-Wyznanie miłości-

Riddle Roseheart

- (Imię), możesz podejść bliżej? - spytał cię Riddle kiedy odpoczywaliście w twoim domu. Twoja rodzina była akurat poza domem, więc byliście sami z twoim bratem w kuchni na dole. Posłusznie podeszłaś bliżej chłopaka zaciekawiona co takiego od ciebie chce. - Mam kolejny sekret do podzielenia się z tobą - wyznał odrobinę poddenerwowany. W lekkim świetle lampek widziałaś jego czerwone policzka.

- Słucham uważnie - nadstawiłaś ucho gotowa do poznania sekretu Riddle'a. Zbliżył się do twojego ucha nabierając odwagi i sił do powiedzenia następnych słów. Przymknął oczy i wciągnął powietrze zanim wyszeptał...

- Kocham cię - i ucałował szybko twój policzek. Wyprostował się obserwując twoją reakcję na jego wyznanie. Położyłaś dłoń na ucałowanym policzku i spojrzałaś wielkimi, szklistymi oczami na chłopaka. Już chciał przepraszać i powiedzieć, że był to żart czy coś takiego, ale wtedy szeroko się do niego uśmiechnęłaś.

- Nareszcie, głuptasie!

Ace Trappola

Byłaś w kuchni i robiłaś ulubiony przysmak, którym zaraził cię Ace. Placek wiśniowy według twojej babci. Nauczyłaś się go robić gdy Ace zaraził cię miłością do tego rodzaju ciasta. Rozpoczynaliście wakacje, więc była to dobra okazja aby uczcić to pysznym plackiem.

- O rany, placek wiśniowy! - dołączył do ciebie Ace obejmując twoje ramiona ręką.

- Oczywiście. Czym innym mielibyśmy uczcić początek wakacji? - spytałaś rozbawiona nakładając krem na wierzchu ciasta. Trappola sięgnął palcem do ciasta aby spróbować kremu, ale uderzyłaś jego dłoń łyżką z której odrobina kremu ubrudziła twój policzek. - Jeszcze nie! Zjemy jak będzie gotowy - odparłaś wycierając policzek z kremu w jednym miejscu. Nie zauważyłaś, że zostało jeszcze trochę w innym miejscu. Tym zajął się Ace zlizując ostatnią odrobinę kremu.

- Mmm. Dobra - uśmiechnął się unosząc brwi. Cała czerwona zamachnęłaś się i przyłożyłaś mu łyżką.

- Co to miało znaczyć?!

- Ack! Że cię lubię, lubię, (Imię)! A! Przestań! Przestań!

Leona Kingscholar

Od czasu wypadku Leona był bardzo uważny i doglądał twojego stanu. Zgodnie ze swoim postanowieniem zmuszał cię niekiedy do odpoczynku kiedy było to konieczne i ponownie zaczynałaś zaniedbywać jedzenie oraz odpoczynek.

- Na prawdę muszę wracać do pracy, Leona - westchnęłaś podnosząc się nieco z jego klatki piersiowej. Leżał oparty o drzewo w ogrodzie. Miał przymknięte oczy, ale otworzył jedno i zerknął na ciebie nieco wzmacniając uścisk na twoich plecach. Podniósł jedną z rąk mu twojej głowie i nachylił ją ku sobie. Jego usta musnęły twoje czoło.

- Zostań - powiedział i wcisnął twoją twarz w swój obojczyk. Początkowo zaskoczona nie wiedziałaś co robić, ale dość szybko zrozumiałaś co się tutaj działo. Znasz Leone zbyt długo na takie gierki. Uśmiechnęłaś się pod nosem.

- Heh. Też cię kocham - odpowiedziałaś posłusznie zostając przy nim. Nie widziałaś tego, ale na jego gburowatej twarzy pojawiły się małe rumieńce. Ledwo widoczne, ale obecne. Nie odpowiedział nic. Po prostu leżał okazjonalnie zahaczając ogonem o twoje nogi. Poszło gładko. Dzięki Bogu doskonale rozumiesz o co mu zawsze chodzi, inaczej musiałby wszystko wyjaśniać.

