Rozdział 15

Z szorstkim chrupnięciem kark Mirona wrócił na swoje miejsce, a on wziął szaleńczy oddech i otworzył świecące oczy.

— Co... co?

— Ucisz się — Krwawy Książę mu przerwał i rzucił karcące spojrzenie. — Najwyraźniej odkryliśmy, jaki dar nosi w sobie rekrut. Trzeba będzie lepiej go przebadać.

Miron wydawał się zdezorientowany, lecz gdy wzrok chłopaka odnalazł swoją zabójczynię, z pośpiechem zaczął się czołgać jak najdalej od niej.

— Oczywiście, zajmę się tym — obiecał Aneas.

— Co się stanie z moją podopieczną? — zapytała Lydia, jej cichy głos zdradzał niepewność.

Krwawy Książę przekrzywił głowę i beznamiętnie popatrzył na sprawczynię całego zamieszania.

— Zazwyczaj stosujemy tu zasadę głowy za głowę, ale szkoda byłoby stracić obiecującego szpiega. Hiacynto, jako że twój czyn nie doprowadził ostatecznie do śmierci rekruta, poddam cię karze pięciu minut Krzesła Łaski. Następnie wrócisz pod opiekę Lydii, lecz Kosiarz od czasu do czasu będzie nadzorował twoje poczynania. — Przeniósł swoje szkarłatne spojrzenie na opiekunów. — Lydio i Aneasie, oboje nie dopilnowaliście rekrutki, jednak dzięki okolicznościom łagodzącym, tym razem wam odpuszczę. Uznajcie to za ostrzeżenie i lepiej przyłóżcie się do swoich obowiązków.

Po tych słowach wyszedł.

𖤓

Talent do nieśmiertelności. Chociaż w ciągu ostatnich tygodni doświadczyłam wielu nieprawdopodobnych rzeczy, ta wydała mi się najbardziej nierzeczywista. Wszyscy widzieliśmy śmierć Mirona. Widok jego skrzata powinien był wzbudzić moje podejrzenia, ale wciąż nie wierzyłam, że chłopak pokonał śmierć.

Nawet demony nie potrafiły dokonać niczego podobnego, choć to przecież z ich magii korzystaliśmy. Przynajmniej reszta korzystała. Mój talent wciąż się nie ujawniał, a z każdym dniem coraz bardziej mnie to stresowało.

Łucznictwo szło mi coraz lepiej, podobnie rzucanie nożami. Z truciznami radziłam sobie świetnie, uczyłam się ich już podczas nauki do egzaminów wstępnych Akademii. Powoli poprawiałam umiejętności walki wręcz, szczególnie odkąd Oktawiusz zaoferował mi pomoc.

Na talent nie miałam wpływu.

Lysander wspomniał, że jemu rozpracowanie swojego zajęło miesiąc. Ten termin właśnie mijał.

By nieco rozładować napięcie, mój opiekun postanowił zrobić mi niespodziankę i przed poniedziałkowymi zajęciami z latania podzielił się ekscytującymi wieściami.

— Dzisiaj lecimy w teren. — Wyszczerzył białe zęby. — Nie wyjdziemy poza Mistyczny Las, ale pooglądamy sobie demony.

— Nie będzie to niebezpieczne?

— Wątpię. Zresztą, w razie czego weźmiemy broń. — Otworzył drzwi do zbrojowni.

Tam poza zwyczajną kolekcją noży, mieczy, włóczni, łuków i kusz, dostrzegłam dwa ogromne siodła.

Rzuciłam Lysandrowi pytające spojrzenie, a on skinął.

— Używamy ich podczas dłuższych podróży dla bezpieczeństwa. Mniejsza szansa, że spadniesz.

— Adirowi to się nie spodoba. — Wyobraziłam sobie niezadowolone parsknięcie żmija.

— Deirdre też na początku go nie lubiła. Teraz się cieszy, bo oznacza ono więcej wolności.

Wzięliśmy sprzęt i skierowaliśmy się do jaskiń.

𖤓

Zgodnie z moimi przewidywaniami Adir syknął na widok siodła.

— Nie będziesz mi zakładać tego na plecy, jakbym był jakiś koniem. Konie się je, a nie do nich upodabnia.

Grymas zagościł na moich ustach. Wątpiłam, bym zjadła konia, lecz nie zamierzałam dyskutować ze żmijem o jedzeniu. Raz zapytałam, co oni w sumie jedli. Skazało mnie to na wysłuchiwanie półgodzinnego monologu na temat niskiej jakości mięsa, które słudzy dostarczają demonom.

