Rozdział 75

Fun (wcale nie) fact — miał to być ostatni rozdział, ale z jakieś dwa/trzy tygodnie temu zdecydowałam, że jednak dociągnę do tych 80. Chcę coś więcej napisać o wojnie i dorosłym życiu Stelli i Remusa ❤️ Poza tym... trochę nie uśmiecha mi się z nimi żegnać :(

Śmierć Syedy była paraliżem dla wszystkich, głównie oczywiście dla Paisley, która przez długi czas nie potrafiła się po ten traumie pozbierać. Trudno przełknąć tak wielką gulę w gardle. Trudno pogodzić się ze śmiercią najdroższej ci osoby, którą znałeś całe życie.

Syeda nie zasługiwała na śmierć. Nie taką. Nikt nie zasługiwał.

Pogrzeb odbył się, jak można się domyśleć, w ponurej atmosferze, której wcale nie sprzyjała dobra pogoda. Jak na złość w ten jesienny dzień akurat świeciło roześmiane słońce, które swoimi promieniami łagodnie gładziło po twarzach. Na niebie znajdowały się tylko pojedyncze chmury, wokół słychać było ćwierk ptaków, a gałęzie uginały się delikatnie pod wiatrem. Liście szumiały, jakby chciały wyciszyć nietaktowne w swym śpiewie ptaki.

Paisley klęczała przy grobie siostry. Twarz miała całą zalaną od łez, a szloch trząsł jej ciałem w gwałtownych konwulsjach. Moose stał obok i obejmował swoją żonę. Przyciszonym głosem mówił coś, co nie było słyszalne dla stojących nieco dalej pozostałych żałobników. Paisley wydawała się nie słyszeć tych słów, lecz mocno ściskała dłoń Moose'a, a twarz przyciskała do jego ramienia.

Drugą stronę Paisley zajmowali jej rodzice. Kawałek za nimi stała dalsza rodzina bliźniaczek z Francji. Oprócz nich znajdowała się grupa osób, których Stella w żaden sposób nie kojarzyła, ale zapewne była to także część rodziny.

Gina wraz z Shelią stały po przeciwnej stronie Stelli i Remusa. Obie dziewczyny były pobladłe i spuszczały wzrok w ziemię. Stella wiedziała, że Gina także musiała mocno to przeżywać. Oprócz faktu, że Syeda była dla niej przyjaciółką, to przecież kiedyś ją kochała...

Za obiema dziewczynami znajdowali się Lea i Allan. Pomimo że zerwali, na wieść o śmierci Syedy, Allan od razu pojawił się obok, aby wesprzeć załamaną Leę. Stella uznała, że był on naprawdę złotym chłopakiem — idealnym dla jej najlepszej przyjaciółki. Lea była przy nim szczęśliwa jak przy nikim innym i w tym mroku tragicznej śmierci Syedy, Stella miała odrobinę nadziei, że przynajmniej tę dwójkę czeka szczęśliwe zakończenie.

— Nie wiem, czy wytrzymam — wyszeptała do Remusa Stella, zakładając ramiona na piersi.

— Co się dzieje?

— Potem. Potem, jak pójdziemy do Paisley i Moose'a. Chcę wesprzeć Pais, ale boję się, że nie dam rady... — Załamała z żalem ręce, patrząc z łamiącym się na pół sercem w stronę wspomnianej pary. Nie mogła znieść świadomości, że przez swoją rozpacz nie będzie w stanie wesprzeć przyjaciółki.

Remus przez chwilę milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią.

— Myślę, że w takiej chwili najważniejsza jest wyłącznie twoja obecność — powiedział. — Nie musisz martwić się, jakie słowa będą odpowiednie. Prawda jest taka, że czasami wystarczy jedynie chwila ciszy.

Spojrzała na Remusa, kiedy wiatr rozwiał jej długie blond włosy, które zafalowały na wietrze jak serpentyna. Uśmiechnęła się słabo i skinęła głową.

W wielkiej posiadłości Paisley i Moose'a zajmowali miejsca w salonie przy długim dębowym stole. Paliły się świeczki, a na talerzykach znajdowały się różne ciasta i ciastka, na które jednakże nikt nie zawieszał swego wzroku.

