Rozdział 76
Jak to mawia mój nauczyciel — zmęczyłam to zadanie i napisałam rozdział 😹 Ostatnio jakoś weny nie mam, ale coś z tego wyszło.
•
Święta Stella spędziła w rodzinnym gronie — obok swoich rodziców i ciotki, która przyjechała wraz ze złośliwym kuzynem Stelli. Nawet pomimo jego obecności, atmosfera była całkiem w porządku.
Następnie, po rodzinnym spotkaniu, odwiedziła Remusa, aby spędzić chwilę czasu wraz z jego rodziną, z którą się dobrze dogadywała. Hope Lupin była przecudowną, ciepłą i troskliwą kobietą. Stella od razu ją polubiła, tak jak ojca Remusa, który także dorównywał pogodnością do natury żony.
Przeciąganie odwiedzin Jacqueline... Adeline... czy jak tylko ona tam chciała się nazywać, wraz z nadejściem nowego roku przestało mieć sens. Stella nie chciała dłużej zwlekać z podjęciem decyzji, którą już powzięła kilka tygodni temu. Była przekonana, że czyniła słusznie. Słusznie dla jej własnego serca.
Zastanawiała się, czy odwiedzić Adeline, swoją biologiczną matkę, samotnie. Może powinny porozmawiać w cztery oczy? Z drugiej strony potrzebowała przy sobie wsparcia Remusa. Chciałaby, aby był obok, w końcu to on w dużej mierze przyczynił się do tego, że ją odnalazła.
Tak więc, znając już adres Adeline, Stella postanowiła do niej napisać kilka dni po nowym roku. Wypuściła w gęsty śnieg uszatkę, która miała za zadanie doręczyć prośbę o spotkanie. Sowa wróciła już pod wieczór z zachęcającą odpowiedzią.
Dwa dni później, w weekend, kiedy Stella miała akurat wolne w pracy, wraz z Remusem stanęła ponownie na ulicy, przy której usytuowany był dom Adeline. Pogoda była paskudna. Tak bardzo sypało śniegiem, że trudno było cokolwiek dostrzec spod gęstych pasów. Dodatkowo śniegowi akompaniował deszcz, który przyczynił się do wielu błotnistych kałuż.
Szalik Stelli dwa razy niemal został porwany do innego państwa przez szalony wiatr, ale ostatecznie dotarli cali przed drzwi. Zapukali, odczekali moment, po czym zostali zaproszeni ponownie do salonu. Tym razem był on usprzątany — już nie wolały się gdzie popadnie różnorakie zabawki.
— Proszę, usiądźcie... — Adeline z niepewnym uśmiechem wskazała na kanapę, a sama zajęła wygodny fotel.
— Jak u męża? — zapytała ze zmieszaniem Stella. Przypomniała sobie, że raczej ostatnim razem nie wyglądał na zadowolonego, gdy dowiedział się o dawnej tożsamości i córce, o istnieniu której nie wiedział, swojej żony.
Adeline westchnęła.
— Było ciężko, ale zdołała mu wszystko wytłumaczyć. Przeprosiłam i wyjaśniłam, dlaczego nigdy nie wspominałam o swojej przeszłości. Kevin od zawsze był tym bardziej spokojnym i wyrozumiałym w naszym związku.
Skinęła głową, nie wiedząc zbytnio, jak na to inaczej zareagować.
— Cieszę się.
Zaległa cisza. Stella spuściła wzrok i zaczęła bawić się swoimi palcami. Adeline przez chwilę się temu przyglądała, a później zainteresowała się niezwykle widokiem za oknem.
Remus obserwował to w milczeniu. Zbyt dobrze znał Stellę, aby nie dostrzegać tego, że próbowała się teraz zebrać na odwagę i powiedzieć o swojej decyzji.
Kiedy Stella zaczęła poprawiać bluzę, co było jej kolejnym tikiem nerwowym, Remus złapał dziewczynę za nadgarstek. Nawiązali kontakt wzrokowy trwający krótki czas.
