Strona 2
Upokorzona, wyleciałam prędko z sali, chcąc otrzeć łzy i skryć się przed spojrzeniem ludzkim. Za późno. Ktoś zobaczył. Wściekłość wypełniła każdą część mego ciała, bowiem nienawidziłam określenia,,mięczak", szczególnie, gdy stosowano je wobec mnie.
Gorączkowa ucieczka -rozpoczęta.
Biegłam ile sił w nogach (od 5 lat trenuję karate, więc miałam ich dużo).
Zakręt, drugi, schody, drzwi wyjściowe i ... wolność. W końcu.
,,Och, tylko nie to" - tak skomentował mój umysł tarapaty, w które po raz kolejny się wpakowałam.
Pościg woźnej za krnąbrną uczennicą wystartował.
Znów zmusiłam kończyny dolne do naprężenia mięśni, a mózg - do zwizualizowania sobie planu miasta. Trzeba było bowiem dobrać najbardziej krętą i męczącą drogę ucieczki.
Skręt, chodnik, prosto, w lewo, pasy... właśnie, pasy.
Kierowca nie zauważył niskiej, ubranej na ciemno sylwetki. Rzecz jasna, należącej do mnie.
Muszę się chwilowo z wami pożegnać, gdyż na jakiś czas owładnęła mną ciemność...
***
Obudziłam się na tych samych pasach, które przyniosły mi tyle zgrozy. Podniosłam się pospiesznie, nie chcąc powtarzać przykrego spotkania z maską auta. Chwiejnym krokiem odeszłam od znienawidzonej jezdni i podziękowałam Bogu, że jeszcze stąpam na tej Błękitnej (czytaj: Szarej, zgodnie z typowym dla mnie nastawieniem] Planecie. Ale w tym momencie nastąpił zwrot akcji - znów usłyszałam budzik, eh, to znaczy - syreny alarmowe. Nie wierzyłam własnym uszom. Najpierw Ukraina, teraz Polska. Jak tak dalej pójdzie, to w wakacje będę się opalać na hiszpańskich plażach...
Cały zdrowy rozsądek w jednej chwili postanowił mnie opuścić, więc stałam jak słup soli pośrodku traktu i zamglonymi oczami rejestrowałam lot bombowca. Niebezpiecznie zbliżał się w moim kierunku. Resztki logicznych myśli przezierały bez pośpiechu przez skołatany umysł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top