Paisley siedziała w milczeniu. Czoło opierała o dłoń i wpatrywała się z pustką w stół. Wyglądała na naprawdę przemęczoną i zmarnowaną.

Cisza ciągnęła się przez kolejne minuty, aż Paisley przemówiła.

— Chciałabym wam bardzo podziękować za to, że teraz przy mnie jesteście — wymamrotała tak cienkim głosem, że Stella aż drgnęła.

Wzrok Paisley powoli się uniósł i przebiegł po wszystkich zebranych. Teraz Stella zauważyła, jak bardzo dziewczyna miała zaczerwieniona i podkrążone oczy.

— Oczywiście, że jesteśmy — zapewniła Lea i chwyciła Paisley za dłoń. — Jesteś naszą przyjaciółką, a przyjaciół nie pozostawia się samych w trudnych chwilach, prawda?

Rozległ się pomruk przytaknięcia, na co twarz Paisley na sekundę rozświetlił delikatny uśmiech.

— I tak wam dziękuję. Nie wiem, co bym bez was zrobiła.

Rozmowa w końcu bardziej się rozkręciła. Dla Paisley było jeszcze za wcześnie, aby wspominać Syedę, więc rozmawiali na bardziej swobodne tematy. W pewnej chwili wzrok Paisley dłużej przystanął na dłoni Giny.

— Zaręczyłyście się? — zapytała.

Gina zakłopotała się i schowała dłoń pod stół.

— Tak... — wymamrotała. — Wybacz, nie chciałam, abyś go zauważyła... Teraz mamy co innego na głowie, dlatego nic nie mówiłyśmy... — Spojrzała na Shelię, która skinęła głową.

Paisley z niedowierzania aż fuknęła, a na jej twarzy pojawił się wielki i szczery uśmiech.

— Żartujesz! — powiedziała. — Przecież to wielka nowina! Uważam, że takie wieści szczególnie teraz są potrzebne. Nie przejmuj się, wszystko jest w porządku. Bardzo się cieszę z waszego szczęścia.

Gina i Shelia ponownie wymieniły się spojrzeniami, po czym także uśmiechnęły się szeroko.

— Opowiadajcie, jak i kiedy to wszystko się stało! — poprosiła Paisley. — Która z was się oświadczyła?

— Gina zamierzała — parsknęła Shelia, na co Gina zdzieliła swoją narzeczoną w głowę.

— No zamierzałam — burknęła. — Ale... jakoś tak nie wyszło.

— Straciła odwagę! Próbowała mi się oświadczyć cztery razy!

Paisley zaczęła się śmiać.

— Cała Gina! — zawołała rozbawiona Stella opierając podbródek o dłoń.

— Jakie wy jesteście... — Obrażona Gina zgarbiła się na swoim siedzeniu i spojrzała na Stellę i Paisley spode łba.

— A najlepsze jest to — ciągnęła Shelia wbrew piorunującym spojrzeniom narzeczonej — że za każdym razem wiedziałam, że chce mi się oświadczyć. Kiedyś zauważyłam w jej szafce nocnej pierścionek. Każda ta próba oświadczyn była taka oczywista! Gina zabierała mnie w jakieś piękne miejsca i cała była czerwona z podenerwowania! Zdradzała się od razu.

Oczy Giny wywróciły się.

— Wcale, że nie.

— Wcale, że tak, nawet nie kłam!

— Ostatecznie się przemogła? — zapytała Stella, a Shelia z dumną miną odrzuciła swoje włosy na plecy i spojrzała dominująco na Ginę.

— Nie — westchnęła pod naporem spojrzenia Shelii Gina. — W czasie piątej nieudanej próby oświadczyn, kiedy już miałyśmy wracać, Shelia wyciągnęła z kieszeni mojego płaszcza pierścionek w pudełku i sama mi się nim oświadczyła...

Ponownie rozległ się śmiech, tym razem każdy do niego się przyłączył. Przyjemnie było widzieć uśmiech na twarzy Paisley, która pierwszy raz od śmierci Syedy w jakikolwiek sposób się rozerwała. Co prawda kosztem Giny, ale to był szczegół — Krukonka i tak była zbyt szczęśliwa zaręczeniem się, żeby się krzywić.

