𓇗 Rozdział IV 𓇗

Resztę poprzedniego dnia spędziłem na zastanawianiu się... jak przekonać do siebie Islandię? Najchętniej to nie robiłbym tego wcale, nie tylko z powodu mojego nastawienia na natychmiastowe odrzucenie, ale też dlatego że wciąż uważałem się za fatalny materiał na partnera dla takiej cudownej osoby. Zaraz, czy ja właśnie nazwałem ją cudowną? Ugh, nie poznaje sam siebie...

Ale obiecałem już Szwecji, że chociaż spróbuję mimo mojego braku doświadczenia przy kontakcie z kobietami. Przy kontakcie z kimkolwiek, od tego zacznijmy. Dlatego dzisiaj, gdy czułem się już znacznie lepiej niż wczoraj, postanowiłem się udać do mojej jedynej przyjaciółki po jakiekolwiek porady. Choć do tego też musiałem się przełamać. Rozmawianie o uczuciach nie było w moim stylu, ale innego pomysłu nie miałem. Z resztą, jestem pewny że doradzi mi dobrze i rozjaśni choć trochę rzeczy. Ufałem jej.

Po południu wykonałem swój obowiązek na dzisiejszy dzień, czyli zmywanie garów po obiedzie i od razu po tym ruszyłem w stronę drzwi. Rzuciłem krótkie "idę do Estonii, nie wiem kiedy wrócę" do przechodzącego obok mnie Danii zanim wyszedłem z domu. Ubrałem się mniej krzykliwie niż zazwyczaj, więc przynajmniej dzisiaj uniknąłem aż tylu krzywych spojrzeń.

Jej miejsce zamieszkania znajdowało się dość blisko. Po kilku minutach szybkiego spacerku znalazłem się pod jej drzwiami. Zapukałem głośno, chcąc mieć pewność że na pewno mnie usłyszy. Po chwili drzwi się otworzyły z lekkim skrzypnięciem, a zza nich wyłoniła się drobnej postury dziewczyna.

— Oh, witaj Finn — powiedziała lekko zaskoczona, nie spodziewając się tu mnie. Odsunęła się lekko na bok, gestem ręki zapraszając do środka. Od razu skorzystałem, odpowiadając jej cichym "hej".
— Dawno się nie widzieliśmy, także dobrze że jesteś! Zaraz zrobię herbatę — uśmiechnęła się pogodnie i od razu pognała do kuchni. Podążyłem za nią, zdejmując wcześniej buty i stawiając je w przedsionku.

Estonia, mimo bycia jedną z córek mojej najbardziej znienawidzonej persony jaką szatan zrodził, była moją bardzo dobrą przyjaciółką. Choć różniliśmy się diametralnie wiązała nas bardzo mocna nić sympatii i zrozumienia, której do tej pory nikt nie dał rady zerwać. Dalej nie potrafiłem zrozumieć jak doszło do takiego rozkwitu naszej znajomości, jednak rzadko się nad tym zastanawiałem i po prostu cieszyłem się z tego.

Zająłem miejsce w salonie na starym, ale wygodnym fotelu, czekając aż Estonia wróci z kuchni. Do moich uszu dotarł dźwięk gwiżdżącego czajnika, który sygnalizował że za chwilę się tu pojawi. I tak się stało. Niebieskooka przydreptała do salonu, trzymając w ręku dwa kubki. Oba postawiła przy stole kawowym.

— Palun [proszę], malinowa. Twoja ulubiona — uśmiechnęła się jeszcze raz, zajmując miejsce na kanapie blisko mnie. Skinąłem lekko głową w podziękowaniu, unosząc jeden kącik ust do góry. Estonia miała strasznego bzika na punkcie zbierania różnorakich herbat, w dodatku dokładnie znała ich ulubione smaki swoich przyjaciół czym się ze mną podzieliła. To na swój sposób urocze.

— Kiitos [dziękuje] — odparłem, chwytając za ucho kubka. Upiłem kilka łyków, uważając by się nie poparzyć. Rzeczywiście, malinowa.

