Zwierzenia, zabawa w swatkę i złodziej mikrofalówek
Astrid obudziła się pierwsza. Z lekkim przerażeniem odkryła, że zeszłej nocy przysnęła sobie na ramieniu Czkawki. Swoją drogą było to całkiem urocze, spał tak, nieświadomy niczego... nieważne. Miska z popcornem, która całą noc grzecznie leżała na kolanach dziewczyny, nagle spadła i wszystkie okruchy się rozsypały. Zerwała się z kanapy, żeby to pozbierać.
Następna obudziła się Helena.
- Hej Astrid...- powiedziała ziewając.
- Hej. Pomożesz mi to posprzątać?
- Jasne. Jak wczoraj z Czkawką ogarnialiśmy jedzenie, to pod zlewem w kuchni była szufelka...
- Co? A co tu robiłaś przed czasem?
- Ach, ty jeszcze nie wiesz...- westchnęła i poszła do kuchni po wspomnianą wcześniej szufelkę.
- O czym? Jesteście...
- Nie! Kobieto, my się znamy jeden dzień!
- To co ty u niego robiłaś?
Helena jakby ze wstydem odwróciła wzrok. Co takiego mogła ukrywać?
- No dobra, powiem ci, ale w wielkiej tajemnicy, jako najlepszej przyjaciółce. To będzie... bardzo dziwne... Uciekłam z domu i u niego mieszkam.
- Co, do cholery?
- Długa historia. I strasznie depresyjna, poza tym nie chcę robić wokół tego szumu. Gdyby na przykład Śledzik się dowiedział, to pewnie jutro w całej szkole by huczało.
- Śledź, nie Śledzik.
- Śledzik ładniej. Kawaii tak...
- Mnie się kojarzy z tymi wielkimi, pluszowymi rybami, co sprzedają nad morzem.
Roześmiały się.
- W każdym razie lepiej, żeby Śledzik nie wiedział.
- Konfident i tyle.
- Nie no, nie aż tak...
W tym momencie uwagę Heleny przyciągnęła co najmniej nietypowa rzecz.
-O matko łopatko! Astrid, ty widziałaś jakie Czkawka ma włosy?!
- Co, do cholery?
- Wow...
- Kurde, nie... serio teraz masz zamiar zachwycać się jego włosami? Dopiero co powiedziałaś, że uciekłaś z domu, weź nie zmieniaj tematu!
Helena ją zignorowała, wstała z podłogi, weszła na kanapę i przysunęła się do Czkawki, śpiącego w najlepsze.
- Nie ruszaj! Co mu powiesz, jak się obudzi?!
- Pewnie spytam o to, czego używa.- mówiąc to, Helena zanurzyła dłoń w burzy rudobrązowych włosów Czkawki. Oczy prawie wyszły jej z orbit. - O mój Boże! Też takie chcę! Cudowne, chodź sobie dotknąć!
- Kurwa, zostaw go w spokoju!- Astrid sama nie wiedziała dlaczego, ale Helena i jej zachowanie wytrącało ją z równowagi. Ta ostatnia postanowiła ją wspaniałomyślnie oświecić.
- Zazdrosna jesteś, co?- spytała, uśmiechając się jak menda dziunia z amerykańskiego filmu o szkole. Była z siebie bardzo zadowolona. Nareszcie udało jej się rozgryźć uczucia Astrid, którymi ta ostatnia bynajmniej nie chciała się z nikim dzielić. A teraz postanowiła pobawić się w swatkę.
- Powaliło cię?!- Astrid spojrzała na nią jak na wariatkę. - Wiesz co, załamujesz mnie...
- I ty mnie też!
- Niby dlaczego?
- Ja na twoim miejscu dawno bym się umówiła.
- Że z nim? Ciebie serio powaliło. Wyjątkowo nieśmieszny żart. Co ty wczoraj wypiłaś?
- A co niby jest z nim nie tak? Mogłabyś chociaż raz gdzieś z nim wyjść zamiast siedzieć, grać w czołgi i pierdzieć w łóżko, życie jest na to za krótkie!
- Brak mi słów na ciebie...- Astrid z irytacją przewaliła oczami.
Helena poderwała się z kanapy i pobiegła po schodach na piętro domu.
