Rozdział 80

Stella nie zdążyła jeszcze wszystkim opowiedzieć, a każdy z jej przyjaciół i znajomych już wiedział, że była z Remusem zaręczona. Zaraz po powrocie do domu od razu najpierw pobiegła o wszystkim powiedzieć rodzicom, którzy byli przerażeni, kiedy tak wpadła do kuchni ze wrzaskami, a potem deportowała się do Lei, z którą to przegadała całą noc. Ledwo się obudziła, a do okna Lei dobijała się masa sów z listami od pozostałych, którzy zdążyli się zorientować zapewne o tym, co się stało, od Remusa.

Najbliższe dwa tygodnie więc upłynęły na świętowaniach. Dopiero potem atmosfera w miarę się ostudziła, choć Stella wciąż chodziła z takim entuzjazmem i energią, jakby Remus oświadczył jej się godzinę temu, a nie całe dwa tygodnie.

— Pokaż jeszcze raz ten pierścionek!

— Widziałaś go już tysiąc razy, Lea.

— Więc chcę zobaczyć po raz tysiąc pierwszy.

Stella uśmiechnęła się promienie i wyciągnęła dłoń, którą Lea natychmiast pochwyciła i zaczęła się wpatrywać z iskrzącymi jak dwa diamenciki oczami w skromny pierścionek. Remus nie miał za wiele pieniędzy, dlatego nie dorównywał on temu Lily, Brielle czy Paisley, ale dla Stelli był najpiękniejszy.

— Nie mogę w to uwierzyć — szepnęła cała w emocjach Lea, kiedy zdążyła się napatrzeć na pierścionek Stelli. Chwyciła przyjaciółkę za dłonie. — Zostaniesz panią Lupin! Będziesz miała ślub, własną kieckę, pyszne ślubne placki... O! I welon! Powiedz, że będziesz miała welon!

Zaśmiała się.

— Postaram się — zapewniła.

— To kiedy będzie ślub? Pomóc ci z przygotowaniami? Och, słuchaj, znam świetnego piekarza... Nie chcę ciągle gadać o tych plackach, ale naprawdę...

— Lea, spokojnie — powiedziała rozbawiona Stella. — Jeszcze nie rozmawialiśmy o ślubie.

Lea odwróciła się i kucnęła przed Stellą, chwytając ją za dłonie. Westchnęła z zakłopotaniem.

— Och, przepraszam. Wiem, że od zawsze o tym marzyłaś. O swoim rycerzu, o ślubie, a potem o rodzinie... Dlatego tak się cieszę, że nareszcie znalazłaś kogoś, z kim jesteś gotowa spełnić wszystkie swoje marzenia.

Uśmiech na twarzy Stelli się poszerzył, a w jej oczach zagościły łzy wzruszenia.

— Jesteś cudowną przyjaciółką, Lea.

— Powiedz coś, czego nie wiem — odparła wyniośle, ale zaraz potem parsknęła wraz ze Stellą śmiechem.

— Nie rozmawialiśmy z Remusem o ślubie — podjęła ponownie ten temat Stella — ale jednej rzeczy jestem już pewna.

— Jednej? Czytałam twoje romantyczne opowiadania o romantycznych ślubach. Nie sądzę, abyś była tylko jednej rzeczy pewna w tej kwestii.

Stella spiorunowała Leę wzrokiem, ale nic na ten temat nie powiedziała.

— Otóż jestem pewna tej jednej rzeczy, której zaraz mogę przestać być taka pewna.

— No dobra, gadaj, gadaj, bo się niecierpliwię — bąknęła.

— Nie znamy jeszcze daty ślubu, ani nic, ale chcę już teraz wiedzieć, czy zgodzisz się zostać moją świadkową.

Oczy Lei powiększyły się do rozmiarów dwóch galeonów, kiedy z radością rzuciła się na szyję Stelli.

— Już myślałam, że nie zapytasz!

— Czyli zgadzasz się? — ucieszyła się Stella, poklepując rozentuzjazmowaną przyjaciółkę po plecach.

— Będę zaszczycona — oznajmiła, odsuwając się. — Urządzimy ci taki ślub, Stell, że nigdy go nie zapomnisz!

Twarz Stelli rozciągnął uśmiech. Wiedziała, że nigdy go nie zapomni. I to nie dlatego, że wyczekiwała tego dnia, marząc o sobie w sukni ślubnej od dzieciństwa. Najbardziej cieszył ją fakt, że to przed Remusem stanie w ten dzień i to jemu powie „tak" na całe życie.