Przez moment w pokoju panowała cisza, przerywana tylko stłumionym dźwiękiem przejeżdżających obok samochodów od czasu do czasu. Myślałem, jak by tu zacząć... miałem taki natłok myśli w głowie, że nie potrafiłem utworzyć żadnego sensownego zdania. Co najwyżej jakiś bełkot, podobny do tego który zawsze rzuca w moją stronę najebany Rosja wracający ze sklepu.

Estonka po tak długiej znajomości ze mną wyczuła że coś jest na rzeczy. Zawsze zmierzałem do sedna, z grubej rury waliłem co konkretnie mnie martwiło. Ale nie teraz, nie w tej chwili.
— Wiesz... — zaczęła, skupiając na sobie moją uwagę. — Wczoraj dzwonił do mnie Szwecja. Mówił mi, że masz jakiś problem, ale nie wytłumaczył jaki. Poprosił żebym ci z nim pomogła

Szwecja do niej dzwonił? Mruknąłem niezadowolony na tą informację. Ale on był kurwa wścibski. Coś czułem, że nie da mi załatwić samemu i będzie próbował mi pomóc na siłę. W domu sobie z nim o tym pogadam.

— No tak... jak zwykle się zachowuje jakby był moją niańką — przewróciłem oczami, nie kryjąc mojej irytacji. — Tyle dobrego, że się nie wygadał o co konkretnie chodzi. Wtedy bym mu rozbił te okulary o jego pusty łeb

— Ale musisz przyznać że nie jest głupi. Od razu wiedział że przyjdziesz do mnie — słowa Estonii wywołały u mnie lekkie zawstydzenie. Musiałem jej przyznać rację...

Potrząsnąłem głową lekko, roztrzepując swoje białe włosy na boki.
— I tak jestem na niego zły. Chce wszystko załatwić samemu, w końcu jestem już dorosłym chłopem na Boga. Ale nie, bo on jak zwykle musi traktować mnie jak niesamodzielnego gówniarza... — prychałem pod nosem zdenerwowany. Kocham Szwecję, jest dla mnie jak starszy brat, ale czasami przesadza.

Niebieskowłosa milczała, dając mi chwilę na uspokojenie. Nie naciskała na mnie mocniej i chwała jej za to. Ścisnąłem mocniej kubek w ręku, wpatrując się w dywan na podłodze.

— Nie mówmy już o tym... skupmy się lepiej na tym, dlaczego do mnie przyszedłeś — wróciła do poprzedniego tematu, nie chcąc mocniej mnie denerwować rozmową o wścibskim Szwedzie i jego genialnych pomysłach.
— Co cię tak dręczy? Zauważyłam, że zachowujesz się jakoś... inaczej...

— Ta, bo widzisz... — odwróciłem wzrok, znowu czując się speszony. Lekki rumieniec pokrył moje policzki. Wziąłem głęboki wdech zanim w końcu powiedziałem o co chodzi.
— Zakochałem się

Reakcja Estonii była natychmiastowa. Otworzyła szerzej swoje błękitne oczy, które dalej wlepione były w moją zarumienioną twarz i zakryła usta dłonią. Dla niej to był szok.

— O matko... — mruknęła głośniej niż chciała z zaskoczeniem jak i niedowierzaniem. Zorientowała się, jak to mogło zabrzmieć. — Znaczy, nie zrozum mnie źle. Po prostu... spodziewałam się tego

— Wiem, wiem... domyślam się — nie mogłem się powstrzymać od krótkiego parsknięcia śmiechem. — Ja sam się tego nie spodziewałem. Ktoś taki jak ja, zakochany? Pfff... brzmi doprawdy niedorzecznie

— Może i tak... ale jednak to prawda. I nie rozumiem czemu cię aż tak to dziwi. Znam cię nie od dziś, wiem że nie jesteś takim draniem na jakiego się kreujesz — popatrzyła na mnie dość wymownie i wyszczerzyła się. Znowu odwróciłem wzrok.

— Oj weź... wcale nie — mruknąłem.

