Rozdział 76 "Wiktor"
*pov Łukasz *
Minął już pieprzony dzień, odkąd wczoraj Marek nagle zniknął. Do kurwy nędzy, odszedłem od niego nawet nie na dwadzieścia metrów i chłopak w magiczny sposób rozpłynął sie w powietrzu. Jestem pewny, że za jego zniknięciem stoi Kornelia.
Zgłosiliśmy sprawę na policję, gdy ludzie usłyszeli, że Kornelia mogła porwać naszego przyjaciela odnrazu podjęła działania. "Podjęła", bo mam wrażenie, że nic nie robili w kierunku, aby odnaleźć Marka.
Ja rozumiem, że ta sprawa nie jest łatwa, bo Kornelia jest przebiegła, ale szanujmy sie. Ta dziewczyna jest nieobliczalna, mnie prawie zabila "miłość życia", to co zrobi Markowi? Oni chcą mnie zdenerwować tym wszystkim.
Sprawą zajmował się komendant Wiktor. Jest to najmłodszy komendant w Polsce. To on rozwiązał sprawe seryjnego mordercy Krzysztofa J. Ten facet miał na karlu trzynaście ofiar, i dwadzieścia usiłowań. Ten pan Wiktor jest zaledwie o rok starszy ode mnie. Nie podoba mi się to, że jakiś młodziak zajmuje się tą sprawą. Chce doświadczonego policjanta, a nie dzieciaka.
- Jakieś nowe informacje państwo posiadają? - spytał sie nas na wstępie
- My? - rzekłem oburzony - Przecież to wy szukacie Marka - odparłem
- W jakieś sprawie państwo przyszli, więc chyba coś państwo chcą, lub mają - odparł
Jak mnie to wszystko denerwuję.
- Nic nie robicie, sam bym już go dawno znalazł, gdybym dysponował waszymi informacjami - powiedziałem zły
- Panie Wawrzyniak, pan jest policjantem czy my? Rozumiem, że martwi sie pan o przyjaciela, ale my na prawdę robimy wszystko co w naszej mocy, żeby odnaleźć tą wariatkę - odparł pan Wiktor
- Jeśli Markowi coś sie stanie pozwę was, to wy pozwoliliscie jej uciec z tego szpitala - powiedziałem wściekły
- Nasz kolega próbował ją zatrzymać siłą, gdy ta wyrywała sie. Skończył z nożem wbitym w servu, więc jeśli pan myśli, że dziewczyna uciekła tak o, to sobie żarty chłopcze robisz - odparł oschle komendant Wiktor
Słyszałem, że podczas próby zatrzymania Korneli ktoś zginął, jednak nie wiedziałem, że był to policjant.
Ta rozmowa nie ma sensu, ja wiem swoje, on swoje. Nigdy nie dojdziemy do porozumienia.
Wyszedłem przed posterunek zapalić ,staram sie nie złamać obietnicy i palić trzy papierosy dziennie, jednak nie zdziwie sie jak z trzech zrobi sie dziesięć.
- Jakie palisz? - spytał komendant
- Westy - odparłem
Wyciągnąłem paczkę do niego, a Wiktor wziął jednego. Zaczęliśmy palić w milczeniu.
- Wiem, że sie o niego boisz, ale też jesteśmy ludźmi - rzekł
- Już nie na pan? - spytałem
- Tam w środku musze być oficjalny, tu juz mniej. Znajdziemy go - odparł
Musicie go znaleźć. Musicie.
*pov Marek*
Siedziałem związany na krześle w pustym pokoju. Oczy miałem od jakiegoś czasu rozwiązane, wcześniej praktycznie całą drogę od auta mialem związane. Jednak zdąrzyłem zauważyć, gdzie mniej więcej jestem. Jednak co z tego, skoro nie mam teraz telefonu?. W zasadzie mam tylko leży na stoliku obok. Jest to jedyna rzecz w tym pieprzony pokoju, tak to cały jest posty, a okno jest zasłonięte.
Nagle do pokoju weszła Kornelia. Wiedziałem, że to ona mnie porwała, po prostu to czułem, że to ona.
- Czego ty chcesz? - spytałem
- Dawno sie nie widzieliśmy - odparła.
- No nie mam w zwyczaju odwiedzać więzienia - powiedziałem
Dziewczyna patrzyła na mnie spokojnym wzrokiem. Była pewna siebie, nie jak wtedy, gdy porwała Łukasza. Porwała. Przetrzymyla w jego mieszkaniu
- Już niedługo Kruszel, niedługo - rzekła nagle
- Ale czego ty od nas chora kobieto chcesz? - spytałem zdenerwowany
- Zemsty, odebrałeś mi Łukasza. Mieliśmy tam umrzeć oboje, ja i on i być juz na zawsze razem bez was, bez fałszywych ludzi - odpadła dziewczyna
- Kto tu jest fałszywy? - spytałem ironicznie
- Uwierz mi, że niedługo nie będzie tak skakał. Jeśli Lukaszek cie nie uratuje umrzesz szybciej, niż ci sie wydaje. A mnie nigdy nie znajdą - powiedziała i wyszła do pokoju obok
Jestemy załamany. Łukasz... On pewnie sie martwi i obwinia, a to nie jego wina...
***************
HHehehehehehehe
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top