— Adeline — powzięła Stella, odrywając spojrzenie od oczu Remusa. — Długo nad tym myślałam... i zdecydowałam, że... chciałabym mieć z tobą kontakt. Albo przynajmniej spróbować go utrzymać, sprawdzić, czy złapiemy w ogóle wspólny język... Nigdy nie darowałabym sobie, gdybym nie dała ci szansy.
Adeline najpierw wyglądała tak, jakby niczego nie usłyszała, a potem szok wymalował się na jej twarzy. Ze zdumieniem otworzyła usta i zamrugała powiekami, które wkrótce zaszkliły się od łez. Zakryła dłonią usta, rzucając się na Stellę.
Jeszcze bardziej zmieszana Stella siedziała na kanapie bez ruchu, lekko spięta, kiedy Adeline ją z zaskakująco wielką siłą ściskała i gładziła po włosach i plecach. Przy swoim uchu słyszała cichy szloch, który wydobywał się z gardła kobiety.
— Tak się cieszę, Stella... Tak się cieszę... — mamrotała w kółko.
— W porządku — wykrztusiła Stella, kiedy Adeline się odsunęła.
— Kevin również chciałby cię poznać, jeśli nie masz nic przeciwko, ale aktualnie jest w pracy...
— Oczywiście.
Kevin wydawał się być całkiem sympatyczny, więc oczywiście nie miała nic przeciwko.
Rozmowa z czasem się rozkręciła. Stella zadawała pytania i z zainteresowaniem słuchała odpowiedzi, zupełnie tak jak Adeline, która wypytywała o dosłownie wszystko z jej życia. W pewnej chwili poruszyła temat siedzącego obok Remusa.
— Wcześniej nie miałam okazji cię bliżej poznać... Rozumiem, że jesteś... — Wzrok Adeline dłużej zatrzymał się na dłoni Stelli. — Narzeczonym Stelli?
Remus ledwie widocznie poczerwieniał i zaczął kręcić głową, a z wyjaśnieniami pośpieszyła Stella.
— Och... To nie jest pierścionek zaręczynowy... Nie, nie jesteśmy zaręczeni, ale Remus jest moim chłopakiem.
— Rozumiem. — Skinęła głową. — Od kiedy ze sobą jesteście?
— Prawie rok — odpowiedział Remus, a Stellę aż zatkało.
Prawie rok? Kiedy to minęło? Chodziła już z Remusem... prawie rok? Na twarzy Adeline pojawił się uśmiech i tym razem zaczęła wypytywać Remusa, aby bliżej go poznać.
W środku rozmowy do środka salonu weszła blondwłosa dziewczynka o migdałowych oczach. Na oko miała jakieś sześć lat.
Zawstydziła się widokiem gości i szybko podbiegła do mamy, chwytając ją za dłoń.
— Mamusiu, Lottie obudziła się... — wyszeptała na tyle głośno, że Stella i Remus byli w stanie to usłyszeć.
Ledwie dziewczynka zdążyła wymówić to zdanie, a rozległ się płacz, najpewniej właśnie wspomnianej Lottie. Adeline podniosła się, nie wyrywając swojej dłoni z uścisku starszej córki.
— Przepraszam, możemy się przenieść na górę? — zapytała, a Stella natychmiast skinęła głową.
Pokój Lottie był maleńki. Znajdowało się w nim jedynie łóżeczko, dywan, wielki misiek, niewielka szafa oraz drobny fotel. Adeline podeszła do łóżeczka, z którego wyjęła rozpłakaną Lottie. Jej starsza córka została w drzwiach i ze strachem w oczach przyglądała się to Stelli, to Remusowi.
Po chwili zawahania Stella uklękła przed dziewczynką, na co ta drgnęła ze strachu i otworzyła szerzej oczy.
— Hej... — powiedziała z uśmiechem Stella, wyciągając dłoń. — Nazywam się Stella, a ty?