Następne tygodnie upłynęły Stelli i Remusowi na pierwszych planach w kwestii ślubu. Chcieli przeczekać zimę i pobrać się wraz z wiosną, czyli już w następnym roku. Choć mieli jeszcze masę miesięcy, to Stella nie potrafiła się powstrzymać od przeglądania tych wszystkich cudownych sukni ślubnych. Starała się jednak opanować, aby nie przestraszyć swoją ekscytacją Remusa, który zgadzał się na wszystko, co mu zaproponowała, jeśli chodziło o ślub. Do tego stopnia, że zaczęło to aż niepokoić Stellę, że Remusowi na tym nie zależy.

— Oczywiście, że mi zależy — powiedział stanowczo Remus, kiedy wyznała mu swoje obawy. — Nie chcę wyjść teraz ckliwie, ale naprawdę wystarcza mi sam fakt, że to ty jesteś moją panną młodą. Moglibyśmy się nawet pobrać pod sosną i byłbym tak samo szczęśliwy. — Stella uśmiechnęła się z rozbawieniem. — Poza tym Lea mi groziła, że jak nie zgodzę się na twój ślub marzeń, to po mnie przyjdzie... A wiesz, wolę nie natknąć się na wściekłą Leę...

Parsknęła, kręcąc głową. Cała Lea. Remus zbliżył się i objął ją w talii.

— Nie potrafię uwierzyć, że mogłaś choćby pomyśleć, że mi nie zależy — wyszeptał.

— Przepraszam... Ja po prostu... Boję się, że się rozmyślisz... Albo znowu zaczniesz z tym swoim głupim gadaniem o tym, że jesteś potworem i tak dalej...

— O to pierwsze zdecydowanie nie musisz się martwić — zapewnił. — Stella, kocham cię nieprzerwanie od kilku lat, nie mam bladego pojęcia, co miałoby się zmienić. W kwestii drugiego, to już też możesz być spokojna. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie i zdaję sobie sprawę, że w ten sposób zraniłbym cię jeszcze bardziej. Już dobrze? Nie będziesz się już zamartwiać?

Pokiwała głową, na co Remus z uśmiechem odgarnął jej włosy do tyłu, a potem ją pocałował. Wtedy drzwi do pokoju Stelli się otworzyły, a w nich stanął jej tata, Ricardo. Stella i Remus z zaskoczenia gwałtownie się od siebie odsunęli.

— Och, przepraszam... — bąknął pod nosem i zamknął z powrotem drzwi.

Wymienili się spojrzeniami, po czym parsknęli śmiechem. Stella z zakłopotania cała się zarumieniła.

— Tyle razy mu mówiłam, żeby pukał...

— Nic nie szkodzi — zapewnił. — Twój tata jest naprawdę w porządku, odkąd przestał mnie prześwietlać na każdym kroku. Zdaje już sobie sprawę, że nie będzie jedynym mężczyzną w twoim życiu i to zaakceptował. Na szczęście — dodał cicho i ze strachem spojrzał w stronę zamkniętych drzwi.

— Cieszę się, że się dogadujecie.

— Ja też.

Nastała chwila przyjemnej ciszy.

— Słuchaj, chciałbym cię gdzieś zabrać — powiedział nagle Remus, na co Stella natychmiast spojrzała mu w oczy.

— Gdzie?

Przeniósł chwilowo wzrok na drzwi pokoju.

— Tam, gdzie będziemy sami — odparł tajemniczo. — Przez ostatnie tygodnie nigdzie nie wychodziliśmy. Będziesz dzisiaj wolna?

— Zależy o której. Popołudniu wybieram się do Adeline, aby popilnować rodzeństwa. Wrócę po siedemnastej.

— Idealnie, przyjdę po ciebie o dwudziestej.

— Dwudziestej? To gdzie ty mnie zabierasz? — Zmarszczyła brwi, przyglądając się uważnie Remusowi, który wzruszył ramionami.

— Zobaczysz.

Tajemniczość Remusa sprawiła, że Stella nie mogła przestać myśleć o tym, gdzie ją wyjdą dzisiejszego wieczoru, przez resztę dnia. Znając Remusa, przeczuwała, że będzie to coś skromnego, ale za to bardzo romantycznego.

Cieszyła się, że się gdzieś razem wybiorą, ponieważ przez ostatnie tygodnie wszyscy pochłonięci byli głównie wojną, która ostatnio przybrała bardzo niepokojący obrót. Nie mówiono o tym głośno, ale aktualnie Voldemort był na prowadzeniu, a większość zdołała już potracić nadzieję, że to się jeszcze kiedyś zmieni.

