Rozdzial 80 "Nie taki zły wróg, a może ukryty przyjaciel?"

*pov Łukasz*

Jechaliśmy w totalnym milczeniu. Mam nadzieję, że dziewczyny się tam w samochodzie nie zabiją, jednak myślę, że przy zaistniałej sytuacji Honey sie opanuje. Myślę, że zrobi to dla Marka. Tylko dla niego. Jednak trzeba też podziękować Lilli, że przyszła. Mogla sobie to wziąć za żart, za pomyłkę, cokolwiek. Jednak przyjechała od razu do nas. Nie zwlekała z tym. Możliwe, że właśnie tylko dzięki niej, i tej wiadomości odnajdujemy Marka całego.
Myślałem przez chwilę, aby namierzyć numer. Nawet to proponowałem Wiktorowi, jednak coś tam z procedurami mi tłumaczył i, że musielibyśmy długo czekać na wyniki i tak dalej. Nie znam sie na tym, a on też mówił o tym dziwnie. Wydawać by się moglo, łatwe namierzyć numer, a ty jednak nie jest tak prosto.
Jechaliśmy około dwudziestu minut. Las, o którym mówił Marek byl daleko, praktycznie na samym końcu miasta. Był dziwny dlatego, że nie było w nim innych drzew prócz "choinek". Były one na samym początku, a za tym lasem były bloki. Bardzo rzadko uczęszczana okolica. Praktycznie nikt nie chce tam mieszkać, przez fakt złego dostępu do wszytskiego. Faktycznie dobrze sobie to Kornelia wszystko zaplanowała.
Gdy przejechaliśmy ten las i stanęliśmy na jakimś parkinku wysiedliśmy z samochodów.

- Tu jest tyle bloków, jak ich znajdziemy? - rzekłem widząc ilość blokowisk.
- Wy dziewczyny na lewo, my na prawo. Szukamy jakiegoś mieszkania z jej nazwiskiem. I pytajcie każdego, czy wiedzą, gdzie mieszka taka dziewczyna. - rzekł Wiktor
- I gdyby co dzwonimy do siebie. - dodałem
- I nie róbcie nic na własną rękę. To wariatka pamiętajcie - rzekł Wiktor

Poszliśmy tak jak mówił, liczyłem, że dosyć szybko znajdziemy jej mieszkanie, jednak spodziewam sie, że z naszym szczęściem będzie to ostatnia klatka, do której będziemy szli.
Rozdzielismy sie, ja poszedłem od jednego końca, a Wiktor od drugiego. Mogło to trwać w nieskończoność. Było to wielkie blokowisko.
Jednak to i tak lepiej, niż bym miał sam go szukać, jednak tak jak myślałem znalezienie jednego adresu nie bedzie takie proste.
Z daleka dojrzałem jakiegos mężczyznę. Postanowiłem, ze soytam go o drogie do tej suki.

- Przepraszam, nie wie pan, gdzie mieszka Kornelia?  - spytałem starszego pana
- Ta wariatka?  Czemu jej szukasz?  - spytał zdziwony
- Właśnie dlatego, ze jest szalona - odparłem
- Tamta klatka. Mieszkanie 7. Tylko bez policji tam nie idź - rzekł mężczyzna

Nawet nie podziękowałem po prostu od razu pobiegłem w miejsce, gdzie wskazał mężczyzna. Wiktor od razu pobiegł za mną i dobrze, ze to zrobił, bo sam bym zabił tam Kornelie.

- Stój kurwa - krzyknął Wiktor i chwycił mnie za bluze

Zatrzymał mnie tuż przed klatką Kornelii.

- Chcesz żeby też ona ci coś zrobila?  Nie kieruj sie emocjami i uczuciami do chłopaka, bo to cie teraz zgubi. Pójdę pierwszy. I nie rób nic bez mojej zgody. Inaczej może zrobić coś Markowi - wytłumaczył mi Wikore

