Rozdział 5
Rano obudziło mnie stukanie w okno. Odwróciłam się i stał tam Masky z liścikiem w ręce. Ewidentnie było coś nie tak. Był ubrany na czarno, dżinsy i..... KOSZULA. Porostu wow. Wstałam i otworzyłam okno. Brunet wszedł i zdjął maskę. Zobaczyłam jego twarz. Niemal identyczna jak Tobiego. Tylko różnił ją 1 szczegół. Duża blizna. Spojrzał na mnie smutno, wręczył list i...... wyskoczył przez okno. No, nie łaska się nawet pożegnać. Westchnęłam i otworzyłam list. Przeczytałam, a brzmiał on tak :
"Droga Zuziu. Serdecznie zapraszamy na uroczystość pożegnalną jednego z nas. Smutno mi to oznajmiać, ale nasza Clockwork wczoraj odeszła. Powiesiła się w swoim pokoju. Prosimy o odpowiedni strój. Pogrzeb odbędzie się dziś o 20. Proszę o przybycie.
Slenderman z rezydencją "
Zrobiło mi się słabo, usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Naprawdę ją lubiłam. Dlaczego to zrobiła??? Pewnie się dowiem na uroczystości. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam czarną spódnicę przed kolano, czarne zakolanówki i białą koszulę bez rękawów z czarnym zdobiony kołnierzykiem. Do tego jeszcze oczywiście pudrowo-różowe bolerko. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wzięłam plecak, do którego wcześniej wrzuciłam liścik i poszłam do szkoły.
Wojtek :
Obudziłem się wcześniej niż zwykle więc zacząłem grać w Ridera. Po jakimś czasie usłyszałem pukanie do okna. Stał za nim Hoody z listem. Otworzyłem okno i podał mi list po czym wyskoczył z pokoju. Przeczytałem. Byłem wstrząśnięty. Jak ona mogła popełnić samobójstwo???? Choć ciekaw jestem dlaczego to zrobiła. Ubrałem się w czarne dżinsy i białą koszulę. Włosy tylko lekko narzelowałem, wziąłem plecak i wyszedłem. Trzymałem list w ręce. Pod budynkiem stała już ona. Podszedłem machając do niej ręką. Dziewczyna tylko się przytuliła i zapłakała. Brakowało mi tego. Powiedziała o swoim liście i pokazała mi go. Porównaliśmy go z moim. Właściwie nie było czego porównywać. Były identyczne.
Toby :
Obudziłem się. Nadal pamiętałem tylko tyle, że zasnąłem i urywki tego co stało wcześniej. Jakby na zawołanie stanęła obo mnie Ann. Zawołała Slendera. Po chwili był przy moim łóżku wyraźnie przestraszony i zmartwiony.
-Dobrze się czujesz???
-Jasne czuję się w pełni sił i przy okazji wyspałem się jak nigdy.
-W to nie wątpię po tak długim śnie każdy by tak mówił.
Spojrzałem na niego zdziwiony i zapytałem :
-Ile ja tu spałem?
-Hohoho jakieś 3 miesiące.
-Trzy miesiące????!!!!!!
-Dokładnie, a teraz nie ruszaj się. Ann zrobi ostatnie badania i może będziesz mógł wrócić do reszty.
Po wszystkim Ann oznajmiła, że jestem zdrów jak ryba. Ruszyłem do rezydencji.
-Muszę porozmawiać z Clockwork.
-Ale nie możesz Toby.
-Dlaczego?
-Jak dojdziemy to się dowiesz. - powiedział z wyraźną troską w głosie.
Zacząłem mieć złe przeczucia. Gdy byliśmy na miejscu zauważyłem udekorowaną na czarno rezydencję. Wszedłem do środka, a wszyscy elegancko ubrani. Popatrzyli na mnie ze współczuciem, troską i strachem. Po jakimś czasie ciszę przerwał Helen, który zaczął mnie witać.
-Witaj Toby. Jak się spało?
