Rozdział 5: Dzień jak co dzień
3DNI PÓŹNIEJ
Dni dla wszystkich wyglądały dość podobnie. Rano trzeba było nałapać ryb, zrobić patrol, załatwić jedzenie z wioski oddalonej o 20 minut lotu, przygotowanie śniadania, przyniesienie wody, rozpalenie w kominku, bo dni robiły się powoli chłodniejsze, zajęcie się smokami, a dla Diany także rzucenie czegoś na ząb rodzinie Alix. Diana wychodziła z założenia, że w końcu też pomaga im przy pilnowaniu bezpieczeństwa, a za to należy jej się jakaś nagroda.
Dzisiaj Diana poszła od razu do dzikiej smoczycy, Astrid, Hedera, Gustaw i Orlando mieli patrol. Tirial i Miriam polecieli na targ, Asher, Ron i Ireth poszli na ryby, a Luna zajęła się wodą i ogniem. Jak na razie nikt nie zgłosił się do oddzielnego pokoju.
Dzisiaj było bardzo spokojnie. Patrol przebiegł gładko, Alix była nad wyraz spokojna, a dzień był wyjątkowo ciepły. Każdy chciał z tego skorzystać i spędzić czas z osobami bliskimi na relaksie.
Oczywiście zaraz po pozwoleniu na dzień wolny wydanym przez Dianę pary zakochanych ruszyły do wyjścia.
Astrid i Gustaw cieszyli się wspólnym lotem na smokach, a potem gdzieś znikli. Hedera i Orlando polecieli do wioski, bo znaleźli tam bibliotekę i tyle ich widziano. Ireth i Ron poszli do trochę zarośniętego ogrodu za domkiem, a Tirial i Miriam poszli poćwiczyć żeby nie wyjść z elfickiej formy. Lunie i Asherowi dzień minął na rozmowach, a Diana... no właśnie Diana zabrała pełne uzbrojenie, wszystkie smoki i poleciała w tylko sobie znanym kierunku.
Nie miała przyjaciołom nic za złe, w końcu sama była księżniczką miłości i niektórych sama zeswatała, ale nie miała ochoty na to patrzeć i w tym uczestniczyć. Jeszcze nie teraz. Trochę nadal bolało ją zachowanie Damiana, dlatego poleciała odreagować, ale jeszcze bardziej bolało to, że oni przynajmniej mieli siebie w tak trudnej sytuacji, a ona? Owszem miała Lunę która kiedyś zastępowała jej przecież rodzinę, ale teraz to nie to samo. Nie, kiedy odnalazła to czego nigdy nie miała, a na myśl o tym, że znowu to straciła gotowała się w środku. Nic dziwnego nie wiedziała w końcu czy oni żyją, gdzie są i czy są cali.
Dlatego swoje smutki postanowiła wylatać i wypocić. Ćwiczyła cały dzień. Wszystko co umiała. Magię, loty, walkę wręcz i na broń, zwinność, szybkość, po prostu wszystko. Po południu była już totalnie wykończona.
Postanowiła lecieć na klif pomyśleć i odpocząć. Siedziała tam do wieczora, przemyślała wiele spraw, ale coś nie dawało jej spokoju. Czuła się obserwowana, ale była sama. Po zachodzie wróciła do domu. Nikt nie zadawał pytań. Rozmowy przy kolacji tyczyły się luźnych tematów.
Zaraz po wieczornej toalecie, Diana położyła się spać. Przed zaśnięciem zastanawiała się jeszcze nad uczuciem towarzyszącym jej na klifie i co lub kto mógł być jego przyczyną.
Tego miała dowiedzieć się niebawem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top