Więcej informacji

-Zagramy? - białowłosy podniósł głowę, patrząc z uśmiechem na szatyna, który rzeźbił w drewnie.

-Mhmm...

Chłopak przewrócił oczami, słysząc dzisiaj już czwartą taką odpowiedź. Podszedł bliżej biurka i pokrył szronem ręce nastolatka, wyjmując uprzednio kawałek kory i dłuto.

-Jack muszę to skończyć... - syn wodza ziewnął, przecierając oczy wierzchem dłoni i kładąc policzek na blacie. - Oddaj...

-Przecież ty ledwo co mrugasz! Nie masz nawet pojęcia, który dzień dzisiaj.

-Czwartek.

-Sobota. To znaczy, że nie spałeś od tamtego czasu? Zawołam Piaska za sekundę, jeżeli się nie poprawisz.

-Mhmm... - Toothless warknął gardłowo, śmiejąc się na swój sposób z pół przytomnego jeźdźca.

-Hiccup?

Zielonooki przymknął oczy, mrucząc coś pod nosem.

Białowłosy parsknął śmiechem, przenosząc szesnastolatka na łóżko i kładąc lodowate dłonie na jego podbrzuszu.

Ten drgnął gwałtownie, posyłając mu zdziwione spojrzenie i oddychając trochę szybciej niż zwykle.

-Jesteś cały spięty Hicc. I zmęczony. I zestresowany. - zanucił Jack z poważną miną.

-Muszę skończyć robotę...

-Idziesz coś zjeść albo zawołam Valke.

-Idę spać. - szatyn wcisnął twarz w poduszkę, oddychając miarowo.

-Hicc... Hiccup... Haddock! Musisz się chociaż wykąpać. - duch zimy zdjął koszulę młodszego, łaskocząc go po odsłoniętych kościach biodrowych.

-Nie-ee-ee! Zostaw, zostaw, zostaw!

-Idziemy się umyć.

-Idziemy spać.

Szatyn zmrużył oczy, rozluźniając się powoli i stopniowo zapadając w sen.

Białowłosy opadł na niego zrezygnowany, zamykając oczy.

-Ale jutro się umyj... - cichy szept wdarł się w pływające myśli Hiccup'a.

222 słowa.
Jejku nie wiem co dalej Ó╭╮Ò
Nie bądźcie źli (;︵;)
Do następnego napisania moje małe smoczki!
A.A.J.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top