Egzorcyzm
- Poprosiłem was o spotkanie, bo stoimy w dość niekorzystnej sytuacji - Powiedział Komandor, wpatrując się bez ruchu w kosmiczną pustkę za przezroczystymi panelami ogromnych ściennnych iluminatorów. W szybie było widać jego twarz, którą zmartwienie poznaczyło głębokimi bruzdami. Oficerowie, którzy właśnie weszli do jego kabiny, spojrzeli na siebie z niepokojem. Rzadko widywali swojego dowódcę w takim stanie, ale jeśli już się to zdarzało, oznaczało kłopoty dla nich wszystkich. Upewnili się w tym, gdy usłyszeli następne słowa Komandora.
- Właśnie wracam z kabiny Nawigatora i nie mam dobrych wieści. Natrafiliśmy na kolejną Burzę Spaczni, która przecina nam drogę. Potrzebuję od was rady. Nie zaryzykuję przeprawy przez Burzę. Stąd moje pytanie, powinniśmy zaczekać, aż Spacznia się oczyści, czy próbować ją wyminąć? W obu przypadkach podróż się opóźni, który sposób jednak będzie korzystniejszy?
Spojrzał po pozostałych oficerach. Przez długą chwilę żaden się nie odezwał. Dopiero potem milczenie przerwał Sternik Axel Goram.
- Ja bym jednak zaczekał - Wymamrotał, drapiąc się w brodę - Osnowa jest dość nieprzewidywalna. W końcu kto nam zagwarantuje, że przy omijaniu tej burzy, nie władujemy się zaraz na następną? Zaczekamy trochę, niech sobie przejdzie samo, a jak będziemy mieli czystą drogę, wtedy ruszymy dalej. W końcu i tak czas w Osnowie płynie po swojemu, więc jeśli Ventus się postara, to mamy szansę przybyć do celu tak, jak było to planowane. Albo nawet lepiej.
- Chcesz ryzykować? - Prychnął Setaniel, spoglądając krytycznie na oficera. Następnie wrócił spojrzeniem do reszty zebranych.
- Z jednym się zgadzam. Osnowa jest nieprzewidywalna. Oczywiście możemy zostać w miejscu i czekać na wolną drogę, ale wtedy narażamy się na atak, bo będziemy się wydawać łatwym łupem. A przecież odbieraliśmy sporo raportów o Czerwonych Korsarzach, xenos, a jeszcze niedawno walczyliśmy z Pożeraczami Światów. Chcemy naprawdę ryzykować kolejne walki? Zwłaszcza, że mam jeszcze inne obawy...
- To znaczy? - Komandor zmarszczył brwi. Miał ochotę odwrócić głowę, by spojrzeć na stojącego za jego krzesłem Kosmicznego Marine, ale wydało mu się to głupie, więc zrezygnował.
- To znaczy, że co jeśli to wszystko nie dzieje się przypadkowo? Burza Osnowy, Synford, teraz znowu burza... To wygląda dość niepokojąco. Moim zdaniem albo ktoś postanowił naprawdę utrudnić nam życie, albo chodzi tutaj chodzi o naszego Krwawego Anioła. Może ten cały Malal czy ktokolwiek nim kieruje, chce go wyzwolić, a wtedy powinniśmy się naprawdę obawiać, co na nas czeka.
Urwał, obserwując reakcję pozostałych, po czym podjął znowu, zanim ktoś zdążył mu przerwać.
- Druga możliwość jednak wydaje mi się bardziej prawdopodobna. A zatem, pomyślałem sobie, dlaczego Malal pozwolił nam tak łatwo pojmać swego sługę? Przecież mógł ponownie napełnić go mocą, aby nas pokonał i w spokoju kontynuował swoją demoniczną krucjatę. Dlaczego dał go uwięzić? Co jeśli my, jego uwięzienie, to wszystko, jest tylko częścią większego planu? Co jeśli Chaos chce, byśmy zabrali go w głąb Imperium w jakimś sobie wiadomym celu? Przecież nie możemy pozwolić mu go zrealizować.
- Dobrze, dobrze - Dowódca Stalowej Matni uniósł rękę ze zniecierpliwieniem - Więc co proponujesz, Kapitanie?
- Tego to właściwie sam nie wiem - Astartes przesunął dłonią po rogatej głowie - Mogliśmy go porzucić, ale nie chcę zostawiać na wolności Kosmicznego Marine Chaosu. Jest zbyt niebezpieczny dla wszystkich na swojej drodze. Potrzebujemy innego sposobu. Tej decyzji jednak sam nie podejmę, jako że jedyną alternatywą pozostaje likwidacja.
