Inkwizytorzy

Deidre wkroczyła do centralnej komnaty posiedzeń w twierdzy Inkwizycji na Arvelanie, pomniejszym księżycu planety Ragsar. Wokół okrągłego stołu holograficznego, stojącego na środku pomieszczenia, ujrzała cztery doskonale znane jej postacie. Byli to jej najbliżsi towarzysze z Ordo Astartes, z którymi pracowała przez ostatnie kilka lat. Na jej widok, najpotężniejszy z Inkwizytorów, samozwańczy Arcymistrz Ordo, Vorlus Gedari obrócił się i postąpił kilka kroków w jej stronę.
- Witaj, Deidre, czy możesz nam wyjaśnić, dlaczego nas tu ściągnęłaś? Czy to ma coś wspólnego z twoim ostatnim raportem?
- Jak zwykle zgadłeś, Vorlusie - Odparła z lekkim uśmiechem - Po twoich słowach rozumiem też, że rzeczywiście otrzymaliście moją wiadomość. I zapewne nie tylko moją. Tak, rzeczywiście chciałam poznać wasze zdanie na ten temat, a także przekazać całość moich wiadomości na temat Spinusa.
- Moje zdanie znasz - Mruknął stary Diokles Ujn - Wiem, że jesteś Ksantystką i tego nie pochwalam. Wiedz, że będę miał na oku ciebie i tego twojego chaośnika.
- Wszyscy będziecie mieli go na oku. Po to właśnie tu jestem - Powiedziała Deidre, wytrzymując spojrzenie rozmówcy
- Co masz na myśli? - Zapytał z zaskoczeniem Vorlus.
- Wszczepiłam mu implant lokalizacyjny - powiedziała obojętnym tonem, po czym rzuciła na stół niewielki, platynowy krążek z wgłębieniem, w którym pobłyskiwała czerwono pulsująca dioda - A w jego pancerz wmontowałam moduł kontrolujący. Dzięki temu możecie widzieć to, co on widzi, a także w pewnym stopniu kontrolować go, na zasadzie psychosugestii czy lekkich imperatywów.
- A także aktywować go i dezaktywować, kiedy uznamy to za konieczne? - Zrozumiał nareszcie Vorlus.
- Dokładnie. Resztę macie w raporcie, który przedstawiłam. A teraz, skoro już odgadliście, jaki był cel mojego wezwania i wiecie wszystko, co potrzeba, pozwólcie, że się oddalę. Mam teraz swoje sprawy, którymi muszę się zająć.
- Gdzie masz zamiar się udać? - Zapytał lider Ordo Astartes, spoglądając na nią z zaskoczeniem. Fireblaze nigdy nie przejawiała tendencji do tak tajemniczego znikania. Jeszcze bardziej zdziwił się, widząc w jej oczach dziwne błyski, a na twarzy lekki uśmiech, zarazem rozmarzony i niezmiernie smutny. Stary, twardy i bezwzględny Inkwizytor nie miał pojęcia, czym może być przyjaźń lub miłość, albo zapomniał o tym już setki lat temu.
- Za nim - Odparła w końcu, wykonując dłonią gest w nieokreślonym kierunku. Mimo tego jednak, wszyscy doskonale ją zrozumieli.
- Po co? Masz w tym jakiś konkretny cel?
- Nie - Potrząsnęła głową, a jej uśmiech zrobił się nieco szerszy - Obiecałam.
Po tych słowach zniknęła za drzwiami, pozostawiając resztę inkwizytorów zastygłych w osłupieniu. Pierwszy zdołał ocknąć się Diokles Ujn, zmarszczywszy brwi i chwyciwszy za pozostawiony przez Deirde artefakt. Umieścił go w przeznaczonym do tego otworze stołu teleprojekcyjnego. Rzeczywiście uruchomił w ten sposób projekcyjny ekran, który jednak nie pokazał żadnego obrazu, pozostając w nieskażonej niczym czerni.
- Nieaktywny - Skomentował Vorlus, choć pozostali zdążyli sami się tego domyślić. Młody Harell nachylił się nad konsolą nawigacyjną, a po chwili z jego ust dało się słyszeć obrzydliwe przekleństwo.
- Co jest?
- Oszukała nas! - Krzyknął Inkwizytor, a w jego głosie dało się słyszeć zarazem nuty zaskoczenia i gniewu.
- Jak to oszukała!? - Nie zrozumiał Diokles, wciąż wpatrując się w pusty ekran i wypróbowując kolejne sekwencje klawiszy, w nadziei przebudzenia Spinusa.
