1. Poszukiwania, cz. I


Nadchodziła noc. Zachodzące słońce oblało złotym blaskiem korony rosłych drzew. Już za chwilę na niebie pojawi się księżyc, okolicę spowije mgła i obudzą się stworzenia ciemności. Troje odzianych w peleryny mężczyzn niespiesznie szło w stronę niewielkiej chatki na polance. Tuż przed nią wyrosły bujne, uschnięte krzewy, które szeleściły przy każdym podmuchu wiatru.

Sam domek nie był zbyt widoczny z większej odległości. Dopiero z bliska dało go się dostrzec - był skutecznie skrywany przez potężne drzewa i wysoką trawę.

Przeszli pomiędzy uschniętymi krzewami, zbliżając się do murów chaty. Gdzieś w oddali zawarczały zdziczałe psy, wyruszając na wieczorny przemarsz.

- Obawiam się, że go nie ma - stwierdził cicho Dmitrij, krocząc na równi z Gawriłem.

- Poczekamy, zobaczymy - odparł ten lakonicznie, idąc wzdłuż muru z czerwonej cegły.

Jedynie Loki przez całą drogę zachowywał milczenie i nic nie wskazywało na to, żeby mogło się to zmienić.

Obeszli pół domu i w końcu znaleźli wejście. Spróchniałe drzwi były uchylone, co wskazywało na to, że właściciel być może jest w środku. Dmitrij wymienił szybkie spojrzenie z Gawriłem.

- Może się myliłem - oznajmił cicho, stając parę metrów przed drzwiami i przyglądając się kruchemu drewnu. - Może śpi.

- Najprędzej to czeka, by wyskoczyć na nasz z kałasznikowem - mruknął niezbyt humorystycznie Gawrił, potrząsając głową. - Miej się na baczności, ten człowiek ma czasem naprawdę idiotyczne pomysły.

Dmitrij otworzył drzwi i szybko zniknął w półmroku. Brunet już postawił krok na progu i nagle odwrócił się, zerkając na Lokiego. Ten złożył ręce na klatce piersiowej i oparł się plecami o ścianę, zwieszając głowę. Wbił bezmyślnie wzrok w ziemię.

- Nie wchodzisz?

Loki obdarzył Gawriła spojrzeniem zielonych oczu i powoli potrząsnął bujną czupryną jasnych włosów.

- Zostanę na zewnątrz - odpowiedział cicho jak zawsze i nasunął kaptur na głowę.

Brunet uniósł brew, ale nie odezwał się - wszak zachowanie przewodnika niespecjalnie go zdziwiło - lecz skinął zgodnie głową i wszedł do środka, zostawiając stalkera samego.

Przebiegł wzrokiem po nagich ścianach, pokrytych jedynie szarym tynkiem. Zerknął na zakurzoną podłogę, po czym spojrzał na stary mebel stojący parę metrów dalej. Na bukowej komodzie zebrała się gruba warstwa kurzu. Gawrił prychnął drwiąco w myślach. Staremu draniu nie chce się sprzątać, stwierdził i uśmiechnął się półgębkiem.

Stanął w drzwiach prowadzących do salonu, oparł się o framugę i spoglądał na Dmitrija, przechylając nieco głowę. Jego towarzysz kucał właśnie przy starym telewizorze kineskopowym i wpatrywał się w matowy ekran.

- Nocarza tutaj nie ma - stwierdził, ścierając dłonią kurz z ciemnoszarej obudowy. Zerknął na zabrudzone palce.

Gawrił uniósł brew.

- Musi być - odparł mruknięciem, wchodząc do pomieszczenia. - Może faktycznie śpi. Zawsze prowadził dziwny tryb życia.

Dmitrij strzepnął kurz z dłoni i obrócił głowę w stronę Gawriła.

- Tutaj nie ma nikogo już od dobrych paru miesięcy - kontynuował, z powrotem przenosząc wzrok na zakurzone meble. - Żadnych śladów użytkowania.

Brunet jedynie wzruszył ramionami. Podszedł do stolika i wziął jakąś starą gazetę. Magazyn o mechanice, wydany w zeszłym roku.