- Gdzie ty znowu leziesz?- zawołała za nią Astrid.
- Sprawdzić, czego twój crush używa do włosów!
- To nie jest mój crush!- krzyknęła i pobiegła za nią.
Zastała ja oczywiście w łazience. Szperała w szafce pod zlewem.
- Kto normalny po imprezie grzebie w cudzych kosmetykach?- Astrid złapała się za głowę w geście załamania i również przycupnęła obok otwartej szafki.
- A czy ktoś ci potwierdził, że jestem normalna? Zobaczmy... olej rycynowy, no wiadomo, coś z aloesem, odżywka z jajek, odżywka z cytryny, szampon...
- Do suchych i zniszczonych włosów?! To są jakieś jaja?!
- Kolejny szampon, od Diora, specjalistyczny, bo jakże by inaczej...matko, on ma tego więcej niż ja!- stwierdziła Helena.- To takie smutne...
- Ale co?- Astrid już odchodziła od zmysłów.
- To, że on w tajemnicy cię crushuje, ale ty zarzekasz się, że chłop ci niepotrzebny, a do życia wystarczą ci Netflix i twoje spluwy...
- Tego nie powiedziałam!
- Ale pomyślałaś. I pewnie chciałabyś, żeby ludzie tak myśleli. Kreujesz się na samowystarczalną, ale jesteś przez to strasznie samotna. A nasz biedny Czkawka postanowił uzależnić się od pielęgnacji włosów, żeby zapomnieć o swoich zerowych szansach na szczęście z tobą i nie wpaść w depresję.
- Przegięłaś. Cholernie przegięłaś. Ani ja nie crushuję jego, ani on mnie, jesteśmy przyjaciółmi. Więc daj sobie spokój z tworzeniem wizji naszego ślubu!
- Ja nie tworzę żadnych wizji, ja tylko mówię, jak jest.
- A ja tu z tobą padnę i już się nie podniosę.- Astrid uniosła oczy do góry i się roześmiała. Helena też.
Zanosiły się śmiechem przez parę dobrych minut. Nagle Astrid dokonała ciekawego odkrycia. Z szafki pod zlewem, prosto w jej ręce wypadł spray do rozczesywania brody.
- Czy ekspertka od stanu psychicznego mojego ,,przyszłego męża" mogłaby mi powiedzieć, co to tu robi?- spytała Astrid, trzęsąc się na podłodze ze śmiechu.
- Przygotowuje się na przyszłość!- wrzasnęła Helena, również śmiejąc się jak opętana.
- Zachowujemy się jak naćpane!
- Czyli jak prawdziwe najlepsze przyjaciółki!- po wypowiedzeniu tych słów Helena nagle spoważniała.
- Coś się stało?- spytała Astrid.
- Wszystko gra...
- No przecież nie jestem ślepa, widzę, że coś nie tak.
Helena westchnęła.
- Przypomniało mi się coś... konkretnie mój brat.
- Nie żyje?
- Żyje. Ale nie widziałam go już od jakichś... w sumie sześciu lat.
- Czemu?
- Takie tam... w sumie nieważne.
- Nie możesz zaczynać wątku, a potem mówić, że jest nieważny! Zrobiłaś tak już z tą twoją ucieczką z domu. Sama powiedziałaś, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, więc możesz powiedzieć mi wszystko. Czemu typ ci się przypomniał? Ćpał?
- Nie do końca...- Helena ściszyła głos do szeptu.- Dobra, już pora się tym z kimś podzielić, ale weź nic nikomu nie mów, bo będzie masakra.
- Coś grubszego?
- Tak. Zamknij drzwi.
...
Helena usiadła na brzegu ogromnej wanny i zaczęła swoją opowieść.
- Więc tak... wszystko zaczęło się jakiś czas przed moimi szóstymi urodzinami. W prezencie na tę okazję mój tata zginął w wypadku, a mama, słaba psychicznie kobieta postanowiła wyładować się na dzieciach.