Estonia pokręciła tylko głową na boki z niewinnym uśmieszkiem. Humor na figle jej w końcu minął i hej twarz wróciła do spokojnego wyrazu.
— Więc przyszedłeś do mnie po poradę miłosną? Dlaczego akurat do mnie?

— A do kogo innego? Jesteś jedną z niewielu osób z poza grona moich domowników, z którymi mam nieco głębszą relację i darzę zaufaniem... a ja sam nie wiem nic o tych rzeczach. Nigdy się tym nie przejmowałem i nie interesowałem... — podrapałem się po karku, chcąc ukryć jak niezręcznie się czułem rozmawiając o tym. Był to pewnego rodzaju tematu tabu dla mnie.

Dziewczyna kiwnęła głową ze zrozumieniem.
— Ah, no tak. Wybacz — powiedziała, czując się lekko winna że zapomniała o noich problemach ze społecznym dopasowaniem się. Myślała przez chwilę.
— A co z Islandią? Myślę, że ona lepiej zna się na tym niż ja

Na wspomnienie jej imienia poczułem ponowne i znajome drapanie w gardle oraz kłujący ból. Udało mi się jakoś powstrzymać od kasłania. To by tylko zmartwiło Estonię... choć i tak będę musiał jej to powiedzieć.
— No właśnie, tu mam problem... — powiedziałem stłumionym głosem, zasłaniając usta dłonią.

Dziewczyna od razu zrozumiała co miałem na myśli.
— Czyli to Islandia ci tak zawirowała w głowie, tak? — dopytała dla pewności, na co skinąłem w odpowiedzi. — Mhm, rozumiem... tym akurat zaskoczona nie jestem. Zawsze w jej towarzystwie byłeś taki... lekko inny. Bardziej... no wiesz, delikatny — podniosłem lekko głowę, obrzucając ją wzrokiem mówiącym "co ty pierdolisz?".

— Przecież wobec ciebie też jestem — skrzyżowałem ręcę na wysokości klatki piersiowej.

— No tak, ale przy Islandii to było lekko inne. Jakbyś już wtedy czuł do niej jakąś sympatię — uśmiechnęła się znowu, przekonana mocno o swojej racji. Babska intuicja w końcu nie kłamie. To tylko pogorszyło mój stan. Kwiaty wspięły się tuż do mojego gardła. Czułem się, jakbym miał zaraz zwymiotować.

— Nawet jeśli... to i tak nie mój największy problem... — wymamrotałem, zaciskając mocniej rękę na mojej twarzy. Estonia chciała jeszcze coś powiedzieć. Przerwałem jej, odsłaniając usta i wypluwając mnóstwo oblepionych krwią kwiatów na podłogę. Z kaszlem wyleciało kilka kolejnych płatków, które zawirowały w powietrzu, z czego końcowo kilka wylądowało w mojej herbacie.

Uniosłem znowu wzrok na Estonię... jej źrenice były bardzo wąskie, patrzyła się na mnie z przerażeniem.
— Boże święty... — szepnęła pod nosem. Jak ateistka wzywa Boga to naprawdę sprawa jest poważna. Odchrząknąłem tylko, ocierając usta rękawem. Mój wyraz twarzy był niewzruszony, jakby absolutnie nic się nie stało.

— Chyba nie muszę mówić już nic więcej — westchnąłem lekko. Dziewczyna wzięła kilka wdechów na uspokojenie. Wyszła z salonu na moment, wracając z paczką chusteczek. Podała mi kilka. Otarłem nimi resztki krwi z okolicy ust.

— Nie masz za dużo czasu... musisz coś z tym zrobić

— Jakbym już tego nie wiedział... chociaż już myślałem czy tak nie byłoby najlepiej, ale Szwecja od razu mnie opieprzył — burknąłem. Estonia bez zastanowienia trzepnęła mnie w łeb dość mocno. Syknąłem.

— Co jest? Pojebało cię? — zapytałem zdezorientowany, masując się po obolałym miejscu. Dziewczyna patrzyła na mnie spod zmarszczonych brwi. Nigdy wcześniej nie widziałem jej takiej złej!

