Rozdział 31
Kiedy Lysander nie zjawił się na nasze zajęcia, poczułam ogromną ulgę. Nie chciałam go widzieć. Być może popełniłam błąd, ale nikt nie zmuszał chłopaka, by wziął winę na siebie. Nawet jeśli przeszedł niewyobrażalne tortury z rąk Najciemniejszego Pana, sam je wybrał. Udawał rycerza w srebrnej zbroi i dał mi złudne poczucie bezpieczeństwa tylko po to, by wyrwać je z mojej piersi wraz z bijącym sercem.
Chociaż tak bardzo walczyłam o jego wybaczenie, straciłam nadzieję. Desperacja wygasła, zastąpiona przez zimno, które przyprawiało mnie o ból. Znienawidziłam go niemal równie mocno, jak zaczęłam nienawidzić siebie.
Nie zamierzałam jednak martwić reszty. Dlatego pomimo pustki rozdzierającej mnie od wewnątrz, starałam się pokazywać innym szeroki uśmiech. Posłałam go także Kosiarzowi, który przyszedł poinformować mnie o zmianie nauczyciela.
— Lysander został wysłany na nagłą misję, ale tak się składa, że jedna z naszych wróciła z granic i zgodziła się udzielać ci lekcji od następnego tygodnia. Kamienne Serce jest najlepszą nożowniczką w Czarnym Oddziale.
Nie spodobał mi się jej pseudonim, lecz wolałam już lekcje z nieznajomą niż Lysandrem. Nie wiedziałam, jak miałabym na niego spojrzeć po tamtych słowach.
— A co mam robić teraz?
— Weź wolne. — Położył mi dłoń na ramieniu, a jego długie paznokcie wbiły się w moją kurtkę. — Słyszałem o twoich postępach. Zasłużyłaś.
Z trudem przełknęłam gulę w gardle. Zasłużyłam, bo robiłam postępy w treningu, czy dlatego że zamordowałam tamtego jelenia i Mirona?
— Dobrze więc. — Poszerzyłam uśmiech i uwolniłam się od jego uścisku.
Zignorowała pojedyncze płatki śniegu, które spadały na dziedziniec tylko po to, by po chwili roztopić się na czarnym bruku. Weszłam do środka, a następnie ruszyłam w stronę jaskiń. Nie chciałam być sama, a Adir stawał się najbliższym mi bytem. On jako jedyny wiedział o wszystkich mych troskach i zmaganiach. Tylko jemu mogłam zaufać, pomimo tego, że powoli pożerał moją duszę.
Co za ironia.
Znałam drogę do jaskini Adira na pamięć, więc stąpałam pewnie w ciemnościach, rozkoszując się ciszą i spokojem. Choć powinnam być wdzięczna za te kilka godzin odpoczynku, żałowałam, że nie spędzę tu całego dnia.
Gdy dotarłam do ulubionego kąta żmija, on uniósł jedną z głów i ziewnął.
— A co ty tu robisz? Nie masz czasem zajęć?
Pokręciłam głową.
— Odwołali je. Wysłali Lysandra na jakąś misję.
— I dobrze — prychnął. — Ostatnio zachowuje się jak dupek.
Pomimo przygnębienia, nie mogłam powstrzymać cichego chichotu. Adir nigdy wcześniej nie używał podobnego słownictwa, inne demony rezydujące w jaskiniach musiały mieć na niego zły wpływ.
— Od kiedy nazywasz kogokolwiek dupkiem? — Położyłam się obok, ignorując zimne, kamienne podłoże.
— Odkąd Kior mnie tego nauczył. — Z dumą uniósł podbródek środkowej głowy.
Zamknęłam oczy i się uśmiechnęłam. Nie wiedziałam, że bies Teina uczył Adira obraźliwych słów, ale ten jeden raz postanowiłam mu wybaczyć.
— Dostanę nową nauczycielkę walki nożami — poinformowałam go.
— No to mam nadzieję, że ona nie będzie dupkiem — stwierdził żmij.
