Rozdział 24
Ku mojemu zdziwieniu ich szok trwał tylko chwilę, bowiem już po kilku sekundach zobaczyłam uśmiech Hope. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc jak się zachować.
- I tylko dlatego nie poszłaś do szkoły? - odezwała się jako pierwsza dziewczyna - Bo zmieniłaś okulary na soczewki? I w dodatku kolorowe! Takich jeszcze nigdy nie widziałam!
Otworzyłam zaskoczona oczy, widząc jej reakcję. Siedziałam odrętwiała, nie mogąc nawet kiwnąć palcem, tak mnie zamurowało. Cudem przeniosłam wzrok na chłopaka po lewej stronie, który z zaciekawieniem się we mnie wpatrywał.
Pod wpływem ich spojrzeń zaczęłam się niekontrolowanie trząść, a mój żołądek miał zamiar pozbyć się dopiero co zjedzonego posiłku. Co więcej, od jakichś dziesięciu minut czułam, że leki szamanki przestają działać.
Czułam, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię, to mogę tu paść i już nie wstać.
Aby do tego nie dopuścić czym prędzej wstałam, łapiąc przy tym swoją torbę, która do tej pory była przewieszona przez oparcie krzesła. Zarówno Hope, jak i Joy spojrzeli na mnie z mieszaniną zdziwienia i troski.
- Agnes? - zwrócił się do mnie chłopak - Wszystko w porządku?
Przeczesałam drżącą dłonią włosy, po czym odpowiedziałam niepewnie:
- T-tak, tylko muszę iść do toalety... - spojrzałam na brunetkę z pytaniem w oczach - Wiesz może gdzie...
- Za barem, drugie drzwi na lewo. - odpowiedziała mi natychmiast, ku mojej uldze.
Czym prędzej ruszyłam we wskazanym kierunku, natrafiając na drzwi z kółkiem na wysokości oczu. Otworzyłam drzwi, po czym, rzucając torbę pod ścianę weszłam do jednej z dwóch kabin. Pochyliłam się nad muszlą klozetową zwracając zjedzoną zaledwie chwilę temu pizzę. Krzywiłam się nieznacznie upadając kolanami na zimne kafelki. Czułam jak moje ciało drętwieje, a kończyny pieką niemiłosiernie. Do tego jeszcze zawroty głowy, które przyprawiały mnie o mdłości.
Usłyszałam jak niedomknięte drzwi się uchylają, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Okazało się na szczęście, że to tylko Keyl. Po jego minie mogłam wywnioskować, że nie był zachwycony moim stanem.
- Mówiłem, żebyś została w domu. - powiedział na wstępie, przez co miałam ochotę wywrócić oczami - Nie nadajesz się na takie eskapady po mieście.
Kiedy chciałam coś odpowiedzieć, poczułam w gardle nieprzyjemne drapanie. Skrzywiłam się nieznacznie, luzując przy tym swoją apaszkę. Miałam dość swojego stanu, który był zapewne spowodowany niewyleżonym wstrząsem mózgu.
- Agnes...
Spojrzałam na Keyla, który nie wiedzieć czemu patrzył się na mnie z przerażeniem. Nie rozumiejąc jego zachowania po prostu wstałam na chwiejnych nogach, po czym spuściłam wodę w toalecie. Udałam się w stronę umywalek, by zaraz potem opłukać twarz zimną wodą.
- Agnes, spójrz proszę w lustro. - usłyszałam za sobą magicznego kota.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, kiedy dotarła do mnie jego prośba.
- Wiem, że okropnie wyglądam... - wychrypiałam - Nie musisz mi tego uświadamiać.
W odpowiedzi posłał mi groźne spojrzenie, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Chcąc, nie chcąc spojrzałam w końcu w to cholerne lustro, żeby tylko mieć spokój.
