Rozdział 54 "kara"

*pov Łukasz*

Będąc w szpitalu nie poszedłem za ojcem. Usiadłem na krześle niedaleko poczekalni. Oczy miałem zaszklone od łez i cały sie trząsłem. Nie mogę uwierzyć, co ja najlepszego narobiłem. Najgorsze jest to, że do mnie to dopiero dociera. Że to ja jestem mordercą. Przecież to był tylko pocałunek, dlaczego mnie najmniejsze rzeczy tak denerwują?
Chyba wiem.
Marek mógł mieć każdą dziewczynę, a wybrał mnie. Kiedyś był z Lilli, a powiedzmy sobie szczerze, że ona jest piękna. Jak z dziewczyny tak pięknych, mógł sie przenieść na takie szare osoby, jak ja? Chyba podświadomie chciałem mieć go tylko dla siebie, żeby był tylko mój. A teraz jest już za późno.
Zacząłem mocno szlochać na korytarzu, przez co wolałem sie ukryć w łazience, aby nikt nie widział mnie w takim stanie.
Powinienem sie zabić, ale to była by zwykła przyjemność dla wszystkich. Wole zapłacić za swoje winy największą karą.
Chcialbym być sam. Uciec stąd daleko, jak najdalej. Dlaczego moje życie to pasmo porażek, pasmo cierpienia i bólu.
Nagle do łazienki weszła Honey, która nie wyglądała na wesołą.

- Coś ty odjebał?  - spytała ostro
- Zabiłem go - odparłem zalamany

Siedziałem na podłodze w łazience. Chce umrzeć.

- Łukasz kurwa - rzekła Honey
- Honey wiem, co zrobilem, wiem, ze jestem dupkiem i wszystko co najgorsze! - krzyknąłem

Czuje sie jak dziecko, bezradnie. Dziecko, któremu zabrano cukierka i zaczął Tupac nogami, aby mu to tylko oddać. Jednak mój cukierek nie żyje i raczej już go nie spotkam.

- Wstawaj i mnie nie wkurwiaj - powiedziała wściekła Honey i chwycił mnie za rękę.

Zaczęła mnie ciągnąć w strone sali, gdzie powinien być Marek, a w zasadzie jego zwłoki. Nie chce tego widzieć.

- Nie ciągnij mnie tam! - krzyknąłem zapłakany
- Bo co? - spytała ostro
- Nie chce, puść mnie! - krzyknąłem bezradnie przez łzy.

Gdy doszliśmy na miejsce Honey rzuciła mną o podłogę, tak, że upadłem zapłakany na kolana. Wszyscy patrzyli na mnie z góry, a ja patrzyłem zapłakany w podłogę. Powinni zadzwonić na policje, a nie torturować mnie tu psychicznie. Ja i tak już jestem gównem.

- No popatrz, co zrobiłeś - rzekła Honey
- Nie chce - mówiłem wciąż zapłakany

Honey była taka wściekła. Nigdy jej takiej nie widziałem. Nigdy.
Chwyciła mnie za włosy i na siłę przyciągnęła do szyby, gdzie widziałem tylko łóżko, a na nim leżący Marek.

- Nie odwracaj głowy tylko patrz - powiedziała Honey.
- Honey już dość. Dostał nauczkę - powiedział nagle ojciec
- Jaką nauczkę?  - spytałem zapłakany
- Spójrz do chuja na tego Marka - krzyknęła Honey

Marek fakt leży bezczynie w łóżku, ale..

- Żyje, ratują go kretynie. Ratują to, co ty prawie zjebales - krzyknęła Honey

Dziewczyna rzuciła mną o podłogę. Ponownie.

- Psychiczna karą jest gorszą, niż gdybyśmy cis od razu policji oddali. - rzekła Honey

Patrzyłem cały zapłakany na nią. Wiem, że zasłużyłem. Nie wiem, czy być zły na nią czy dziękować.
Po pewnym czasie podszedł po mnie ojciec, przykucną przy mnie i zaczął mówić.

- Jest zła na ciebie to fakt, ale wszyscy cie tak czy siak kochamy. Łukasz. Módl sie, aby on sie obudził i chciał z tobą rozmawiać. - rzekł ojciec
- Kocham cie Łukasz, ale Marka też. Gdy Marek sie obudzi, idz do psychologa - rzekła Honey
- Masz rację, ale mam jeden problem Honey - powiedziałem zapłakany
- Jaki?  - spytała

Spojrzałem na Lilli, która uciekła wzrokiem od wszystkich.

- Lilli mówiła, że coś czuję do Marka - powiedziałem

Dziewczyna odwróciła sie do nas plecami. Widać było, że nikt o tym nie wiedzial, że Lilli sie nie przyznała.

- Idź stąd Lilli. - powiedziała Honey
- Gdy sie obudzi wyszystki wyjaśnia - powiedział
- Stop stop stop - powiedziałem - Marek przeze mnie jest w szpitalu i mam tu być, a ona ma sobie iść?  - spytałem - Zostaje i patrzy na to tak samo, jak my, to też jej wina - powiedziałem
- Jak chcesz, ale ja nie chce na nią patrzeć - rzekła Honey

Wydaje mi się, że to będzie ciekawy pobyt w szpitalu.

****************
Nie płakać mi tam już, to nie koniec. Its a prank xD! Sorry musiałam 💞
Także... Jak wam się podoba rozdział xD
A i zapraszam na nową książkę z moimi chłopakami

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top