— To kto następny się zaręcza? — zawołała Paisley i od razu spojrzała w stronę Stelli i Remusa, unosząc sugestywnie brwi.

Uśmiech z ust Stelli nieco zrzedł. Mimochodem spojrzała w stronę Lei.

— Na mnie się nie patrz — odparła. — Ja nawet chłopaka nie mam.

Spojrzenie Allana skrzyżowało się ze spojrzeniem Moose'a. Stella wiedziała, że ta dwójka miała ze sobą stały i dobry kontakt.

— Może — odpowiedziała enigmatycznie na pytanie Paisley Stella. Uśmiechnęła się na tę myśl.

Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami, ale śnieg leciał w kulki z mieszkańcami. Raz spadał, ale następnego dnia się roztapiał. I tak w kółko.

Żałoba po śmierci Syedy z czasem zelżała na swojej mocy, choć w sercach przyjaciółek dziewczyny na zawsze miała już gościnnie pozostać. Z tego, co Stella wiedziała, u Paisley też było znacznie lepiej. Odzyskała dobry nastrój, dobrze sypiała i jadła, co wcześniej nie było częstym zjawiskiem.

Dodatkowo Paisley znalazła sobie nowe zajęcie. Zajęcie, które zapewne z pewnością nigdy nie miałoby miejsca, gdyby nie śmierć Syedy. Mianowicie często wpadała na weekend czy na dłuższy okres czasu do Francji, do swojej francuskiej rodziny, której tak nienawidziła.

Odwiedzała ich tylko przez wzgląd na Alizee, czyli swoją siostrzenicę, która niedawno się urodziła. Syeda od dłuższego czasu próbowała ją przekonać, aby czynnie uczestniczyły w życiu małej przez wzgląd na to, że Alizee z pewnością będzie potrzebowała kogoś „normalnego", kto nie będzie próbował zrobić z niej robota. Rodzice i babcia Alizee byli bardzo restrykcyjnymi osobami, przez co to dziecko miało być wychowywane na równie żelaznych zasadach od początku swojego życia.

Stella nie była pewna, jak miały się teraz plany Paisley i Moose'a w kwestii dziecka, ale podejrzewała, że zostaną przesunięte o dłuższy okres czasu w związku ze śmiercią Syedy.

Ślub Giny i Shelii miał odbyć się na wiosnę. Miała być to mała i skromna ceremonia, ale Paisley i Stella, które wprost uwielbiały wesela, tak bardzo wkręciły się w planowanie, że ostatecznie wyszło nieco inaczej. Ginie i Shelii to nie przeszkadzało. Na każdą propozycję mówiły „tak", ponieważ dla niech organizacja nie była ważna. Najważniejsze było to, że się pobiorą.

Lea ponownie zaczęła umawiać się z Allanem, choć sama nie była co do tego pewna. Oboje przez to co chwilę zrywali, a potem do siebie wracali. I tak bez przerwy, co doprowadzało do wielu żartów, które Lea zbywała swoim udawaniem, że coś jej w uchu „dziwnie świszczy".

Tymczasem Stella postanowiła nareszcie odwiedzić Bessie. Trochę minęło, zanim się do tego zebrała przez sprawy osobiste — myślami wciąż błądziła wokół tego wszystkiego, czego dowiedziała się od biologicznej matki i decyzji, którą zamierzała podjąć. Przed tym jednak musiała spotkać się z Bessie. Listownie umówiły się na piątkowy wieczór, w czasie którego Stella opowiedziała historię Diego.

Nowo zdobyte wiadomości Bessie przyjęła ze spokojem, choć w oczach kobiety pojawił się dostrzegalny ból. Trudno było się dziwić. Przez tyle lat czekała na przybycie kogoś, kto dawno nie żył.

Wojna z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc przyśpieszała swojego i tak szaleńczego biegu. Przynosiła coraz krwawsze ofiary i coraz większe czyniła wokół siebie zamieszanie.

Przerażający był fakt, że wcale nie zbliżała się do końca i tyle rzeczy mogło się jeszcze wydarzyć. Tyle osób mogło jeszcze umrzeć...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top