Jack Howl

- Haa, to lato jest mega upalne - westchnęłaś leżąc na podłodze w domu Jack'a przy wiatraku, który miał was niby chłodzić. Nie mieliście siły na nic. Ani na ćwiczenia, ani na zabawy z jego młodszym rodzeństwem które swoją drogą również umierało z gorąca jak wy. - Roztopię się - wyjąkałaś wycierając pot z czoła.

- Narzekaniem nie sprawisz, że będzie chłodniej - westchnął Jack, który najchętniej by ściągnął koszulkę, ale przy tobie się wstydzi (baby boi). Zerkałaś na niego kątem oka kiedy nalewałaś sobie kompotu gruszkowego.

- Ehh... Gdybyś był ogromnym wiatrakiem do chłodzenia pokochałabym cię w takich chwilach - powiedziałaś upijając łyk soku. Jack podniósł się na łokciach z podłogi, uszy stanęły mu dęba.

- Co masz przez to na myśli? - początkowo zaskoczony zaczął się uśmiechać. Ups, powiedziałaś chyba o kilka słów za dużo. Siedziałaś cicho popijając nieustannie kompot i nie patrząc na Jack'a. Widziałaś jedynie jak jego ogon zaczyna szalenie machać i po chwili przytula się do ciebie jego właściciel.

- Niee! Złaź ze mnie, jest za gorąco! - kopanie nic nie da, (Imię). Już dawno za późno na to, bo właśnie dałaś świadectwo swojej miłości.

Azul Ashengrotto

Na twoje urodziny Azul skomponował mały utwór i zagrał go na pianinie w Monstro po godzinach zamknięcia. Siedziałaś obok niego i słuchałaś słodkiej melodii jaką wygrywał na instrumencie. W dłoniach bawiłaś się swoim telefonem a dokładniej zawieszką w kształcie fioletowej ośmiornicy. Azul jej nie lubił, ale nie zabronił ci jej nosić. (Może sekretnie uważał to za słodkie)

- To cudowny prezent, Azul - odpowiedziałaś po skończonym koncercie i opadłaś na jego kolana. - Na twoje urodziny też coś zagram na pianinie - dodałaś dumnie.

- Och? Nie wiedziałem, że nagle potrafisz grać na pianinie - prychnął z uśmiechem. Nadęłaś policzka i obróciłaś się bokiem, aby na niego nie patrzeć.

- Nauczę się do tej pory! - wyjaśniłaś zajmując się ponownie zawieszką. Nagle pochwycił twoje dłonie zmuszając cię do odwrócenia się ku niemu. Jego wzrok znacząco złagodniał.

- Nie chcę być chciwy i wybredny, ale wolałbym coś innego - twoje dłonie zbliżyły się do jego ust. Milczałaś czekając co się dalej wydarzy. - Wolałbym ciebie - ucałował twoje dłonie ostrożnie z lekkim odcieniem różu na policzkach. Podniosłaś się raptownie pytając czy jest poważny. Kiedy odpowiedział, że tak mocno go przytuliłaś zwalając was oboje z siedzenia.

Jade Leech

Od czasu groźnego ataku twojego byłego ponownie miałaś problemy z zaufaniem i traumę. Jade był ekstremalnie delikatny w stosunku do ciebie. Musiałaś wiedzieć, że jest przy tobie aby cię chronić i pomagać a nie wykorzystać twoje zaufanie aby cię zranić. Spędzaliście tegoroczne święta u ciebie. Przy cieple domowego kominka o późnej porze nocnej piliście herbatę. W ciszy, owinięci kocami.

- Jade? - zawołałaś nagle dość cicho zdobywając jego uwagę. Odstawiłaś kubek z ciepłym napojem na bok i dość niepewnie, powoli i ostrożnie zbliżyłaś się do niego. Był zdziwiony, ale nie drgnął ze swojego miejsca. - Może i mam dalej pewne problemy w głowie i może być ciężko z początku, ale... Możemy spróbować? No wiesz, być razem - zapytałaś przytulając się do niego delikatnie. Pewnie słyszałaś jego szybko bijące serce.

- Ach.. - udało ci się go zaskoczyć. Trwał nieruchomo trawiąc twoje słowa. Przed przyjazdem tutaj jego brat powiedział "podziękujesz potem". Skąd mogłaś być tak pewna, że również chciałby z tobą być? Floyd... Jade westchnął wreszcie odblokowując się. Przytulił cię mocniej do siebie. - Skoro również tego chcesz nie mógłbym być bardziej szczęśliwszy w życiu.

