-Kiedy robi pierwszy krok-
Riddle Roseheart
Stało się to kiedy czytaliście wspólnie książki. Rozgoszczeni na twoim łóżku siedzieliście wygodnie obok siebie z książkami na kolanach. Była już późna godzina, cykady śpiewały swoją pieśń za uchylonym oknem. Światło lampki okalało wasze twarze, pozwalając wam w relaksacyjnej ciszy czytać wybrane książki. Jednak nie wszyscy byli spokojni. Riddle znalazł w tej sytuacji swoją szansę na pierwszy krok ku waszej wspólnej przyszłości. Zbierał w sobie właśnie odwagę do zaczęcia "tej" rozmowy, kiedy poczuł ciężar na ramieniu.
Zasnęłaś przy czytaniu. Zaczerwienił się bardziej niż róża. Westchnął ciężko wstrzymując w płucach krzyk. Jednym machnięciem ręki przywołał do siebie koc i okrył nim was obu. Ponownie na ciebie spojrzał. Lekko uchylone usta, zamknięte oczy, spokojna twarz. Zaczął sięgać ku twojej twarzy. Ostrożnie położył dłoń na twoim policzku i zbliżył się do czubka twojej głowy, aby cię delikatnie cmoknąć.
Bam! W tym samym momencie obudziłaś się wzdrygając się. Tym samym uderzyłaś go głową w szczękę. Chwycił się za obolałe miejsce a ty za głowę. Przeprosiłaś go, bo myślałaś że jest cały czerwony ze złości. Oj, (Imię). Gdybyś tylko wiedziała co takiego zrobiłaś z jego biednym sercem...
Ace Trappola
Odpoczywaliście razem na wakacjach w twoim domu. Postanowiliście przesiedzieć całą noc grając wspólnie w gry z Deucem i Jack'em, którzy nie mógł do was przyjechać. Świetnie się bawiliście świętując wspólne zwycięstwo i bulwersując się za każdą przegraną. Po jakimś czasie postanowiliście zrobić sobie przerwę w coś zjeść.
- Ack, od siedzenia bolą mnie plecy! - skomentowałaś zaczynając się przeciągać, aby rozruszać zastałe mięśnie i kości. Poczułaś ulgę kiedy kilka razy twoje kości strzeliły. Ace spojrzał na ciebie z błyskiem w oczach. To była wyborna chwila! Zbliżył się i zaczął gilgotać twoje boki. - Aah, Ace! Ty debilu! - zaczęłaś krzyczeć, śmiać się i wyrywać spod jego rąk. Dla dwójki chłopaków, którzy jedynie was słyszeli te odgłosy wydawały się dość dwuznaczne.
Ale na szczęście po chwili usłyszeli głośnego plaskacza i wszystko umilkło. Okazało się, że gdy tak się wyrywałaś od łaskotek uderzyłaś z otwartej ręki Trappole w policzek. Miał na nim ogromny, czerwony ślad twojej dłoni. Zaczęłaś się śmiać do bólu brzucha i opowiadać jak śmiesznie Ace wygląda. Zrobiłaś mu nawet zdjęcie i wysłałaś do chłopaków. Dziewczyno, on tutaj robi krok do przodu a ty robisz sobie z niego żarty. Wtf?!
Leona Kingscholar
Książe odpoczywał w cieniu dużego drzewa w ogrodzie jego ogromnego pałacu. Zastanawiał się jak pokazać ci co o tobie myśli, ale jak na razie nie znalazł odpowiedniego momentu. Może powinien cię jakoś onieśmielić i pokazać, że nie jest tylko twoim przyjacielem. Hmm... Och, czy to twój głos? Znalazłaś go wreszcie. Miałaś ze sobą małą, popołudniową przekąskę w formie owoców, aby coś zjadł. Według ciebie coraz mniej jadł. Nie wiedziałaś, że to twoja wina, że woli myśleć o tobie. Już miał się poczęstować, kiedy o czymś pomyślał.
- Ty pierwsza. Kto wie czy nie są zatrute - skierował owoc winogrona do twoich ust. Spojrzałaś na niego z dezaprobatą.
- Zatrute? Czemu miałabym cię otruć? Znamy się kilka lat, książę Leona - specjalnie użyłaś jego tytułu, aby zagrać mu na nerwach.
