(6) OKO ZA OKO, ZĄB ZA ZĄB


Poniedziałek, 7:12

Słońce dosyć agresywnie usiłowało się przebić przez cienkie rolety. Jak na złość jego promienie musiały padać akurat na twarz Daniela. Młody mężczyzna odwrócił się na drugi bok, jednak kompletnie nic mu to nie dało. Chciał się nacieszyć błogim snem i spokojem. Najwidoczniej nie było mu to pisane.

I tak tej nocy przespał więcej niż przez kilka ostatnich tygodni łącznie. Czuł się jak nowonarodzony. Było mu tak dobrze.

Bez zbędnego pośpiechu otworzył oczy i zaczął się leniwie przeciągać. W międzyczasie zauważył, że na ogromnym łóżku naprzeciw nie było ani śladu Solheim. Po chwili dopiero usłyszał krzątanie w kuchni, ciche nucenie i poczuł przyjemny zapach parzonej kawy.

— Obudziłam cię?

Kobieta była tak zajęta przygotowywaniem owsianki, że nawet na niego nie spojrzała. Tande stał w samych bokserkach oparty o framugę drzwi i wpatrywał się w pośladki Linn, które wczoraj przyciągnęły jego uwagę. Oko faceta wyłapie wszystko.

— Skąd wiedziałaś, że tutaj stoję? — skoczek zaśmiał się cicho, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Mam dobry słuch, a ty jesteś okropnie głośny. Proste. — odpowiedziała, nadal mieszając owsiankę.

Solheim nalała młodemu kawy do jednego ze swoich ulubionych kubków i położyła go na stoliku obok, nadal nie zwracając uwagi na półnagiego gościa. W końcu ona też nie była ubrana od stóp do głów. Nic w tym dziwnego. Przecież była u siebie.

— Owsianki też zjesz?

— Nie, nie. Dziękuję. Będę zaraz leciał do domu... I tak już nadwyrężyłem twoje dobre serce. — uśmiechnął się delikatnie, po czym upił łyk ciepłego napoju.

— Nie mam dobrego serca. To z obowiązku.

Linnea usiadła naprzeciw Daniela, stawiając przed sobą miskę z owsianką i kubek wypełniony po brzegi. Między dwójką nastała niezręczna cisza. Kobiecie to nie przeszkadzało. Jedynie skoczek poczuł się dziwnie i starał się dokładnie analizować jej słowa.

— Jak to „z obowiązku"? — spytał cicho, chowając część twarzy za kubkiem, który trzymał w obu dłoniach.

— A co myślałeś? Że się o ciebie martwię? Dlatego ci pomagam? Ja po prostu nie chcę kolejnego martwego „skakańca". Wystarczy mi tego dobrego.

Daniela oblała fala zimnego potu. Nie spodziewał się takiej oschłej reakcji z jej strony. Ale szczerze – czego mógł się spodziewać? W końcu była tylko policjantką, która badała sprawę śmierci jego kolegów z drużyny. Nic więcej ich nie łączyło. Nic, poza wspólnym problemem – bezsennością.

Zrobiło mu się najzwyczajniej w świecie przykro. Ale dostał za swoje. Wprosił się do niej na mieszkanie, szantażem emocjonalnym wymusił tabletki i jeszcze został na noc. A teraz wypija kawę z jej kubka. Tande, jesteś pierdolonym pasożytem.

Skoczek bez słowa dopił resztę napoju, po czym udał się do pokoju, w którym spędził poprzednią noc, aby zabrać swoje ciuchy. Podnosząc bluzę z oparcia sofy usłyszał ciche wibracje na stoliku obok. Był to telefon Solheim. Wibrował jak oszalały. Daniel delikatnie pochylił się w stronę urządzenia, kątem oka obserwując, czy agentka nie wchodzi do pomieszczenia.

OD: Nieznany

Znalazłem cię. Odbierz telefon, szmato. Przecież wiesz, że nigdy mi nie uciekniesz.

Po chwili kolejny.

