Rozdział 9

Poranek w dzień odwiedzin Hogsmeade był ku ogólnej uciesze znacznie cieplejszy niż ostatnie dni, pomimo tego, że był lekki przymrozek. Słońce po raz pierwszy od długiego czasu radośnie grzało, nieprzysłonięte przez żadne ciemne chmury, a wiatr stanowczo zmalał i nie był aż tak lodowaty.

Podekscytowanie tym dniem tym razem nie objawiało się jedynie w Stelli i Lei, lecz właściwie we większości uczniów, chociaż w głównej mierze, trzeba było to przyznać, w tych młodszych. Trzecioroczni wyglądali tak, jakby każde z nich wygrało setki tysięcy na loterii. Stella wiedziała, że miał to być ich pierwszy raz w tym miasteczku czarodziejów.

W Hogwarcie najwięcej osób, które gotowe były zrezygnować z tej wycieczki, znajdowały się na siódmym i szóstym roku. Najpewniej wynikało to z tego, że znudzili się takimi wizytami. Stella i Lea tego nie rozumiały, osobiście były w siódmym nieba na samą myśl o słodyczach z Miodowego Królestwa, kuflu Kremowego Piwa oraz pysznej kawie z herbaciarni pani Puddifoot. Leę fascynował również sklep z niezwykłymi akcesoriami Zonka, który był oblepiany niekiedy tak bardzo jak Miodowe Królestwo, głównie przez młodsze osoby.

Śniadanie spożywały w wyjątkowo ekspresowym tempie. Paisley patrzyła na nie krzywo, wymieniając co chwilę spojrzenie z Syedą.

— Czas to galeony — wypaliła Lea, gdy przełknęła owsiankę i popiła ją sokiem dyniowym.

— Dokładnie — potwierdziła Stella, gdy opanowała już za pomocą potężnego klapnięcia w plecy przez Leę swój kaszel, spowodowany zakrztuszeniem sokiem.

— Gina, a ty na co czekasz? — zapytała Syeda, gdy spostrzegła zupełnie nieogarniętą Ginę, która właśnie zasiadła obok niej.

— Ja...? — zapytała zaskoczona, że ktoś ją o coś zapytał. — Ja... Ja nie idę.

— Co takiego? Dlaczego?

— Ja... Tak o. Nie mam ochoty.

— Nie gadaj głupstw! Zawsze z nami chodzisz — powiedziała Stella. — Nie myśl sobie przypadkiem, że ciebie nie chcemy...

— Nie, nie. Nie o to chodzi, naprawdę. Nie mam ochoty dzisiaj pójść.

— Ale, Gina... — tym razem wtrąciła Syeda. — Nie opuściłaś ani raz Hogsmeade, zawsze się cieszyłaś na myśl o...

— Nie chcę i tyle, o co wam chodzi!

Stella i Syeda zamilkły, wymieniając pośpiesznie spojrzenia. Stella miała wrażenie, że to ma coś wspólnego z tym, co wydawało się już przeminąć, lecz nie była pewna, czy dobrym rozwiązaniem byłoby o to zapytać.

Zerknęła kątem oka na Ginę, kończąc swoje śniadanie. Ten jeden wyczyn utrzymał ją w przekonaniu, że nie warto się znowu dopytywać.

— No to co? Idziemy? — zapytała z ogromnym uśmiechem Lea, zrywając się ze swojego siedzenia.

— Naturalnie — odparła Stella, również wstająć. — Syeda, idziesz z nami?

— Niee, muszę coś jeszcze ogarnąć — odparła z dziwnym uśmiechem.

Nie musiały się pytać Paisley i Moose'a. Wiedziały, że wolą iść sami. W końcu byli parą. I to od czwartego roku, co nie mieściło się w mózgu Lei, która cały czas, gdy tylko miała ku temu sposobność, z nie dowierzaniem pytała, jak to jest możliwe, że można być z kimś tak długo w związku. Cztery lata to przecież tak dużo! Syeda natomiast miała dosyć ciężko. Do czwartego roku była z siostrą nierozłączna, a gdy się pojawił w ich życiu Moose, wszystko się dla niej zmieniło. Zaczęła być pomijana, samotna, co często powodowało pomiędzy siostrami kłótnie, które trwały aż do połowy szóstego roku. Gdy obie wróciły po świątecznej przerwie do Hogwartu, coś się widocznie zmieniło. Syeda wyznała, że przez czas świąt porozmawiała z Paisley zupełnie szczerze i wszystko sobie wyjaśniły.