Pewnego dnia zakończyła piekło w domu, spakowała walizkę i zostawiła nas... tak po prostu. Wyjechała. Zostałam sama z bratem. Miał szesnaście lat i chodził do liceum. Po wyjeździe mamy przejął wszystkie domowe obowiązki, mało tego, zaczął szukać pracy. Nie był jeszcze pełnoletni, więc mieliśmy problem. Przez pierwsze dwa miesiące w ogóle nie było kasy, wszystko szło na podatki i tak dalej... oczywiście brat je płacił, żeby ludzie myśleli, że u nas wszystko okej. No co mu się dziwić, po prostu nie chciał mnie stracić. Wiesz, co by było, jakby nagle wtrąciła się opieka społeczna. Pewnego dnia przyszedł do domu i powiedział, że ma pracę. I właśnie wtedy nasze życie wywróciło się do góry nogami. Do naszego domu zaczęli przychodzić dziwni ludzie. Wyglądem wszyscy przypominali byłych więźniów Azkabanu. Strasznie się ich bałam. Było takich dwóch, jeden łysy, zawsze w dresie, drugi w garniaku, z wielką blizną na twarzy i drogim zegarkiem. Przychodzili strasznie często. Jako dzieciak nie miałam pojęcia, kto to może być. Pamiętam, że w pewnym momencie mieliśmy tyle kasy, że brat kupił mi torebkę od Channel i najnowszego wtedy I-phonea. Mam to do teraz... Ale to musiało kiedyś się skończyć. Miałam dziesięć lat. Czekałam jak zwykle w domu, aż brat wróci z tej swojej tajemniczej pracy. Ale o zwykłej porze jego powrotu pod dom zajechała policja. Od zniknięcia mamy mieliśmy parę zasad, między innymi nie mogłam rozmawiać z policjantami. Nie miałam pojęcia o sensie tej zasady, ale została wymyślona przez mojego brata, jedyną osobę na świecie, która mi została, więc po prostu musiałam jej przestrzegać. Weszli mi do domu. Pobiegłam schować się do szafy. Chciałam zadzwonić do brata, ale nie odbierał. Gliny w końcu mnie znalazły. Kiedy wypytywałam o brata nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Jakby rozpłynął się w powietrzu. I tak trafiłam do rodziny zastępczej. Nie poddałam się w kwestii tajemniczego zniknięcia jedynego brata, ale moja ,,kochana" nowa rodzina, ujmijmy to tak, miała mnie głęboko w dupie. Bez zbędnych ceregieli powiedzieli mi, że... nie żyje. Jedyna osoba, dla której jakkolwiek się liczyłam. Nie jakkolwiek, najbardziej na świecie! Czaisz? Hitem był mój pierwszy Halloween w nowym domu. Spytałam wtedy nowych rodziców, czy w Zaduszki pójdziemy zobaczyć grób mojego brata. Jasne, zaczęli drzeć się na mnie bez powodu. Było już wiadomo, że nic z tego nie będzie. Wieczorem powiedziałam, że idę zbierać cukierki, a tak naprawdę całą noc zwiedzałam cmentarze, żeby go odnaleźć...- do oczu napłynęły jej łzy.
- W wieku dziesięciu lat łaziłaś po cmentarzach w nocy?! - Astrid była w ogromnym szoku. Kto by pomyślał, że życie tej pięknej, wesołej Heleny, idealnej laski ze szkoły wygląda jak jakiś polski paradokument?!
- Tak... po cholerę. Mój brat żyje. Dowiedziałam się o tym dokładnie miesiąc temu. Cała moja rodzina zastępcza była do kitu, ale najgorsza była przyrodnia siostra. Pominę wszystko, co mi zrobiła, bo dochodzimy do sedna sprawy. Pokłóciłam się z nią. Jak zwykle poszło o jakąś pierdołę, ale w złości powiedziała całą prawdę. Brat tak naprawdę żył przez cały ten czas...- przetarła oczy rękawem bluzki.- w więzieniu. Zamknęli go za sprzedawanie...dragów...
- To była ta jego praca?
- Tak. Ci wszyscy dziwni ludzie, którzy do nas przychodzili okazali się być członkami jakiegoś wielkiego gangu narkotykowego. Ale to chyba nie wina mojego brata, że nikt nie chciał dać mu normalnej pracy! Robił to wszystko żeby mnie się dobrze żyło i żebym miała normalne dzieciństwo! Od początku wszyscy mieli nas w dupie, a koniec końców winę za całe zło i tak zrzucili na mojego brata! No więc zaplanowałam ucieczkę. Moje dawne życie jest daleko stąd. Nareszcie jestem wolna od tych... tych... wszystkich pieprzonych dupków.
