Rozdział 22
Strasznie szumiało mi w uszach, a głowa wręcz pękała z bólu, który rozsadzał mi czaszkę. Całe ciało również było odrętwiałe, co zbytnio mnie nie zdziwiło. Próbowałam sobie przypomnieć co dokładnie się wydarzyło i dlaczego leżę nieprzytomna na wilgotnej ziemi. To było ciekawe pytanie, bowiem ostatnie co pamiętam, to starcie z Leśną Nimfą. Z tego co wiem Chaper nas uratował...
Jednak później doszłam do wniosku, że w tej chwili nie miałam głowy do takich przemyśleń. Moim teraźniejszym priorytetem było przede wszystkim otwarcie oczu, które jak na złość stały się niewiarygodnie ciężkie.
Koniec końców zmusiłam się do uchylenia powiek, a światło słoneczne bezlitośnie mnie oślepiło. Powoli dochodziły też do mnie pojedyncze wyrazy, czy odgłosy. Niestety były one niezrozumiałe przez to, iż krew głośno płynęła zagłuszając jakikolwiek odbiór głosów z zewnątrz.
Minęła dobra minuta, nim obraz całkowicie się wyostrzył, a dźwięki ułożyły się w pojedyncze zdania. Z tego, co zdążyłam wyłapać nade mną pochylali się Keyl, Chaper i Unicorn. Kiedy jednak skupiłam na nich swój wzrok nastała cisza, a wszyscy patrzyli na mnie z mieszaniną skupienia, zdziwienia i... przerażenia?
Zmarszczyłam brwi w niemym zaskoczeniu.
- O co chodzi? - spytałam nieprzytomnie, próbując się podnieść.
Czułam się dziwnie, jakoś... inaczej. Jakby w obcym ciele. Przyjrzałam się zdziwiona swoim rękom, spostrzegając, że są one pokaleczone, a na prawym przedramieniu widniał ślad po ugryzieniu jakiegoś zwierzęcia. Wilka?
Przetarłam ramię dłonią, a krew rozmazała się po całej skórze. Skąd to ugryzienie i dlaczego mnie nie boli?
Uniosłam wzrok na wszystkich obecnych, którzy nadal mi się przypatrywali.
- Co się stało? Skąd to ugryzienie i dlaczego się tak patrzycie? - zadałam pytania, podnosząc się do siadu.
W chwili, gdy usiadłam w głowie mi załupało, a żołądek wywrócił się do góry nogami. Odetchnęłam głęboko, walcząc z mdłościami.
W międzyczasie jako pierwszy odezwał się Keyl:
- Agnes... Nie wiem jak to powiedzieć, ale... wyglądasz inaczej.
Inaczej? Co to znaczy?
Zmarszczka na moim czole się pogłębiła, a ja jeszcze bardziej zdezorientowana przyjrzałam się sobie samej.
- Jak to inaczej? Ktoś mi poda lustro?
Aby spełnić moją prośbę Unicorn za pomocą swojego rogu stworzył coś na kształt lustra przed moją twarzą. Nie byłoby nic nadzwyczajnego w moim odbiciu, gdyby nie to, że kolor moich oczu zmienił się z szafirowego na... złoty.
Podniosłam swój przerażony wzrok na wszystkich obecnych, zadając trafne w tej chwili pytanie:
- Czy ktoś mi może wyjaśnić co tutaj się dzieje?
Z automatu spojrzałam najpierw na Unicorna, który wyłapując mój wzrok westchnął, po czym zlikwidował prowizoryczne lustro.
- Nie jestem pewien, ale żeby się przekonać musisz coś zrobić. Stwórz proszę niedużą kulę ognia - rzekł, cofając się ode mnie o krok.
Zdziwiona jego prośbą uniosłam przed sobą dłoń, by spełnić jego żądanie. Skumulowałam małą ilość energii, po czym nakierowałam ją na dłoń, jednak... coś było nie tak. Nie czułam znajomego ciepła, czy przyjemnego dreszczu, który powinien się w tamtej chwili pojawić.
Nagle, bez ostrzeżenia, nad moją dłonią buchnął granatowy płomień, który o mało nie poparzył wszystkich wokół. Na szczęście zdążyli się cofnąć, a ja zszokowana przyglądałam się ciemnoniebieskiej kuli.
Ten ogień nie palił się normalnie, on jakby żył własnym życiem, był kompletnie dziki. Nad nim pojawiły się czarne iskry, a przeze mnie przepływało coś mrocznego, nieznanego i ziemnego.
Zupełne przeciwieństwo do tego, co czułam wcześniej.
- Co to ma być?! Dlaczego on jest niebieski?! - spytałam z lekką paniką w głosie, spoglądając na Unicorna, to na płomień.
