Rozdzial 93 "Karma"

*pov Łukasz*

- Zapłacę - Marek
- O co ci chodzi?  - Łukasz
- Zapłacę za jego leczenie - Marek
- On umiera Marek. Dzięki. Nie lituj sie. Daj po prostu spokój - Łukasz

Jego propozycja była nie na miejscu. Napisałem w sms-ie Honey, że on jest nie uleczalnie chory. Pewnie chce sie zemścić, i mnie dobić. Nawet nie zamierzam walczyć z tym, bo i tak pewnie długo psychicznie po śmierci tego nie wytrzymam. Tak wygląda karma, w najgorzej postaci. Wiem, że zasłużyłem, jednak nawet jeśli to nie było w takich okolicznościach to... Dlaczego to właśnie on ma tego raka, a nie ja?  Dlaczego to nie ja umrę? Moja karmą był twój powrót...

- Jutro szpital - rzekł Piotrek wyrywając mnie z myśli
- Wiem - odparłem
- Nie łam sie. Prosze. Ani teraz, ani gdy odejde - powiedział Piotrek widząc mój stan
- Spróbuję - odparłem

Chłopak był cholernie blady, bardzo mało mówił i głównie leżał. Nie łatwo mi jest patrzeć na niego w takim stanie. To jest gorsze, niż cokolwiek innego, gdy wiesz, że nie możesz nic zrobić, że żadne leki nie pomogą. Gdy wiesz, że to ty powinieneś umierać. Tak na prawdę ten chłopak nie jest tu niczemu winny. Tylko i wyłącznie Ja zjebałem. Bo powinniem inaczej to rozegrać. Powienien posłuchać Wiktora, teraz zapłacę za wszystko największą cene.
Piotrek wstał z łóżka, chyba chciał isc do łazienki.

- Łuk... - wyszeptał chłopak
- Piotrek?  - spytałem

Chłopak nagle osunął sie na ziemie. Już nic nie mówił.

- Piotrek!  - krzyknąłem

Wiedziałem, że to omdlenie nie świadczy o niczym dobrym.
Od razu wsiadłem w samochód i pojechałem z chlopakiem na pogotowie, tam zabrano go na badania.
Pozostało mi tylko poczekać. Nie miałem zbytnio, co ze sobą zrobić, stres mnie zjadał od środka. Spodziewam sie niestety najgorszego

- Jest jak jest, ale chce pogadać - Marek
- To nie jest dobra chwila - Łukasz
- ? - Matek
- Jestem w szpitalu, nie moge teraz Marek - Lukasz

Nie mam ochoty teraz z nikim rozmawiać na prawdę, tu nie mowie chamsko, ale martwie sie o Piotrka.
Prosze niech on jeszcze nie umiera... Proszę

- Pan przywiózł tego blond chopaka?  - spytał lekarz
- Możliwe, ze chodzi o mnie - odparłem
- Piotr Pająk, pan z rodziny?  - spytał
- Tak, i jestem jego kuzynem - odparłem kłamiąc
- Przywiózł go pan martwego - rzekł lekarz

Usiadłem na siedzeniu za sobą. Czułem, ze zaraz zemdleję.

- Slucham? - spytałem przez lzy
- Chłopak zmarł dwadzieścia minut temu - rzekł lekarz
- Spoznilem sie... - odparłem
- Nie bylo to pana winą, chłopak był śmiertelnie chory. Nawet, gdyby żył nie miał by szans - wytłumaczył lekarz

Lekarz odszedł, a ja zostałem kompletnie sam. Sam na sam ze swoim parszywym Ja. To Ja powinienem umrzeć, nie on, nie nikt inny, tylko Ja.
Nie wiem, co ja mam teraz ze sobą zrobić. Jak pójdę do domu oszaleje, wszystko mi bedzie jego przypominać, jego uśmiech i oczy. Jego. Piotrka.
Siedziałem tak kilka ładnych. Po jakimś czasie ktoś koło mnie usiadł. Miałem to gdzieś, chce umrzeć. Chce umrzeć.

- Czemu płaczesz?  - spytała osobą siedząca obok mnie

Od razu poznałem ten głos.

- Marek? - spytałem przez lzy
- On już... - zaczął chłopak jednak ja mu przerwałem
- Tak, i co chcesz patrzeć, jak cierpie?  - spytałem załamany.

Wybiegłem ze szpitala. Niech mnie coś zabije po drodze prosze. Wiem, że on pewnie chce tylko patrzeć na moje cierpienie. Tylko jak teraz płacze. I choć powinien dostać tą satysfakcję... Nie jestem w stanie spokojnie siedzieć.
Dobiegłem do jeziora, upadłem na ziemie przed nim i zacząłem płakać. Cholernie głośno i cholernie mocno. W tym płaczu były wszystkie moje chujowe emocje. Nie chce żyć, to ja powinienem umrzeć nie on!

- Łukasz - powiedział Marek

Wstałem z tej ziemi zły. Na siebie, na świat, na Boga.

- Prosze patrz patrz ja cierpie. Wiem, że ci sie to podoba wiem!  Jestem pustym idiotą, powinienem umrzeć za niego, za to co zjebałem. On nie był niczemu winny, ja zjebałem. Ja powinienem zdychać kurwa jak pies!  - zacząłem krzyczeć do chłopaka.

Co ja robie ze swoim życiem?

- Nie przyszedłem po zemstę, ani nic. Nie jestem suką - rzekł
- To co chcesz?  - zapytałem
- Rozmowy - rzekł
- Jutro Marek - powiedziałem
- Pod jednym warunkiem - powiedział
- Jakim?  - spytałem
- Pojedziesz do mnie. Bo wiem, ze sam można sobie coś zrobić - powiedział
- Wszystko mi jedno - odparłem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top