Romantyczność
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem – odparł ojciec całkowicie szczerze oraz ze zdziwieniem na pytanie, kim według niego są stojące przed nim w kolejce do kasy osoby. Właściwie czemu miałoby go to interesować? Sam czasem stawia na sklepowej taśmie istne mieszanki wybuchowe, a to nie świadczy w żaden sposób o tym, że jest on zwykłym nauczycielem historii. Więc jaki sens powinien w tym zobaczyć...?
Sześcioletni Szymek nie wyglądał na zbyt usatysfakcjonowanego odpowiedzią.
– A tamta pani, tato? Chce kupić sok, marchewki i sałatę. Babcia mówiła, że soki są niezdrowe. Ale marchewki i sałata są już zdrowe, i to nie ma sensu!
Ojciec przyłożył palec do ust, spoglądając ukradkiem na wspomnianą panią. Stała oparta o niewidzialną półkę, kiwała delikatnie głową w rytm jakiejś niedostępnej dla cudzych uszu muzyki, jej oczy wiodły wciąż dookoła. Nagle położone przez nią na taśmie artykuły przestały mieć znaczenie. Wydała się pełna sprzeczności, nie przez sok, marchewki czy sałatę. Trwała oderwana od rzeczywistości, gdy kobiece palce wystukiwały echo niebiańskich bębnów, które zwodzą ludzkie dusze całkowicie swoim urokiem. Niepozorna czarna spódnica falowała wraz z każdym ruchem, wydając się mienić w najróżniejszych odcieniach tęczy, zaś spięte niedbale popielate włosy tylko czekały na odpowiedni moment wolności. Coś nieznanego wdarło między sklepowe kasy nudnej soboty, kiedy wszyscy nieciekawi klienci przestali dawać się dostrzegać. Głosy zdawały się odległe, tak obce...
– Może to wampir? – nie poddawał się Szymek i uparcie szturchał ojca w nogę.
– Nie wampir – ostatecznie wydusił szeptem mężczyzna, po czym na jego twarzy pojawił się samoistnie gorzki uśmiech. – Ta pani jest artystką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top