Rozdział 14

W sali zapanował chaos.

Podczas gdy Hiacynta z zimnym spokojem odsunęła się od ciała Mirona, Aneas podbiegł do niego i uklęknął. Pośpiesznie sprawdził jego puls.

— Tein, Zanea znajdźcie resztę opiekunów, Oktawiuszu przytrzymaj Hiacyntę, Nemirio znajdź Krwawego Księcia, powinien być w swoim gabinecie, wiesz, gdzie to jest? — Aneas wykrzykiwał wszystko na jednym oddechu.

Pokręciłam głową, czując całkowitą dezorientację. Nie potrafiłam spuścić wzroku ze zwłok Mirona.

Zanea i Tein od razu opuścili salę treningową, a Hiacynta ze zobojętnieniem wymalowanym na twarzy dała się złapać Oktawiuszowi. Aneas zaczął opisywać drogę do gabinetu, lecz Lysander wszedł do pomieszczenia i mu przerwał.

— Zanea mi wszystko powiedziała, pójdę z Nemirią po Krwawego Księcia — zawołał, a jego oczekujące spojrzenie sprawiło, że bez wahania do niego podbiegłam.

Chociaż teoretycznie dało się stąd dojść do głównej części zamku zawiłymi korytarzami, łatwiej nam było przejść przez dziedziniec.

Przywitał nas ulewny deszcz i rześki wiatr, tarmoszący moje warkocze. Przyjęłam je z ulgą, gdyż napięcie w sali treningowej spowodowało, że żar stresu rozpalił moje ciało. Cieszyłam się, że mogłam stamtąd uciec i nie musiałam patrzeć na martwe, piaskowe oczy Mirona.

— Wytłumacz mi, co się dokładnie stało. Lepiej jeśli to ja przekażę mu te wieści, nie chcesz, żeby zwracał na ciebie niepotrzebną uwagę.

— Ja... Hiacynta... — Język mi się plątał. W mojej głowie zapanował chaos i nie potrafiłam poskładać ich w sensowne zdanie. Cały czas przed oczami widziałam moment skręcenia karku, w uszach szumiał wstrząsający dźwięk chrupnięcia.

Ciarki przeszły mi po plecach na samo wspomnienie.

— Hej, uspokój się. — Przystanął i położył mi ręce na ramionach. — Skup się na oddechu.

Spojrzałam mu głęboko w oczy. Jego delikatny dotyk sprawił, że moje serce zwolniło, a pajęczyna poplątanych myśli przestała zniewalać umysł.

Wdech i wydech. Nie mieliśmy czasu na panikę.

— Hiacynta i Miron pokłócili się przed walką. — Kontynuowaliśmy pośpiesznym krokiem. — Miron powiedział kilka nieprzyjemnych słów, Hiacynta się zdenerwowała. Podczas walki wskoczyła mu na plecy i złapała za twarz. On się poddał, ale ona...

— Skręciła mu kark — dokończył, gdyż ja nie byłam w stanie.

Im dalej szliśmy, tym bardziej ściany czarnego korytarza zdawały się do siebie zbliżać. Nigdy nie widziałam tej części zamku.

Nasze kroki odbijały się głośnym echem.

— Co się teraz z nią stanie? — szepnęłam.

— Nie mam pojęcia — westchnął. — Nic takiego nie stało się podczas mojego pierwszego roku.

— Myślisz, że Krwawy Książę ją zabije? — Nie potrafiłam powstrzymać pytania. Samo wyleciało z moich ust i na kilka sekund zawisło pomiędzy nami.

— Wątpię — odparł ostatecznie. — Hiacynta ma zadatki na idealnego szpiega, została sparowana z rusałką, posiada talent do perswazji, świetnie walczy i jest piękna. — Poczułam lekkie ukłucie, gdy usłyszałam ostatnie stwierdzenie. Wiedziałam, że wypowiedział je jako zwykły fakt, sama zresztą się z nim zgadzałam.

Mimo wszystko igła zazdrości ukłuła mnie w serce.

— Czyli ujdzie jej to na sucho?

— Tego nie powiedziałem. Na pewno surowo ją ukarze i będzie dogłębnie obserwował... ale jeśli okaże się posłuszna i lojalna, najprawdopodobniej zostanie w Czarnym Oddziale. Nie możemy sobie pozwolić na więcej strat.

