Dam radę

Nie wiem jak długo już tak leżę, nie mam siły ruszyć palcem, a co dopiero wstać. Ciemne chmury zebrały się nade mną. Zaczął siąpić lekki kapuśniak. Urwał mi się film. Pamiętam, że zaciągnąłem ciało Mariusza do schronu, że zerwałem jego nieśmiertelnik, który mu dałem. Z jego plecaka zabrałem to, co mi było potrzebne. Zapasową amunicję, granaty, dwa magazynki do pistoletu, racje żywnościowe i chyba coś jeszcze. Zwłoki przykryłem znalezionym czarnym materiałem. Wyszedłem i szedłem przed siebie. Nie patrzyłem na mapę. Teraz siedzę pod wielkim drzewem, jest już wieczór. Zaczynam płakać. Z kabury wyciągam broń, Glock 19. Odbezpieczam, ładuję. Ciekawe jak smakuje lufa... Wkładam broń do ust, zamykam oczy i pociągami za spust, ale słyszę tylko brzdęk iglicy. Powtarzam proces. To samo... Zauważam co jest nie tak. Wypiął mi się magazynek. Wygląda na to, że ktoś mi nie pozwala umrzeć w taki sposób. Wchodzę na wielkie drzewo za pomocą linki z hakiem. Przywiązuje się za rękę i za nogę do grubej gałęzi i zabezpieczam karabińczyki. Chwilę później zapada zmrok. Księżyc już nie tak samo jak ostatniego wieczoru oświetla Zonę. Tym razem jest już słabsze światło co w teorii pomaga zasnąć, ale u mnie to nie działa. Nie mogę pozbierać myśli, zmróżyć oka. W pewnej chwili szłyszę kroki, ale nie ludzkie. To ma sądząc po dźwięku co najmniej trzy albo cztery. Gdy wyobrażałem sobie co to może być to mną aż wzdrygło. Zerknąłem na dół bez włączania latarki. Coś w stylu wielkiego pająka kręci się wokół drzewa, na którym nocuję. Tłów ma wielkości otyłego czterdziestolatka i tak jak przypuszczałem, cztery odnóża, nie ludzkie, cały czarny. Wzdrygło mną drógi raz. Pewnie mnie wyczuł, skurnol jeden. Chwilę powęszył i odszedł w niewiadomymi kierunku. Rano obudziło mnie kolejne gówno. Dzik, tylko że powiększony o jakieś 70,80%. Świetnie... Nie ma ty chwili spokoju?! Dzik ten był bardziej agresywny niż widziałem kiedyś w Polsce. Władała nim żądza krwi, nie głodu. Mam prawie 100% pewności. Zlokalizował mnie i zaczoł napieprzać w drzewo szarżami. Dobrze, że się przypiąłem bo już dawno bym spadł. Raczej szybko nie odpuści więc wpadam na ciekawy pomysł. Otwieram puszkę z rybą by trochę przyciągnął go zapach. Nożem wywiercam dwa otwory w wieczku, na linkę neonową przywiązuję mocno zabezpieczony granat. Ze strzelby nawet nie próbuje tego zdjąć, bo ma pancerz, przeż który ołów nie będzie raczej chciał się przedostać, a dzik by tylko się bardziej zdenerwował. Ładuję pistolet i rzucam prezent kilka metrów od pnia drzewa. Gdybym podrzucił granat prosto pod niego to by pewnie zdąźył uciec. Dzik niechętnie tylko popatrzył na spadające pudełko i spowrotem odwrócił wzrok w stronę drzewa i kolejny raz w nie walnął. Czyli na żarcie nie reaguje, chce tylko dopaść mnie... Wpadam na kolejny pomysł. Nożem rozcinam sobie przedramie. Trochę boli bo nacisnołem za mocno. Zbieram krew w pustą butelkę. Z gwinta mu nie poleję na ten granat bo po prostu nie da sie tak trafić. A ja nie zrzuciłem tej puszki idealnie pod siebie tylko odrzuciłem kilka metrów dalej... Wyjmuję apteczkę, odkażam ranę i obowiązuje rękę banderzem. Momętalnie przesiąka ciepłą, lebką krwią. Dzik wyczuł krew i nie skupił się na drzewie tylko stanął pod moją gałęzią na której siedziałem. Za daleko od granatu siedzi, więc muszę do niego go zaprowadzić. Polewam świeży bandaż krwią z butelki, obowiązuje nim urwaną gałąź i celnie rzucam w stronę granatu. Gdy dzik tylko się do niego zbliżył i zaczoł obwąchiwać bandaż, strzeliłem idealnie w czekającą na niego bąbę. Nieźle mu brzuch rosadziło, nie powiem, że nie. Przejrzałem się jeszcze po okolicy i zjechałem na lince w dół. Wtedy poczułem, że jestem w stanie tu dać radę i poczułem się prawdziwym Stalkerem już drugiego dnia. Nie mogę teraz po prostu wrócić na Dużą Ziemię. Muszę spełnić marzenia moje oraz przyjaciela.Po wyjściu z lasu zrobiłem sobię przerwę przy jakiejś chatce. Niedaleko mnie widziałem kolejną dziwną rzecz, coś w stylu tej "Elekty" w domku na wsi. Liście wokół, wirowały, opadały i znowu podrywały się do góry. Przypomniało mi się o tym, że nie doładowałem strzelby. Dorzucam trzy pociski i zarzucam broń na bark. Biorę dwa łyki alkoholu z piersiówki przyjaciela. Szkoda, że go tu nie ma. Chętnie bym sobie z nim teraz pogadał. Zakładam plecak i idę ścieżką w stronę wieży. Nie wiem do czego była, ale już raczej nigdy nie będzie pełniła tej funkcji. Przechodzę obok ruin miasteczka. Nagle słyszę hałas wirników śmigłowca. Wbiegam do ruin by schować się przed potencjalnym zagrożeniem.