OD: Nieznany

Myślisz, że ominie cię kara?

OD: Nieznany

Oculum pro oculo, dentem pro dente.* Do zobaczenia.

Tande szybko odskoczył od telefonu słysząc, że kobieta odstawia naczynia do zlewu. Szybko się ubrał ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

— Dziękuję za wszystko. I jeszcze raz przepraszam... Nie złość się na mnie. — rzucił dosyć szybko i z równie wielkim pośpiechem opuścił mieszkanie Solheim.

Agentka delikatnie się uśmiechnęła i pokręciła głową. Mina kobiety zrzedła dopiero gdy wzięła w swoją dłoń telefon. Serce zabiło jeszcze kilka razy, po czym zatrzymało się na co najmniej 5 sekund. Koszmar powrócił.

Kobieta szybko ubrała czarne spodnie i sweter, na które pośpiesznie zarzuciła płaszcz. Na biodrach zapięła pas z bronią, która stabilnie siedziała w swoim pokrowcu. Ubrała okulary przeciwsłoneczne i szybkim krokiem skierowała się do swojego SUV-a.

Poniedziałek, 11:57

— Ja pierdole. Ty mówisz poważnie?

Jorgen stał nad Solheim i nie odrywał od niej wzroku. Agentka siedziała na swoim fotelu znacznie pochylona do przodu i bawiła się swoimi palcami. Nerwowo tupała nogą, co chwila zaczesując za ucho niesforny kosmyk włosów, który opadał jej na twarz.

— Teraz wszystko ma sens. To twoje przeniesienie, unikanie tematu Bergen... Boże, młoda, przecież ty to musisz zgłosić! — mężczyzna jęknął, łapiąc koleżankę za ramię.

— Komu, kurwa? Komu? Policji? — prychnęła, biorąc kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić.

— Chociażby dyrektorowi, no błagam! Przecież to on wszystko ogarnia. Zapewni ci jakąś ochronę, albo...

— Albo co? Znowu mnie przeniosą? Gdzie? Hawaje? Portoryko? Uganda? Przecież ja nie mogę wiecznie uciekać.

— To chociaż daj sobie pomóc i weź ochronę, do jasnej kurwy! Nie zachowuj się jak dziecko. Pomyśl o swoim życiu. Chociaż raz nie bądź uparta, Linn.

Jorgen miał rację. Wcale nie był taki głupi, jak mogło się jej wydawać na samym początku znajomości. Udało im się nawiązać dobry kontakt. Kobieta mogła śmiało nazwać go swoim kolegą. Nie tylko kolegą z pracy. Po prostu, takim zwyczajnym, z którym można porozmawiać o wszystkim. Dlaczego poszła z tym akurat do niego? Fakt – nie miała tutaj nikogo bliskiego. Ale nawet jeśli – i tak chciałaby porozmawiać z Jorgenem. Był starszy, bardziej doświadczony i czasami nawet miał twardszy łeb od niej.

Ojciec-dyrektor KRIPOS po dokładnym rozpatrzeniu sprawy nie wahał się ani chwili. Postawił pod mieszkaniem Solheim wóz z tajniakami i polecił kobiecie zamontować sobie rolety antywłamaniowe mimo, że mieszkała ona na pierwszym piętrze. Linn dziękowała Jorgenowi, że jej pomógł. Nie chciała być sama w takiej chwili. Po Bergen – zwłaszcza.

Wtorek, 18:04

— Daniel, możemy pogadać?

Skoczek pakował swoją torbę do samochodu. Odwrócił głowę i spojrzał na ramię na Andersa, który stał obok niego. Panowie co dopiero skończyli trening. Nikt jednak nie był zadowolony z ponownego spotkania. Minęło dopiero kilka dni od kolejnej tragedii, która spotkała ich kolegę z drużyny. A oni nie mogli stracić formy. Musieli grać tak, jak gdyby nic się nie stało.

— Jasne. O co chodzi? — odpowiedział, zamykając tylne drzwi swojego auta.

