Przesłuchanie
Do roli Julii nie zgłosiło się zbyt wiele uczennic. Przede mną na aulę weszło może pięć osób, w tym jedna Magda z 2c, kujonka, która bierze udział w każdym nawet najbardziej pierdołowatym konkursie albo innym przedsięwzięciu, bo chyba nudzi jej się w życiu.
Mnie zmusił tata. Podobno nie wychodzę całymi dniami z pokoju, więc powinnam otworzyć się na ludzi. Oczywiście najlepszym rozwiązaniem dla takiego dziwoląga jak ja było wcielenie się w szukającą stale atencji bohaterkę Szekspirowskiego dramatu. A raczej najszybszym rozwiązaniem, które okazało się rodzicielskim kołem ratunkowym po kolejnej kłótni w domu.
Usiadłam więc w sali na ławce i czytałam mangę, wymachując nogami. Poza mną została jeszcze jakaś laska z kółka teatralnego, i najwyraźniej z matką posiadającą niespełnione ambicje. Jakaś nowa w szkole. Wredna siksa. Nawet nie zapamiętałam jej imienia, a już kilka razy zdążyła mi napluć w twarz ciągłym przypominaniem, że ona to wygra. Że ja się nie nadaję, bo przyćmiewa mnie jej jebana magiczna aura, czy coś w tym stylu. W dodatku bez przerwy kręciła się jak z owsikami w dupie, powtarzając z pamięci wybrane fragmenty swoich kwestii, a w międzyczasie średnio co pół minuty podchodziła do lustra, żeby poprawiać swoją kieckę albo wyciskać pryszcze.
Sala została przygotowana specjalnie tak, by przypominać teatralną przebieralnię z prawdziwego zdarzenia. Lustro było dość duże, umiejscowione na ścianie naprzeciwko okna. Całkiem ładnie. Widziałam dzień wcześniej, jak chłopcy ze starszej klasy je wnosili. Właściwie nie wiem, co dokładnie laska tam przed nim majstrowała, ale miała tak zasyfioną mordę, że tylko jedna możliwość przyszła mi wtedy do głowy. Zakryła to wszystko dawno grubą jak asfalt na A4 tapetą, jednak gapiła się wciąż w to swoje odbicie, nachylając się oraz wystawiając język, co klasyfikowało ją bardziej do roli macochy ze Śnieżki niż młodej Julii. Tak się przy tym skupiała, że nawet później na kilka minut zapadła cisza, po czym usłyszałam krótkie syknięcie na znak wypuszczanego z dziwną ulgą powietrza.
Cokolwiek robiła, zapewne nie miała zamiaru mi się tym chwalić. Zresztą gówno mnie obchodziła jej paskudna cera.
W końcu zostałam wywołana, bo byłam szybciej w alfabecie. Odłożyłam swoją mangę i spokojnie wstałam.
– Nie przemęczaj się, bo i tak to wygram – rzuciła do mnie laska mimochodem, gdy otworzyłam drzwi.
Nie chciało mi się nawet na nią patrzeć.
– To lustro weneckie – odparłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top