Prolog. Strzępki pierwsze

Polecam piosenkę z góry. Pasuje.


Nie uronili ani jednej kropli. Nie mogli sobie pozwolić na marnotrawstwo, zwłaszcza teraz, gdy zagrożenie wzrosło, a ci przeklęci Łowcy czyhali na nich na każdym kroku. Z łapczywością przełykali ciepłą, gęstą ciecz, zaciskając zimne palce na swoich bukłakach. O tak, tyle czekali na tę chwilę. Zbyt długo. Stanowczo zbyt długo.

Pierwszy od długiego czasu posiłek pochłonął ich do tego stopnia, że nie zauważyli nawet, że protesty ich pożywienia stają się z chwili na chwilę coraz słabsze. Nie zwrócili też uwagi na to, że płacz i niemiłosierny krzyk dziecka siedzącego pod ścianą wciąż się wzmaga, coraz częściej uderzając w nutę rozpaczy, porzuciwszy już melodię strachu.

Jeden z napastników z irytacją odrzucił swój posiłek i przewrócił oczami, przenosząc wzrok na wrzeszczącą dziewczynkę. Martwe ciało z głuchym łoskotem wylądowało na jasnych płytkach. Rana na szyi kobiety była całkowicie sucha. Nie wypłynęła z niej ani kropla krwi. Drapieżnik wytarł usta przedramieniem, pozwalając, by oblepiający je szkarłat pokrył skórę ręki.

— Zaraz uciszę tego dzieciaka raz na zawsze — warknął i spokojnym krokiem ruszył w stronę ciemnowłosej dziewczynki. Moment później jego drogę zastawiła jego towarzyszka. Kobieta spojrzała się w jego szkarłatne ślepia z ostrzeżeniem.

— Nie. Dziewczyna ma przeżyć. To ostrzeżenie. Pamiętasz? — Mężczyzna z wściekłością obnażył swoje długie kły i syknął na wzór dzikiego zwierzęcia.

— Nie odmówisz mi posiłku. Nie tym razem — warknął i ruszył ponownie w stronę drżącego z emocji dziecka. Kobieta pchnęła go tak mocno, że z łoskotem wpadł na stojący w drugim kącie pokoju drewniany stół. Mebel załamał się pod ciężarem jego ciała, a ten wylądował na ziemi, wydając z siebie po raz drugi wściekłe zwierzęce odgłosy.

— Powiedziałam nie. Ona ma przekazać wiadomość. — Podeszła do dziewczynki i kucnęła przy niej, łapiąc ją pod brodę, tak, że ta nie miała wyjścia i musiała spojrzeć w twarz zimnorękiej wampirzycy. Miała szarą cerę, którą znaczyły zmarszczki mimiczne – długotrwały brak pożywienia wznawiał ich proces starzenia. Jej oczy mieniły się rubinową czerwienią, która widocznie wzmogła się po posiłku. Po chwili wciągnęła ze wstrętem powietrze. Przerażenie poluzowało pęcherz dziewczynki i tuż pod jej podkulonymi chudymi nogami kwitła żółta plama. — Powiesz wszystkim Łowcom, że to nasze drugie ostrzeżenie. Trzeciego już nie będzie. Jeśli nie przestaniecie polować na naszą rodzinę, wszyscy skończycie jak twoi rodzice. Co do jednego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top