— Młody, co ty odpierdalasz z tą Solheim?

Daniel oparł się plecami o mercedesa i spojrzał pytająco na niskiego kolegę.

— Nie przypominam sobie żebym był zobowiązany tłumaczyć ci się ze wszystkiego, co robię. Nie twój zasrany interes.

— A czyj? Czyj, jak nie mój? Nie graj w chuja, Tande. Uprzedzam cię.

— Jesteś zazdrosny? — parsknął Daniel — W końcu miałbyś dziewczynę na miarę swojego wzrostu.

— Policjantka badająca sprawę martwych skoczków wiążę się z ich kolegą! Cóż za idealny tytuł na okładki gazet! Tyle kobiet na świecie, a ty upierdoliłeś się akurat jej. — warknął Fannemel, kierując w Tandego swoje piorunujące spojrzenie.

— Coś jeszcze? — spytał, otwierając drzwi od strony kierowcy.

— Nie spierdol niczego. Bo znając ciebie, możesz powiedzieć o jedno słowo za dużo.

I już go nie było.

Blondyn wsiadł do samochodu i szybko odjechał, kierując się w stronę swojego tymczasowego mieszkania.

Całą drogę myślał nad tym, co tak naprawdę czuje do Solheim. Może pociągała go jedynie fizycznie? Była starsza, bardziej doświadczona i dojrzała w pewnych sprawach. Z drugiej strony pragnął ją poznać bliżej. Chciał się dowiedzieć jakie ma hobby, co lubi jeść na kolację, jaka rasa psa jest jej ulubiona.

I nagle przypomniał sobie o SMS-ach, które kobieta dostała dzisiaj nad ranem. Nie wiedział, czy osoba po drugiej stronie stanowiła dla Linn rzeczywiste zagrożenie, czy ktoś po prostu stroił sobie żarty. A może to jej były, od którego uciekła? W głowie miał jeden wielki mętlik. Chciał spać. Tak bardzo. Wiedział jednak, że bez tabletki nie ma szans na spokojny, kilkugodzinny sen. Do kobiety również nie pojedzie. To byłaby przesada. Nie mógł jej tak wykorzystywać.

W mieszkaniu zastał dwóch kolegów, z którymi chodził do liceum. W trójkę wynajmowali to mieszkanie od dwóch miesięcy i jeszcze się nie pozabijali! Z resztą – kto w obecnej sytuacji myślałby o mordowaniu? No właśnie. Nikt normalny.

Daniel zjadł jajecznicę, wziął szybki prysznic i wkopał się pod kołdrę. Koledzy chcieli aby dołączył do nich i pograł na PS, ale był tak zmęczony, że nawet nie miał ochoty rozmawiać.

Wertował tablicę na Facebooku i lajkował posty swoich znajomych, po czym wpadł na genialny pomysł. Szybko wystukał w wyszukiwarce „Linnea Solheim" z nadzieją na odnalezienie jakichś perełek. Jemu wystarczyłoby tylko zdjęcie kobiety. Chciał mieć możliwość spoglądania na jej słodką twarz w każdej chwili. Poszukiwania okazały się być nieudane.

Nie znalazł nic.

Ani jednej wzmianki o agentce.

Żadnego zdjęcia.

Nawet konta na Facebooku.

Odnalazł jedynie czterdziestolatkę o identycznym imieniu oraz łyżwiarkę figurową, która ani trochę nie przypominała policjantki.

Zablokował telefon i rzucił go na szafkę nocną. Odwrócił głowę w stronę okna, za którym błyszczał ogromny księżyc w pełni. Myślał o Solheim. Myślał, czy śpi tej nocy. Myślał o wielu innych rzeczach, bo wiedział, że tej nocy nie zaśnie. I przez kilka kolejnych również.


*Oko za oko, ząb za ząb. 

 —  

Lecę z tymi rozdzialikami konkretnie. Lubię, jak obstawiacie, co się będzie dalej działo, więc puśćcie wodze fantazji! XD Nie bójcie się. 8)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top