowanych mu szans na poprawę swego życia, sprawiła że zacząłem się zastanawiać, skąd w tej młodej tyle gniewu. Dlaczego tak nienawidzi Kevina skoro nie znała całej prawdy o moim synu?
I nie chodzi mi o tą wersję z upiciem się w sztok w podrzędnym nocnym klubie. Tak, zdawałem sobie sprawę,  że o Kevinie krążą różne plotki. Ale nikt nie wiedział o przyczynie mojego zainteresowania życiem Edvarda Surrey'a. Hrabiego,  którego dusza po śmierci nie zaznała spokoju i co tu dużo mówić, dręczyła żyjących. Dlatego postanowiłem dowiedzieć się wszystkiego o moim niewidzialnym wrogu, by zrozumieć logikę lub jej brak w objawianiu się Surrey'a w najmniej oczekiwanym momencie.
Kevin nie powinien w ogóle dać się namówić na wypad na stary cmentarz, gdzie spoczywały doczesne szczątki kobiety hrabiego Edvarda. Będę i już żałuję, że to ja byłem prowodyrem otwarcia grobu. Moja niezdrowa fascynacja angielskim arystokratą sprowadziła nieszczęście na mojego syna,  a na mnie ból, że nie potrafiłem mu pomóc, mimo podejmowanych prób.  Cholera brała człowieka na samą myśl o nieodwracalnych nieszczęściach,  które chcielibyśmy zignorować bez obaw, że...
Tymczasem, poddenerwowany całą sytuacją z młodą w roli głównej, powiedziałem jej na jednym oddechu kilka niemiłych uwag względem jej zachowania i oceniania po pozorach. To zaowocowało wzruszeniem ramion i głośnym trzaskiem drzwi,  gdy z nonszalancko opuszczała biuro.
Wróciła z dwie godziny później, rzekomo z biblioteki, co tłumaczyło wyłączenie przez nią służbowego telefonu i nie odbieraniem przez nią połączeń od nikogo. Nie uwierzyłem w te bajeczki,  do czasu,  gdy podała mi jakieś papiery do przejrzenia. Nie pojmowałem, jak jest możliwe to, co przeczytałem przed dosłownie kilkoma minutami.
– Kurwa – zakląłem cicho, bo z papierów wynikało czarne na białym, że Surrey miał dziecko,  które oddał komuś na wychowanie.
I że to była córka,  zwana Księżycową Anną. Nic więcej czego otrzymania  potwierdzenia bym nie oczekiwał, ale dobrze wiedzieć takie rzeczy. Księżycowa Anna! Kto tak nazwałby swoje dziecko? Chyba jedynie Surrey, człowiek pełen sprzeczności,  które dawno przestałem ogarniać i rozumieć.
A wracając do młodej, to czułem do niej niechęć. Aż skręcało mnie ze złości, gdy przychodziła do pracy. Przyznawałem sam przed sobą, że nie budziła sympatii również w pozostałych członkach zespołu, umiejętnie podsycałem w reszcie tę niechęć do... Uświadomiłem sobie, iż zawsze nazywałem per Młoda. Nawet złapałem się na rozważaniu, jak też Młoda ma naprawdę na imię. Powinienem wcześniej się tym zainteresować, ale nie ja rekrutowałem ludzi do roboty, a poza tym nie obchodziła mnie na tyle, żeby poznać ją bliżej jako pracownika.
Mało o niej wiedziałem, tyle ile sama zdecydowała się powiedzieć, gdy już musiała. A tak, to jedynie chowała się przed pozostałymi za kotarą milczenia.
Nie miałem pojęcia, czy ma jakichś krewnych, kogoś z najbliższej rodziny, gdzie studiowała i dlaczego koniec końców wylądowała u nas.
Po prostu była Młodą i tyle mi wystarczało, dopóki rzetelnie wypełniała swoje obowiązki.
Głupio nie wiedzieć niczego o człowieku, z którym współpracuje się od ładnych paru miesięcy, nieprawdaż?
Ale to jej uprzedzenie do mnie i Kevina, wyraz niesmaku malującego się na jej bladej twarzy działał odpychająco za każdym razem, gdy próbowałem zmienić swe nastawienie względem Młodej.
Jest w niej coś niepokojąco chłodnego i mrocznego, jakby to coś wyzwalało w innych wszystko co najgorsze w człowieku. Jedynie z Nancy zamieniła zawsze parę słów w ciągu całego długiego dnia pracy, a i to nie zawsze.  Peter działał na Młodą jak płachta na byka, a Michaela uparcie ignorowała albo dla odmiany, obdarowywała jadowitym spojrzeniem.
Zastanawiałem się nie raz i nie dwa, co spotkało ją w życiu, że trzymała się raczej na uboczu i nie robiła niczego,  co moim zdaniem, mogłoby zmniejszyć dystans między nią a pozostałymi członków zespołu.
Ale też i reszta nie zachęcała ją do uczynienia milowego kroku w obopólnych relacjach. Ona sama. My sami. I koniec.
Gdy poprosiłem Młodą, żeby poszperała  w starych dokumentach, mój Boże, w jakichkolwiek zasobach wiedzy, pisanej i mówionej, żebyśmy mieli klarowny obraz Surrey'a, jakim człowiekiem ten złośliwiec był za życia, wyglądała na zpłoszoną i nieco zmieszaną moim poleceniem. Nie dociekałem, dlaczego. Po prostu cały zespół widział, w ciągu tych kilku miesięcy wspólnej drogi, że reakcją Młodej na te zjawiska, których nie dało się objąć ludzkim rozumem, była równą niemal silnej alergii.
Postanowiłem, że przy najbliższej okazji podpytam Nancy dyskretnie,  co wie o naszej Młodej. A jej dane personalne, znaczy się, Młodej a nie Nancy,  sprawdzę w biurowych papierach.
Westchnienie ulgi na widok wchodzącego do pomieszczenia Petera, wyparło we mnie to, o czym myślałem wcześniej. Zająłem się tym, co wychodziło mi najlepiej - pracą. I to był,  jak miało się później okazać,  kardynalny błąd. Bo, jeśli zaniedbałem sprawę Młodej, mogłem obwiniać kogoś innego, że przez moje niedbalstwo zginął człowiek?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top