Czasami naprawdę myślałam, że Adir powinien był złączyć się z Mironem. Chociaż od powrotu z ramion Ducha Śmierci chłopak zdawał się o wiele cichszy i niemal wcale go nie widywaliśmy.

Podobnie było z Hiacyntą. Wiedzieliśmy, że żyła, lecz nie pojawiła się na zajęciach z trucizn czy w bibliotece podczas weekendu. Lydia poinformowała nas, że odpoczywała po Krześle Łaski.

Według świadectwa naszych opiekunów Krwawy Książę oddał ją w takim stanie, iż miała szczęście, że przeżyła.

Lecieliśmy przez mżawkę spadającą z porannego, październikowego nieba. Górzysty charakter zmienił się już w równiny pokryte gęstą puszczą, a Adir i Deirdre zaczęli obniżać lot.

Gwałtowna zmiana w ciśnieniu zatkała mi uszy, więc próbowałam ziewać, ale bezskutecznie. Dopiero gdy nasze demony wylądowały na niewielkiej polanie, zdołałam pozbyć się nieprzyjemnego odczucia.

— Nareszcie prawdziwa trawa! — krzyknął Adir uradowany.

Zanim zdążyłam zareagować, podskoczył do dzikich chryzantem i je powąchał wszystkimi trzema nosami. Silne szarpnięcie sprawiło, że przechyliłam się na bok i gdyby nie siodło i pasy, które mnie do niego przymocowywały, zapewne spadłabym z grzbietu żmija.

Deirdre prychnęła, a Lysander zeskoczył na ziemię.

— No już. Nie mamy całego dnia — zawołał mój opiekun.

Klepnęłam Adira w jedną z szyj.

— Nie ruszaj się przez chwilę, muszę zejść.

— „Proszę" by cię nie zabiło — mruknął, a ja wywróciłam oczami.

Ześlizgnęłam się z jego grzbietu, a gdy wreszcie stanęłam na nogach, środkowa głowa spojrzała w moją stronę.

— Uważaj na siebie w tym lesie. Teraz gdy nasze dusze są połączone, będzie cię słuchał i wyśle tam, gdzie zechcesz, a nie tam, gdzie zechcą inne demony — dodał Adir poważnym tonem.

— To chyba dobrze? Zresztą, nie idziecie z nami?

— Oczywiście, że nie, idziemy zapolować na jelenie — prychnął. — Po prostu nie ulegaj pokusom. Nie chcę przedwcześnie zakończyć swojego żywota.

Podeszłam do Lysandra, który właśnie ściągał czarną kurtkę. Nasze stroje do latania zapewniały względne ciepło, gdy byliśmy wysoko wśród chmur czy nawet na szczycie Onyksowej Góry, jednak październikowa temperatura w Mistycznym Lesie okazała się o wiele wyższa, niż przypuszczałam. Również musiałam zdjąć okrycie i obwiązać je wokół pasa.

— Adir powiedział, że on i Deirdre idą na polowanie — poinformowałam go, choć zgadywałam, że i tak już wiedział.

— Potrzebują trochę wolności, są uwięzieni w tych jaskiniach przez całe dnie — westchnął. — Ale nie martw się, to miejsce nie pozwoli nam oddalić się od nich na więcej niż dziesięć kilometrów.

Jak kiedyś powiedział, ta odległość była maksymalną, na którą mogliśmy odchodzić od naszych sparowanych demonów bez bólu.

— Czyli co będziemy robić? — Z uśmiechem skrzyżowałam ramiona.

Nie potrafiłam ukryć ulgi związanej z opuszczeniem Onyksowego Zamku. Poczułam, jakby ktoś zdjął z mojej talii ciasno zasznurowany gorset — wreszcie potrafiłam oddychać w pełni, bez żadnych ograniczeń. Bez wrażenia, że Kosiarz obserwuje mnie przerażającymi, białymi oczami. Bez strachu przed spotkaniem Krwawego Księcia za każdym zakrętem.

— Eksplorację! — On także się uśmiechnął i podszedł bliżej. — Rekruci zwykle odkrywają Mistyczny Las w drugim kwartale, ale udało mi się pozyskać pozwolenie od Krwawego Księcia. On wie, jak to jest mieć żmija.