— Ja też — westchnęłam.
Coś mi jednak podpowiadało, że Kamienne Serce nie należała do najmilszych członków Czarnego Oddziału.
𖤓
W piątek wieczorem, gdy tylko usiadłam przy naszym stoliku, Oktawiusz postawił przede mną kufel z piwem.
— Słyszałem, że odesłali Lysandra — powiedział na przywitanie. — Musi ci być z tym ciężko.
Tein i Zanea nie wygadali się reszcie na temat mojego konfliktu z byłym opiekunem, więc w złotych oczach Oktawiusza wciąż się podkochiwałam w chłopaku. Wolałam, by tak pozostało.
— Jakoś przeżyję. Może tym razem porozmawiamy o twoim życiu miłosnym? — Skrzyżowałam ramiona.
— Obecnie moją jedyną miłością jest muzyka. — Wskazał na swoją lutnię. — Dea mówi, że po tym kwartale zabierze mnie do Mistycznego Lasu, bym mógł wreszcie przetestować mój talent na zwierzętach i zobaczyć, czy sprawdzi się jako broń.
Moje ciało się spięło na myśl o takim torturowaniu biednych stworzeń. Jednakże nic nie powiedziałam. Słowa niczego by nie zmieniły.
Za to Zanea się nie powstrzymywała.
— To okrutne — mruknęła, sącząc piwo.
— Popieram — wtrącił się Miron. — Jako jedyny z was doświadczyłem śmierci, i to nie raz, a dwa... — rzucił mi wymowne spojrzenie. — Dlatego jestem swoistym ekspertem. Uwierzcie mi, nic fajnego.
— Niekoniecznie je zabijemy — Oktawiusz machnął ręką. — Sprawdzimy tylko, czy poszczególne melodie mogą zranić...
Nawet Tein pokręcił głową. Cieszyłam się, że reszta rekrutów zachowała swoje człowieczeństwo, lecz podejrzewałam, że Krwawy Książe upewni się, by w końcu je zniszczyć. Nawet jeśli zajmie mu to lata.
— Lepiej, żebyśmy ćwiczyli na zwierzętach niż na ludziach. — Hiacynta niespodziewanie podeszła do naszego stolika i wcisnęła się pomiędzy mnie i Zaneę. — A przynajmniej tak mówi Kosiarz.
— Tobie chyba nie przeszkadza zabijanie ludzi, prawda Hiacynto? — Oktawiusz posłał jej ironiczny uśmiech.
— To, co mi przeszkadza, a co nie, nie ma znaczenia w Onyksowym Zamku — mruknęła, a jej wypowiedź zabrzmiała jak wyuczona formułka. — Poza tym Miron zasłużył.
Sam zainteresowany schował się za Zaneą, która pokręciła głową.
— Przeprosiłem — jęknął chłopak. — No i się zmieniłem! Teraz jestem lepszą osobą. Wszyscy mnie uwielbiają.
Wymieniłyśmy z Zaneą znaczące spojrzenia. Miron rzeczywiście się starał, ale ciężko było nazwać nasz stosunek do niego uwielbieniem.
— Skoro tak twierdzisz. — Hiacynta wzruszyła ramionami, a następnie obróciła się w moją stronę. — Nemirio, słyszałam, że Kamienne Serce będzie twoją nową nauczycielką. Zazdroszczę ci.
— Co o niej wiesz? — Popatrzyłam na dziewczynę z ciekawością.
— Kosiarz poopowiadał mi co nieco. — Odgarnęła swoje loki i położyła ręce na drewnianym stole. — Podobno ma nienaganną technikę i jest bestią na froncie. Razem ze swoim bazyliszkiem zabiła mnóstwo Maoriańczyków i Czarnych Smoków, którzy przekroczyli nasze granice podczas prowokacji. Jest bezlitosna.
Brzmiała jak osoba, która przypadłaby Hiacyncie do gustu. Ja za to potrzebowałam kilku łyków piwa, by pogodzić się z tym opisem.