To prawda, nie wyglądałam jak ósmy cud świata, nawet jak jakikolwiek cud, jednak dalej nie widziałam nic dziwnego w moim wyglądzie, oprócz oczywiście złotych tęczówek. Kiedy chciałam już odwrócić wzrok od swojego odbicia zobaczyłam coś niepokojącego na szyi. Zmarszczyłam brwi, po czym uniosłam lekko głowę, by dokładniej przyjrzeć się mojej skórze. Ku mojemu zaskoczeniu, jak i przerażeniu, po mojej szyi pięły się czarne smugi. Pulsowały one pod skórą, a swój początek miały, jak się zaraz potem przekonałam, na moim karku.
- Co to jest? - spytałam szeptem samą siebie, próbując powstrzymać strach czający się w głosie.
Dotknęłam delikatnie jednej z tych nici moim palcem wskazującym. Nic nie wyczułam, poza nierównością skóry. Od razu przypomniałam sobie o mojej chorobie, która z każdą chwilą trwiła mnie od środka. Nie wiedziałam, że to będzie postępować tak szybko.
Wróciłam wzrokiem do Keyla, który był równie przestraszony, co ja.
- Musimy wrócić do domu. - powiedziałam łapiąc natychmiast za torbę, która nienaruszona leżała pod ścianą.
Magiczny kot bez zająknięcia wskoczył do jej wnętrza, a ja poprawiłam szybko włosy, po czym weszłam z powrotem do lokalu. Szybkim krokiem podeszłam do stolika, gdzie nadal siedzieli moi przyjaciele. Hope widząc mnie znowu odetchnęła z ulgą.
- Jesteś wreszcie, już myślałam, że mam po ciebie... - zaczęła, lecz natychmiast jej przerwałam.
- Muszę już iść, przepraszam.
Oboje popatrzyli na mnie dziwnie, kiedy ja wyjmowałam z torby portfel. Położyłam na stole połowę kwoty za zamówioną pizzę, po czym jednym ruchem zgarnęłam ze stołu okulary przeciwsłoneczne.
- Ale jak to? Już? - spytał zdziwiony Joy.
Pokiwałam głową w odpowiedzi, jednak szybko tego pożałowałam. Wszystko zawirowało mi przed oczami, przez co musiałam się złapać stołu, by nie upaść. Hope, widząc w jakim jestem stanie, zerwała się, przytrzymując moje ramię.
- Cholera jasna, z tobą faktycznie jest źle... - powiedziała z nutką strachu w głosie - Poczekaj, zadzwonię po...
- Nigdzie nie dzwoń! - zawołałam natychmiast, domyślając się dokąd dziewczyna chce zatelefonować - Nigdzie nie dzwoń, wszystko w porządku. Po prostu... jestem przemęczona.
Podniosłam na nią swój wzrok i zobaczyłam jej minę, która nie wróżyła nic dobrego.
- Ty chyba sobie żartujesz! Ledwo na nogach stoisz! Chciałam zadzwonić po tatę, żeby po nas przyjechał. - argumentowała swoje poczynania.
Mi, natomiast, nie widziało się fatygowanie taty Hope dla mojego "widzi mi się", dlatego też nałożyłam na siebie płaszcz, po czym spojrzałam ze spokojem na tą dwójkę.
- Nie ma takiej potrzeby. Już wszystko w porządku.
Mimo moich przekonywań dziewczyna nadal przy mnie stała, by w razie czego asekurować mój upadek. Widziałam w jej oczach powątpiewanie, dlatego położyłam swoje dłonie na jej ramionach.
- Wszystko w porządku, naprawdę. Nie ma sensu dzwonić po twojego tatę, w końcu mam do przejścia tylko kawałek.
Nie odrywałam wzroku od jej tęczówek, byle tylko przekonać ją, że mam się świetnie. Oczywiście było całkiem odwrotnie, jednak nie mogłam tego po sobie poznać.
Na szczęście brunetka chyba mi uwierzyła, po już po chwili pokiwała powoli głową.
