Rozdział 22

Chciałam krzyczeć, kazać Lysandrowi odwołać swoje słowa. Mimo to milczałam. Pozwoliłam mu wziąć na siebie winę, choć wiedziałam, że nienagannie wypełniał swoje obowiązki i nie popełnił żadnego błędu.

Może poza zaufaniem mi.

— Niech będzie — mruknął Krwawy Książę. Wciąż wydawał mu się nie wierzyć. — Zostaniesz pozbawiony większości zobowiązań względem rekrutki poza jej lekcjami z walki i rzucania nożami. Od tej pory to ja będę nadzorował jej postępy.

Moje ciało zaczęło się trząść, ignorując rosnący ból. Od teraz miałam regularnie widywać tego potwora. Uznałam, że przynajmniej jego kara dotknęła mnie bardziej niż Lysandra, lecz wtedy Najciemniejszy Pan kontynuował:

— Dodatkowo skazuję cię na trzydzieści minut Krzesła Łaski.

Zamrugał kilka razy, lecz utrzymał uśmiech na twarzy. Przeczesał ręką białe włosy.

— To sprawiedliwy wyrok — stwierdził ostatecznie.

Tym razem nie wytrzymałam. Hiacynta podobno była cieniem siebie po pięciu minutach tej tortury. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać, co pół godziny zrobi z chłopakiem.

Wstałam i rzuciłam się w jego kierunku.

— Nie, Lysandrze, nie możesz, to wszystko moja wina, to ja powinnam...

Delikatnie złapał mnie za ramiona, po czym jego prawa ręka skierowała się w stronę mojego policzka. Chrząknięcie Kosiarza skutecznie ją powstrzymało.

— Wszystko będzie dobrze — szepnął i choć starał się przybrać uspokajający ton, usłyszałam w jego głosie drżenie. — Cokolwiek się stanie, obiecaj mi, że nie będziesz się obwiniać. Ja...

— Czy chciałbyś się czymś z nami podzielić? — przerwał Krwawy Książę, wpatrując się w nas z podejrzliwym spojrzeniem.

— Przepraszam, że w wyniku mojej niekompetencji znaleźliśmy się w tej sytuacji — dokończył.

Wiedziałam, że nie to planował powiedzieć. Liczyłam, że po tym wszystkim wyzna mi to, co zamierzał.

Jeśli przeżyje.

Oderwał rękę z mojego ramienia, a ja poczułam, jak nowy rodzaj bólu wypełnia moją pierś. O wiele cięższy niż poprzedni, zdawał się chwytać moje serce w silnym uścisku i wyciskać z niego całą krew.

Zachwiałam się, lecz Kosiarz mnie przytrzymał. Gdy tylko odzyskałam równowagę, z dreszczem obrzydzenia od niego odstąpiłam. Być może w tej sytuacji stał po mojej stronie, jednak to jego wybór mnie tutaj sprowadził.

— Jestem gotowy przyjąć karę tu i teraz — odrzekł Lysander cicho.

— Niech będzie. Kosiarzu obudź Lydię i zabierz do niej Nemirię. Ktoś powinien opatrzyć jej obrażenia po upadku.

𖤓

Na wstępie Kosiarz kazał dziewczynie nie zadawać żadnych pytań.

Tak też zrobiła. Pośpiesznie się przebrała, otoczyła mnie ramieniem i zaprowadziła do niewielkiego, ciemnego pokoju niedaleko sali treningowej. Chociaż mężczyzna za nami nie podążył, wciąż odczuwałam jego obecność.

Kosiarz zakazał mi czegokolwiek zdradzać, a ja planowałam trzymać buzię na kłódkę. Nie chciałam, by wszyscy dowiedzieli się, że przez moją głupotę Lysandra spotkała tak okrutna kara. Nawet jeśli całkowicie na to zasługiwałam.

Lydia odgarnęła swoje rude włosy i sięgnęła do jednej z szafek. Wyjęła z niej kilka słoików i już po chwili mieszała ich zawartość w drewnianej misce.

— To maść przeciwzapalna według receptury z Najwyższego Uniwersytetu Uryslavu — stwierdziła, pokazując mi ciemną papkę. — Pokaż, gdzie najbardziej cię boli. Sprawdzę tylko, czy nie masz oczywistych złamań.

Zdjęłam koszulkę, wskazałam na obolałe żebra, a dziewczyna zaczęła dokładnie je macać.