- Ale masakra...- Astrid nie miała pojęcia, co mogłaby teraz powiedzieć. Ta historia wydawała się tak nieprawdopodobna...- A jak miał na imię? Ten brat?
- Dariusz. Miał na imię Dariusz.
...
Około szóstej trzydzieści któremuś z biorących udział w nocnym seansie zadzwonił budzik w telefonie. Na dźwięk jakże irytującego openingu do Inazuma Eleven pierwszy obudził się Czkawka. Zaczął rozglądać się za źródłem dźwięku i zastanawiać, kto z obecnych to ogląda. W czasie poszukiwań zauważył, że Astrid, Helena i Śledź gdzieś zniknęli. Pod jedną z poduszek odnalazł telefon Mietka. Inazuma Eleven przybrała na sile. Mietek ogląda anime? A nie wygląda, bo chodzi ubrany jak typowy reggae-jaracz, nosi drewniane korale i dredy... Kolejne doświadczenie życiowe uczące, że nie należy oceniać książki po okładce. Choć co prawda graficy, zajmujący się okładkami książek pewnie chcieliby być częściej doceniani... a Mietek na pewno coś jarał.
Z łazienki na górze doszły go damskie śmiechy, więc było już wiadomo gdzie są Astrid i Helena. Tylko Śledzia nie udało się jeszcze namierzyć. Czkawka poszedł do kuchni, żeby zjeść przed szkołą jakieś śniadanie. Lekcje, czy raczej próby do tego psychodelicznego festiwalu lata i żenady, od którego zależy przejście do następnej klasy wszystkich z pierwszej C liceum, zaczynały się o ósmej. Wypadałoby obudzić resztę, w końcu oni musieli jeszcze podskoczyć do domów, ogarnąć się i ubrać w coś normalnego. Bo wszyscy przyszli w piżamach. Nieoczekiwanie zauważył papierową torbę, leżącą na kamiennym blacie. Takie torby czasem się tam pojawiały i zwykle zawierały jego ulubione faworki. Jego ojciec próbował od czasu do czasu podziałać coś na jego niedowagę i zrobić z niego syna, z którym nie wstydziłby się publicznie pokazać ze strachu przed babciami, mogącymi stwierdzić, że nie stać ich na jedzenie. Namiastkę tego ideału, który tak bardzo pragnął spłodzić zamiast niego. To oczywiście nie działało. Ale było swego rodzaju znakiem, że staruszek jeszcze zupełnie o nim nie zapomniał. Choć pewnie by chciał...Zajrzał do lodówki i wyjął z niej dwa kawałki pizzy z wczoraj. Może być. Wtedy właśnie zauważył, że coś w tej kuchni nie gra. Niby wszystko było na swoim miejscu, ale wręcz dało się wyczuć, ze ktoś tu grzebał. Czkawka też zaczął grzebać w szufladach i z przerażeniem odkrył, że wszystkie foliowe worki, plastikowe sztućce oraz folia aluminiowa... wyparowały. Nie było ich. Zniknęły.
Jednak to nie było najgorsze. Kiedy Czkawka odetchnął i stwierdził, że pomyśli o przyczynie zniknięcia plastiku jedząc pizzę z mikrofali, okazało się, że jej również nie ma! Półka, na której zwykle stała świeciła pustkami! Czy to możliwe... żeby Śledź ją zabrał? Że od tak ukradł komuś mikrofalówkę i te wszystkie worki? Ale... po grzyba, poza tym to do niego w ogóle nie pasowało. Właśnie dlatego Czkawka nie był przekonany do tej wersji wydarzeń. Później jednak odkrył, że drzwi wejściowe do domu są otwarte, a w zamku jest klucz. To oznaczało, że ktoś z wewnątrz musiał wziąć mikrofalówkę, otworzyć drzwi, wyjść i zostawić je w tym stanie. Można było wykluczyć włamanie. W takim razie wszystko wskazywało na to, że Śledź, największy nerd, dobroczyńca planety Ziemi, miłośnik ryb morskich z wzorowym zachowaniem od początku podstawówki aż do teraz tak po prostu ją ukradł. Tylko... po co i dlaczego miałby okradać ludzi z mikrofali i plastiku?