- Właściwie to nie jedyną - Rozległ się nagle głos od drzwi, tak niespodziewany, że wszyscy niemal podskoczyli.
- Na Złoty Tron! - Warknął Astartes - Deidre, mogłabyś przestać pojawiać się znikąd jak cholerny Legion Potępionych!?
- Wybaczcie - Powiedziała, ale uśmiech na jej ustach jasno wskazywał, że ani myśli się zawstydzić - Po prostu usłyszałam waszą rozmowę i myślę, że jestem w stanie zaproponować pomysł lepszy niż odstrzelenie Synowi Sanguinusa głowy z boltera.
- A konkretnie? - Komandor uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się sceptyczny wyraz.
- Zapewne nie muszę wam tłumaczyć, że Inkwizytorzy posiadają rozmaite zdolności, w tym psioniczne. Mogłabym zatem przynajmniej spróbować wyzwolić naszego czerwonego przyjaciela spod wpływów Chaosu. Co wy na to?
- Ja się zgadzam - Odparł natychmiast Setaniel - Widzę, że nareszcie zmądrzałaś, Deidre. Jak duże są szanse na to, że ci się uda?
- Nie wiem - Odparła szczerze - Żaden rytuał nie przebiega dwa razy tak samo, nawet jeśli chodzi o zwykły egzorcyzm, a nie o zerwanie tak potężnych więzów, jak te łączące Boga Chaosu i jego Czempiona. Znam odpowiednie formuły i zrobię wszystko, co jest tylko możliwe, aby wyzwolić Spinusa, ale nie mogę dać wam pełnej gwarancji. Jeśli poniosę porażkę, będziecie mogli go zabić.
- Niech tak będzie - Westchnął Komandor, po czym uniósł głowę, spoglądając kobiecie prosto w oczy - Wiem, ile czasu ostatnio z nim spędzasz, choć nie wiem i nie chcę wiedzieć dlaczego. Obyś się nie pomyliła i oby udało ci się to, co zamierzasz.
- Zapewne tak będzie - Uśmiechnęła się chłodno kobieta, po czym odwróciła się i wyszła, nie czekając na czyjąkolwiek reakcję.
- - -
Gdy ponownie wkroczyła do celi Spinusa, ten siedział w rogu pokoju ze skrzyżowanymi nogami i wpatrywał się w drzwi.
- Co tym razem? Przesłuchanie? Może kolejna szczera rozmowa? - Zapytał ze zwykłą dla siebie złośliwością.
- Cóż, nie tym razem - Odparła spokojnie, siadając naprzeciwko niego i wbijając wzrok w jego oczy.
- Więc...
- Zamknij się - Powiedziała łagodnie, nie odrywając od niego wzroku. Mężczyzna był tak zaskoczony, że od razu się zamknął. Z jakiegoś powodu także nie zrywał kontaktu wzrokowego. Po chwili już wydawał się pogrążony w swego rodzaju transie. Deidre złożyła skrzyżowane dłonie na piersiach i zaczęła cicho intonować formułę.
- Ahrem Dael Vahnis Kelram Ulvher
Ja, rozkazuję Ci istoto Chaosu, z jakiejkolwiek strony wszechświata przychodzisz, byś przybył do tego ciała i pojawił się w postaci swojego sługi, przemówił wyraźnie, tak bym mogła zrozumieć twoje słowa.
Przybądź się i odkryj przede mną swoją potęgę, oddając ją pod moją komendę, uczyń to bez szkody dla mnie lub jakiejkolwiek innej istoty Na zadane pytania odpowiedz mi prawdziwie i bez błędu. Zaklinam cię w imię Boga Imperatora.
Gdy imię to wybrzmiało, Spinus zadrżał. Przestał się ruszać i wyglądało na to, że zesztywniał, siedząc wyprostowany i wyprężony jak struna. Po jego czole spłynęła kropelka potu, a w oczach rozgorzało czyste przerażenie. Spoglądał na nią, jak gdyby nie rozumiejąc, co się z nim dzieje i czemu to właśnie ona mu to zrobiła. Sprawiał wrażenie psa, niesprawiedliwie skrzywdzonego przez ukochanego właściciela. W Deidre na ten widok ścisnęło się serce, tyle razy nieugięte na błagania heretyków. Przez chwilę miała ochotę uwolnić mężczyznę i prosić o wybaczenie. Potem jednak przypomniała sobie, że czyni to w ściśle określonym celu, a włożonego w to wysiłku nie należało przecież marnować.
Nagle jego twarz skurczyła się w bolesnym grymasie, a gdy uchylił zaciśnięte dotąd oczy, były one zalane gorejącą czerwienią. Deidre domyśliła się, że oto nie siedzi już przed nią Spinus, a zaledwie naczynie dla złowrogiej mocy Chaosu.
