Rozdział 6


- Ale myślisz, że ten gościu ma z tym coś wspólnego? - spytałam pełna wątpliwości.

- A jest jakieś inne wyjście?

Byłam sceptycznie nastawiona do teorii Keyla. Według niego ten chłopak może mnie śledzić i w ten sposób próbować się mnie pozbyć, abym nie przeszkadzała mu w pokonaniu Unicorna. To jest absurdalne! To w ogóle nie ma sensu. Już bardziej martwiłabym się tym facetem, który był niby dostawcą mebli. Tamten był dopiero dziwny. Ughh... już sama nie wiem co robić.

Podeszłam do komody, na której wcześniej postawiłam moje zdjęcie z rodzicami. Pogładziłam je delikatnie w miejscu, gdzie była uśmiechnięta twarz mamy.

- Co przede mną ukrywałaś, mamo? - szepnęłam, przyglądając się jej szafirowym oczom.

Z westchnieniem odeszłam od mebla, po czym zwróciłam się do Keyla:

- Musimy przenieść się do Krainy.

Magiczny kot pokiwał głową, a ja otworzyłam Przyjaciela, aby mógł stworzyć portal. Zajęło mu to nie więcej niż parę chwil. 

Kiedy przejście do końca się otworzyło schowałam do torby książkę, a także zdjęcie z moją mamą. Ruszyłam w kierunku złocistego konturu, bo Keyl był już po drugiej stronie. W ostatniej chwili, jednak złapałam księgę, którą wypożyczyłam z biblioteki, a zaraz potem portal za mną się zamknął.

Jak zwykle poczułam jak mój wygląd ulega zmianie; okulary zniknęły, a mój wzrok znacznie się wyostrzył. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu Chapera. Po chwili zobaczyłam go, jak biegnie w moim kierunku uradowany, że już przyszłam. Przytuliłam go mocno z uśmiechem, na co prychnął.

- Chaper! Jak dobrze cię znowu widzieć. Ale teraz musimy udać się do Unicorna.

Mój wierzchowiec posłusznie uklęknął, bym mogła spokojnie na niego wsiąść. Tak też zrobiłam, lecz zanim odlecieliśmy zawołałam jeszcze jednego towarzysza.

- Keyl?!

Zaraz się pojawił robiąc milion akrobacji w powietrzu. 

- Nawet nie wiesz jak to ulga znowu móc polatać... - powiedział uradowany.

- Cieszę się twoim szczęściem, ale chyba zapomniałeś co mamy do zrobienia - zgasiłam go od razu.

Kot westchnął, po czym usiadł na moim ramieniu. Kiedy miałam pewność, że siedzi stabilnie zarzuciłam łańcuchem przy szyi Chapera.

- Ruszajmy!

Zwierzę posłusznie wyprostowało się i ruszyło do biegu, by za chwilę znaleźć się w powietrzu. Przez wiatr moja suknia zaczęła się rozwiewać, a warkocz trzepotać. Złapałam mocniej za łańcuch i pochyliłam się do przodu. 

Po kilku minutach lotu byliśmy na miejscu. Chaper wylądował z rozmachem, a ja z niego zeskoczyłam, tak samo jak ze mnie Keyl.

- Zaraz wracamy - oznajmiłam, a nastęnie ruszyłam w stronę tajemniczego lasu. Za mną poleciał kot.

Szliśmy w ciszy, bo nikt nie wiedział co powiedzieć. Wszystko co się dzisiaj stało było tak zagadkowe, że ani ja, ani Keyl nie wiedzieliśmy co o tym myśleć. 

W końcu dotarliśmy do przejścia zarośniętego pnączami. Uniosłam je przechodząc na drugą stronę. Stanęłam na środku polany przed Unicornem, ściskając kurczowo swoją torbę. Założyłam za ucho kosmyk włosów, który wyplątał się z mojego długiego warkocza. Podeszłam do niego po cichu i ukłoniłam się lekko.

- Witaj, Unicorn. Mam do ciebie trochę pytań... Jeśli pozwolisz, oczywiście.