- Wcale nie dała nam koordynatów lokalizacyjnych! Nie mogę go w żaden sposób namierzyć.
- Czyli może być teraz wszędzie - Westchnął najstarszy Inkwizytor, opierając się ciężko o krawędź stołu - Możemy go aktywować, dezaktywować, pokierować... Ale nie wiemy, gdzie dokładnie się znajduje i nie jesteśmy w stanie przewidzieć żadnego z jego ruchów.
- Kurrwa! - Ryknął wściekle Harell, ostatecznie rezygnując z bezowocnych poszukiwań i waląc pięściami w konsolę Augura.
W tym samym momencie rozległo się pukanie i drzwi się odsunęły, ukazując wysoką postać Komisarza Generała Luciusa Manhara.
- Co tu się dzieje, Lordowie Inkwizytorzy? Nie twierdzę, że należy mi się wgląd w wasze sprawy, ale chętnie bym się dowiedział, co oznaczają te okropne krzyki - Przemówił, jak zwykle zimno i sztywno, przez zaciśnięte zęby. Spoczęły na nim cztery ponure spojrzenia. Diokles przeniósł po chwili spojrzenie na Vorlusa, który jedynie wzruszył ramionami i westchnął ciężko.
- Oddział Adeptus Astartes z Zakonu Czarnych Smoków w trakcie eskortowania więziennego krążownika, podczas przerwy technicznej w kursie, pojmał Kosmicznego Marine Chaosu, kierowanego nieznaną im mocą. Bliższe szczegóły nie są wam do niczego potrzebne. Należąca do naszego Ordo Inkwizytor Fireblaze wsparła ich w opanowaniu go i zdołała skłonić do walki na naszą korzyść.
- Nie rozumiem...
- Jak już wspomniałem, nie musicie. Tak czy inaczej, wzięła za niego pełną odpowiedzialność, a co ważniejsze, bardzo słusznie postąpiła, wszczepiając mu rodzaj kontrolującego implantu. Teraz jednak ów Astartes zniknął, a nie mamy żadnego śladu ani danych lokalizacyjnych. Inkwizytor Fireblaze natomiast opuściła tą naradę jakiś czas temu, deklarując chęć osobistego nad nim nadzoru.
- Chwila chwila - Pociągła, blada twarz Komisarza wyciągnęła się i pobladła jeszcze bardziej - Czy wy mi chcecie powiedzieć, że mamy Kosmicznego Marine Chaosu bez kontroli i na wolności!? I do tego nie umiecie go nawet znaleźć?
- Nie. Nie słuchaliście mnie, komisarzu. Prawdopodobnie już jest z nim jedna z naszych Inkwizytorów.
- No dobra, ale i tak nie podoba mi się, że jakiś pomiot Chaosu, w dodatku tak niebezpieczny, grasuje po sektorze, za który jestem odpowiedzialny - Manhar zdjął z głowy czapkę i otarł nagle spotniałe czoło - Czy nie możecie po prostu wyśledzić tej waszej Inkwizytorki?
Vorlus wyprostował się i skrzyżował ramiona na piersi, mierząc komisarza surowym spojrzeniem.
- Wydawało mi się, że komisarz Astrae Militarum powinien wiedzieć, że funkcjonariusze Inkwizycji cieszą się naprawdę szeroką autonomią. Nie zmuszamy nikogo, żeby poddawał się kontroli współpracowników. To, gdzie obecnie przebywa Inkwizytor Fireblaze, jest tylko i wyłącznie jej sprawą. Jeśli chcecie, możecie jej szukać, ale tylko i wyłącznie na własną rękę.
Pod tym twardym, nieubłaganym wzrokiem, Komisarz jak gdyby zmalał. Nic nie odpowiedział, a jedynie sztywno skinął głową. Następnie odwrócił się na pięcie i wymaszerował z pomieszczenia. Dopiero w drzwiach wymamrotał coś pod nosem. Żaden z Inkwizytorów nie miał wątpliwości, że wśród tych precyzyjnie dobranych wyrazów, przynajmniej raz pojawiło się słowo "kurwy". Spojrzeli na siebie z ponurym uznaniem dla Deidre, która zdołała jednym posunięciem nie tylko zalegalizować, ale i zabezpieczyć swój pomysł. Nareszcie Vorlus Gedari zdecydował się wypowiedzieć to, co chodziło po głowie wszystkim zebranym.
- Mamy szczęście. Mamy szczęście jak cholera, że nie jesteśmy jej wrogami.
Diokles wolno pokiwał głową w odpowiedzi.
- Imperator chroni...
- Tak, Dioklesie, Imperator chroni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top