- Może będzie w innym pokoju - mruknął Gawrił, przeglądając gazetę bez większego zainteresowania. - A może siedzi gdzieś w kącie i czeka, by władować nam pół magazynka w brzuch. Idę szukać go dalej.

Dmitrij tylko westchnął ciężko, potrząsając głową.

- Uparty jesteś... - Usłyszał, gdy przechodził przez próg.

- Nawet nie masz pojęcia, jak wiele można dzięki temu osiągnąć.

Gawrił przeszedł przez korytarz i doszedł do zamkniętych drzwi, za którymi mieściła się sypialnia Nocarza. Nie siląc się już na zbyteczne uprzejmości, nacisnął klamkę i pchnął spróchniałe drewno.

- Ejże, ty stary draniu! - odezwał się głośno, wchodząc do środka. Nagle stanął jak wryty. - Co do...?

W pokoju nikogo nie było.

Gawrił zaklął pod nosem, zimnym wzrokiem lustrując pomieszczenie. Dmitrij miał rację. Nocarza tutaj rzeczywiście nie było.

Mężczyzna spojrzał na sprężynowe łóżko z wzorzystą narzutą, a potem na biurko. Coś błyszczało się na polakierowanym blacie. Podszedł bliżej, przechylając zaintrygowany głowę. Pochylił się nad meblem i dostrzegł wyraźne ślady czyichś palców, które jeszcze nie zostały zakryte pyłem czasu.Brunet zmarszczył brwi. Ktoś tutaj niedawno był. Nie dawniej niż parę tygodni temu...

Zerknął na przewrócone krzesło i pootwierane szafki. Na podłodze leżały pogniecione kartki papieru, a gdzieś przy otwartej szafie znajdował się połamany długopis. Na starych panelach widniały jeszcze jakieś ciemne plamy.

Gawrił ukucnął, przyglądając się im. Nie, to nie była krew... Chyba. Może to plamy po kawie albo herbacie?

Rozejrzał się na boki i nagle dostrzegł kawałki szkła. Powędrował wzrokiem wyżej i dostrzegł sporą wyrwę w oknie. Zmarszczka między brwiami bruneta pogłębiła się. Podszedł bliżej i przyjrzał się dziurze w szybie. Była dość wielka, by wsunąć przez nią dłoń i otworzyć okno, ale ono było zamknięte.

Gawrił wyprostował się, znowu lustrując szarymi oczami pokój. Niewątpliwie ktoś tutaj był i czegoś szukał. Tylko czego i po co?

- Dmitriju, przyjdźże tu na chwilę! - krzyknął do otwartych drzwi i podszedł do biurka. Zaczął przeglądać zawartość powysuwanych szuflad.

Po chwili usłyszał ciężkie kroki stalkera na korytarzu.

- A nie mówiłem? - Rozległ się jego głos. Wszedł do pokoju i nagle jego usta ułożyły się w idealną literę „o". Zamrugał kilka razy oczami i skinął głową, wykrzywiając usta w sarkastycznym podziwie. - Niezły bałagan.

Gawrił wyciągnął plik starych gazet i zaczął je przeglądać, próbując coś znaleźć. Niestety, bezowocnie. Każde czasopismo dotyczyło szeroko pojętej mechaniki i elektroniki.

Dmitrij tymczasem przyglądał się uszkodzonej szybie.

- Ciekawe - mruknął pod nosem, otwierając i zamykając okno. - Chyba Nocarz komuś podpadł.
Gawrił nie odpowiedział, tylko schował z powrotem gazety do szuflady.

- Po co ktoś miałby się tu włamywać? - spytał Dmitrij, spoglądając na bruneta. Ten w zamyśleniu gładził dłonią usta.

- Nie wiem - odparł, wzruszywszy ramionami. - Może miał coś ważnego albo...

Urwał, nagle dostrzegając świtek papieru leżący tuż przy nodze. Jeszcze chwila i Gawrił przypadkiem wepchnąłby go pod biurko.

- Co tam masz? - mruknął Dmitrij, podchodząc do towarzysza i zerkając mu przez ramię.