On natomiast patrzył na mnie z pełną powagą i spokojem. Nie mogąc dłużej znieść nieprzyjemnego uczucia zgasiłam ogień, choć z pewnym oporem. Nie miałam pojęcia co tu się dzieje i przede wszystkim co się ze mną dzieje. A chciałam się zorientować jak najprędzej.
- W wyniku upadku oraz uderzenia głową o pień drzewa nie pamiętasz paru istotnych rzeczy... - zaczął powoli, tak abym wszystko zrozumiała - Podczas, kiedy leciałaś z Chaperem oraz Keylem do mnie, dogonił was nieznany wilk. Zrzucił cię niestety na ziemię, a ty poturlałaś się po ziemi natrafiając w końcu na drzewo. W wyniku tego wypadku doznałaś wstrząsu mózgu oraz złamałaś parę żeber. Dodatkowo tamten wilk ugryzł cię głęboko w przedramię, co niestety przyniosło za sobą pewne konsekwencje...
Podczas odtwarzania przez niego tej historii nie mogłam uwierzyć, że nie pamiętałam czegoś tak ważnego. Przecież to absurd!
Chociaż miałam w głowie tak wiele pytań bez odpowiedzi, to chciałam najpierw, by dokończył mówić.
- Jakie konsekwencje? - spytałam więc, zachęcając go tym samym go kontynuowania.
Jednorożec westchnął, po czym podjął przerwany wątek:
- Człowiek z twojego świata po takim ugryzieniu zamieniłby się w wilkołaka. Jako że ty jesteś Strażniczką, która włada ogniem, tego nie doświadczyłaś, jednakże wystąpiły pewne skutki uboczne...
Im dłużej opowiadał, tym mniej mi się to wszystko podobało.
- Wiadome jest, że nie wolno mieszać ze sobą kilku różnych magii, czy zdolności w jednej osobie, może się to zakończyć poważnym uszczerbkiem na zdrowiu lub nawet śmiercią. U ciebie nastąpiło podobne zjawisko, tylko postępuje ono powoli.
Przełknęłam ślinę po usłyszeniu ostatniego zdania, które było jak ostry cios w brzuch.
- C-co to znaczy? - spytałam coraz bardziej przerażona.
Unicorn przeszedł parę kroków w tą i z powrotem, myśląc zapewne jak odpowiedzieć, bym wszystko zrozumiała za pierwszym razem.
- Twój ogień w konfrontacji z wilczym jadem, był ciosem niemal śmiertelnym dla twojego organizmu... - powiedział w końcu - ...dlatego wymieszał się on z twoją mocą, tworząc zupełnie coś mrocznego i dzikiego, czego nie można okiełznać. Na twoje nieszczęście moc w tobie stale rośnie, zatruwając cię od środka. Jednym słowem: coś, co kiedyś dawało ci siłę, jest teraz twoją trucizną.
Serce boleśnie obiło się o moją pierś, a ja o mało nie zwróciłam śniadania po usłyszeniu tej wiadomości. Będąc zupełnie odłączona od świata zewnętrznego ledwo zarejestrowałam krzyk Keyla:
- To niemożliwe! Przecież nic takiego dawno nie miało miejsca! To musi być pomyłka!
Nie zwracałam jednak na nic uwagi, próbując w jakikolwiek sposób przetrawić informacje, które przed chwilą zostały powiedziane. Przełknęłam głośno ślinę, patrząc dookoła w szoku.
Moja moc stała się trucizną?! Ja... umieram?
W momencie, gdy ta myśl zaświtała mi w głowie wciągnęłam głęboko powietrze do płuc, by zaraz potem wypuścić je ze świstem, a potem znowu i znowu... Przez to coraz bardziej kręciło mi się w głowie, jednak mimo to nie mogłam zapanować oddechami, które były coraz szybsze i głębsze.
- Agnes? Co się dzieje?! - krzyknął Keyl, który jako pierwszy zorientował się, że coś było nie tak.
Ledwo go słyszałam oraz rozumiałam, przez głośny szum w uszach i zawroty głowy. Moje serce pracowało w zawrotnym tempie, a ja nadal nie mogłam opanować oddechu. Złapałam się w miejscu, gdzie znajdowało się serce, po czym pochyliłam się do przodu.
- Ma atak paniki, trzeba ją uspokoić - rzekł zaraz potem Unicorn, co i tak ledwo zarejestrowałam.
W następnej chwili przed moją twarzą pojawił się Keyl, który był równie przerażony. Zaczął głaskać mnie po ramieniu, tłumacząc, żebym się uspokoiła.
Umieram.
Wewnątrz mnie jest trucizna.
Nie ma we mnie ani krzty ciepłego ognia.
Ani krzty dobra.
Jestem zatruta.
To coś we mnie żyje.
I mnie zabija.
Ja nie chcę umierać!
Chcę żyć!
Chcę widzieć, słyszeć, czuć!