— Eileen — wybąkała.
— Ile masz lat, Eileen?
Ale Eileen drugi raz nie odpowiedziała na zadane pytanie. Zgarbiła się i szybko uciekła z pokoju, na co Stella się przygnębiła.
— Nie martw się, Eileen jest bardzo nieśmiałym dzieckiem. Musiała to odziedziczyć po ojcu, bo mnie zawsze wszędzie było pełno — zaśmiała się melodyjnie Adeline. — Goście wprawiają ją w spore zmieszanie i zawstydzenie.
Stella pokiwała głową ze zrozumieniem i wstała. Przyglądała się, jak Adeline kołysze w ramionach malutką Lottie, która musiała mieć z kilka miesięcy.
— Ta mała bestia jest już od małego znacznie bardziej żywiołowa — powiedziała z rozbawieniem Adeline. — Już kiedy byłam w ciąży, dała o tym znać. Bez przerwy mnie kopała, jakby chciała ciągle przypominać o swojej obecności. Jest wcześniakiem, urodziła się w trzydziestym piątym tygodniu ciąży. Wyraźnie śpieszyła się na ten świat.
Stella uśmiechnęła się, dostrzegając czuły wzrok Adeline, kiedy ta kołysała w swoich ramionach pociechę.
— Śliczna — zapewniła z iskrzącymi oczami Stella.
Adeline uniosła wzrok.
— Chcesz ją potrzymać?
Stella nie była pewna, czy był to dobry pomysł. Jeszcze nie trzymała w ramionach tak małego dziecka i zestresowała się na samą myśl, że może coś małej zrobić. Adeline jednak nie czekała na odpowiedź. Podeszła bliżej i starannie ułożyła w ramionach Stelli małą Lottie, która uspokoiła się od płaczu i teraz z powrotem spokojnie drzemała z zamkniętymi oczkami.
Dopiero po chwili Stella zorientowała się, że wstrzymywała przez cały ten czas oddech. Wypuściła powietrze ustami i z sekundy na sekundę coraz bardziej się rozluźniała, aż obecność w swoich ramionach tak małego dziecka przestała być niepokojąca.
Z zauroczeniem przyglądała się drobnej twarzyczce i rączkach zaciśniętych w pieści. Nie mogła odwrócić wzroku od drobnej Lottie, która była najbardziej uroczym dzieckiem, jakie Stella w życiu widziała. Poprawiła kołnierzyk koszuli dziewczynki, a gdy chciała wycofać rękę, mała złapała ją za palec, zaciskając na nim drobną dłoń. Stella wzruszyła się na ten widok.
— Lubisz dzieci — bardziej stwierdziła niż zapytała Adeline.
Pokiwała głową, zmuszając się, aby nareszcie unieść wzrok od małej. Po krótkim kontakcie wzrokowym z Adeline, przeniosła spojrzenie na Remusa, do którego uśmiechnęła się radośnie.
— A ty, chcesz potrzymać?
— Niee... — zaczął wymigiwać się przerażona tą perspektywą Remus, ale Stella i tak podeszła i z ostrożnością podała mu w ramiona Lottie.
Trzymając małą, Remus był cały spięty i widocznie podenerwowany. Jego dłonie drżały, jakby bał się, że zaraz wypuści Lottie, choć przyciskał ją mocno do swojej piersi. W końcu i on przyzwyczaił się i uspokoił. Usta Remusa rozciągnęły się nawet w bladym uśmiechu, kiedy wpatrzył się w maleńką buzię.
Obserwująca to Stella poczuła ciepło, które rozlało całą jej klatkę piersiową. Nie mogła oderwać wzroku od Remusa trzymającego w swoich objęciach Lottie. Zorientowała się, że to był chyba najsłodszy moment, jaki razem doświadczyli.
Wtedy też upewniła się jeszcze bardziej, że Remus był osobą, z którą chciała mieć w przyszłości dzieci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top