Na zmiętolonej karteczce ktoś napisał czarnym tuszem tylko kilka znaków. 6390 kHz.

- Co to za częstotliwość? - spytał cicho Gawrił, marszcząc brwi.

Dmitrij wzruszył ramionami.

- Cóż, na pewno mieści się w przedziale radiowym...

- Och, tyle to i ja zauważyłem - stwierdził beznamiętnie brunet, składając papierek. - Nie masz czasem radioodbiornika przy sobie?

Wysoki mężczyzna spojrzał na niego jak na idiotę.

- A na cholerę mi coś takiego? - zdziwił się, unosząc brwi.

- Nie mam pojęcia, ty często nosisz dziwne rzeczy - odparł Gawrił, wzruszając ramionami. Westchnął. - Mam tylko nadzieję, że nikt nie dorwał Nocarza. Czymkolwiek podpadł, mnie jest potrzebny żywy, z martwym już nic nie zrobię.

Dmitrij zaśmiał się ponuro.

- Tobie ludzie są chyba potrzebni tylko do interesów - mruknął, odwracając się i podchodząc do szafy. - To gdzie teraz pójdziemy?

Gawrił zamyślił się, patrząc przez ramię na Dmitrija. Mężczyzna ukucnął przy otwartych drzwiach szafy i zaczął grzebać w starych łachmanach.

- Nocarz miał jeszcze parę miejsc, w których często bywał - stwierdził brunet, pocierając brodę. - Nie odpuszczę, muszę go znaleźć.

Dmitrij nie odpowiedział.

Gawrił rozłożył znaleziony papierek i ponownie spojrzał na napis. 6390 kHz. Zmarszczył czoło w zamyśleniu. Nocarz nigdy nie robił niczego bez powodu. Ten numer nie mógł być przypadkowy... Chyba że to nie jest namiar na stację radiową.

Szczupły mężczyzna wsunął papierek do kieszeni i przeniósł wzrok na niepościelone łóżko. Gdzie on, do cholery, mógł pójść? - zastanawiał się Gawrił, drapiąc się mimowolnie po skroni. A może ktoś go porwał? Tylko komu mógłby zajść za skórę?

Zerknął na porozrzucane papiery i pootwierane szafki. Ktoś odwiedził to miejsce parę tygodni temu - to był niepodważalny fakt. Czego szukał?

- Znalazłem coś, co być może cię zainteresuje - odezwał się Dmitrij, podchodząc do Gawriła i kładąc przed nim grubą, tekturową teczkę. - Wygląda na to, że twój znajomy nad czymś pracował.

Brunet w milczeniu wyjął plik poszarzałych kartek i zlustrował kilka pierwszych stron. Rysunki techniczne broni palnych, jakieś obliczenia, krótkie przypisy i wyjaśnienia...

Uśmiechnął się pod nosem.

- Chciałbym coś z tego rozumieć - mruknął Dmitrij i parsknął rozbawiony, przeglądając strony, na których znajdowały się skomplikowane obliczenia matematyczne. - Nocarz chyba pomylił Zonę z inżynierką.

Gawrił westchnął, odkładając kartki do teczki.
- Tak, niewątpliwe, że... - urwał, dostrzegając stronę, która zdecydowanie różniła się od pozostałych. Przysunął ją bliżej i przyjrzał się ciągom różnych liter i cyfr. Odwrócił kartkę. Żadnych przypisów i wyjaśnień.

Zmarszczył w zamyśleniu czoło. Co ta karta mogła tutaj robić?

Szybko przewertował pozostałe, ale nie znalazł już niczego podobnego w teczce.

- Jak myślisz, czego mógłby tutaj ktoś szukać? - spytał cicho Gawrił, chowając wszystko do teczki.

Dmitrij rozłożył ręce i jednocześnie wzruszył ramionami.

- Może właśnie tej teczki? - Obrócił głowę w stronę sterty łachmanów. - Chyba nikt normalny nie chowa zwykłych rysunków pod szmatami.

Brunet zamilknął. Przypatrywał się tylko dziurze w szybie

- Może - mruknął lakonicznie, spoglądając z powrotem na trzymaną w dłoniach teczkę.