To wyjaśni się później. Teraz trzeba było zająć się Smarkiem, który właśnie się obudził i ma potężnego kaca. Po piwie. Matko...
- Mamo... mogę nie iść do szkoły? Jestem najebany jak wujek Sławek wtedy, kiedy wiesz...- wyjęczał, kiedy zobaczył stojącego nad nim Czkawkę.
- To nie mój problem, ty obrzydliwy żulu! Zabieraj siebie i te pseudo dobre browary do swojego własnego domu!- Czkawka wrzasnął na Smarka, waląc go poduszką w twarz.
- Lepiej walnij go patelnią.- Mietek właśnie się obudził.
- Moglibyście z Sandrą odprowadzić go do domu?
- No problema mi amigo.
- Tylko proszę was, bez jaj, ma trafić prosto do domu.
- A musi tam trafić w jednym kawałku?- spytała Sandra, która przed chwilą również się obudziła.
- No i po grzyba pytałaś! Jak to zwykł mawiać pewien grecki filozof, tylko błąd popełniony przez niewiedzę może być usprawiedliwionym. Dobra, nieważne. Bierzemy wieprza i spadamy, bo niedługo lekcje. - to powiedziawszy Mietek zwlókł jęczącego coś o wujku Sławku Smarka z kanapy i wciągnął za nogi do przedpokoju.
- Było super, naprawdę musimy to kiedyś powtórzyć. Chętnie znów zobaczę, jak Śledź kradnie ci mikrofalówkę... a kto wie, może spróbuje podpiekarniczyć piernik... znaczy podpierniczyć piekarnik. Minę to miał bezcenną, jak z tym od ciebie wychodził! Masakra!- rzekła Sandra na odchodnym.- Do zobaczenia w cyrku!
Drzwi się zatrzasnęły. Tak, cyrk był dobrym nowym określeniem na szkołę. Bo to całe przedstawienie zdecydowanie nie zwiastowało przeistoczenia jej w teatr najwyższej klasy.
- Czekaj, co?!- Czkawka niestety zareagował za późno. Bliźniaki i Smark wyszli i od razu jakby rozpłynęli się w powietrzu. No cóż, nie wiedział, czy warto ufać niestworzonym opowieściom Sandry... Postanowił zostawić to śledztwo na później. Czyli na śniadanie będą faworki. Zimna pizza zbyt smaczna nie jest.
Z piętra z hukiem zbiegły właśnie Astrid i Helena.
- Hej, nic nie mówiłeś o tym, że Helena z tobą mieszka.- powiedziała Astrid, przeskakując ostatni stopień.- Hotel prowadzisz?
- Mieszka, no... no tak, mieszka.- no szlag! Czkawka mógł w sumie powiedzieć Helenie, żeby nic nikomu nie mówiła, bo teraz, to nie wiadomo co taka Astrid zacznie sobie wyobrażać. Że też o tym nie pomyślał...
- A nie mówiłam?- Helena mrugnęła do Astrid i obie zaczęły się śmiać.
- Ej, o co wam chodzi?
- O nic...- dziewczyny śmiały się tak, że jedna musiała podtrzymywać drugą, żeby się nie przewrócić.
- Okej... Dobra, nieważne. Astrid, bo ta twoja siostra pracuje w policji, zgłaszam kradzież.
- Dwie siostry.- sprecyzowała Astrid.- Co ci ukradli?
- Mikrofalówkę.
- Co? Przecież jak robiliśmy popcorn to jeszcze była!- Helena aż pobiegła do kuchni zobaczyć skradziony przedmiot, a raczej jego brak. Astrid i Czkawka podążyli za nią.
- Coś jeszcze zniknęło?
- Tak, z pięć kilo plastiku. Warto jeszcze nadmienić, że złodziej wyszedł i zostawił otwarte drzwi.
Astrid zastanowiła się chwilę.
- Czyli to był ktoś z wewnątrz bez doświadczenia w zacieraniu śladów... innymi słowy ktoś, kto nie praktykuje kradzieży zbyt często, więc bliźniaki odpadają. Smark...
