Dobry mały smoczek... cz.3

'2 lata później'

W drzewo wbił się topór z wypolerowaną głownią, wibrując jeszcze przez krótką chwilę od siły, z jaką został rzucony.

-Astrid! Jest problem! Duży, ogromny problem!

-Coś z wioską? - dziewczyna spytała beznamiętnie, wyrywając topór. Popatrzyła na Sączysmarka, siedzącego na swoim smoku.

-Grimmel jest na klifach.

Wojowniczka rzuciła się na Wichurę, lecąc szybko do wioski.

-Jest mój. Zabił mojego narzeczonego, a wszystkich przyjaciela. Obiecuję, że dzisiaj zginie.

Jeźdźcy okrążyli z całą wioską samotną postać, stojącą na klifach, chcąc pomścić śmierć swojego wodza.

-Dziękuję, że tak licznie się zebraliście. Mam dla was piękną niespodziankę!

Z wody wynurzył się wrzeniec, odstawiając wojownika w czarnym płaszczu obok białowłosego. Gdy nowoprzybyły odrzucił kaptur, Valka krzyknęła z przerażeniem.

-Gdzie nasze maniery? Jestem Grimmel. Mnie na pewno zapamiętaliście. A to jest...

-Hiccup! - Astrid zaszkliły się oczy, gdy patrzyła na tak mocno znajomą twarz.

Szatyn popatrzył na Valke, ruszając bezgłośnie wargami i kręcąc głową z niedowierzaniem.

-Jego też pamiętacie. Dobrze, że przypomniałaś, tak na wszelki wypadek. Za chwilę zobaczycie, jak silną wolę ma wasz były, ulubiony wódz.

Z wody i z powietrza nadleciały smoki, otaczając plemię Wandali z każdej strony. Grimmel wyciągnął z kieszeni fiolkę, napełnioną do pełna fioletową cieczą i wyrwał poprzednią, która nie miała już prawie nic w środku, z metalowego otworu na opasce, znajdującej się na szyi szatyna. Kiedy substancja ponownie dotknęła karku, chłopak mruknął z bólu, kręcąc głową chaotycznie.

-Ruszycie się... zabiję go w najbardziej bolesny dla niego sposób. Zostaniecie na swoim miejscu... będziecie mogli popatrzeć. - białowłosy odezwał się, na co smoki pod jego kontrolą zacieśniły krąg, warcząc na oswojone gady. - Już za chwilę będziemy mogli posłuchać pięknej melodii. Przyniosłem wam cudowny prezent.

-Ty potworze... - Astrid wyszeptała, patrząc na klęczącego już Haddocka.

-Zastanówcie się, kto jest tutaj potworem. Porzuciliście go mnie, od razu spisując na straty. Ja tylko zapewniłem mu ciepło, jakiego nie zaznał od was. - nagłe poruszenie, które nastąpiło po wypowiedzi Grimmela, przerwał stłumiony krzyk zielonookiego.

-Muzyka dla moich uszu...

Wandale spoglądali bezradnie na otaczające ich wrogo nastawione smoki, nie wiedząc co tak naprawdę mogliby zrobić.

-Toothless! - ciszę rozdarł wrzask bólu, brzmiący tak samo, jak dwa lata temu na wyspie Łowców. - Toothless... błagam wróć...!

Spomiędzy chat wyskoczył czarny, jak noc smok, warcząc na białowłosego i stając przed ludem Chuliganów w pozycji obronnej. Przywołał błyskawice na grzbiet, wypuszczając je w stronę wrogich wojowników na statkach, stojących przy brzegu, jak i na smoki pod władzą Grimmela.
Nikt z zebranych nie ruszył się z miejsca, patrząc nadal na wodza i nie wiedząc co robić.

Szarooki jednak nie przejmując się wszystkimi, kucnął przed ciężko oddychającym szatynem, gładząc go po kosmykach i wprawiając całe plemię w osłupienie. Toothless ryknął, wypuszczając plazmę w ich stronę i strącając obu z klifu.
Rzucił się za zielonookim, dzięki automatycznej lotce kierując ze świstem w dół i łapiąc szybko chłopaka.

-Nie! - Grimmel strzelił zatrutą strzałką w Haddocka, ostatnie sekundy przed tym, jak wpadł do wody. Grot wbił się w jego ramię, skutkując kolejnym krzykiem. Night Fury wróciła ze swoim przyjacielem na klif, owijając wokół niego ochronnie skrzydła.

Ciąg dalszy nastąpi...
Hahaha tego to nawet ja się nie spodziewałam!
Mam nadzieję, że się cieszycie z rozdziału...
Do następnego napisania moje małe smoczki!
A.A.J.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top