Rozdział 20
Zaakceptowałam swój los. Oczekiwałam końca.
On nie nadchodził.
Wokół swojego ciała czułam presję wiatru, który zdawał się spowalniać mój upadek. Czy to także była moc Krwawego Księcia? Czyżby jednak nie pragnął mojej śmierci? Chociaż zgadywałam, że nie chodziłoby mu o mnie, lecz mojego żmija.
Otworzyłam oczy i spróbowałam obrócić głowę tak, by sprawdzić, jak daleko znajdował się grunt. Wtem okalający mnie wiatr ustał, i po chwili uderzyłam bokiem o mokrą posadzkę dziedzińca.
Pomimo ostrego bólu w okolicy żeber, wiedziałam, że miałam szczęście. Nie powinnam była tego przeżyć. Obrażenia po upadku zostały znacznie zredukowane przez niewidzialną moc, a je nie miałam pojęcia, skąd się ona wzięła.
Nie wiedziałam również, czy powinnam cieszyć się z tego, że wciąż oddychałam. Kiedy przy blasku pioruna okrył mnie cień karmazynowego żmija, uznałam, że wolałabym zginąć na miejscu i nie musieć stawiać czoła Krwawemu Księciu.
Adir wylądował nieopodal i pośpiesznie do mnie podbiegł. Rozłożył czarno-zielone skrzydło, zapewniając mi ochronę przed deszczem. Ja w tym czasie spróbowałam stanąć na nogi.
— Co się właśnie wydarzyło? — zapytał cicho.
— Moje nogi i ręce osłabły... — sapnęłam z trudem. Każdy ruch wywoływał ukłucie w klatce piersiowej.
— Chodzi mi o twój upadek — stwierdził. — Wyglądał, jakbyś użyła wiatru, by go zamortyzować.
— Ja? — Złapałam się w obolałe miejsce. Nawet głębsze oddechy przynosiły mi momenty cierpienia.
— Chyba odkryliśmy twój talent — szepnął.
Nie zdążyłam nawet pozwolić tej myśli do mnie dotrzeć, gdy karmazynowy żmij z impetem uderzył o powierzchnię.
Krwawy Książę zwinnie zeskoczył z grzbietu demona. Choć zarówno jego włosy, jak i ciemne ubrania, były przemoczone, nie wydawał się tym przejmować. Podszedł do mnie powolnym krokiem, a pojedyncze pioruny rozświetlały jego sylwetkę.
— Nemirio Stanimir — wypowiedział moje imię donośnym głosem. — Oskarżam cię o zdradę i próbę ucieczki. Za te występki czeka cię najwyższa kara.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top