Nie zmieniło to jednak faktu, że wciąż musiała się godzić z tym, iż spędza mniej czasu ze swoją bliźniaczką. I że oprócz niej, jest ktoś równie ważny w życiu osoby, z którą dzieliła do czwartego roku każdą sekundę swojego czasu.

— Komu w drogę, temu czas! — zawołała na pożegnanie Lea, machając swoim koleżankom, chwytając w pasie Stellę i razem ruszając tanecznym krokiem w stronę woźnego, który obrzucił je spojrzenie spode łba i wyszły na świeże, rześkie powietrze. Najwidoczniej w nocy padało.

Droga do Hogsmeade była dosyć krótka, lecz wystarczająca, aby napawać się pięknymi widokami. Wokół siebie mogły dostrzec pasmo gór, otaczających Hogwart. Dostrzegły również w oddali Zakazany Las i boisko quidditcha, na które Lea rzucała tęskne spojrzenie.

Zaraz po przejściu przez furtkę, powędrowały ramię w ramię przez usianą drogę. Wkrótce przed sobą dostrzegły dachy pierwszych domków i bramę wejściową miasteczka Hogsmeade, za którą pierwsze zbiorowiska uczniów z lubością przyglądały się wystawom sklepowym oraz prowadziły ożywione rozmowy na temat tego, gdzie udać się najpierw.

Stella i Lea nie musiały tego dyskutować. Decyzja zapadła w dzień dostrzeżenia przez pierwszą z nich ogłoszenia o pierwszej w tym roku szkolnym wizycie. Pomimo że Stella wciąż uważała, że lepiej byłoby odwiedzić Miodowe Królestwo na samym końcu (zawsze obie Krukonki robiły pokaźne zapasy), nie miała innego wyjścia aniżeli pogodzić się z wolą Lei, która nie potrafiłaby nigdy w życiu przyjąć sprzeciwu.

Półki w Miodowym Królestwie były aż po brzegi napełnione różnego rodzaju słodyczami, na których widok obu dziewczynom ślinka ciekła z ust. To na jednej z nich znajdowały się czekoladowe żaby i kociołkowe piegusy, to na drugiej pełno było opakowań z fasolkami wszystkich smaków, na których wspomnienie Stelli w gardle stawała wielka i nieprzyjemna gula.

Na pierwszym roku, gdy nie znała jeszcze wszystkich słodyczy z czarodziejskiego świata, Paisley poczęstowała ją jedną z nich. Stella, chcąc bardzo znaleźć jakichś znajomych, z chęcią, nie wiedząc jeszcze, co na nią czeka, pochwyciła jedną i bez zawahania wsadziła do buzi. Przez całą noc miała odruchy wymiotne i nie mogła przez to zasnąć, gdy wylosowała gluty z nosa. Przynajmniej współlokatorki miały niezły ubaw. Nie było to żadnym sekretem, że na początku nie miała dobrych relacji z nikim. Była wręcz nielubiana przez swoje dobre oceny i brak jakiejkolwiek znajomości ze światem magii. Zwłaszcza przez Paisley, która otwarcie z niej szydziła. Z biegiem lat się zreflektowała.

Wzdrygnęła się na to wspomnienie, odchodząc prędko od kolorowych fasolek. Ostatecznie zakupiła trochę pieprznych diabełków, gał czekoladowych pełnych truskawkowego musu i kremu i kilka czekoladowych żab, które uwielbiała Gina. Stella się zobowiązała coś dla niej wziąć, skoro sama nie chciała przyjść.

— O, nie! — jęknęła Lea, gdy opuściły Miodowe Królestwo.

— Co jest? — zapytała z niepokojem Stella, rozglądając się w obawie dookoła. Sama nie wiedziała, czego właściwie szukała.