- Schlał się jak świnia, przed chwilą bliźniaki go wyniosły. Jak mnie zobaczył, to mnie nie poznał. Odpada.
- Są jakieś ślady włamania?
- Nie...
- Czyli jedynym podejrzanym jest Śledzik.
- Zaraz, od kiedy to Śledzik, a nie po prostu Śledź?
- Helena uważa, że śledziki są bardziej... jak to było po chińsku?
- A tak się nie mówiło na Godlewskie?
- Godlewskie to nie Śledziki, to są glonojady albo ewentualnie karpie! Chociaż karpi też szkoda. Zejdźcie ze śledzików!- Helena stanęła w obronie biednych ryb.
- Ej, ja muszę spadać.- Astrid spojrzała na zegar na ścianie.- Już siódma. No nic, widzimy się w cyrku!
- Pa!
I tak Astrid wyszła, a ta kameralna impreza oficjalnie się zakończyła.
- Dobra, my też musimy się ogarnąć.- to mówiąc Czkawka wyjął spod kanapy pustą butelkę po piwie Smarka.- Fuj, co za świnia... na szczęście mój stary przyjedzie dopiero koło szesnastej, więc mamy czas. Tylko co mu powiedzieć jak zczai, że ukradli mikrofalę?
Helena usiadła na kanapie, znów z wdziękiem godnym amerykańskiej mendy.
- Podoba ci się, prawda?
- Ale o co chodzi?
- O Astrid!
Na te słowa butelka aż wyleciała Czkawce z ręki. Całe szczęście nie rozbiła się... całkowicie.
- Że co? Ty coś teraz sugerujesz?- postanowił po prostu udawać, że nie wie o co dokładnie chodzi.
A Helena z automatu weszła w rolę swatki.
- Sugeruję tyle, że bylibyście razem strasznie słodcy. I chciałabym to zobaczyć.
Jak można tak prosto z mostu...
- Eee... wiesz może, czy Śledź nie ukradł szufli?- Czkawka zmienił temat żeby uświadomić dziewczynie jak dziwnie to wszystko brzmi. ,,Chciałaby to zobaczyć?" Matko, co to miało być?
- Nie wiem. Ja mówię serio, mogłabym wam pomóc! Bo nie tylko tobie, Astrid też naprawdę tego potrzebuje. Między wami serio coś jest, to się czuje z kilometra! Szkoda to marnować. Ale skoro nie chcesz, to nie będę się wtrącać...
- Wait, kto powiedział że nie chcę?
-Ja, żeby ci uświadomić jak bardzo chcesz. Słuchaj, po prostu czuję, że muszę ci się jakoś odwdzięczyć. Pozwoliłeś mi tu mieszkać chociaż znamy się od wczoraj. No, to słucham. Kiedy ją zauważyłeś?
Czkawka wbił wzrok w ziemię.
- Dawno... Bardzo.
- Miesiąc temu?
- Cztery lata temu.
Helena aż złapała się za głowę.
- Cztery lata? A powiesz mi na co ty czekasz? Jest wolna i potrzebuje kogoś, dzięki komu poczuje się jak kobieta! Musisz jej pomóc, zanim zrobi z siebie... kolejną Mulan.
- Ona nikogo z siebie nie robi. Zawsze jest sobą, tak bardzo, że to aż czasem boli... fizycznie. Jest silna, twarda, szczera, jedyna taka na świecie! I jak ja niby mam się za nią zabrać?
Helena westchnęła.
- Astrid rzeczywiście jest... ciekawym przypadkiem. Ale no bez przesady. Weź ją do miasta, pójdźcie do kina, do parku, na kebaba, bo lubi kebaby...
- Wiem, że lubi kebaby. Wiem też, że najbardziej z ostrym sosem. Ale to, co proponujesz to najbardziej oklepany schemat pod słońcem.
- A wiesz czemu tak często się powtarza?
- Nie...
- Bo jeśli tylko do siebie pasujecie, to absolutnie zawsze zadziała. Akurat wy jesteście dla siebie stworzeni.
Czkawka zastanowił się chwilę.
- Okej... Raz się żyje. Spróbuję.
- Nie pożałujesz tego.- zapewniła go Helena, po czym poderwała się z kanapy, chwyciła za wypchaną po brzegi kosmetyczkę i skierowała się do łazienki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top