czternasta kropla cz.2
Piątkowy wieczór jest stresujący. Pierwsze zebranie Gwardii Dumbledore'a od piątej klasy. Pokój życzeń mieni się lustrami, a ja potrafię czuć tylko palące uczucie w środku, że coś się nie uda. Ugh, co za debil wymyślił tremę?
Mój wzrok ponownie wędruje do ogłoszenia, którego Hermiona zachowała kopie. Czy ktokolwiek przyjdzie?
– Harry! Liczymy na owocną współpracę! – mówi Dean Thomas. Za nim podąża Seamus Finngian i Neville.
– Cieszę się, że wpadłeś Neville. – Może nie będzie tak źle? Oczy Longbottoma świecą się, a on sam wygląda na zafascynowanego i podekscytowanego.
– Uwielbiam GD – mówi. – Jesteśmy jak rodzina.
Te słowa wzruszają mnie, więc nic nie mówię, nie chcę, aby głos mi się załamał pod koniec wypowiedzi. Uśmiecham się tylko szeroko i witam grupę Puchonów, którzy będą tutaj pierwszy raz.
Eryk Tudor wypatruje Hermionę, gdy tylko przestępuje próg pokoju i zabawia ją rozmową. Hermiona z podekscytowaniem pokazuje mu księgozbiór Gwardii.
Sprawdzam czas – jeszcze trochę pozostało do umówionej godziny, a już robi się niewielki tłum. Ginny macha do mnie z drugiego końca sali, gdzie siedzi na poduszkach z Demelzą i Luną.
Można wyczuć różnicę między nowicjuszami, a uczniami, którzy uczęszczali na zajęcia w tamtym roku. Nowi są niepewni i rozglądają się z niepokojem, zbici w grupkach z własnych domów. Uświadamiam sobie przerażający fakt – widzę plamy kolorów. Krukoni stoją z Krukonami i rozmawiają ze sobą, Puchoni też siedzą w kącie, niepewnie zerkając w moją stronę. Nawet Gryfoni wolą przebywać wśród czerwonych krawatów. Ślizgonów nie ma. Od kiedy to w Hogwarcie tak źle się dzieje? Nie powinnyśmy byli zjednoczyć się przed wspólnym wrogiem?
Z niepokojem obserwuję brak międzydomowych interakcji. Oczywiście są wyjątki, ale przeważające stereotypy i segregacja mnie przytłacza.
Ale dzięki GD zamierzam to zmienić. W końcu nawet Puchoni potrafią być odważni, a Ślizgoni wrażliwi. W końcu przydział definiuje dominującą cechę, a nie jak sądzą niektórzy, jedyną. Ambicja nie wyklucza współczucia, a lojalność odwagi.
– Chyba powinniśmy już zaczynać, nie? – Odwracam się do Hermiony, która znikąd pojawia się obok mnie.
– Tak myślisz? – pytam niepewnie. – Liczyłem, że ktoś jeszcze się zjawi. – Niech cię piekło pochłonie, Malfoy. Ciebie i cały Slytherin. Chcę się z nim zobaczyć, nawet jeśli oznaczałoby to wyzwiska i tarzanie się po podłodze.
– Nie ma co tego odkładać. Zaczynajmy. – Hermiona uśmiecha się do mnie nerwowo i odchrząkuje. – Proszę o uwagę!
Wszystkie głowy jak jeden mąż odwracają się w naszą stronę. Te wszystkie spojrzenia wlepione we mnie trochę onieśmielają. Daj spokój, Potter. Sława to dla ciebie chleb powszedni. Dasz radę.
– Em... A więc witam was serdecznie i mam nadzieję, że... spędzicie tutaj parę naprawdę produktywnych wieczorów i że będziecie wspominać nasz spotkania z uśmiechem.
– Jesteś uroczy jak się rumienisz! – krzyczy ktoś.
– Na pewno, Harry!
– Jesteśmy tutaj, aby dobrze się bawić!
– Nauczaj, mistrzu.
Uśmiecham się szeroko w reakcji na hałas, który wzmaga się po moich słowach.