— Całe ręce mam pełne tych słodyczy! Jak ja z nimi wejdę do pubu Pod Trzema Miotłami?

— Ha! Mówiłam ci!

— Niby co mi mówiłaś? — zapytała wyzywającym tonem, ssąc cukrowe pióro w buzi. — Jeżeli dobrze pamiętam, paplałaś coś w stylu, hmm... daj mi pomyśleć... O! Już pamiętam! „Całe ręce niewolne!". Wybacz, Stell, że nie znam twojego stelljezyka. — Lea zrobiła wyniosłą minę.

— Chyba zaraz ci przyłożę, wiesz?

Lea parsknęła ironicznym śmiechem.

— Ty nawet much nie zabijasz.

— Och, czyżby? Taką muchę jak ty chętnie bym pacnęła — wypaliła, wyrywając Lei z ust cukrowe pióro i wkładając sobie.

— Oddawaj to! Trzeba było sobie kupić!

— Chyba śnisz! Po co kupować, skoro mogę tobie ukraść?

— No faktycznie, bezsensowne, doprawdy! — warknęła Lea, chwytając pióro i próbując wyrwać z ust przyjaciółki, która zmarszczyła brwi i również zaczęła się szamotać, za żadne skarby świata nie chcąc oddać przysmaku.

Wtedy niespodziewanie Stella straciła równowagę, lądując na mokrej, brudnej i zimnej ziemi wraz z całym swoim dobytkiem. Lea zamachała rękami w powietrzu, nie chcąc upaść na przyjaciółkę, lecz te próby były żmudne. Stella przymknęła oczy i zasłoniła asekuracyjnie twarz, oczekując na nieuchronne, lecz nic się nie stało. Odsłoniła oczy, unosząc się na łokciach.

— Nie trzeba było, Potter, umiem chodzić — burknęła Lea, wyrywając się z objęć chłopaka.

— Właśnie widziałem. Może umiesz chodzić, ale latać stanowczo nie.

Syriusz parsknął śmiechem, gryząc lukrową różdżkę i patrząc się na leżącą na ziemi Stellę.

— Wygodnie tak? Dołączyć do ciebie? Chyba czujesz się samotna taka sama w tej kałuży?

— Dziękuję, Syriuszu, że taki jesteś chętny do pomocy — odparła Stella.

Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się dziwnie, gdy Remus natychmiast podszedł do Stelli i wyciągnął dłoń, aby pomóc jej wstać.

— Dzięki, Remus — westchnęła Stella, obrzucając Syriusza złośliwym spojrzeniem. — Przynajmniej ty masz tyle taktu, nie to co niektórzy.

Ale niektórzy zajmował się już czymś innym. Śledził wzrokiem burzę brązowych loków, która wraz z ową Jaylą Clayton, która zdobyła na ostatnim meczu quidditcha pierwsze dziesięć punktów już na samym początku, przemierzała Główną Ulicę Hogsmeade. Kawałek za nimi biegła blondwłosa dziewczyna, na którą najwyraźniej nawet nie czekały.

— A co ty taki zainteresowany tą Brielle Carson, co? — zapytała Stella, pragnąć dopiec Syriuszowi.

U boku Remusa i Lei wraz z towarzystwem reszty Huncwotów ruszyła przed siebie.

— Co? Zainteresowany? — parsknął śmiechem Syriusz. — To Ślizgonka — dodał, jakby to słowo mówiło samo przez się.

— I w dodatku taka Ślizgonka — uzupełnił James poważnym tonem, patrząc na włosy Brielle znikające w jakimś sklepie.

— Wcielenie diabła, tak? — zapytała z sarkazmem.

— Dokładnie, trafiłaś w sedno.

Nie znała dobrze tej całej Brielle Carson, ale powaga i wyraźny wstrząs, z którym o niej opowiadali, była druzgocąca. Brielle nie wyglądała na taką osobę, która mogłaby siać wokół siebie tyle zamętu, nawet jeśli wyraźnie sobie kpiła ze Stelli w czasie tego pierwszego spotkania Klubu Ślimaka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top