Rozdział 28
Po feralnym polowaniu miałam ponad tydzień spokoju. Brak wizyt Krwawego Księcia, brak niemożliwych zadań, jedynie spokojne rozwijanie talentu, spędzanie wolnego czasu z Teinem, Zaneą oraz Adirem, a także próbami naprawienia relacji z Lysandrem.
To ostatnie zdawało się przynosić odwrotny skutek. Im częściej przepraszałam, tym bardziej mnie unikał. Czasami nawet wychodził na początku naszych zajęć i wracał dopiero w połowie. Całkowicie odpuścił sparingi z nożami i kazał mi jedynie trenować ich rzucanie.
A ja z każdym dniem coraz bardziej tęskniłam za jego dotykiem i uśmiechami. Trzymał pomiędzy nami duży dystans, a nawet przy przypadkowych muśnięciach odskakiwał ode mnie, jakbym była niebieskim ogniem — tym, który parzył najgorętszymi płomieniami.
Choć obiecałam sobie wytrwałość, z każdą interakcją moje serce powoli traciło nadzieję. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to mój błąd wywołał jego złość, lecz nie byłam skorupą pozbawioną emocji. Jego odrzucenie wciąż mnie bolało.
Niestety mój odpoczynek od Najciemniejszego Pana nie mógł trwać zbyt długo. W piątek wieczorem, zamiast iść na zajęcia z talentu, kazał mi spotkać się z nim przed wejściem do północnej wieży.
Czekał na mnie, a jego twarz zdobiło coś na kształt uśmiechu. Od razu naszły mnie nudności. To nie mogło oznaczać niczego dobrego.
Pomimo nieprzyjemnego skurczu żołądka, wygładziłam czarną kurtkę oraz dwa warkocze, a następnie się pokłoniłam.
— Chciałeś mnie widzieć, Najciemniejszy Panie? — Przerażało mnie, jak bardzo wypowiadanie tych słów weszło mi w nawyk. Wypłynęły z moich ust bez zastanowienia, niczym codziennie powtarzana modlitwa.
— Otóż to. Uznałem, że musimy wyzbyć się twojej niechęci do zabijania. Na górze czeka na ciebie pewne zwierzę. Masz wypchnąć je z wieży. Nie musisz używać swojego talentu, wystarczą ręce. Chcę jednak, byś wykonała to zadanie bez wahania. Wejdziesz, podejdziesz do niego i je wypchniesz. Rozumiesz?
Przygryzłam policzek, a smak krwi wypełnił moje usta. Skinęłam niepewnie.
— Tak.
— Jeśli nie podołasz, Ostryząb wybierze się w odwiedziny do twojej rodziny.
Zmusiłam się do głębokiego oddechu.
— Jeśli ich zabijesz, nie będziesz już miał czym mnie szantażować — powiedziałam, lecz szybko pożałowałam tego stwierdzenia.
— Nie muszę zabijać ich wszystkich za jednym razem. — Jego oczy zabłyszczały. — Prawdopodobnie zacząłbym od twojej siostry. I kazał ci patrzeć. Przecież gdybyś nie zgłosiła się za nią, i tak by już nie żyła.
Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się, że on również wiedział o moim podstępie, chociaż mogłam się domyślić. Kosiarz zapewne donosił mu o niemal wszystkim, co sam wiedział.
Pośpiesznym krokiem pokonałam kręte schody, aż doszłam do włazu prowadzącego na szczyt. Odwróciłam głowę i raz jeszcze spojrzałam na mojego opiekuna, lecz on patrzył na mnie ze skrzyżowanymi ramionami.
Uniosłam drewnianą klapę. Zimny powiew uderzył moją twarz, a ja przyjęłam go z ulgą. Ostudziło mnie po rozmowie z Krwawym Księciem i wspinaczce po zdradliwych stopniach.
Wyszłam na szczyt wieży. Przy krawędzi, zamiast obiecanego zwierzęcia, ujrzałam znajomą sylwetkę blondwłosego chłopaka.
Stanęłam sparaliżowana. Nie tak się umawialiśmy.
— Nemi, też tu jesteś? Super, nie?! — Piaskowe oczy Mirona powitały mnie radośnie. — Ciebie też Krwawy Książę obiecał zwolnić z zajęć w następnym tygodniu w zamian za pomoc? Tak się cieszę, że będę mógł się urwać z lekcji walki mieczem jednoręcznym, nawet sobie nie wyobrażasz. Wciąż uważam, że powinni uczyć mnie strzelania z kuszy...
Zignorowałam go i pomyślałam o Nelii. Jeśli zawiodę, ona może nie dożyć następnego dnia. Za to Miron obudzi się z wiecznego snu.
Decyzja była prosta. Choć część mnie protestowała, zmusiłam swoje ciało, aby ruszyło w stronę chłopaka.
— Nemirio? Wszystko w porządku? Masz taką dziwną twarz, jakbyś miała się zaraz zrzyga...
Nie zdążył dokończyć. Użyłam całej siły, by go wypchnąć, a jego słowa przekształciły się w krzyk.
Na moje szczęście Miron całkowicie się tego nie spodziewał i nie zdążył się niczego złapać. Jedynie bezradnie wymachiwał rękami, gdy jego ciało wypadało przez czarne blanki, a następnie zaczęło spadać na dziedziniec.
Uderzyło o bruk kilka metrów nieopodal Hiacynty oraz Lydii, które właśnie ćwiczyły walkę nożami.
Myślałam, że od razu odwrócę wzrok, jak w przypadku jelenia, lecz tym razem nie potrafiłam oderwać spojrzenia od jego martwego ciała. Leżało bez ruchu i na ułamek sekundy obezwładniło mnie przerażenie.
Co jeśli tym razem chłopak już nigdy się nie obudzi?
Z niepokojem dostrzegłam zaciekawienie Hiacynty i przerażenie Lydii. Obie popatrzyły w moją stronę, a ja od razu wycofałam się w głąb wieży. W tym samym czasie Krwawy Książę podszedł do blanek i uniósł rękę, nakazując im spokój.
— Mówiłeś, że to będzie zwierzę — mruknęłam.
— Czyż ludzie nie są zwierzętami? — Obrócił się w moją stronę i wzruszył ramionami. Jego ekspresja nie zmieniła się z zimnej i nieprzystępnej. — Zawahałaś się, będziemy musieli nad tym popracować, ale tym razem wypełniłaś zadanie.
Choć nie dodał innych słów pochwały, jego głos wyrażał aprobatę. To samo w sobie wywołało u mnie niepokojąco przyjemny dreszcz.
Otrząsnęłam się z niego i zmusiłam, by spojrzeć na martwe ciało Mirona. Nawet jeśli za kilkanaście minut miał do nas wrócić, nie mogłam zapominać ceny, jaką poniosłam by zadowolić Najciemniejszego Pana
Przestałam być biedną ofiarą. Stałam się morderczynią.
𖤓
Wiem, że krótko, ale następne rozdziały będą już dłuższe! Dziękuję, że jesteście! ♥︎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top