— Mogłabym ci zadać to samo pytanie! Nie waż się tak więcej mówić. Nie możesz pozwolić, żeby kwiatki cię zabiły! Musisz walczyć! — powiedziała głosem pełnym zdeterminowania. Samo myślenie o tym, że pewnego dnia jej przyjaciela mogłoby już nie być wypełniało ją żalem. Nie chciała tego słuchać.

Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem.
— Niby o co? Mówiłem to Szwecji, powiem to i tobie. Ona i ja jesteśmy z innych światów. Nawet jakbym się postarał to wiem, że to nie miałoby sensu. Ona zasługuje na kogoś innego, lepszego. A ja jestem daleki od ideału... — zatracałem się w swoich pesymistycznych myślach coraz bardziej.

— A skąd to wiesz? — zapytała znowu, nie dając za wygraną. Uparta to ona była, nie ma co. Bez wątpienia cecha po tatusiu. Wstała z kanapy i podeszła do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu w troskliwym geście.
— Uwierz mi. Wiem, że myślisz o sobie dużo złych rzeczy. Ale niepotrzebnie... Jesteś naprawdę fajnym, skrycie czułym i na swój sposób troskliwym chłopakiem. Byłbyś w stanie zdobyć jej serce gdybyś tylko bardziej się postarał — chwyciła moją dłoń i ścisnęła ją lekko. Na jej twarzy cały czas pozostawał uśmiech, mimo wcześniejszego przerażenia.

— No a co jeśli mi się nie uda? — zapytałem, wciąż utrzymując grobową minę. Jej słowa mocno do mnie trafiły i sprawiły, że wyskałem nieco wiary. Jednak dalej nie mogłem uwierzyć, że to mogłoby się jakkolwiek uda.
— To hanahaki mnie wtedy dobije

— Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz... przynajmniej umrzesz ze świadomością, że nie stałeś bezczynnie — powiedziała. Trudno jej było myśleć o tym scenariuszu, który jednak był możliwy. Nie umknęło to mojej uwadze. Westchnąłem głośno, przeczesując włosy ręką.

— No dobrze, niech ci już będzie... — westchnąłem głośno. Chciałem coś jeszcze dodać, ale przez dźwięk zamykanych drzwi powstrzymałem się. Co to do cholery było? Wcześniej słyszałem jakieś skrzypnięcie, ale zignorowałem to... nie spodobało mi się to.

Podniosłem się z fotela i szybko pognałem do okna. Za mną krok w krok poszła Estonia. Wyjrzałem zza wiranki i zobaczyłem Białoruś zamykającą furtkę przed domem niebieskowłosej. Szybkim krokiem zwinęła się z tąd. Rzuciłem wiązkę przekleństw pod nosem.

— Kurwa mać! — syknąłem głośno. Odwróciłem się z powrotem w stronę dziewczyny. — Białoruś tu była... na pewno coś usłyszała. Teraz pewnie pobiegła nakablować braciszkowi...

Estonia popatrzyła na mnie ze zmartwieniem.
— Spróbuję z nią pogadać... nie chce, żebyście znowu się bili. Ani jeden ani drugi — powiedziała przejęta.

— Jasne... oby się udało — skinąłem głową.
— Dzięki jeszcze raz. Naprawdę, taka przyjaciółka jak ty trafia się raz na milion. Będę już leciał... zanim ten moskal się tu pofatyguje — chciałem już wychodzić, ale Estonia chwyciła mnie za rękaw płaszcza. Obejrzałem się znowu na nią.

— Ale pamiętaj o tym co ci mówiłam, jasne?

— Jasne... spróbuję ją do siebie przekonać. Dla ciebie i Szwecji

— I dla siebie — dodała.

— I dla siebie... — powtórzyłem do niej ze zrezygnowaniem, ale i małym uśmiechem. Dziewczyna puściła mój rękaw.
— Nähdään [do zobaczenia]

— Näeme [do zobaczenia] — odpowiedziała, odchodząc ode mnie. Założyłem swoje buty w przedsionku i wyszedłem, kierując się z powrotem do swojego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top