Jamil Viper

Po swoim długim leczeniu wróciłaś do starej formy. Z tą różnicą, że musiałaś nosić okulary, aby widzieć w dobrej ostrości. Byłaś obecnie w pałacu Kalima. Dalej nie mogłaś nadziwić się swoim okularom i dalej przyzwyczajałaś się do ich noszenia.

- Co myślisz? Pasują do mnie? - spytałaś poprawiając je na nosie. Latający dywan okrążył cię uważnie i żwawo podskoczył kilka razy przed tobą. Udał nawet, że omdlewa. - Cieszę się. Dobrze, że wszystko wróciło do normy - westchnęłaś dając się porwać dywanowi w tańce z radości. Latający dywan okręcił cię aż wpadłaś na kogoś. Spojrzałaś w górę. - A ty co myślisz? Okulary mi pasują? - spytałaś Jamila oplatając ręce wokół niego.

- Nie jest najgorzej - wcisnął ci do ust krakersa, którego zostałaś zmuszona pogryźć aby mówić. Podczas jedzenia suchej przekąski Jamil chwilę ci się przyjrzał i pochylając się wyszeptał. - Dla mnie jesteś wspaniała we wszystkim - aż wciągnęłaś gwałtownie powietrze ale zakrztusiłaś się krakersem. Jamil zaśmiał się obejmując cię. Pomimo tego, że jego wyznanie wyglądało na pewne i przemyślane był zdenerwowany jak nigdy wcześniej. Ale miał tym razem na tyle odwagi, aby wreszcie nakierować cię na swoje myśli. - Kocham cię, (Imię).

- ... Ja ciebie też.

Vil Schoenheit

Twój głos dalej był dość cichy i chrapliwy po ataku zazdrośnika, ale specjalne syropy i inhalacje powoli leczyły twoje gardło i płuca. Może nie będziesz w stanie krzyczeć i śpiewać niskim głosem jak kiedyś bez bólu, ale odzyskasz normalny głos już niebawem. Do tej pory byłaś oczkiem w głowie Vila i matki. Podczas wakacji siedziałaś z Vilem w swojej małej pracowni nie mając co robić prócz inhalacji. Blondyn w tym czasie zaplatał ci włosy. Robił to delikatnie jak zwykle.

- (Imię) - po skończeniu robienia ci lekkiej i komfortowej fryzury odwrócił cię przodem do siebie na okręcanym krześle. Jakie było twoje zaskoczenie kiedy zobaczyłaś go klęczącego na jednym kolanie przed tobą.

- Co ty wyprawiasz? Nie żartuj sobie tak, Vil - upomniałaś go odstawiając maskę i wyłączając inhalator. Już chciałaś coś dodać kiedy uciszył cię biorąc twoje dłonie w swoje.

- Jesteś dla mnie wszystkim. Jedną jedyną. Czy sprawisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną? - widząc jak poważny był podczas wyznania zrobiło ci się gorąco i duszno. Zakryłaś usta jedną ręką i omal się nie rozpłakałaś.

- Tak! Tak, oczywiście! - gdy podniósł się uczyniłaś to samo i mocno objęłaś jego ramiona. Odwzajemnił gest wtulając cię do siebie pewniej. Wiedział, że tak odpowiesz.

Rook Hunt

Podczas wspólnych świąt postanowiliście pobawić się aparatem fotograficznym. Podczas pobytu w szpitalu postanowiłaś dowiedzieć się więcej o profesjonalnej fotografii i przenieść wiedzę na praktykę. Rook zgodził się być twoim modelem.

- Rany, Rook. Nie ważne jakie zdjęcie wychodzisz tak samo olśniewająco. Zdradź mi swój sekret - westchnęłaś po zrobieniu mu zdjęcia z góry na puchatym dywanie. Usiadłaś na moment na jego brzuchu okrakiem sprawdzając zrobione zdjęcia.