- Tsk. Po prostu zjedz - i wcisnął ci winogrono do ust. Przegryzłaś owoc i nie wyczułaś niczego podejrzanego. Leona już brał kolejne małe owoce, aby cię nimi nakarmić. Zasłoniłaś usta dłonią. Wytłumaczyłaś, że to on powinien jeść, nie ty. - W takim razie mnie nakarm - oddał ci owoce i czekał, aż mu łaskawie je podasz. Posłusznie, choć niechętnie przystałaś na jego prośbę. Zaczęłaś go karmić. Kiedy już miał specjalnie przygryźć twój palec, przyszedł Cheka obojga was strasząc przez co ugryzł twój palcem ODROBINĘ za mocno. Tch, głupi Cheka...
Jack Howl
Wreszcie przerwa świąteczna! Mógł wrócić do domu a co najważniejsze wreszcie zobaczyć się z tobą! Przywitałaś go już na progu i szczelnie go przytuliłaś. Początkowo zaskoczony i zawstydzony po prostu stał w miejscu. Dopiero po chwili prychnął i z uśmiechem na rumianej twarzy odwzajemnił uścisk. Dobrze, że nie widziałaś jego twarzy... Jednocześnie była to taka piękna chwila. Mógł uczynić ją jeszcze piękniejszą.
Serce biło mu niemiłosiernie szybko, uszy położone po sobie a ogon merdał na boki żywo ze szczęścia i podekscytowania. Chciał ci powiedzieć co czuję i usłyszeć twoją pozytywną odpowiedź.
- Hehe, jak będziesz tak merdał ogonem odlecisz stąd, Jack - twoje słowa wybiły go z myśli. Dopiero wtedy zrozumiał co robisz. Starałaś się złapać jego puszysty, wilczy ogon.
- Boże, (Imię)... - puścił cię odchylając głowę do tyłu i zakrywając twarz rękami. Nie zwracałaś uwagi na jego zachowanie, liczył się ten śmieszny, latający z lewej do prawej ogon!
Azul Ashengrotto
Chłopak dostał szoku, kiedy przybyłaś do Monstro w trakcie przerwy zimowej. Podobnie jak oni nie wracałaś na zimę do domu, ponieważ nie było tam co robić i było zbyt zimno. Chłopcy dostali szoku, kiedy zobaczyli twoją twarz a dokładniej jedno z twoich oczu zakryte opaską z opatrunkiem. Momentalnie zalali cię pytaniami co się stało. Wyznałaś, że napotkałaś starych prześladowców z czasów podstawówki i to oni cię tak urządzili. Jednocześnie zapewniłaś, że już wszystko w porządku, masz jedynie zakrapiać oko codziennie, aby wyzdrowiało. Nawet nie wiesz jak ich zmartwiłaś. Dotarło do nich jak ciężko musiało twoje życie wyglądać jako syrena w postaci manty.
Azul obwiniał się, że nie był przy tobie kiedy do tego doszło. Zapewniłaś, że był to przypadek i nic śmiertelnego ci nie zagraża. Chciał cokolwiek dla ciebie zrobić, pomóc, porozmawiać. Zrobi cokolwiek, ale pozwól mu. Więc pozwoliłaś mu zakrapiać swoje oko. Tobie szło to niemrawo, mała pomoc kogoś była bardzo przydatna. Zbliżył się do ciebie i delikatnie rozszerzając twoje zaczerwienione i posiniaczone oko zakropił je specjalnym lekiem.
- Jeżeli cokolwiek ci się stanie w przyszłości mów mi o tym, dobrze? Myślałem, że oszaleję kiedy weszłaś do Monstro w takim stanie - przyznał muskając delikatnie twój policzek dłonią. Dalej był blisko. Zbyt blisko. Zaczęłaś się rumienić. Nerwowo zgodziłaś się i zawstydzona oddaliłaś się od niego. Kiedy przeanalizował sytuację... To zdał sobie sprawę, że udało mu się zrobić coś nieprzemyślanego, co jednak dobrze poskutkowało. Wow...