Nie, tu na pewno nie chodzi o te rysunki, pomyślał, oddając przedmiot Dmitrijowi i polecając mu schować go tam, gdzie był. Chyba że były one projektem na czyjeś zlecenie...? Niemożliwe, Nocarz nigdy nie przyjmował zamówień.

Gawrił wstał i w milczeniu wyszedł z pokoju. Szybko przeszedł przez szeroki korytarz i znalazł się na ganku. Stanął na spróchniałych deskach i rozejrzał się, próbując znaleźć wzrokiem Lokiego. Zmrużył szare oczy i zacisnął zęby, gdy silny podmuch wschodniego wiatru uderzył go w twarz. Zerknął na gęstą mgłę, która szybko zbliżała się do niewielkiego domu i otulała białą peleryną okoliczną zieleń. Zapowiadała się chłodna, wilgotna noc.

Brunet niechętnie zeskoczył z paru schodów i stanął pomiędzy dwoma bujnymi krzewami. Zapewne kiedyś były niewielkimi, zadbanymi drzewkami, ale po powstaniu Zony zostały naznaczone jej piętnem i teraz rozrastały się dziko, przeobrażając się w nieposkromione chaszcze.

Mężczyzna rozejrzał się ponownie i przygryzł zirytowany wargę. Ani śladu po Lokim. Gdzie on mógł pójść?

Gawrił już odwrócił się, by wrócić do domu i nagle dostrzegł zbliżającą się w mroku sylwetkę. O wilku mowa, pomyślał ironicznie brunet, minimalnie mrużąc oczy i przybierając beznamiętny wyraz twarzy.

Szczupły mężczyzna zbliżył się niespiesznie i stanął parę metrów przed Gawriłem, przenosząc na niego wzrok.

- I jak, znaleźliście Nocarza? - spytał, uśmiechając się lekko, z wymuszeniem. Jego jasne oczy połyskiwały tajemniczo w półmroku.

Brunet zmierzył Lokiego krótkim, badawczym spojrzeniem. Po chwili westchnął, kręcąc przecząco głową.

- Nie - stwierdził, opierając ręce o biodra. - Wszystko wskazuje na to, że zostaniesz z nami na dłużej, Loki.

Mężczyzna średniego wzrostu uniósł pytająco brwi i przekręcił zaciekawiony głowę.

- Umowa na czas nieokreślony, pasuje ci? - rzekł Gawrił, cały czas patrząc w oczy Lokiego. Nie mógł w nich niczego dostrzec.

Blondyn uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Jeśli będziecie mi płacić, to czemu nie? - odparł, składając ręce na klatce piersiowej. - Nie widzę żadnego problemu.

Gawrił milczał, wciąż patrząc na twarz Lokiego. Odnosił wrażenie, że jego uśmiech nadal nie był do końca szczery. Był wymuszony, choć blondyn ciągle starał się to zatuszować.

- Wejdź do środka - mruknął brunet, wskazując podbródkiem dom. - Nie będziemy przecież nocować na zewnątrz.

Loki tylko bezdyskusyjnie skinął głową i ruszył do drzwi. Gdy wkroczył na ganek, brunet spojrzał na niego kątem oka, przyglądając się szczupłej sylwetce kompana. Karabin wisiał swobodnie lufą w dół, przewieszony przez ramię. Brunet zmrużył oczy i zmarszczył brwi. Chociaż podróżowali już dobrych kilka dni i ze dwa razy zdarzyło im się spotkać niebezpieczne mutanty, Loki ani razu nie sięgnął po broń. Nawet jej nie dotknął.

Gawrił westchnął w duchu i zerknął na ciemnoszare niebo, krzywiąc się. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie będzie w nocy padać.




_____________

Gwoli ścisłości: postać Lokiego pojawiła się w jednej z części gry S.T.A.L.K.E.R., ale jak już wspominałam we wstępie, w tej części nie pojawi się (przynajmniej nie planuję dać) żadna postać z gry. Innymi słowy, ten Loki to zupełnie inny Loki - autorski.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top