Z trudem powstrzymywałam łzy. Ani razu się nie odezwałam, gdyż bałam się, że mój głos się załamie. Byłam jednak wdzięczna Lydii za to, że cały czas do mnie mówiła. Przynajmniej na chwilę mogłam skupiać się na czymś innym niż na karze, którą właśnie odbywał Lysander.

O najbliższych tygodniach nie chciałam nawet myśleć.

— Podczas drugiego czy trzeciego kwartału wróci Salnea i nauczy was podstaw pierwszej pomocy. Ja akurat miałam zostać medykiem, jak moi rodzice, ale przez chorobę taty postanowiłam odroczyć egzaminy wstępne do Akademii. Bo przecież zawsze siebie przekonujesz, że Kosiarz nie przyjedzie akurat do twojego regionu i nie zostaniesz wybrana. — Na jej twarzy wymalował się smutny uśmiech. — No ale cóż.

— Czy twój tato wyzdrowiał? — zapytałam szeptem, oczekując potwierdzenia. Szczęśliwego zakończenia, nawet jeśli tylko po części.

Lydia pokręciła głową.

— Odszedł dwa tygodnie przed wyżynkami. Przynajmniej umarł, myśląc, że trafię do Akademii i będę kontynuować rodzinną tradycję. — Jej uśmiech zbladł, lecz nie zniknął. — Poza tym gdybym tu nie trafiła, nie spotkałabym Dei. Szkoda tylko, że moja mama i brat nigdy jej nie poznają.

Ponownie wzięła do rąk maść.

— Masz dużo szczęścia. Nie wiem, kto cię tak urządził, bo te siniaki nie wyglądają najlepiej, ale nie wyczułam żadnych większych złamań. Miałaś duszności bądź kaszlałaś krwią?

— Nie. — Moje problemy z oddychaniem nie wiązały się z bólem fizycznym.

— Daj znać, jeśli to się zmieni.

Zimno papki okazało się zaskakująco przyjemne i przyniosło niemal natychmiastową ulgę.

— Dziękuję — westchnęłam.

— Podziękuj medykom z Urslavu — stwierdziła. — Weź ze sobą tę miskę i nakładaj maść cztery razy dziennie.

— Okej, czy... czy mogę o coś zapytać, zanim wrócę do siebie? — W głowie miałam wiele niewiadomych, jednak większość zapewne wzbudziłaby podejrzenia dziewczyny. Kusiło mnie, by przedyskutować podejrzenia mocy Krwawego Księcia, Kosiarza czy nawet Lysandra, ale wątpiłam, by cokolwiek zdradziła. Jeżeli cokolwiek wiedziała. Postanowiłam więc spróbować spytać o coś, co mogłam zrzucić na zwykłą ciekawość.

— Kim był opiekunem Lysandra? Nigdy o nim nie wspomina.

Drewniana miska niemal wypadła jej z rąk.

— To skomplikowana sprawa. Krwawy Książę zabronił mówić nam o naszym opiekunie. — Słowa szybko wypłynęły z jej ust, a różowe oczy dziewczyny unikały jakiegokolwiek kontaktu.

— Czyli oboje byliście jego rekrutami? — Zmarszczyłam brwi.

— Lepiej nie poruszaj więcej tego tematu. — Dotknęła mojego ramienia. — Daj mi znać, jakbyś miała jakieś problemy z maścią lub pojawiły się inne problemy.

Wyprowadziła mnie na zewnątrz i zamknęła niewielki pokój na klucz.

— Wrócę do siebie sama — poinformowałam ją, gdy zauważyłam, że kieruje się ze mną w stronę sypialni rekrutów.

— Jesteś pewna?

— Tak. Przepraszam, że obudziliśmy cię w środku nocy.

— Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia i... że cokolwiek to było, już się nie powtórzy — ziewnęła. — W takim razie dobranoc. Powinnaś wypoczywać przez następne kilka dni, więc się oszczędzaj.

Skinęłam i ruszyłam przed siebie, stąpając ciemnymi korytarzami. Niemalże czułam, jak ich mrok mnie opatula swoją ciężką powłoką. Miałam ochotę płakać, lecz nie potrafiłam się do tego zmusić.

Pozostało mi jedynie iść otępiale przed siebie i próbować nie myśleć o cierpieniu, jakiego Lysander przeze mnie doświadczył.

Nie zmrużyłam oka do wschodu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top