Jade Leech
Jak zazwyczaj to robiłaś w wolne dni udawałaś się do Monstro odwiedzić swoich ciężko pracujących przyjaciół. Floyd jak zawsze mocno cię wyściskał na wejściu, Azul go uspokajał i kulturalnie cię przywitał. Jade jak zawsze doprowadził cię do wolnego stolika wymieniając z tobą krótką rozmowę zanim powiedziałaś mu swoje zamówienie i odszedł je zrealizować. Był zadowolony z twojego przyjścia. Miałaś w zwyczaju robić swoim przyjaciołom takie niespodzianki, przywykli do tego i zawsze z niecierpliwością czekali na twoje przybycie.
- Mmm, te lody są wyśmienite! Wcześniej nie było ich, prawda? - spytałaś Jade'a gdy przyszedł z twoim zamówieniem i skosztowałaś nowego przysmaku. Chłopak opowiedział ci o nowościach w Monstro. W trakcie rozmowy odrobina lodów została na twojej wardze. Leech zauważył to i postanowił własnoręcznie pozbyć się plamy. Kiedy już miał dotknąć palcem twoich ust...
- HEJ, O CZYM ROZMAWIACIE?! - tuż obok niego pojawił się Floyd oboje was strasząc swoim głośnym głosem. Zaśmiał się widząc wasze miny. - Och, (Imię). Masz coś tutaj~ - niedbale zmazał kciukiem odrobinę lodu, która tak kusiła Jade'a. Musiał sobie w myślach powtarzać, że nie wypada zabić swojego brata bliźniaka przy tak wielu świadkach...
Jamil Viper
Tego dnia pomagałaś Jamilowi w kuchni. Przygotowaliście ulubione danie Kalima oraz kilka mniejszych przystawek. Zajmowałaś się krojeniem a Jamil obieraniem składników. Gdzieś w tle leciała muzyka do której okazjonalnie nuciłaś melodię. Na ustach miałaś lekki, zwiewny uśmiech. Lubiłaś pomagać Jamilowi w kuchni. On znowu kompletnie poddał się w mówieniu ci, że nie potrzebuje pomocy bowiem i tak robiłaś co chciałaś.
- Tak będzie ci łatwiej kroić - zauważył odkładając nóż i warzywa na bok. Podszedł bliżej i stanął za twoimi plecami pokazując ci jak łatwiej ci będzie kroić składniki. Oczywiście miało to posłużyć jako porada, ale też coś innego. Dzięki zaciągniętemu kapturowi na głowę trudniej było zauważyć jego rumieńce na twarzy gdy zbliżał się, aby ostrożnie cmoknąć czubek twojej głowy. Wtedy też...
- Ha! - chwyciłaś sznurki od jego kaptura i pociągnęłaś je do przodu. Zrobiłaś to tak mocno, że cała jego twarz zniknęła za ciemnym materiałem. - Nie jestem głupia, Jamil! Wiem, że tak też można pokroić, ale jestem przyzwyczajona robić to po swojemu - jakby nigdy nic odebrałaś mu nóż i kontynuowałaś krojenie.
Vil Schoenheit
Dlaczego każdego, następnego dnia wyglądasz coraz piękniej? To nie tak, że używasz lepszych kosmetyków czy środków pielęgnacyjnych. Tak na prawdę w ogóle się nie zmieniałaś. Piękniałaś w oczach Vila. Z jednej strony to dobrze. To wszystko napędzało go do wyznania. Ale najpierw zrobi mały krok do przodu. A co byłoby najlepsze do zbliżenia się? Oczywiście, że joga! To zawsze dobry test zaufania.
- Jesteś pewny, że mnie utrzymasz? Może nam się oboje coś stać - spytałaś wiedząc jaką figurę chcieliście wykonać. Vil miał cię podnieść tuż nad sobą a ty wygiąć się tworząc ogon skorpiona.
- Za kogo mnie uważasz? Ważysz swoje, ale ja mam wystarczająco siły aby unieść cię. Nie ufasz mi? - spytał z prychnięciem. Naburmuszona zaczęłaś przygotowywać się do wykonania poleconej figury. Dość powoli i ostrożnie odklejałaś nogi od ziemi unosząc się do góry. Jego silne dłonie asekurowały cię przed upadkiem prosto na niego. Kiedy skomplikowana figura udała wam się spojrzałaś prosto na Vila z promiennym uśmiechem. Nie przeszkadzała ci mała odległość od niego oraz znaczący kontakt fizyczny a przede wszystkim ufałaś mu. Skoro tak to oznacza, że...