-Cześć, a dobrze.
Tak z każdym sobie rozmawiałem i nie widząc jej zapytałem:
-Gdzie Clocky?
Na to pytanie wszyscy znieruchomieli, a Jane uroniła łzę.
-Gdzie Clocky???!!!!
-Ym chodź zaprowadzimy Cię do niej.
Weszliśmy do jej pokoju i leżała na łóżku. Była ubrana w czarną sukienkę. Podszedłem bliżej, była blada jak trup. Natychmiast podbiegłem do niej i sprawdziłem oddech. Nie było go. Zacząłem reanimować i prosić by się obudziła. Nic nie działało. Przytuliłem jej martwe ciało i płakałam histerycznie. Oderwali mnie od niej po jakimś czasie i kazali się przebrać na ceremonię.
Zuzia :
Lekcje skończyliśmy puźno, około 15. Potem jeszcze dodatkowe zajęcia i tak zeszło się do 19. Wystrzeliliśmy jak z procy. Docierając na miejsce zauważyliśmy czekających na nas Maskiego i Hoodiego. Zawiązali nam oczy i zaprowadzili pod rezydencję. Zdjęli nam opaski i wypuścili do środka. Wszyscy popatrzyli na nas. Niektórzy nawet z nienawiścią. Weszliśmy za chłopakami do jej pokoju. Ujrzeliśmy ciało. Zaczęłam płakać tuląc się w rękaw Wojtka, który mnie przytulił.
Wojtek :
Zobaczyliśmy ciało. Chciałem płakać, ale musiałem być twardy dla Zuźki. Ona totalnie się rozkleiła. Płakała w mój rękaw więc ją przytuliłem. Zacząłem ją uspokajać, ale to nic nie dawało. Poczułem, że upada. Złapałem ją i położyłem jej głowę na kolanach. Po czym na ich prośbę wziąłem ją na ręce i wyniosłem na dół. Przeciskałem się między innymi. Patrzyli z troską na nią. Wyszedłem z nią na dwór. Wtedy za moimi plecami pojawił się Toby.
-Co się stało? - zapytał.
-Zemdlała. Za dużo emocji z powodu śmierci osoby, którą lubiła.
-To nie dobrze. Przynieś jej szklankę wody a ja z nią zostanę.
Poszedłem więc po szklankę wody.
Toby :
Tak dawno jej nie widziałem. Nie sądziłem, że ona ją lubi. Clockwork jej nienawidziła. Patrzyłem na nią. Otworzyła oczy, przytuliłem ją.
-Nigdy już Cię nie zostawię.
-Dobrze, ale co się stało?
-Zemdlałaś nad ciałem Clocky. Wojtek Cię tu przyniósł i poszedł po wodę dla Ciebie.
Popatrzyła na mnie.
-A gdzie ty byłeś tak długo?
-Jak to powiedzieć? Spałem sobie w najlepsze. Nigdy już Cię nie zostawię więc się nie martw.
Usiadła i popatrzyła na mnie. Wyciągnąłem w jej stronę rękę i odsunąłem kosmyki z jej twarzy. Przybliżyłem twarz, ale coś mi przeszkodziło w pocałunku. Zuzia zauważyła Wojtka wychodzącego z domu. Potrzedł do nas i kazał jej wypić zawartość szklanki. Zauważyłem, że wynoszą ciało więc wziąliśmy ją po dwóch stronach pod ramię i zaprowadziliśmy do altany. Ceremonia przebiegała spokojnie dopóki nie zaczęli zasypywać trumny. Wtedy nie wytrzymała. Poprowadziłem ją na tyły altany. Przytuliłem ją i wtedy postanowiłem dokończyć przerwaną wcześniej czynność. Zebrałem kosmyki z jej twarzy za ucho. Przytrzymałem lekko jej brodę. Schiłem się i przybliżyłem moją twarz do jej twarzy, po chwili pocałowałem dziewczynę. Przestała płakać. Wszystko byłoby dobrze gdyby tylko nie przeszkodził nam Jeff.