Chcę być zdrowa!
Chcę być żywa!!!
Jak w prawdziwym amoku biegałam wszędzie wzrokiem, a moje płuca boleśnie kurczyły się i powiększały w szybkim tempie. Nie słyszałam ich, nie widziałam, nie czułam ciepłego głaskania po plecach, dzięki któremu miałam się uspokoić.
Jednak pomimo, iż się starałam w mojej głowie wciąż pojawiały się straszne myśli oraz obrazy, które ani trochę w tamtej chwili nie pomagały. W kącikach oczu zebrały się łzy, czułam pot na czole oraz gorąc na policzkach. Nie mówiąc już o mroczkach, które przysłaniały mi wszystko dookoła.
W pewnym momencie poczułam przy policzku miękkie pióra. Automatycznie się ich uczepiłam wtulając w nie rozgrzaną twarz. Chwilowo odgoniłam większość zbędnych myśli, skupiając się głównie na uspokojeniu oddechu, co wcale nie było łatwym zadaniem.
Spokojnie. Wdech, wydech...
Zamknęłam oczy wtulając się w ciało pokryte piórami. Gdy uspokoiłam nieco myśli rozpoznałam to ubarwienie oraz kształt piór.
- Chaper... - szepnęłam cicho nie odrywając twarzy od jego boku.
Minęła dobra minuta zanim głęboki i chaotyczny oddech zmienił się w w płytszy i spokojniejszy. Wtedy dopadły mnie mdłości, które ostatkiem sił na szczęście stłumiłam.
Gdy byłam w stanie już normalnie funkcjonować otworzyłam oczy, odrywając twarz od miękkich piór wierzchowca. Pogłaskałam go, wdzięczna za to, co dla mnie zrobił.
Kiedy byłam w stanie normalnie mówić, nie krztusząc się przy tym powietrzem, spojrzałam ponownie na Unicorna.
- Mam nadzieję, że... można to jakoś zatrzymać, czy... zlikwidować - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
Nie słysząc odpowiedzi, zmarszczyłam brwi, po czym wstałam gwałtownie. Zignorowałam zawroty głowy oraz mroczki przed oczami, podchodząc do jednorożca, który teraz stał się małomówny.
- Bo... musi być. Prawda? - spytałam coraz bardziej przestraszona odpowiedzią na pytanie, która była już wypisana w jego oczach.
Unicorn odwrócił ode mnie wzrok, odzywając się w końcu:
- Póki co nie ma takiego, który byś przeżyła.
Kolejna odpowiedź, która wbiła mnie z trzaskiem w ziemię, powodując również niedowierzające sapnięcie Keyla.
Zaraz, zaraz...
Póki co?
Podniosłam na niego swój do tej pory opuszczony wzrok. W moich złotych tęczówkach mieszała się złość i nadzieja, której nie mogłam ukryć, nawet gdybym chciała.
- Co znaczy to: "póki co"?
Po jego minie wiedziałam, że nie chciał bym zadała to pytanie. O nie, chcę wiedzieć wszystko.
- Jeśli jest jakiś sposób... - zaczęłam powoli, podchodząc w jego stronę - ...jakikolwiek, żeby to ze mnie wyciągnąć, to chcę o nim wiedzieć.
On natomiast westchnął odwracając się do mnie tyłem, co jeszcze bardziej mi się nie spodobało. Zmarszczyłam gniewnie brwi, widząc, że wymiguje się od odpowiedzi.
- Chcę wiedzieć, do cholery! - krzyknęłam, nie mogąc powstrzymać już buzujących we mnie emocji.
Mój rozmówca jednak nie zareagował na mój wybuch, natomiast Keyl oraz Chaper stali dalej w miejscu zdziwieni obrotem całej sytuacji.
- Przeżyję wszystko, tylko powiedz... - zaczęłam tracąc cierpliwość, lecz nagle mi przerwano.
- To nie jest takie proste!
Otworzyłam oczy zaskoczona, bo po raz pierwszy słyszałam, żeby krzyczał.
Unicorn w końcu się do mnie odwrócił, z powagą w oczach.
- Zrozum, że nie jest teraz możliwością...
Teraz z kolej, to we mnie zebrała się wściekłość, przez co przerwałam mu na samym już początku:
- Nie jest teraz możliwością?! - krzyknęłam odgarniając z twarzy splątane kosmyki włosów - A kiedy będzie?! Kiedy będę zimnym trupem?! Nie pieprz głupot! Wiem, że kłamiesz, widzę to w twoich oczach, tylko czemu nie powiesz mi wprost, opowiadając jakieś bajeczki?