- Jak już się tak upierasz, to okej... Tylko masz do mnie dzwonić, jeśli coś by było nie tak! - zagroziła mi palcem przed nosem jak małemu dziecku.
Z ulgą opuściłam ręce wzdłuż ciała, uśmiechając się najszczerzej jak mogłam. Kiedy Hope mnie przytuliła, oddałam delikatnie uścisk, po czym zwróciłam się do Joy'a, który w tym czasie zdążył znaleźć się koło mnie. Jego także uścisnęłam.
- To ja lecę... - powiedziałam, czując kolejny uścisk w głowie.
Nieznacznie się skrzywiłam, a następnie prawie pędem wybiegłam z pizzerii. Na zewnątrz założyłam na nos moje okulary, co w sumie mogło dziwnie wyglądać zważywszy na to, że powoli zaczynało się ściemniać.
Szłam powoli, bowiem w głowie cały czas mi się kręciło, a nogi z każdym krokiem miękły coraz bardziej. W pewnym momencie musiałam oprzeć się ręką o jedną ze ścian najbliższego budynku, by nie zarobić gleby. Syknęłam w momencie, gdy moje prawe przedramię zetknęło się z szorstką fakturą ściany. Podwinęłam nieco rękaw płaszcza oraz swetra pod nim, by obejrzeć moją ranę.
A nie wyglądała ona dobrze; bandaż zdążył już na dobre przesiąknąć moją własną krwią, która w dodatku spływała jeszcze cienkimi strużkami po nadgarstku. Na mojej twarzy pojawił się grymas bólu, bo dotarło do mnie, że eliksir Szamanki przestawał działać z minuty na minutę.
Ze swojej torby wyjęłam jedną chusteczkę, a następnie przyłożyłam ją do nadgarstka, by zetrzeć szkarłatną ciecz. W międzyczasie swój łeb wychylił zmartwiony Keyl.
- Wytrzymaj jeszcze kawałek. - powiedział, próbując dodać mi otuchy.
Podniosłam swój wzrok przed siebie i widząc, że od mojego bloku dzieliło mnie zaledwie przejście przez ulicę, ruszyłam w dalszą drogę. Szybkim (jak na mój stan) krokiem przeszłam na drugą stronę i, nie zatrzymując się już więcej, dotarłam do mojej klatki. Oparłam się bokiem o jej drzwi, dysząc ciężko ze zmęczenia. Przez cały czas trzymałam chusteczkę przy nadgarstku, która także zaczęła powoli przesiąkać. Do tego jeszcze ból głowy oraz kończyn, który jeszcze bardziej utrudniał kontakt ze światem zewnętrznym. Jednym słowem: czułam się koszmarnie.
Jednak mimo moich dolegliwości udało mi się wejść do budynku oraz wspiąć się po schodach, których całe szczęście nie było dużo. Chociaż zajęło mi to dobre pięć minut, w końcu stanęłam pod drzwiami do mieszkania. Na oślep przyjęłam klucze od Keyla z torebki, po czym otworzyłam nimi zamek. Resztkami sił nacisnęłam klamkę, by po chwili przejść przez próg i zatrzasnąć za sobą drzwi. Oparłam się wykończona o ścianę.
Kiedy miałam się już ogarnąć, by ruszyć w głąb mieszkania, zauważyłam coś bardzo dziwnego; drobiazgi na półeczce w przedpokoju były poprzewracane, a niektóre ciuchy walały się po podłodze w korytarzu. Zmarszczyłam brwi, po czym zrobiłam krok w kierunku kuchni, w celu znalezienia podobnych poszlak.
Nagle, nie wiadomo skąd poczułam ruch powietrza, jednak zanim zdążyłam się odwrócić ktoś przyparł mnie przodem do ściany, trzymając mocno za włosy. Jęknęłam głucho, czując jak swoim ciałem naparłam na zranioną rękę. Ze względu na swoje położenie nie mogłam zobaczyć kto to, co nie zmieniało faktu, że ze strachu ściskało mnie w gardle.