Miał rację. Nie powiem. Normalnie to bym tam wbiegł i próbował coś zrobić, jednak znając życie coś by sie zaraz stało. Mogla by nawet zabić Marka na moich oczach.
W między czasie wysłałem adres Honey, gdzie jest Marek, jednak napisałem, aby nie chodziły na gore, tylko zadzownily na policje i powołały sie na nazwisko Wiktora i poczekały na koniec.
Serce waliło mi strasznie mocno w tym momencie. Nie mogłem siw zbytnio uspokoić, mam nadzieje, że z Markiem jest lepiej, niż było ze mna po "milym" spotkaniu z Kornelią sam na sam ostatnim razem.
Gdy doszliśmy pod drzwi Kornelii,  Wiktor pociągnął za klamkę, aby zobaczyć czy drzwi są otwarte. Niestety nie były. Mężczyzna spojrzał na mnie. Doskonale wiedziałem, co to znaczy.
Mężczyzna z całej siły uderzył nogą w drzwi. Zrobił takie samo z buta wjeżdżam, co Marek.
Niestety hałas przy tym był ogromny, więc spodziewam sie, ze Kornelia od razu to usłyszała.
Weszliśmy głębiej w mieszkanie. Wiktor caly czas trzymał rękę przy pistolecie, który mógł mu sie w Każdej chwili przydać.
Gdy weszliśmy do jednego z pokoi ujrzeliśmy Kornelie i Marka

- Rzuc to!  - krzyknął Wiktor

W jego dłoniach od razu znalazła sie przeładowana broń. Kornelia trzymała nóż blisko gardła Marka. Trzymała go za włosy, że wystarczył jej jeden ruch i by chłopak zaczął sie wykrwawiać. Marek nie mówił nic,  i starał sie, jak najbardziej nie ruszać.

- Jeden krok i go zadźgam - powiedziała Kornelia
- To już koniec dziewczyno - rzekł Wiktor
- Powiedziałam jeden krok i go zadźgam - odparła i zbliżyła nóż do chłopaka
- Uważaj ona jest nie obliczalna - powiedziałem do chłopaka
- Ostatni raz mówię rzuć to! - krzyknął Wiktor

Sparawa na prawdę nie wyglądała za dobrze. Mozliwe, że dzieliły nas sekundy od tragedii.
Próbowaliśmy coś rozmawiać z dziewczyną, jednak jej chora fantazja zasłoniła jej umysł. Niczego nie rozumiała. Nic do niej nie docierało, nawet to, że na dole jest pełno osób, które by ją zabiły. I. Nie mówię tu o policji, a o trójce dziewczyn.

- Jego śmierć tylko cie bardziej pogrąży - rzekł Wiktor
- Może, ale da mi też dużo satysfakcji, że Wawrzyniak nie będzie szczęśliwy - odparła dziewczyna
- Odłóż nóż - powiedział Wiktor
- Nigdy - odparła Kornelia
- Kornelia to koniec. Koniec rozumiesz?  - powiedziałem
- Skoro ja mam iść na całe życie do więzienia i nie być szczęśliwa, to wy też nie będziecie - dziewczyna wzięła duży zamach ręką, w której miała  nóż. Centymetry dzieliły ją od wbicia noża w Marka

W tym momencie padł strzał ze strony Wiktora. Nie zabił Kornelii, tylko postrzelił ją w rękę. A szkoda, że nie zabiłeś tej suki. Dziewczyna upadła na ziemie, a Marek odetchnął głęboko. Wiktor podszedł do dziewczyny, nie zważając na jej krzyki skuł ją kajdankami i wyprowadził. Ja odwizązałem Marka z siedzenia.
Myślałem, że chłopak sie we mnie od razu wtuli, a on siedział. Tylko siedział. Może był na tyle wystraszony, jednak czułem w sercu, że coś jest jeszcze na rzeczy.

- Już po wszytkim - powiedziałem

Kucnąlem przy chłopaku. Nie patrzył mi w oczy, nawet przez moment nie umiał utrzymać wzroku na mojej twarzy. Co ta szmata ci zrobila? 

- Marek, chodź. Pojedziemy do szpitala - powiedziałem
- SMS. Dostałeś go?  - spytał
- Lilli dostala. Gdyby nie ona, nie było by nas tu tak szybko. Już po wszytskim Marek. Już jestę bezpieczny, słyszysz?  Chód na dół do dziewczyn i muszą cie lekarze przebadać - zacząłem tłumaczyć, aby chłopak zrozumiał.

Chłopak unikał nie tylko mojego wzroku, ale i dotyku. W tym momencie chłopak upadł przedemną na kolana,  a wręcz cały upadł.

- Marek, co sie dzieje?  - spytałem zaniepokojony
- Łukasz... - wyszeptał

Chłopak był bliski płaczu. Od razu wiązałem go na ręce i zacząłem schodzić po schodach do karetki. Nie był z nim nawet w najmniejszym stopniu dobrze.