– To dzięki wielkie, naprawdę. Nazywam się Harry Potter, to tak jakby ktoś nie wiedział. Mam nadzieję, że taka pozytywne nastawienie zostanie z nami do końca. Dzisiejsze spotkanie jest bardziej organizacyjne, porozmawiamy o tym, jak to teraz będzie wyglądać i... myślę, że dobrze byłoby sprawdzić wasze umiejętności. Co pamiętacie z zeszłego roku, a czego powinniśmy się nauczyć jeszcze raz. No to oddaję głos Hermionie – ona wam wszystko wytłumaczy.
Odsuwam się i wzdycham z ulgi. Chyba nie było tak źle. Ron pokazuje mi kciuka uniesionego do góry, a Hermiona poprawia teczki z papierami i zaczyna mówić:
– Witam starych jak i nowym bywalców. Dla rekrutów, jestem Hermiona Granger i pełnie rolę sekretarza tego klubu. Mam tutaj listę – przez chwilę grzebie w teczce, po czym wyciąga pergamin – na której się podpiszecie. Spokojnie, tym razem nie ma żadnego zaklęcia. Nasze koło jest całkowicie legalne i zatwierdzone przez dyrektora, więc nie potrzebujemy gwarancji, że ktoś wygada nauczycielom.
Hermiona odgarnia włosy z twarzy, uśmiecha się do Eryka i kontynuuje:
– Monety zostaną zamienione na bransoletki, mam je w torbie i jak tylko wpiszecie się na listę, to dostaniecie. Spotkania Gwardii są zaplanowane na piątki. Musicie się dostosować niestety, bo Harry nie ma czasu w inne dni tygodnia – dodaje, gdy jacyś Krukoni zaczynają protestować.
– Myślę, że to chyba wszystko... Wiecie, jak działa GD. Prosto i dla was. Zapraszam do stolika obok, będę przyjmować zgłoszenia. O, i wszyscy są zobowiązani się wpisać, nawet bywalcy z zeszłego roku. Chcemy mieć pełny wykaz.
– I ani słowa Snape'owi – dodaję, co wywołuje ogólny śmiech.
Stwarza się luźna atmosfera. Do Hermiony ustawia się kolejna trajkoczących ludzi. Ci, którzy się już zapisali, zbierają się w grupki i rozmawiają z przejęciem. Do mnie dosiada się Ginny z Luną, a potem Neville. Opieram się plecami o lustro wiszące na ścianie, a on siedzą wokół mnie, żartując i ciesząc się z reaktywacji GD.
– To kto potrafi rzucić zaklęcie Patronusa? – pytam.
– Pamiętam jak to zrobić – mówi Ginny – ale dawno nie ćwiczyłam...
– Nie ma okazji, by rzucać to zaklęcie. – Neville wygląda na spokojnego i pewnego tego, że chce to być. Robi mi się ciepło, gdy o tym pomyślę. Zwykłe spotkania tak zmieniły tego nieśmiałego chłopaka o złotym sercu.
– Ależ są – zaprzecza Luna. – W każdej chwili, gdy tylko poczujesz się smutny, a nie jest to sprawka gnębiwtrysków, patronus przywoła radość.
– Ona ma rację, Harry – zauważa Ginny. – Patronus może też odpędzić nasze własne koszmary.
– Nigdy się na tym nie zastanawiałem od tej strony, ale...
Nim się orientuję przede mną oprócz trójki przyjaciół siedzi i słucha całkiem spory tłum. Ludzie spoglądają na mnie poważnie, chłonąc każde słowo. Rumienię się wbrew woli.
– Rozumiem, że wszyscy już skończyli? – pytam. Większość zgodnie kiwa głowami. Zerkam na Hermionę, która już jest wolna i z przejęciem coś zapisuje. – Okej. – Wstaję z podłogi i otrzepuję spodnie dla zasady. – Myślę, że możemy zaczynać, nie? Siedźcie, siedźcie – mówię, gdy wszyscy zaczynają się podnosić. – Na razie musimy załatwić jeszcze jedną kwestię. Dotyczy ona dzisiejszego dnia w szczególności. Proszę was, abyście się dobrali w pary. Tylko jedna uwaga – wasz partner musi być z innego domu niż wy.
Przerywam, by skontrolować ich emocje. Wydają się podekscytowani i chętni do współpracy. Uśmiecham się do nich szeroko nagle pełen energii i entuzjazmu.