On tylko poprawił się na swoim posłaniu i ponownie na mnie spojrzał.

- Słucham cię.

Odchrząknęłam i wyjęłam z torby książkę oraz zdjęcie mojej mamy, po czym podeszłam jeszcze bliżej, by przy nim uklęknąć. Pierwsze co, to wskazałam palcem naszyjnik na szyi mojej mamy.

- Wiesz może co to za wisiorek?

- Oczywiście. Jest to Medalion Czasu. A czemu pytasz? - odpowiedział bez zająknięcia. 

Więc nazywa się Medalionem Czasu...

- Znalazłam to zdjęcie jak wypakowywałam pudła u mnie w mieszkaniu - kontynuowałam dalej - To zdjęcie ma 13 lat, a ja jestem niemal pewna, że wcześniej tego medalionu nie było. W dodatku wczoraj na karku pojawił mi się znak nieskończoności, który powodował straszny ból. Kiedy wróciłam do mieszkania zobaczyłam, że pozostał po nim ślad i kiedy go dotknęłam moim ogniem miałam wizję. Przedstawiła ona właśnie ten wisiorek zamknięty w czerwonej szkatułce. Powiesz mi co to wszystko ma znaczyć?

Opowiedziałam mu to wszystko prawie na jednym wydechu.

Wiem, że brzmiałam, jakbym zwariowała, jednak ta sprawa była zbyt poważna by cokolwiek ukrywać.  

 Minęło dobre kilka minut zanim usłyszałam jego odpowiedź:

- Zanim ty zostałaś Strażniczką, twoja mama pełniła tą funkcję - zaczął powoli - Bardzo spisywała się przy tym, dlatego otrzymała ode mnie pewnego razu Medalion Czasu. Chroniła go, dzięki czemu nie dostał się w żadne niepowołane ręce.

Zaskoczona uchyliłam bezwiednie usta, próbując przyswoić sobie to, co powiedział. Że jak? Moja mama? Strażniczką?! I do tego jeszcze Medalion Czasu?!

To jest żart, prawda?

Potarłam palcami obie skronie, bo coś mi nie pasowało w tej całej historii.

- Chwila... ale gdzie on jest? - spytałam całkiem trzeźwo jak na mój aktualny stan.

Unicorn westchnął ciężko, a potem powiedział:

- Tego nikt nie wie. Jednak gdyby został zniszczony, cała Kraina również by nie istniała. Alice była rozważną osobą, więc myślę, że przed wypadkiem ukryła Medalion.

Kiedy skończył mówić w mojej głowie powstał jeszcze większy mętlik, jeśli to w ogóle możliwe. Jednak mimo wszystko w głowie powstało mi kluczowe pytanie, które burzyło cały sens tej historii. Jakim cudem mama zdążyła ukryć ten wisiorek przed wypadkiem? Przecież nikt się go nie spodziewał. 

Chyba nikt się nie spodziewał... 

- Dzięki temu Medalionowi można przewidywać przyszłość, tak? - zapytałam, by się upewnić.

- Zgadza się – potwierdził moje przypuszczenia, których najbardziej się obawiałam. 

- Więc moja mama... Ona wiedziała wcześniej o tym wypadku! - zerwałam się z miejsca i zaczęłam chodzić w kółko, a słowa same ze mnie wylatywały - Wiedziała, że nie przeżyje, tak samo jak ojciec! Przed śmiercią ukryła Medalion Czasu, by nikt go nie znalazł. Tylko dlaczego na to pozwoliła?! Mogła temu zapobiec, ale zamiast tego wolała umrzeć! Tylko dlaczego?

Sama nie wiedziałam jak do tego doszłam, ale jeśli to była prawda to wszystko układa się w logiczną całość

Jednak nie rozumiałam samej decyzji mojej matki. Wiedziała o wypadku, a mimo to pojechała z tatą na to spotkanie. Jak ona mogła mi to zrobić? Tacie? Nam?! Nadal nie mogę się pogodzić z myślą, że ich już nie ma, a nagle się dowiaduję, że ona o tym wiedziała?! To nawet w mojej głowie brzmi absurdalnie!

Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły spływać po moich rozgrzanych od złości policzkach. Gdy się o tym zorientowałam postanowiłam się uspokoić. Wzięłam kilka głębszych oddechów i ponownie odwróciłam się do Unicorna, który teraz stał przede mną.

- D-dlaczego ona to zrobiła? - spytałam łamiącym się głosem.

- Gdyby nie jej śmierć nie byłoby cię tutaj. Nie poznałabyś swojej mocy, całej Krainy ani nawet Keyla czy mnie. Alice wiedziała, że długo nie pociągnie z ochroną i Medalionu, i Krainy. Zostawiła miejsce dla kogoś innego. Dla ciebie - powiedział całkiem spokojnie, jakby to była oczywistość.

- Ale czemu zrezygnowała tak wcześnie? Przecież miała zaledwie czterdzieści pięć lat.

- Uznała, że to odpowiedni moment, by przekazać to wszystko w twoje ręce. Oczywiście, mogłaby zapobiec swojej śmierci, ale nie lubiła mieszać w wydarzeniach, które dawał nam los. Wiedziała, że nie ma sensu mieszać w sprawach tak wielkiej wagi.  

Moje łzy zaczęły powoli wysychać, jednak ciągle mi było smutno, wiedząc, że gdyby nie upartość mojej mamy i jej własne zasady, byłaby ze mną do dziś, tak samo jak tata. Z drugiej strony zaczynałam powoli rozumieć jej decyzję i w pewnym stopniu jestem jej wdzięczna za to, że jednak podjęła tą, a nie inną. Pewne sprawy nie są od nas zależne. Mimo wszystko nie łagodziło to bólu, który teraz czułam. Za szybko... Za dużo...

Mam dość. 

Schowałam twarz w dłoniach, ale zaraz ponownie spojrzałam przed siebie, słysząc głos Unicorna:

- Twoja wizja daje ci znać, że już czas, żebyś znalazła Medalion Czasu. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale musisz to zrobić, w przeciwnym razie ktoś inny go znajdzie i namiesza w czasoprzestrzeni. To już czas, Agnes. Twój czas.

Miałam ochotę walnąć głową o ścianę. Ja? Znaleźć Medalion Czasu? Niby jak? 

Mimo wszystko zmusiłam mózg do dalszej pracy, intensywnie myśląc o całej tej sytuacji.

- A co jeśli nie dam rady? Jeśli jestem gorsza od mojej mamy?

Unicorn podszedł do mnie i spojrzał w oczy.

- Wcale nie jesteś od niej gorsza. Na to, z kolei wskazuje znak nieskończoności, o którym wcześniej wspomniałaś. Symbolizuje w twoim wypadku, że twoja moc stanie się silniejsza i będzie rosnąć do końca twojego życia - powiedział, czym jeszcze bardziej mnie przeraził - Uwierz mi, gdybyś była gorsza od swojej matki, nie przekazałaby ci tak ważnego zdania, jak ochrona Krainy i znalezienie Medalionu Czasu. Wierzyła w ciebie i całkiem słusznie.

Zamknęłam oczy, bo tych wszystkich informacji było o wiele za dużo. 

Po chwili usłyszałam obok siebie głos Unicorna:

- Powinnaś się z tym przespać. Lepiej leć już do domu.

Nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam głową, na tak. Podeszłam do mojej torby i włożyłam do niej książkę oraz zdjęcie, po czym założyłam ją na ramię. Jak otępiała ruszyłam do wyjścia z jamy. Już miałam wychodzić, kiedy ostatni raz spojrzałam na Unicorna i powiedziałam:

- Dziękuję.

Wyszłam do Tajemniczego Lasu, a za mną udał się Keyl. Nic nie mówił, za co byłam mu strasznie wdzięczna. Zatopiłam się w myślach, chociaż miałam już tego dość. Faktycznie muszę się z tym przespać.

Po kilku minutach wyszliśmy z lasu napotykając Chapera.

- Wracajmy na polanę - powiedziałam nieobecnym głosem.