- Gdzie jest Klucz? - usłyszałam przy uchu niski głos, przez co z przerażenia zabiło mi mocnej serce.
Jednak dzięki temu jednemu pytaniu miałam pewność kto buszował w moim mieszkaniu podczas mojej nieobecności. Z drugiej strony jednak miałam przerąbane, z uwagi na brak sposobu na obronę.
- Mów natychmiast, gdzie jest Klucz... - powtórzył swoją groźbę, dzięki czemu zdałam sobie z czegoś sprawę.
Nie wiem gdzie jest Klucz. Prawdę mówiąc nie widziałam go od dwóch dni, co dotarło do mnie w tamtej chwili. Ogarnął mnie lęk.
Przełknęłam głośno ślinę, próbując nie pokazywać na zewnątrz emocji, które cały czas się we mnie kłębiły.
- Nie wiem... - szepnęłam, czując jak oddech staje się coraz głębszy.
Za sobą usłyszałam natomiast prychnięcie, po czym nacisk na moje plecy się zwiększył, przez co przed oczami zatańczyły mi mroczki.
- Zapytam jeszcze raz: Gdzie jest Klucz? - powiedział nieco głośniej.
Zacisnęłam powieki, próbując doprowadzić swój organizm do porządku, jednak uścisk w głowie oraz potworny ból ramion skutecznie mi to uniemożliwiał.
- Nawet, gdybym wiedziała... - zaczęłam ponownie - ...nigdy bym ci nie powiedziała.
Słysząc moją odpowiedź mężczyzna zirytowany odsunął mnie gwałtownie od ściany, po czym odwrócił do siebie przodem, by chwilę później uderzyć mną o twardą powłokę a mną. Zacisnęłam powieki, czując jak moja głowa oraz plecy zderzają się ze ścianą, powodując okropny ból.
Zanim jednak zdążyłam otworzyć oczy, poczułam jak silne palce zaciskają się na mojej szczęce i unoszą moją obolałą głowę do góry.
- Słuchaj... - powiedział niskim tonem, tuż przy mojej twarzy - ...nie mam czasu dla takich smarkul, jak ty, więc nie pieprz głupot, tylko daj mi ten Klucz.
Po plecach przeszedł mi dreszcz, a kiedy palce czarnowłosego mocnej zacisnęły się na mojej żuchwie załupało mi boleśnie w głowie. Ostatkami sił odważyłam się w końcu uchylić powieki.
Spojrzałam zamglonym wzrokiem wprost w lśniące złotem oraz wściekłością tęczówki mężczyzny.
- Ja... naprawdę nie wiem... gdzie on... jest. - wycharczałam, ignorując zdziwienie, które przemknęło przez jego twarz, w momencie kiedy skierowałam na niego swój wzrok.
Nie minęła sekunda, a przed oczami zatańczyły mi mroczki, a nogi się pode mną ugięły. Opadłam z sił, lądując z głuchym hukiem na podłodze, dzięki czemu moja szczęka była wolna od uścisku.
Cały obraz zaczął mi się zamazywać przed oczami, jednak zachowałam resztki zdrowego rozsądku, by spojrzeć w twarz Scott'owi, który stał nade mną rozbawiony moim stanem.
- Ty sama się zaraz wykończysz.
Po tych słowach po prostu wyszedł, a ja położyłam głowę na zimnej podłodze, tracąc kompletnie kontakt z rzeczywistością.
Jestem z rozdziałem! Prawdę mówiąc, nie jestem z niego zadowolona - jest zbyt krótki, opisy zmniejszone do minimum (nad czym pracuję cały czas)... Rozdział ogólnie pisany "na siłę" :(
Jednak nie ma tego złego! Dzięki temu, będę mogła lepiej rozwinąć się w następnym, który pojawi się już za tydzień!
Czekam na gwiazdki oraz komentarze, czy uwagi. Wszystko to motywuje do pisania.
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top