- Kto śmie zakłócać mój spokój i wzywać mnie do tego nędznego uniwersum? - Powiedział, ale to już nie był jego głęboki, elektryzujący głos, a zgrzytliwy, posępny warkot, zaledwie przypominający ludzką mowę.
- Inkwizytor Deidre Fireblaze. Wezwałam cię, Malalu, aby z tobą pertraktować. Masz opuścić ciało tego żołnierza i pozwolić mu wrócić pod władzę Boga - Imperatora. Zrób to z dobrej woli, a oszczędzisz sobie cierpienia, jakie sprowadzę na ciebie, gdy wypędzę cię z tej rzeczywistości.
Skończyła mówić i z zaskoczeniem ujrzała, że usta Spinusa zaczynają rozciągać się w uśmiechu.
- Czy myślisz, nędzny człowieku, że zdołasz mnie zastraszyć? - Głos przemawiał powoli, z tym okrutnym spokojem, na jaki stać tylko tego, kto ma świadomość swego niemal nieograniczonego czasu i bezkarności. Kogoś, kto jest pewny siebie, bo wie że może sobie na to pozwolić.
- Co niby ma dać ci władzę nade mną, Inkwizytorze? Co każe ci sądzić, że usłucham twoich żądań lub poleceń?
- Wiara - odparła chłodno Deidre, ignorując protekcjonalną drwinę w jego głosie - Moja wiara w Boga-Imperatora i siła świętych egzorcyzmów.
Reakcja zaskoczyła ją. Z ust wojownika dobył się zgrzytliwy, nieprzyjemny śmiech, przypominający odgłos ostrzonego noża. Nawet gdyby nie wiedziała tego już wcześniej, po samym tym można było stwierdzić, że jego ciało przejęła jakaś obca, złowroga moc. Ten dźwięk po prostu nie pasował do potężnego i lodowato spokojnego żołnierza jakim był Spinus.
- Wydaje ci się że wystarczy kilka dobrze dobranych zdań, aby się mnie pozbyć? Za kogo ty mnie uważasz, głupia dziewczyno? Za demona?
Kolejny wybuch szaleńczego śmiechu. Deidre lekko poczerwieniała i na sekundę straciła rezon. Właściwie mniej więcej coś takiego sobie pomyślała. Kosmiczny Marine natomiast wyszczerzył zęby tak, że aż od samego patrzenia, rozbolały ją mięśnie policzków.
- Egzorcyzmy, zaklęcia, techmagia... Nic z tego nie może mi uczynić krzywdy, jest dla ciebie bezużyteczne. Tym bardziej nie wiem, dlaczego jeszcze próbujesz.
- Należysz przecież do Chaosu Niepodzielnego - Zaczęła, usiłując odzyskać inicjatywę. Na te słowa wyraz twarzy wojownika zmienił się z pobłażliwego szyderstwa na dziką wściekłość
- Nieprawda! - Ryknął, błyskając dziko oczami
- Więc z którym z czterech Bogów Chaosu trzymasz? - Zapytała szybko.
- Bogów!? - Stojący przed nią mężczyna omal się nie zapowietrzył z wściekłości - Ci słabeusze, podstępne gnidy śmią nazywać się bogami? Nie wiedzą nawet, co tak naprawdę to znaczy. Nie łączy mnie z nimi nic. Są ode mnie zupełnie odmienni. Małe, nędzne kreatury Osnowy! Ja nie należę do Osnowy i dlatego nic nie możesz mi uczynić. Oni tymczasem miotają się po wszechświecie zaplątani bez reszty w konflikty, walki i intrygi tak, że zapomnieli już nawet czym jest prawdziwa potęga! Nie są w stanie poradzić sobie nawet z wami, słabymi, podzielonymi ludźmi. Żałosne. Ale jeszcze kiedyś pokażę im, co znaczy władza i moc! Myślą, że pokonali mnie, gdy zdołali mnie zepchnąć w pustkę poza czasem i wymiarami. Tym gorzej dla nich, bo się mylili. Wy, ludzkie robaczki i wasz słaby, kaleki Imperator macie ogromne szczęście, że to nie wy jesteście moimi wrogami.
- Jak śmiesz tak mówić o naszym Imperatorze! - Wrzasnęła Inkwizytor. Poprzednie pytania zadała celowo aby sprowokować kierującą Spinusem istotę, przekonać się czy jej przewidywania są trafne. Wprawdzie sam Kosmiczny Marine potwierdził, że jest czempionem Malala, ale przecież wszyscy wiedzą, jak kłamliwe potrafią być Rujnujące Moce. Nie raz się zdarzało, że na przykład ofiara Tzeencha była święcie przekonana, że służy Khornowi czy Slaaneeshowi albo na odwrót. Wszystko wskazywało na to, że patronem Spinusa jest rzeczywiście Malal we własnej osobie, lecz słowa, których użył, jego bezczelność i pycha, wyprowadziły kobietę z równowagi.