-Po jaką cholerę oni tu latają? Patrolują teren? Szukają kogoś?
Nad moim schronieniem przelatuje wojskowy Krokodyl. Lepiej to takiemu się na oczy nie pokazywać. Rakietnice, działka i uzbrojenie po zęby pasażerowie. Po drodze zbliża się większe zagrożenie. Patrol składający się z pojazdu na kołach oraz uzbrojonych żołnierzy ukraińskich. W rękach trzymają MP5 w macie z kolbą składaną na bok. Oj, nie dobrze. Po chwili staje się jeszcze dziwniejsza rzecz. Z budynku wychodzi jakiś człowiek. Prawdopodobnie świeży Stalker. Podbiega do oddziału i rzuca swój USP przed siebie. Żołnierze pełni emocji celują w niego z broni.
-Co tu się dzieje?!- Próbuję obserwować sytuację, nie wychylając się na pole widzenia. Mam złe przeczucia.
-Ja rusek, pomocy trza. Ja ranny, broni nie mieć.- Żołnierze tylko rzucili okiem na siebie i rozstrzelali ruska. Bezwładne ciało upada na twarz. Wycofałem się by mnie nie zauważyli. Niefortunnie nadepłem na obluzowany gruz. Przestałem oddychać by posłuchać czy usłyszeli. Niestety tak. Trzech mężczyzn podeszła pod budynek. Reszta została na swoich pozycjach. Jeśli nic nie zrobię, to skończę tak jak tamten. Biegnę na drugi koniec budynku. Wycofuję się przez dziurę w ścianie. Cholera, zauważyli mnie. Ci co zostali wcześniej na drodze podbiegli bliżej. Seria z karabinu zrykoszetował od budynku za mną. Kolejne kilka strzałów przelatuje przed moją twarzą. Dwadzieścia centymetrów w lewo i mój mózg zamienił by się w papkę. Wskakuję przez okno do kolejnego. Kolejne dziwne zjawisko unosi się nad ziemią. Tym razem czuję od niego ciepło. Rdzeń żarzy się na czerwono i pomarańczowo. Omijam dziwną rzecz szerokiemu łukiem. Chowam się na pierwszym piętrze. Słyszę kroki. No jasna cholera, zauważyli gdzie jestem.
-Uwaga na anomalię! Krzyczy jeden z żołnierzy.- Czyli już wiem jak to się nazywa, ale co mi po tym skoro zaraz skończę jako durszlak? Kroki zwolniły. Zaczęli się uważnie rozglądać. Biorę do ręki strzelbę. Czekam jak wejdą na górę. Z czterech ich jest. Dwóch weszło na górę, idą korytarzem. Chowam się za starą komodą. Jeden zagląda do pokoju, nie zauważa mnie. Idą dalej korytarzem. Wyskakuję z pokoju i posyłam kilka pocisków w plecy. Z dołu rozlega się rozkaz by wejść na pierwsze piętro. Na korytarzu jest kolejna Anomalia ale nie miałem czasu się jej przyjrzeć. Zanim Żołnierze wbiegli po schodach, ja zdążyłem wrócić do pokoju, zrzucić plecak, i przecisnąć się przez okienko do drugiego pokoju. Ustawiam się na przeciwko futryny. Mam widok na część korytarza. Jeden z żołnierzy wbiega wprost na anomalię. Słyszę żałosny jęk z bólu. Na przeciwko mnie upada jego ciało, ale nie całe. Przecięte na pół pod linijką. Dobrze,że przeszedłem tym okienkiem a nie korytarzem. Został jeszcze jeden. Wybiega na wprost mnie. Chcę strzelić, ale broń się zacina. Napastnik otwiera ogień. Dostaję kulkę w lewe ramię. Robię przewrót w głąb pokoju. Padam plackiem na podłogę. Wyciągam Glocka z kabury i posyłam żołnierzowi cztery pociski 9mm. Dostał trzy w klatę i jeden w bark. Upuszcza pistolet maszynowy. Cofa się do ściany potykając się o własne nogi. Opiera się patrząc na nie pustym wzrokiem. Zjeżdża po ścianie zostawiając ścieżkę z krwi. Zamykam oczy, oddycham głęboko. Krzyk żołnierzy poza budynkiem stawia mnie do pionu. Zabieram strzelbę chowam pistolet. Wybiegam z pokoju po drodze zabierając mój plecak i wyskakuję przez okno rozbijając szybę. Ląduję na drodze, robiąc asekuracyjny przewrót w przód. Strzelba i plecak nie ułatwiają ucieczki. Mijam po drodze wraki samochodów i częściowo zrujnowane budynki. Udaje mi się uciec poza miasteczko chowają się w zaroślach. Dzisiaj miałem farta...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #stalker