Gdy byłem przed blokiem od razu poszedłem do karetki. Dziewczyny od razu do nas pobiegły, jednak, ja na to nie patrzyłem. Liczyło sie dla mnie zdrowie Marka. Pielęgniarze z karetki widząc mnie z chlopakiem na rękach od razu wyjęli nosze z karetki. Wiktor stał z boku i rozmawiał z jakimś swoim kolegą chyba. Wszytsko powoli do mnie docierało, gdyż byłem przejęty Markiem.
Położyłem go na noszach. Jeszcze chwile przed zabraniem go do szpitala chłopak chwycił mnie za szyje i przyciągała do swoich ust i wyszeptał coś do ucha. Po jego słowach stałem jak wryty. Jeszcze mniej kontaktowałem, niż wcześniej. Gdy karetka odjechał patrzyłem przed siebie. Chciałem krzyczeć.
Po chwili podszedł do nas Wiktor. Dziewczyny stały dwa kroki za nami i nic nie mówiły. Były równie przejęte jego stanem, jak ja.

- Co ci powiedział, przed odjazdem?  - spytał Wiktor

Spojrzałem na niego, a później na dziewczyny. Moje oczy były już zaszklone przez łzy.

- "Ona mnie zgwałciła" - zacytowalem Marka, a moje oczy byly jeszcze bardziej zaszklone, niz wcześniej

Dziewczyny słysząc to od razu mocno westchnęly, a mi popłynęły łzy z oczu. Ta kurwa siedziała zaledwie kilkanaście metrow ode mnei w radiowozie. Najwidoczniej jej stan nie jest tak ,żeby zabrać ją do szpitala.
A nawet jeśli jest, to mam nadzieję, ze zdechnie. Jest najwiekszym potworem jakimgo znam.

- Honey zawieź mnie do niego proszę - powiedziałem
- Chodźcie wszystcy pojedziemy - rzekła dziewczyna
- Moge też?  - spytała niepewnke Lilli

Spojrzałem na dziewczyne. Było mi ciężko, ale to musiało sie kiedyś stać. Podszedłem do siostry i przytuliłem ją. Już pomijam fakt, ze potrzebowałem przytulenia od trzech godzin.

- Gdyby nie ty, on by nie żył. Też ci podziękuję, gdy dojdzie do siebie. Teraz musimy mu wszyscy pomóc. Łącznie z Tobą - powiedziałem

Puściłem dziewczynę i ruszyłem w stronę samochodu Honey. Usiadłem wyjątków z przodu, a Karolina i Lilli z tylu.
Nim od jechaliśmy podszedł do nas jeszcze Wiktor.

- Daj swojej siostrze numer, bo będziemy potrzebować jej telefonu z tym smsem. - rzekł Wiktor
- Ona cie słyszy - odparłem
- Ale ty masz mój numer. - odparł - Będzie dobrze Łukasz. Trzymaj sie. I do usłyszenia - dodał i ruszył w strone swojego samochodu

Po chwili Honey ruszyła do szpitala. Nie zajęło to długo. Domyślam sie, że Milena bedzie sie zajmować chłopakiem, więc informacje dostaniemy bez wiekszego problemu
Gdy po okolo dwudziestu pieciu minutach weszliśmy do szpitalu, była juz tam Milena. Czekała na nas.

- Źle z nim Łukasz - powiedziała na wstępie
- Ale co z nim?  - spytałem
- Nie daje sie dotknąć nikomu. Nie mamy jak go przebadać, a psycholog bedzie dopiero za godzine - odparła
- Dajcie mu czas. Ta suka go zgwałciła - powiedziałem, a w zasadzie wyszpetałam

Milena spojrzała na mnie bardzo zdziwiona.

- No to istotna informacja  - rzekła
- Wiem, dlatego mówię - odparłem
- Przekaże ordynatorowi. - powiedziala
- Milena - rzekłem, nim Kobieta odeszla
- Tak?  - spytała
- Przekaż mu, że tu jestem. I, ze mu pomogę. - poprosiłem
- Przekaże - rzekła

***************
Kto sie ciesze, ze dlugi rozdział?  Ja bardzo! 
Podziękowania dla KrwawyAniol za zdjecie! Kocham cie misia!!!
Jak rozdział, jak wam sie podobają takie zwroty akcji?  Jak wam sie w ogóle podobam? jestem ciekawa waszej opinii! 💗💓💞💕💟❣️❤️💜❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top