Pokręciłam głową. Dlaczego nie kierował się tą zasadą, gdy wypchnął z okna Rewiusza? Poświęcał dziesiątki młodych ludzi, których zamiast tego mógł zaciągnąć do wojska, by przygotowywać się do obrony kraju? Czy naprawdę sparowanie z demonami było jedynym sposobem na walkę z jeźdźcami czarnych smoków?

Wszystkie te wątpliwości krzyczały w moich myślach, gdy Lysander zatrzymał się przed szkarłatnymi drzwiami.

Tematycznie.

Zapukał, a po chwili zza nich odezwał się głęboki, zimny głos.

— Proszę.

— Najciemniejszy Panie. — Ukłonił się, a ja podążyłam za jego wzorem. — Natrafiliśmy na problem. Potrzebujemy Twojej interwencji.

Żadne z nas nie odważyło się unieść wzroku na Krwawego Księcia. Widziałam jedynie jego ciemne szaty, skórzane buty oraz dolną część prostego biurka.

Wstał z krzesła.

— Problem z rekrutami? — Brzmiał na znudzonego.

— Obawiam się, że jeden z nich zabił drugiego. — Lysander powoli dobierał słowa.

— Ona?

Przeszedł mnie dreszcz. Podejrzewałam, że Lysander zaraz zaprzeczy, lecz przez kilka sekund niepewności stałam sparaliżowana strachem, wbijając wzrok w podłogę.

— Nie. Hiacynta zabiła Mirona.

— Czyżby? — W jego głosie nie usłyszałam zaskoczenia. Jedynie chłodną obojętność. — W takim razie rzeczywiście potrzebujecie mojej interwencji.

Wyszedł ze swojego gabinetu i ruszyliśmy w jedną z najdłuższych podróży, jakich dane było mi odbyć w Onyksowym Zamku. Nawet wspinaczka na szczyt góry tak nie wymęczyła mojej psychiki.

Nie wiedziałam, dlaczego Krwawy Książę wywoływał u mnie równie silny dyskomfort. Być może to moje własne wyobrażenia o nim, podsycane różnymi historiami, sprawiły, że każdy krok stawiałam ostrożnie, uważając, by nie robić hałasu.

Lysander również milczał.

W pewnym momencie minął nas znajomy latający stworek.

Zmarszczyłam brwi. Myślałam, że był on skrzakiem Mirona, lecz nie wyglądał na martwego. Musiałam się pomylić, gdy ostatnio spotkałam go w bibliotece.

Gdy wreszcie dotarliśmy do sali treningowej, panowała w niej grobowa atmosfera. Aneas i Dea siedzieli przy martwym ciele, Lydia zmieniła Oktawiusza w przytrzymywaniu Hiacynty, a rekruci siedzieli w ciszy w kącie pomieszczenia.

Gdy tylko Krwawy Książę zaszczycił ich swoją obecnością, wszyscy wstali i oddali mu ukłon.

— Aneasie, czy to ty przeprowadzałeś dzisiejszy sparing? — zapytał.

Chłopak skinął głową i wyszedł na przód. Nie chciałabym być na jego miejscu.

W międzyczasie Lysander ścisnął moje ramię i gestem doradził, bym podeszła do reszty pierwszoroczniaków.

Z ulgą wcisnęłam się pomiędzy Teina i Zaneę, a chłopak złapał mnie za rękę.

Krwawy Książę podszedł do ciała Mirona i spojrzał na nienaturalnie wykręconą szyję.

— Rzeczywiście wygląda na martwego — stwierdził, patrząc w jego piaskowe tęczówki. — A mimo to po drodze minął nas jego całkiem żywy sparowany demon. Czy objawił się już u niego talent?

Czyli jednak dobrze rozpoznałam skrzaka.

— Nie, jedynie u niego i Nemirii... — zaczął Aneas, a ja schowałam się za ramieniem Teina.

Nie spodobało mi się, że moja osoba została wspomniana. Na szczęście według Krwawego Księcia nie byłam na tyle ważna, by przeniósł na mnie wzrok.

Mężczyzna zarządził ciszę, unosząc dłoń. Intensywnie spoglądał na zwłoki.

Dea dyskretnie podeszła do Lydii i musnęła jej ramię. Aneas, pozornie spokojny, wbijał paznokcie prawej ręki w palce lewej. Lysander przyglądał się wszystkiemu z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, ale jego spięte mięśnie nie uszły mojej uwadze.

Każdy próbował oddychać jak najciszej. Z każdą sekundą atmosfera stawała się coraz gęstsza.

Postanowiłam odliczać sekundy.

Na co on czekał?

Odpowiedź nadeszła po siedemdziesięciu czterech. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top