Czyżbym uciekała przed lekkim wiatrem i przypadkiem wpadła w sam środek huraganu?
𖤓
Biegłam przez korytarze, doskonale zdając sobie sprawę, że byłam spóźniona na moje pierwsze zajęcia walki nożami z Kamiennym Sercem. Wycieczka do świątyni Ducha Władzy poprzedniej nocy trwała dłużej niż zwykle, gdyż Krwawy Książę postanowił odprawić dwugodzinną modlitwę dziękczynną.
Przez to zaspałam.
Teraz tak się śpieszyłam, że nie zauważyłam oblodzonej powierzchni. Ledwo wyszłam na dziedziniec i już po kilku krokach wylądowałam na bruku. Jęknęłam, masując obolałe plecy.
Usłyszałam powolne kroki, a po chwili pochyliła się nade mną blada kobieta o długich, blond włosach. Spojrzała na mnie purpurowymi oczami, które były otoczone wieloma bliznami.
— Jak wytłumaczysz swoje spóźnienie? — zapytała ze spokojem, lecz coś w jej głosie przyprawiło mnie o ciarki.
Jej ton przypominał mi Kosiarza. Niby opanowany, lecz z niepokojącą nutą.
— Nie mam wytłumaczenia. — Wątpiłam, by uznała nocne wycieczki z Krwawym Księciem za odpowiedni powód. — Mogę jedynie prosić o wybaczenie i zapewnić, że to się nie powtórzy.
— Niech będzie. Ładne buty.
— Dziękuję? — Dostałam je od ojca w dniu Selekcji i nosiłam niemal codziennie. Były o wiele lepszej jakości niż te dane nam w Onyksowym Zamku, a srebrna klamra w kształcie liścia klonu przypominała mi o domu. Szczególnie że tato posiadał drugą parę.
Mimo to ta uwagę sprawiła, iż spochmurniałam. Nikt poza Lysandrem nie zwrócił na nie wcześniej uwagi.
Kamienne Serce obróciła się do mnie plecami i poczekała, aż się pozbieram.
— Wybierz sobie sztylety i zaatakuj mnie, gdy będziesz gotowa. Zobaczymy, czego jak dotąd cię nauczyłaś.
Podeszłam do miejsca, w którym rozrzuciła dobrze znaną mi broń. Podjęłam decyzję w ciągu kilku sekund. Wzięłam do rąk dwa ulubione srebrzyste noże.
Kobieta wciąż stała do mnie tyłem, a pojedyncze płatki śniegu opadały na jej posągową sylwetkę. Wzięłam głęboki oddech, zdeterminowana, by pokazać się z jak najlepszej strony.
Powstrzymałam drganie nóg i podeszłam do niej bezszelestnie. Gdy dzieliło już nas tylko kilka kroków, przyśpieszyłam i skoczyłam w jej stronę, planując zajść ją od tyłu i przystawić jeden ze sztyletów do gardła.
Kamienne Serce nie dała tak łatwo się podejść. Przewidziała mój atak i odskoczyła. Poruszała się z taką prędkością, że ledwo dostrzegłam, gdy zaszła mnie od boku. Ostrzegł mnie jedynie błysk metalu. W ostatniej chwili odparowałam pierwszy cios.
Myślałam, że na tym zaprzestanie, jednak ponownie na mnie natarła, zmuszając, bym się cofnęła.
— Rozczarowujące — mruknęła.
Zaatakowała raz jeszcze. Choć zdołałam się obronić i spróbowałam skontrować, Kamienne Serce zrobiła zwinny unik. Zanim zdążyłam się zorientować, poczułam zimne ostrze przy mojej szyi oraz ukłucie w brzuch.
— Nie żyjesz. — Nie kryła irytacji. — Spodziewałam się więcej po podopiecznej Krwawego Księcia. Ale spokojnie. Pod moimi skrzydłami staniesz się doskonałą zabójczynią. Wytępię z ciebie ostatnie resztki skrupułów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top