W odpowiedzi kiwnął głową, po czym pochylił się, dzięki czemu mogłam usiąść na jego grzbiecie. Keyl zajął miejsce tam gdzie zawsze, a potem Chaper zerwał się do lotu. Chwyciłam za jego łańcuch, by nie spaść i przy okazji także przyspieszyć. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu, bo głowa wręcz dymiła od nadmiaru informacji. 

Po chwili już byliśmy na miejscu. Zeskoczyłam z mojego wierzchowca i postawiłam na ziemi magicznego kota. Podeszłam z powrotem do Chapera i pogłaskałam go po pysku, na co zareagował cichym prychnięciem.

- Do zobaczenia, kochany. Czeka nas jutro dużo roboty.

Spojrzał na mnie doskonale wiedząc co mam na myśli. Odwróciłam się od niego, by przejść przez portal, który w tym samym czasie utworzył Keyl. Razem z nim przeszłam przez niego, posyłając ostatnie spojrzenie Chaperowi. 

Kiedy znalazłam się w mieszkaniu mój wygląd ponownie się zmienił na ten sam co wcześniej. Zmęczona tym wszystkim zdjęłam okulary i usiadłam na podłodze opierając się przy tym o kanapę. Zaczęłam myśleć nad tym wszystkim, ale już po niedługim czasie zrezygnowałam, bo miałam już tego dość. Wyciągnęłam przed siebie dłonie i wytworzyłam na nich ogień, który ani trochę mnie nie parzył. Wpatrywałam się w niego, lecz po chwili złożyłam dłonie, dzięki czemu znikł. Zaczęłam się w ten sposób bawić przez kilka minut. Kątem oka zobaczyłam jak Keyl patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem. W końcu nie wytrzymałam:

- Nie patrz tak na mnie - rzuciłam trochę opryskliwie.

- Martwię się o ciebie. Zrozum, że czasu już nie cofniesz, nawet jeśli bardzo byś chciała. Nie myśl o tym co było, tylko o tym co jest teraz.

Może jeszcze gwiazdkę z nieba do kompletu?

- Łatwo ci powiedzieć! -krzyknęłam, bo już powoli opuszczał mnie spokój – To nie twoja mama dla ciebie się zabiła!

Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale wykrzyczałam te słowa, dopiero po chwili orientując się co one znaczyły. Spojrzałam na Kayla, który momentalnie posmutniał. Doskonale wiedziałam, że sam nie miał matki, a mimo to zdołałam wykrzyczeć mu to w twarz.

- Keyl, ja... - zaczęłam żałosnym tonem, jednak natychmiast mi przerwał.

- Nawet nie wiesz ile bym dał, aby moja mama aż tak mnie kochała, by się dla mnie poświęcić.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wyszedł z pokoju, by zaszyć się gdzieś w kącie. 

Moje oczy zaszły łzami, bo uświadomiłam się, że zraniłam mojego przyjaciela. Jak ja mogłam to zrobić? On chciał mi pomóc i nie dość, że to odrzuciłam, to jeszcze sprawiłam mu przykrość.

Wstałam, żeby za nim pobiec, ale nawet nie ruszyłam się z miejsca, bo uświadomiłam sobie, że nie będzie chciał mnie teraz widzieć. Zakryłam twarz dłońmi i w końcu dałam upust emocjom. Wszystko, co do tej pory we mnie siedziało wypłynęło na zewnątrz razem ze słonymi łzami. Wszystkie emocje: złość, smutek,rozpacz, niezrozumienie, buzowały we mnie jak gejzer, który właśnie wybuchł. 

Z tego wszystkiego zrzuciłam z impetem ze stołu książkę z biblioteki, wydobywając z siebie zduszony przez płacz krzyk. Upadła na podłogę otwierając się na przypadkowej stronie. 

Przetarłam twarz pozbywając się resztek łez i spojrzałam na obrazek, który widniał na pożółkłej kartce. Sięgnęłam po okulary i z powrotem założyłam je na wilgotny nos, po czym wzięłam do ręki książkę, by dokładnie przyjrzeć się ilustracji. 