– Myślę, że rozegracie między sobą pojedynki i w ten sposób...
– To na pewno tu? – słyszę kobiecy głos dochodzący z korytarza.
– Tylko Potter mógł wybrać tak idiotyczne miejsce. Otwieraj, Puchoni cię nie zjedzą – popędza Pansy Malfoy.
Rozlega się szczęk zamka, gdy naciśnięta zostaje klamka i słyszę skrzyp drzwi, po czym w Pokoju Życzeń pojawia się dwójka Ślizgonów. Malfoy przyjmuje swoją obronną pozycję, to znaczy zakłada ręce i spogląda na wszystkich wokół z pogardą w oczach. Gdy napotyka mój wzrok, uśmiecha się krzywo, a ja mam ochotę skakać z radości.
Pansy poprawia włosy i rozgląda się po przypatrujących się jej twarzach.
– Czego tu szukacie? – Ron występuje do przodu i mierzy przybyłych Ślizgonów wzrokiem.
– Wiedzy – odpowiada nonszalancko Malfoy. – Słyszałeś kiedyś o tym?
Ron robi się czerwony na twarzy, a ja wzdycham i włączam się do rozmowy.
– Jeśli masz zamiar tylko nas obrażać, możesz wyjść. Zapewniam, że nikt nie będzie tęsknił. Jeśli chcesz słuchać to siadaj i zdobywaj wiedzę. Parkinson dobierz się z kimś w parę, Malfoy będzie ze mną.
O dziwo oboje się mnie słuchają bez większych wymówek, a zajęcia odbywają się bez większych przeszkód. Nie licząc oczywiście narzekań Malfoya i uwag sugerujących, że nie nadaję się na nauczyciela. Zamknął się, gdy rzuciłem w niego Silencio. Pod jego morderczym spojrzeniem zaraz je zdejmuję, ale cel osiągnięty.
Okazuje się, że wszyscy w miarę pamiętają podstawowe zaklęcia, niestety z ich wykonaniem i reakcją jest trochę gorzej. W dodatku nadużywają czaru Galaretowatych Nóg i innych, które w prawdziwej, poważnej walce na niewiele się zdadzą.
– Dzięki wielkie za dzisiaj! – mówię. – Widzimy się za tydzień! Mam nadzieję, że nasze grono tylko się powiększy i nikt nie odejdzie.
– Było super, Harry. – Dean klepie mnie po ramieniu.
– Do jutra – mówi Luna.
– Do jutra – odpowiadam automatycznie, a mój wzrok wędruje za Malfoyem, który tłumacz coś Pansy. Ta fuka oburzona i wychodzi, nie czekając na niego. Ślizgon wzrusza ramionami i podąża w stronę drzwi.
Sam opuszczam Pokój Życzeń późno. Zostałem, by przeglądać notatki i ustalenia Hermiony, która wyszła szybko z Erykiem. Ron przez chwilę ze mną siedział, ale teraz pewnie już chrapie w dormitorium.
Korytarze świecom pustkami, mijam tylko Grubego Mnicha, któremu się kłaniam.
– Co ty tu robisz, Malfoy? – pytam, gdy widzę go opartego o ścianę. Odwraca głowę w moją stronę i uśmiecha się.
– Czekam na ciebie.
– Po co?
– Dawno cię nie całowałem – mówi tylko i powoli do mnie podchodzi. Serce bije w szaleńczym tempie, gdy odpowiadam:
– Śmiało.
I całuje mnie wcale nie delikatnie. Z uczuciem i potrzebą bliskości. Gorąco uderza mi do głowy i przyciągam Malfoya bliżej, nie przejmując się tym, że jesteśmy na środku korytarza i w każdej chwili może przyjść nauczyciel mający dyżur.
Otwieram usta, zapraszając język do środka. Bada każdy zakątek ust dokładnie. Mam ochotę się rozpłynąć. Zamiast tego wsuwam rękę pod szatę Malfoya. Ciepło bijące od jego skóry działa tylko pobudzająco.
Odrywamy się od siebie, cisza wypełniona jest naszymi urywanymi i przyspieszonymi oddechami. Uśmiecham się ciepło i mówię:
– Do jutra, Malfoy.
– Było miło – odpowiada i odchodzi w stronę lochów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top