Rozdział 2
Na lekcji stałam tuż obok Draco bardzo zdezorientowana. Bo kto to mógłby być. Nie miałam pojęcia. Nie znałam osoby o takich inicjałach.
- O czym myślisz?- spytał mnie ślizgon ciekawym tonem.
- Co?- spytałam roztargniona.
- Jesteś rozkojarzona.- zauważa Draco ściskając mocniej moją rękę. Wygląda na zaniepokojonego.
- To nic takiego. Po prostu zastanawiam się kto jest nadawcą tego listu.- odpowiadam. Draco mruży oczy.
- A czemu? Chyba nie chcesz go spotkać?- pyta wyraźnie zły.
- Nie. No coś ty. Jestem po prostu ciekawa kto to. Nie ma w szkole nikogo o takich inicjałach.
- I lepiej żeby nie było. Niech wszyscy mają jasność. Jesteś moja.- odpowiedział blondyn i przyciągnął mnie do siebie. Zarumieniłam się.
- Może panienka Aisha poda nam składniki amortencji skoro jest bardziej zainteresowana rozmową zpanem Malfoyem.- poprosił Snape oschłym tonem.
- Oczywiście profesorze. Przepraszam.- podałam mu natychmiast prawidłową odpowiedź.
- Dobrze. Dziesięć punktów dla Ravenclav.- oznajmił nauczyciel.
- Nie znoszę go.- szepnął mi Draco do ucha na co zachichotałam. Uśmiechnął się. Nagle świat zaczął wirować i pociemniało mi przed oczami i gdyby Draco mnie nie złapał leżałabym na ziemii.
Kidy otworzyłam oczy znajdowałam się w dziwnym pokoju. Wszędzie było ciemno. Poczułam że ktoś całuje moje wargi. Jego usta były zimne i niezwykle zmysłowe. Sapnęłam z zaskoczenia w jego wargi i spróbowałam go odepchnąć. Poczułam jak jego dłoń dotyka moich włosów. Pieścił je swoim dotykiem.
- Witaj moja piękna czarodziejko.- odezwał się przyjemnym głosem.- nareszcie mam cię tylko dla siebie. Nareszcie jesteś moja.- wyszeptał w moje wargi. Spróbowałam go odepchnąć ale był zbyt silny. Jego trupie dłonie z wielkimi pazurami ścisnęły mnie delikatnie nie pozwalając się odsunąć.
- Kim jesteś?- spytałam nie pewnie. Wyczułam jego uśmiech.
- To nie istotne. Ważne kim ty jesteś moja słodka czarodziejko.- odpowiedział w ciemności. Wzdrygnęłam się.
- Pokaż twarz! Tchurzu.- syknęłam na granicy jawy a snu.
- Jeszcze nie ślicznotko. Jeszcze nie przyszła na to pora. Wkrótce dowiesz się kim jestem.
- Czego ode mnie chcesz?- pytam zdezorientowana.
- Czy to nie oczywiste? Ciebie. Chcę ciebie.- znowu całuje moje wargi. Policzkuje go. Syczy. Jego uścisk się wzmacnia ale nie robi mi krzywdy.
- To było niepotrzebne kochanie. Chce cię chronić.
- Dlaczego?
- Bo jesteś dla mnie wszystkim.
- Chronić przed czym?
- Przed Dymblydoorem.- syczy to nazwisko jak przekleństwo.
- Dyrektor by mnie nie skrzywdził! - protestuję.
- Mylisz się kochanie!- warczy groźnie.- on chce cię zranić! Nie dopuszczę do tego! - zacieśnia mocniej uścisk wokół moich ramion.
- Robisz mi krzywdę! To boli!- sapię przerażona.
- Przepraszam kochanie.- odpowiada z wyrzutem w głosie. Gładzi moje włosy. Przeczesuje je palcami.
- Wkrótce poznasz moje wspomnienie.- mówi a ja nie wiem o czym.- niedługo się znów zobaczymy. Ono również będzie cię chronić. Uważaj na siebie do tego czasu najdroższa nie zawsze bedę mógł ci pomóc.
- Niby dlaczego mam ci ufać?
- Bo jestem jedyną osobą która o ciebie dba.- warczy te słowa ostro.- jeśli ten smarkacz Malfoy jeszcze raz się do ciebie zbliży to nie zawaham się nawet podać ci amortencję.- oznajmia.- żegnaj moja najdroższa. Pora się obudzić.- całuje moje czoło a potem wargi ostatni raz.
Kiedy się budzę jestem w sali szpitalnej w łóżku tuż obok Draco. Wygląda na bardzo zmartwionego i trzyma moją rękę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top