Rook Hunt
Oprócz bycia uroczą i zdecydowaną dziewczyną miałaś w sobie pewną cechę, którą dało się jednocześnie nienawidzić i kochać. Byłaś uparta jak osioł. Rook delikatnie powtarzał ci, że strzelanie z łuku nie jest dla ciebie. Zawsze mogłaś wybrać inny sport, ale postanowiłaś sekretnie uczyć się strzelania. Nie przewidziałaś, że któregoś dnia zapomnisz ubrać rękawiczki, aby zakryć blizny i otarcia od napiętej cięciwy...
- Mon amie, mówiłem ci już, że szkoda twoich dłoni dla łucznictwa - westchnął ostrożnie przyciągając twoje dłonie do siebie. Przyglądał się plastron i siniakom. Nagle poczuł się zły, że nie upilnował cię dobrze. Zapewniałaś, że to jedynie tymczasowe urazy i że twoje treningi przynoszą należyte rezultaty.
- Wszystko będzie dobrze, Rook. Nauczę się strzelać z łuku tak doskonale jak ty - zaśmiałaś się, twoje oczy iskrzyły motywacją i radością. Blondyn westchnął z uśmiechem unosząc jedną brew ku górze. Podniósł twoje dłonie i bardzo ostrożnie musnął je wargami. TO już zbiło cię z tropu. Można śmiało powiedzieć, że Rook był usatysfakcjonowany twoją reakcją.
Malleus Draconia
Po rozmowie z Lilią wiele rzeczy nabrało dla niego wreszcie sensownego koloru. Jeżeli Vanrouge się nie mylił to na prawdę Malleus zakochał się pierwszy raz w swoim długim, monotonnym życiu. Postanowiliście podczas jego wizyty poćwiczyć taniec. Zbliżał się bal na który byłaś zaproszona i chciałaś przypomnieć sobie kroki. Podobnie jak Draconia byłaś raczej rzadko zapraszana gdziekolwiek.
- Dobrze nam idzie - podsumowałaś po jakimś czasie z uśmiechem, który odwzajemnił. Uwielbiał twój uśmiech. Taki szczery, pogodny, jedyny w swoim rodzaju i wyjątkowy dla niego. Lubił go na tyle, że zapatrzony na niego potknął się o twoje stopy i oboje straciliście równowagę. Malleus w ostatniej chwili uratował was oboje przed twardą podłogą zastępując ją miękkim fotelem.
Bliskość w jakiej przyszło wam wylądować była minimalna. Malleus jeszcze trzymał cię w objęciach zasłaniając przed urazami, które nigdy nie nastąpiły. A ty... Zaśmiałaś się. Był zdziwiony, ale po jakimś czasie uśmiechnął się i prychnął luzując ręce na talii. Dalej leżałaś na jego piersi starając się przestać śmiać z waszej wpadki. Trwało to dłuższą chwilę podczas której Draconia napawał się radością bycia blisko ciebie.
Sebek Zigvolt
Nic nie jest w stanie opisać jego szczęścia kiedy przywitaliście się po szkole. Oczywiście zachowywał się "normalnie" przy Malleusie, ale widoczne poprawienie humoru zdradzało wszystkim jak na prawdę czuł się na twój widok. Jednak nie wtedy postanowił zrobić pierwszy krok. Było to potem jak wspólnie ćwiczyliście waszą kondycję fizyczną. Na rozgrzewkę robiliście pompki. Sebek trzymał twoje stopy podczas kiedy ty podciągałaś się do góry nie odczepianąc nóg i pośladków od ziemi. Myślał, że będzie to wyborna okazja, aby "przypadkowo" cię pocałować.
- Ack! - nagle, gdy był nachylony i gotowy do pocałunku poczuł pstryknięcie na czole. Drgnął do tyłu masując czerwony ślad między oczami. Okazało się, że to ty go tak urządziłaś.
- Nie pochylaj się aż tak, bo zderzymy się głowami i będzie mocniej boleć niż to - upomniałaś go kontynuując ćwiczenie. Początkowo myślał że jest na straconej pozycji, ale cóż to! Zauważył delikatny odcień różu na twoich policzkach! Czyżby to ze zmęczenia czy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top