Zuzia :
Patrzyłam jak zasypują trumnę. Rozpłakałam się. Toby odciągnął mnie na tyły altany. Przytulił mnie. Po chwili wszystko działo się za szybko. Odciągnął moje włosy za ucho i przybliżył swoją twarz. Był blisko wręcz zbyt blisko. Pochylił się i mnie pocałował. To był cudowny, namiętny pocałunek. Momentalnie przestały mi cieknąć łzy. Chciałam odwzajemnić pocałunek, ale wtedy podszedł Jeff i odepchnął nas od siebie.
Jeff :
Zobaczyłem jak się całują. Byłem wściekły. Podszedłem i odepchnąłem ich od siebie.
-Jak śmiesz całować tę szmatę???!!!! Przecież to przez nią Clockwork się zabiła!!!!! Jak mogłeś jej to zrobić????!!!!!! A co do ciebie!!! - wskazałem na nią. Dlaczego wogóle śmiesz się tu pokazywać????!!!!! Jak mogłaś się całować z jej chłopakiem???!!!!!! Gdybyście nigdy się nie poznali byłoby dobrze!!!!!! Clocky nadal by żyła i nikogo byś nie zraniła!!!!!!! Co ja gadam, najlepiej by było gdybyś się nigdy nie urodziła!!!!! - wrzeszczałem na nich. Ona zaczęła płakać i pobiegła gdzieś w las. Toby chciał ją gonić ale złapałem go za rękę.
-Nigdzie nie idziesz.
-Ale.....
-Nie ma, ale. Ona teraz nie istnieje zrozumiano?-powiedziałem i pociągnąłem go do reszty. Minęliśmy Wojtka. Widział, że Toby wyrywa mi się. Zacząłem rozmowę :
-Idź poszukać jej i zabierajcie się stąd. Nie jesteście tu więcej milewidziani. - Tylko na mnie popatrzył i poszedł jej szukać. Toby wyrwał mi się i pobiegł za Wojtkiem, ale z niego kretyn.
Wojtek :
Minęli mnie Toby i Jeff. Toby wyrywał się Jeffowi, który kazał mi poszukać Zuźki i się wynosić. Po jakimś czasie pobiegł do mnie Toby. Pewnie udało mu się wyrwać. Pobiegliśmy szukać naszej przyjaciółki.
Zuzia :
Biegłam i biegłam. Płakałam. Nie mogłam się zatrzymać. Co chwila ocierałam się o jakieś drzewo powodując zadrapania. Po jakimś czasie potknęłam się i przewróciłam. Gdy oczekiwałam na bolesne spotkanie z ziemią poczułam, że spadam. Okazało się, że wpadłam do wielkiego dołu. Upadłam, ale nie na ziemię tylko na stertę liści. Płakałam nadal. Nie mogłam nic powiedzieć tylko płakać.
Wojtek :
Szliśmy razem z Tobym przez las nawołując dziewczynę. Odpowiadała nam tylko cisza. Coraz bardziej się martwiliśmy. Nagle usłyszałem szloch. Rzuciliśmy się w tamtą stronę. Po jakimś czasie potknąłem się. Upadłem i zdziwiony stwierdziłem, że wiszę w jakiejś sieci. Natychmiast rozległ się głośny alarm. Toby próbował jak najszybciej rozciąć sieć, ale na darmo.
-Toby uciekaj dam sobie radę. Znajdź Zuźkę i zabierz ją stąd.
-Nie zostawię Cię. Jak Cię znajdą to zapytają czy jesteś 1 z nas. Jeśli nie będziesz miał dobrego wytłumaczenia dlaczego tu jesteś to Cię zabiją.
-Nie zabiją mam już plan.
-No dobra, ale jak umrzesz to nie wiem co ona sobie zrobi.
-Idź już. Widać ich.