- A kimże on jest jeśli nie człowiekiem? Może i nadzwyczaj potężnym, ale tylko człowiekiem. A ludzie są słabi. Jeśli jednak ich wspomóc, stają się naprawdę wartościowymi narzędziami. Gdyby nie ograniczenia ludzkiego ciała i wasze więzy, ten mój sługa mogłby wymordować całą załogę tego statku w ciągu zaledwie kilku godzin i to gołymi rękami - Astartes znowu wyszczerzył zęby, spoglądając jej zuchwale w oczy. Deidre mimo woli zadrżała, gdy wyobraziła sobie taką ewentualność. Z jednej strony wydawało się to rzeczą niemożliwą, w końcu załoga krążownika liczyła sobie jakieś dziesięć tysięcy ludzi, z czego prawie połowę stanowili żołnierze Gwardii Imperialnej, a także spora grupa bojowa Kosmicznych Marines, Czarnych Smoków. Z drugiej jednak strony, coś we wzroku żołnierza podpowiadało jej, że nie są to jedynie bezpodstawne przechwałki.
- W każdym razie, jak już mówiłem, nie uważam waszego półżywego władcy za wroga, choć...
- Wystarczy! - Warknęła wreszcie zniecierpliwiona Deidre - Nie jesteś tutaj, aby rozprawiać o naturze Boga - Imperatora. Posłuchaj mnie uważnie, Malice, bo drugi raz tego nie powtórzę. Ty chcesz zniszczyć Chaos i tego oczekujesz od swojego czempiona, nieprawdaż?
- Tak właśnie jest.
- A zatem, niech Spinus dalej niszczy Chaos, tak jak mu nakazałeś. Ty zaś dalej będziesz napełniać go swoją mocą w bitwie. Różnica będzie jedna. Od teraz jednak, Spinus nie będzie należał już do ciebie.
- Dlaczego miałbym... - Zaczął głos, ale Inkwizytor ani myślała słuchać. Wstała, górując nad bezsilnie nieruchomym ciałem Kosmicznego Marine, po czym splotła palce w przepełniony potężną energią świętej magii.
- Odejdź Malalu i zostaw swojego sługę w spokoju. Odejdź i więcej do niego nie wracaj. Od teraz Spinus należy do mnie! - Zawołała, po czym uwolniła zebraną w swoich dłoniach Moc.
Świat przed jej oczami zamigotał i przygasł, by po chwili ponownie zajaśnieć pełnym blaskiem. Deidre miała wrażenie, jakby właśnie rozbudziła się z kilkusekundowej drzemki. Astartes natomiast osunął się pod ścianę i wyglądał, jakby był wciąż nieprzytomny. W jego oczach widziała teraz zagubienie i oszołomienie, jednak były one znów czarne, tak jak wcześniej.
- Spinus? Słyszysz mnie? - Zapytała, zbliżając się do niego i ostrożnie dotykając jego przedramienia. Wojownik ledwo dostrzegalnie skinął głową, przyglądając się swoim lekko drżącym dłoniom.
- Czuję się, jakbym przebudził się ze złego snu, jakby moje oczy dotąd spowijała mroczna mgła. On... Zniknął. Nie ma go - Wyszeptał, jak gdyby z niedowierzaniem.
- Wróci, kiedy będzie potrzebny - Powiedziała Deidre z delikatnym uśmiechem - Malal lubi się przechwalać, udawać że jest potężniejszy niż w rzeczywistości. Przeliczył się jednak. Żaden pomiot Chaosu, choćby bronił się ze wszystkich sił, nie sprosta potędze Boga-Imperatora.
- Bóg-Imperator... - Wymamrotał żołnierz, jakby dopiero przypominał sobie znaczenie tego określenia - Na Złoty Tron, co ja zrobiłem?
- Teraz to już nieważne. Posłuchaj mnie uważnie. Dotąd walczyłeś z mocą Malala i dla Malala. Teraz jednak posłuchaj uważnie. Choć zniknął jego bezpośredni wpływ, to dalej będzie żądał od ciebie niszczenia Chaosu, napełniając cię swoją mocą. Należysz jednak teraz do mnie i musisz o tym pamiętać. Już nigdy nie będziesz sam, zawsze będę przy tobie. A teraz wstań. Nie możemy dłużej zostać na tym statku. Powiem ci, co teraz zrobimy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top