Jednorożec westchnął, po czym nabrał powietrza, by coś powiedzieć, jednak ja jeszcze nie skończyłam:
- I nie pierdziel mi, że mnie rozumiesz, bo nic nie rozumiesz! Nie ty dostajesz codziennie po dupie, szukając Bóg jeden wie czego i nie boisz się każdego dnia, że ktoś cię zabije, albo ty pozbawisz życia kogoś! - wyrzuciłam z siebie, by po chwili spojrzeć w jego czarne jak noc oczy - Dlatego bądź ze mną szczery, bym nie musiała wszystkiego domyślać się sama.
Po mojej prośbie wokół zapadła cisza, którą zakłócał jedynie mój ciężki oddech, przeplatany z prychnięciami Chapera, który z tej całej sytuacji rozumiał zapewne tylko to, że jestem zła. Atmosfera wokół nas była tak gęsta, że można ją było zapewne ciąć nożem. Minęła dobra minuta zanim Unicorn jako pierwszy przerwał ciszę:
- Jak już mówiłem, nie ma takiej możliwości, aby teraz...
W tamtym momencie myślałam, że autentycznie wyjdę z siebie. On po prostu ciągnął temat dalej, ignorując kompletnie co powiedziałam.
- Jaki masz z tym problem?! - podniosłam ponownie głos - Kurwa mać, doprowadzasz mnie do szału! Nie jestem małą dziewczynką, więc powiedz, co...
Ku mojemu zaskoczeniu jednorożec uderzył kopytami o ziemię, krzycząc:
- Nie ma tutaj osób, które mogłyby to zrobić!
Po tych słowach zamilkłam, a Unicorn niebezpiecznie się zachwiał, przez co kilka liści z drzewa za nim, opadło na ziemię.
Natychmiast do niego podbiegłam, nie zwracając uwagi na mój żołądek, który chyba chciał wywinąć się na drugą stronę. Podparłam jednorożca z boku, odprowadzając go pod dąb, gdzie chwilę później ciężko opadł. Także usiadłam obok niego.
Chwilę zajęło mu wyjaśnienie słów, które wykrzyczał zaledwie chwilę temu:
- Jedynym możliwym sposobem na usunięcie trucizny z twojego organizmu jest odprawienie Rytuału Oczyszczenia. Jednak tylko jedna osoba do tej pory przeżyła całą ceremonię, choć była po niej nieprzytomna co najmniej tydzień...
Zmarszczyłam brwi w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Jednak kiedy on nie nadszedł sama postanowiłam spytać.
- Kto...
- Alice Wilson - przerwał mi, a jego odpowiedź wywołała u mnie szok - Tak, twoja mama przeszła przez Rytuał Oczyszczenia omal nie umierając. Na szczęście obudziła się w pełni świadoma, co było jeszcze większym cudem. Odzyskała moc, choć nie pełną. W każdym razie to był jedynie łut szczęścia, że twoja mama wtedy nadal żyła. Owszem, próbowałem ostrzec ją przed tą ceremonią, jednak była tak samo uparta, jak ty.
Patrzyłam pustym wzrokiem przed siebie próbując przetrawić to, co przed sekundą usłyszałam. Bezwiednie, jednak, z moich ust wyrwało się kolejne pytanie:
- Co... co jej się stało?
Unicorn westchnął i poprawił swoje prawe skrzydło.
- Została ugryziona przez wampira, podobnie jak ty przez zmiennokształtnego. Kiedy dowiedziała się, że jej własna moc ją zabija postanowiła na własną rękę szukać rozwiązania problemu. Szybko znalazła osoby, których potrzebowała - zamknął oczy, lecz po chwili spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem - Uprzedzając twoje pytanie: wiem kim one są. Problem jednak w tym, że już... nie żyją.
Zaczerpnęłam głęboko powietrza, spoglądając przerażona na Unicorna.
- A-ale jak to? Nie żyją? To kto w takim razie odprawi ten rytuał? - spytałam nie bez zająknięcia.
To było dobre pytanie, bowiem przez tą jedną wiadomość całe życie przeleciało mi przed oczami, a żołądek boleśnie się skurczył do wielkości zaledwie orzeszka włoskiego. A przynajmniej tak się czułam.
Widziałam, że Unicorn powstrzymywał się od odpowiedzi na moje pytanie, dlatego chciałam znowu je zadać, jednak mój organizm zbuntował się przeciwko takim wyczynom. Przed oczami zatańczyły mi mroczki, a ja opadłam bez sił na miękką trawę. Gdzieś za sobą usłyszałam jeszcze podniesiony głos Keyla, zanim po raz drugi straciłam przytomność.
Miałam uczucie de ja vu.
Przepraszam, za spóźnienie, ale... zapomniałam. XD
Wreszcie go napisałam! Nawet nie wiecie jak ciężko było mi ukończyć ten rozdział, a i tak jest krótszy niż zamierzałam.
No nic, jeśli rozdział się podobał, to zachęcam do dawania gwiazdek. A i wszelkie uwagi są mile widziane ;)
Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top