- Może to zasługa osoby po drugiej stronie aparatu za to odpowiada - rzuciłaś speszona na niego okiem. Uśmiechał się do ciebie odbierając ci powoli aparat. - Może to ty jesteś powodem dla którego chcę zawsze dobrze wyglądać? Chcę ci się podobać bardziej niż jako przyjaciel - kiedy zaczynałaś rumienić się jak pomidor Rook dyskretnie uwiecznił to na zdjęciu. Milczałaś powodując, że jego serce zabiło w niepewności. Czyżby się pomylił?

- ... Co jeśli od dawna podobasz mi się jako ktoś więcej niż przyjaciel?

Malleus Draconia

Czułaś się jak nowo narodzona kiedy wyzdrowiałaś po ataku smoczej gorączki. Jak rozkwitający kwiat, nowo narodzone źrebie! Czując siły jakie powróciły do ciebie byłaś przepełniona taką radością jak nigdy wcześniej. Miałaś ochotę tańczyć, śpiewać, śmiać się do braku tchu!

- Tak dobrze wrócić do sił i zdrowia po tak okropnej chorobie - powtórzyłaś okręcając się do melodii wygrywanej przez zaczarowane pianino nieopodal. - Czy to jawa czy sen, Malleus? Jestem tak szczęśliwa jak jeszcze nigdy w życiu - złapałaś jego chłodną dłoń wyciągając go na środek komnaty. Melodia szybko zmieniła się w walc do którego kiedyś tańczyliście. Ustawiłaś się do tańca czekając na reakcję księcia. Przyłączył się nie chcąc psuć twojego humoru.

- Kto wie, może to jawa we śnie? - spytał ze swoim łagodnym uśmiechem i wzrokiem utkwionym na twojej promiennej twarzy. Och, jaka to przyjemna odmiana od tych wszystkich twarzy dookoła które się go obawiają. Roześmiałaś się. Słysząc i widząc cię w takim stanie miał przed sobą wszystko co chciał w życiu.

- Co? Jawa we śnie? Czy to miałoby sens? - spytałaś rozbawiona.

- Wybierz mnie - wasza taniec zwolnił kiedy ze zdziwieniem patrzyłaś na Draconie. Wybrać? - Wybierz mnie jako swojego wybranka - zatrzymaliście się wpatrując oczy w siebie nawzajem. Czy to słodki sen czy najprawdziwsza jawa?

Sebek Zigvolt

Tego dnia postanowiliście wspólnie zrobić wielki porządek w twoim domu. Dobrze się bawiliście szczerze mówiąc. W dwójkę sprzątanie szło wam szybciej i o wiele przyjemniej niż w pojedynkę. Przede wszystkim twoja mama mogła odetchnąć z ulgą widząc jak robicie znaczną część zadań za nią. Z ulgą mogła odpocząć wiedząc, że zrobicie kawał dobrej roboty. Potem wynagrodzi wam to chłodnymi przekąskami.

- Nigdy nie myślała, że to powiem ale polubiłam sprzątanie - zaśmiałaś się przy rozwieszaniu prania na sznurkach z tyłu domu. Sebek stał nieopodal ciebie pomagając ci. Podzielił twoje zdanie. Nagle zerwał się wiatr i wyślizgnął ci białą firankę z rąk prosto na twarz. Zatoczyłaś się z okrzykiem, który szybko przerodził się w śmiech. Zigvolt podszedł bliżej pomóc ci ściągnąć cienki materiał z głowy. Jego wypełniona scenariuszami z książek romantycznych głowa ogłosiła czerwony alarm. Ściąganie firanki z twojej twarzy od razu skojarzył z podnoszeniem welonu podczas ślubu. Oj spalił buraka, spalił.

- Wyjdź za mnie, (Imię)!! - krzyknął tak głośno i stanowczo, że całe sąsiedztwo go usłyszało zapewne. Przestraszona zaniemówiłaś, aby potem oblać się podobnym rumieńcem co on. Przez moment zbierałaś myśli kiedy on zasłonił usta rękami. Oj chciał zapaść się pod ziemię...

- Może nie wyjdę za ciebie, ale mogę wyjść z tobą randkę albo dwie... Jeśli taki obród rzeczy ci pasuje...

Tak, tak umierajcie tam z przesłodzenia. Ja już dawno umarłam, czas najwyższy na was, haha.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top