Skrzywiłam się na tę wzmiankę. Z historii wiedziałam, że mężczyzna dosiadał ogromnego demona potocznie zwanego Ostryząb. Wątpiłam, żeby było to jego prawdziwe imię, jednak odkąd zostałam zmuszona do dołączenia do Czarnego Oddziału, unikałam tematu Krwawego Księcia jak ognia. Nie chciałam, by cokolwiek łączyło mnie z tym psychopatą.

Lysander wprowadził nas pomiędzy gęste drzewa i po chwili polana zniknęła nam z pola widzenia. Wokół rosły najróżniejsze krzewy, paprocie, a mech pokrywał szorstką korę i kamienie. Z dala dochodziło ćwierkanie ptaków, a na jednej z gałęzi dostrzegłam ciekawską, rudą wiewiórkę.

Całe to miejsce wyglądało zupełnie inaczej niż podczas pamiętnej nocy wyżynek. Mogłabym się w nim zanurzyć, schować pod płaszczem zieleni i ukryć przed światem. A przynajmniej części obejmującej Czarny Oddział.

Do rodziny wróciłabym bez mrugnięcia okiem. Zdołałam częściowo ukoić tęsknotę, lecz wciąż tliła się we mnie niczym przygaszony płomień, który jedynie czekał, by przemienić się w niszczycielski pożar.

Jak zwykle odepchnęłam od siebie podobne myśli. Nie zamierzałam pozwolić, aby mnie dołowały. By całkowicie się ich pozbyć, postanowiłam zagaić niezobowiązującą rozmowę.

— Skoro demony zwykle żywią się normalnym mięsem, po co im ludzkie dusze? Czy też potrzebują ich do przetrwania?

— Dlaczego nie zapytałaś o to Adira? — Odsunął ręką gałąź, torując sobie drogę.

— Dopiero teraz przyszło mi to na myśl. — Wzruszyłam ramionami.

— Z czego rozumiem, jest to kwestia smaku. Zwykłe mięso pozwala im przetrwać, lecz jest nijakie. Jeśli chodzi o ludzkie dusze... Deirdre nazwała je najlepszym, co kiedykolwiek miała w paszczy. Są tak cudowne, że demony ryzykują sparowanie, byle tylko ich zasmakować.

Poczułam uścisk w żołądku. Prawie zostałam takim smakołykiem.

Przeszliśmy pod zawalonym, spróchniałym drzewem. Potrzebowałam kilku sekund, aby zmusić się do wypowiedzenia następnych słów.

Planowałam już to zrobić od dłuższego czasu. Bylebym tylko zabrzmiała naturalnie.

— A... co lubisz robić w wolnym czasie? — Pożałowałam, gdy tylko pytanie opuściło moje usta.

Całkowicie zdawałam sobie sprawę, jak niezgrabnie zabrzmiało w kontekście poprzedniej rozmowy. Jakbym próbowała ciągnąć konwersację na siłę.

Lysander z trudem powstrzymał śmiech.

— Skąd ta nagła zmiana tematu?

Prawda była taka, że chciałam go bliżej poznać. Przez te kilka ostatnich tygodni skupialiśmy się jedynie na moim treningu i problemach. A kiedy ten jeden raz wspomniał o swoim dzieciństwie, zasiał we mnie ziarno ciekawości, które zakiełkowało i zaowocowało w mnóstwo pytań, które zamierzałam mu zadać.

Teraz po raz pierwszy się odważyłam.

Poza tym nie mogłam dłużej zaprzeczać, coraz bardziej go lubiłam.

— Ja... nie wiem. Jestem po prostu ciekawa?

— Jesteś ciekawa moich zainteresowań, Nemirio? — posłał mi szeroki uśmiech. — Nie uważasz, że to wykracza poza granice relacji opiekuna i rekrutki?

— Skąd mam wiedzieć? Ty masz więcej doświadczenia w tych sprawach.

Próbując ukryć zakłopotanie, minęłam go, a następnie zboczyłam ze ścieżki, ignorując szelest wywoływany przez krzaki ocierające się o moją kurtkę.

Po chwili usłyszałam przyśpieszone kroki Lysandra, który ostatecznie złapał mnie od tyłu za ramiona i przytrzymał.

Po całym moim ciele przeszedł dreszcz.

— Raczej nie chcesz iść w tym kierunku — szepnął mi do ucha, a następnie wskazał palcem w odległy punkt. — To terytorium biesa.

Ciemna sylwetka rzeczywiście zdawała się poruszać.

Obróciłam się i stanęłam z nim twarzą w twarz.

Bardzo blisko.