Przedstawiała ona złote oko. Byłam pewna, że już je gdzieś widziałam. Po chwili przypomniałam sobie tego dziwnego dostawcę mebli, który miał taki tatuaż na szyi. Przeleciałam wzrokiem po tekście, aż w końcu trafiłam na ciekawy fragment na ten temat:

''(...)Jednym ze stworzeń nadprzyrodzonych są wilkołaki. Wyróżniają się od innych nietypowym tatuażem, przedstawiającym coś na wzór złotego oka.

Cechą wilkołaków jest przede wszystkim zawziętość. Nieustannie dążą do celu, którym najważniejszym od wieków jest zdobycie Medalionu Czasu.''

Dalej nie było nic, co było warte uwagi. 

Czyli wszystkie wilkołaki mają ten tatuaż... To znaczy, że tamten facet jest jednym z nich. 

Ale co ja gadam?! Może po prostu zobaczył gdzieś ten obrazek i tak bardzo mu się spodobał, że postanowił go sobie wytatuować. Przecież ta opcja była bardziej możliwa, niż fakt, że naprawdę może być wilkołakiem. 

Jednak było coś w tym spojrzeniu, co przeczyło kompletnie pierwszej wersji. Nie wiem co to było, jednak nie zmieniało to faktu, iż czułam, że może być wilkołakiem. A raczej, że na pewno nim jest. 

Jakimś cudem jednak dostał się do naszego świata, by dopaść Medalion Czasu. I chyba wie kim jestem, bo do tej pory pamiętam jego wzrok, który bacznie mi się przyglądał. No to wszystko jasne...

Odłożyłam otwartą książkę na stół i poszłam do kuchni. Powinnam przeprosić Keyla. Naprawdę jest mi strasznie wstyd.

Podeszłam do szafki i otworzyłam ją, by wyjąć z niej czerwone opakowanie kulek czekoladowych. Mój kochany magiczny kot je uwielbia. Wzięłam z suszarki obok zlewu miseczkę i nasypałam do niej płatków. Chwyciłam ją w dłoń i wyszłam z kuchni w poszukiwaniu mojego małego przyjaciela.

- Keyl! Gdzie jesteś?

Jak się spodziewałam, odpowiedziała mi cisza. Nie mając innego wyjścia zaczęłam przeszukiwać całe mieszkanie, zakamarek po zakamarku. Nigdzie go jednak nie było. 

W końcu dotarłam do łazienki. Weszłam do środka i uważnie się rozejrzałam. Po chwili zobaczyłam minimalny ruch za prysznicem. Uniosłam kącik ust nieco w górę i weszłam do pomieszczenia, siadając na podłodze, opierając się o kabinę.

- Wiem, że pewnie nie chcesz mnie widzieć, ale mimo wszystko przyszłam by cie przeprosić. To wszystko, czego dzisiaj się dowiedziałam jest dla mnie zupełnie nowe i niestety przez te wszystkie emocje wyżyłam się na tobie. Mimo to nie ma dla mnie usprawiedliwienia za to, co zrobiłam. Ja... - przerwałam na chwilę czując pieczenie pod powiekami oraz zbliżające się łzy - ...przepraszam cię bardzo. Nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło. Nie powinnam tak reagować.

Kiedy skończyłam po moim policzku popłynęła strużka łez. Spojrzałam w dół, gdy usłyszałam cichy szmer. Zza brodzika wygrzebał się Keyl, który teraz patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.

- Chrupkę? - zapytałam wyciągając w jego kierunku miseczkę z przysmakiem.

Uśmiechnął się szerzej i złapał zębami jedną kulkę. Zrobiłam to samo, tylko palcami i także zjadłam czekoladowy przysmak. Oboje się zaśmialiśmy i już po chwili sięgnęliśmy po następną chrupkę. 


Jestem z nowym rozdziałem. Tutaj już wyjaśniło się co nie co, jednak nadal mamy wiele tajemnic. wiem, że rozdział krótki, sorry... 

Piszcie w komentarzach czy rozdział się podobał i dawajcie gwiazdki, jeśli tak będzie;) 

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top