Zaczął biec, a jak był daleko to można było usłyszeć strzały. Kilkoma prawie oberwał. Jeden z nich prawie mnie zabił. Wpatrywałem się w kierunku dochodzącego szlochu. "Zuźka w razie czego zostań z Tobym i nie rób niczego głópiego." - pomyślałem " Poczułem szarpanie siecią. Spojrzałem na pracownika organizacji przeciw creepypastom, był wysokim blondynem z niebieskimi oczami.
-Kim jesteś, ile masz lat, gdzie mieszkasz i co tu robisz?-warknął na mnie.
-Nazywam się Wojtek Ostrowski. Mam 12 lat. Mieszkam przy ulicy Kotwicznej 1 i przyszedłem tu na spacer, przy okazji licząc, że może znajdę jakieś grzyby. Tu zawsze rosnął największe.
Rozciął sieć i spałem na ziemię.
-Spadaj szczeniaku zanim zmienię zdanie i każę cię zabić.
Wstałem jak oparzony i pobiegłem w przeciwną stronę do szlochu.
-A wy chłopaki za mną. Trzeba złapać tego gościa co biegł w tamtą stronę.
"O nie trzeba ich ostrzec, jeszcze ich dopadną" - pomyślałem. Pobiegłem tam gdzie oni ale tak, żeby mnie nie zauważyli. Dobiegłem na miejsce w ostatniej chwili.
-Szybko oni zaraz tu będą.
-Nie mogę jej wyplątać z gałęzi. Sprytnie się ukryły pod tymi liśćmi.
Pomogłem mu ją wydobyć i akurat padły strzały.
-Ej jest tu ten dzieciak.
-Tym razem zabić, dziewczynę zostawić i transportować do szpitala, a tego drugiego pojmać. To jeden z nich.
Toby:
Pobiegłem na prośbę Wojtka. Byłem już daleko gdy zaczęli ostrzał. Omal nie dostałem kilkoma kulami. Dostałem się na miejsce i zauważyłem ją. Leżała nieprzytomna na górze liści z opuchniętymi oczami od płaczu. Skończyłem i wylądowałem obok. Próbowałem ją podnieść, ale nie mogłem. Okazało się, że pod liśćmi były ukryte gałęzie, w które się zaplątała. Chciałem je porąbać na kawałki, ale to byłoby zbyt ryzykowne. Uklękłem i próbowałem ją wyplątać. Nagle przybiegł Wojtek z wiadomością o organizacji. Oznajmiłem, że mam problem z gałęziami. Pomógł mi i gdy się udało zaczęli strzelać. Ostrzał był ostry i celowali tylko w nas. Wziąłem ją na ręce i manewrowałem między pociskami. Uciekliśmy na bezpieczną strefę. Zostawiłem ją i wróciłem po niego. To co zobaczyłem nie docierało do mnie. On dostał i upadł. Natychmiast pojawił się Slender i zabrał go. Ja postanowiłem ich zabić. Uczyniłem to z wielką furią, brutalnością i chęcią. Wróciłem do dziewczyny i też ją zabrałem do rezydencji. Położyłem ją w pokoju gościnnym i przykryłem kocem całując w czoło. Dałem zakaz wstępu do pokoju Jeffowi i wyszedłem. Wojtek leżał u Ann. Był w ciężkim stanie. Bandażowała mu ranę. Dostał tuż pod sercem. Miał wydobrzeć za jakiś miesiąc i wtedy mogą być bezpieczni.
Slenderman :
Jak zwykle usłyszałem nieświadome telepatyczne wołanie o pomoc. Teleportowałem się w dane miejsce i wziąłem nieprzytomnego Wojtka do Nurse Ann. Potem jak zwykle się dziwił skąd się tam wziąłem, czasami to on naprawdę zachowuje się jak debil.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak rozdział??? To chyba najdłuższy jak do tej pory. Piszcie jak mam was nazywać. Komentarz i gwiazdka mile widziane.
Do następnego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top