— Przecież nie pożre naszych dusz, jeśli są złączone z innymi demonami, prawda? — zapytałam,

— Wątpię, ale jeśli go zdenerwujemy, wciąż może chcieć nas zabić. — Wzruszył ramionami, po czym wrócił na wcześniejszą ścieżkę. — Kiedy byłem młodszy, interesowałem się historią. Powstaniem Krusji, konfliktu z Maorią... gdyby ojciec zapewnił mi jakiekolwiek warunki, pewnie przystąpiłbym do egzaminów wstępnych do Akademii i został historykiem.

— Gdybyś je zdał — stwierdziłam.

— Na pewno bym zdał. — W jego głosie nie usłyszałam nawet nuty zawahania. — A ty? Jakie miałaś plany, poza byciem poświęconą jako przysmak dla demonów?

Pokręciłam głową.

— Chciałam iść do Akademii, dwa razy podchodziłam do egzaminów. — Pominęłam fakt, że za drugim razem zdałam je śpiewająco. Ten sekret postanowiłam zabrać do grobu. — Pewnie poszłabym w dyplomację lub coś podobnego.

Uniósł brwi.

— Może to nie to samo co dyplomacja, ale z twoim demonem zostaniesz wysłana na granice, więc zobaczysz coś poza Krusją — uznał.

Przez kilka minut zapanowała idylliczna, leśna cisza. Mimo to w mojej głowie tkwiło kolejne pytanie, które nie dawało mi spokoju.

— Mogę zapytać cię o coś jeszcze?

— Pewnie i tak to zrobisz.

— Dlaczego uratowałeś mnie wtedy w stawie?

— Uratowałem? Raczej dałem dobrą radę — prychnął.

— Ale dlaczego? Przecież zainterweniowałeś w proces Selekcji, złamałeś zasady i ryzykowałeś gniew Krwawego Księcia!

— Z nudów? — westchnął. — Poza tym byłaś powiewem świeżości wśród reszty. Przyjemną bryzą. Zamiast uciekać przed demonami, niemal podążyłaś za jednym. To wymagało odwagi.

— Odwagi? Raczej głupoty. Chciałam po prostu szybkiej śmierci.

— No cóż, dobrze, że tak się nie stało. Wtedy skończyłabyś sparowana z wodnikiem, który pożarł twoją przyjaciółkę.

Skrzywiłam się. Szybko jednak mój grymas zamienił się w zdziwienie, gdy usłyszeliśmy warknięcie.

Oboje gwałtownie obróciliśmy głowy, a za nami stała trzymetrowa postać o owłosionym ludzkim ciele oraz wilczej głowie. Pojedyncze złote oko lustrowało nas wściekle, a ostre zęby lśniły niebezpiecznie.

— A co to za jeden? — Choć przypominał mi biesa, wyglądał inaczej.

— Psoglav — szepnął i pociągnął mnie za rękaw. Zaczęliśmy się wycofywać. — Chce nas stąd przegonić. Na mój znak biegnij w lewo, ja postaram się odwrócić jego uwagę. Potem cię znajdę.

Skinęłam, a chwilę później moja stopa natrafiła na gałązkę. Chrupnięcie rozwścieczyło psoglava, który zawył i skoczył w naszą stronę.

Pobiegłam we wskazany przez Lysandra kierunek. Oglądnęłam się za siebie i dostrzegłam, jak chłopak wyciąga nóż, a następnie rzuca się na demona.

Chociaż część mnie chciała mu pomóc, przypuszczałam, że jedynie bym zawadzała. Zamiast tego wykorzystałam wszystkie godziny truchtania wokół tylnego dziedzińca Onyksowego Zamku i przyśpieszyłam.

Energia rozpierała moje nogi, a ja zdołałam omijać wszystkie wystające korzenie. Nie poślizgnęłam się nawet na błocie. Nie wiedziałam, czy działo się tak dzięki mojemu treningowi, czy więzi z Adirem, lecz nie zamierzałam narzekać. Radziłam sobie o wiele lepiej, niż podczas pierwszego pobytu w lesie.

Po kilku minutach zwolniłam. Coś się zmieniło. Drzewa wydawały się rosnąć dalej od siebie, a gdy spojrzałam w górę, dostrzegłam pochmurne niebo, zamiast gąszczu gałęzi.

Rozejrzałam się wokół. Po Psoglavie nie było śladu. Nie widziałam również innych demonów. Szybko zrozumiałam, że przede mną znajdował się skraj Mistycznego Lasu.

Moja szansa na wolność.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top