Pilnowanie dzieci Adeline było dla Stelli czystą przyjemnością. Uwielbiała spędzać z nimi czas. Starsza z córek nareszcie przestała być przy niej taka zamknięta i nieśmiała, przez co Stelli robiło się cieplej na sercu. Cieszyła się, że mała jej zaufała. Zadzwoniła do drzwi, w których niemal natychmiast stanęła Adeline.

— Och, już jesteś — powiedziała i objęła ją na przywitanie. — Bardzo ci dziękuję, że zgodziłaś się z nimi zostać, ratujesz nas.

Otwierała usta, aby odpowiedzieć, że to nie był dla niej żaden problem, kiedy uprzedził ją dziecięcy krzyk:

— Stella już jest?!

A potem w drzwiach zjawiła się Eileen, która z piskiem radości rzuciła się w stronę Stelli, obejmując ją mocno za nogi. Uśmiechnęła się na to z rozczuleniem, tarmosząc włosy dziewczynki.

— Jestem, smyku.

— Musisz zobaczyć, co tatuś mi ostatnio kupił! — zawołała, kiedy się odsunęła. Pociągnęła Stellę za rękę w stronę wnętrza domu.

— Nie, nie... Zaczekaj, Eileen — zatrzymała je Adeline. — Pamiętaj, o co cię prosiłam. Nie ma żadnego latania na miotle w domu.

— Ale...

— Krzywdę sobie zrobisz, jesteś jeszcze za mała.

— Wcale nie! Tatuś mówił, że on w moim wieku już latał!

Ojciec Eileen położył dłoń na ramieniu żony.

— Nic się złego nie stanie, jest przecież ze Stellą.

Wciąż nieprzekonana Adeline westchnęła, nic nie mówiąc, a tata Eileen puścił do nich oko. Kiedy już wyszli, Stella dała się pociągnąć w stronę wspomnianej wcześniej miotły, którą mała otrzymała. Spędziły razem chwilę dobrego czasu. Nawet maleńka Lottie tym razem nie sprawiała większych problemów.

Jak Remus powiedział, tak też zrobił. Po dwudziestej wybrali się na swoją wyczekiwaną randkę. Okazało się, że trafiła w dziesiątkę. Remus zabrał ją na spacer po lokalnym parku, który o tej porze był pusty. Przeszli się wzdłuż niego, obok jeziora, w którym odbijały się promienie zachodzącego słońca, a następnie stanęli na altance.

Wzrok Stelli zawędrował od razu do radia, które tam się znajdowało. Remus machnął w jego stronę różdżką, a następnie zaczęła lecieć z niego mugolska muzyka.

— Zwinąłem mamie — odparł z niewinną miną, a następnie podszedł do Stelli z wyciągniętą dłonią. — Zatańczymy?

Nie potrafiła powstrzymać ogromnego uśmiechu.

— Z całą przyjemnością — oznajmiła, chwytając jego dłoń.

Przybliżyli się do siebie i wtulili. Lekki, chłodny wiatr rozwiewał ich włosy, zaś promienie zachodzącego słońca otulały w swoje objęcia, kiedy tak kołysali się w rytm spokojnej, powolnej muzyki.

Nagle Remus przystanął. Mogło to być po pięciu, dziesięciu czy czterdziestu minutach — Stella straciła rachubę czasu. Przestraszyła się, że coś się stało, że może ponownie odnaleźli ich śmierciożercy, w końcu jako członkowie Zakonu byli przez nich tropieni. Rozejrzała się panicznie dookoła, ale kiedy Remus pochwycił ją za dłonie, z powrotem spojrzała mu w oczy.

— Nigdy ci nie podziękowałem — uświadomił sobie.

Stella zmarszczyła brwi.

— Za co?

— Za to, że dałaś mi siłę do tego, żebym nareszcie zaakceptował siebie. Dziękuję.

Nie odpowiedziała, lecz go pocałowała, długo ciesząc się tą chwilą i faktem, że tym razem nikt im nie przerwał. Z powrotem zaczęli się kołysać w rytm spokojnej muzyki. W pewnej chwili Stella wyszeptała tak cicho, że nie była pewna, czy Remus to usłyszał:

— A jak dziękuję za to, że to mnie na to pozwoliłeś.

Po tym, jak ją do siebie przycisnął, zorientowała się, że jednak usłyszał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top