Rozdział 71
Stojący przed nimi mężczyzna miał bardzo przyjemną aparycję. Włosy o kolorze pszenicy były schludnie zaczesane na bok, a jasnozielone oczy migotały radośnie. Wydawał się być młody, niewiele starszy od Stelli i Remusa.
— W czym mogę pomóc? — zapytał z uśmiechem.
— Ja... — Stella zapomniała, jak się mówi. Uścisk Remusa się pogłębił, co dodało jej nieco otuchy. — Szukam Jacqueline Collier. Czy może ona mieszka tutaj...?
Bała się, jakiej odpowiedzi usłyszy. Nie chciała się zawieść, nie znowu. Brwi mężczyzny lekko się uniosły z zaskoczenia i zmieszania.
— Nie, niestety nikt taki tutaj nie mieszka i nigdy nie mieszkał — powiedział ze smutkiem. — Może popytacie po sąsiadach? Właściwie to sam nie jestem pewny, czy ta kobieta nie mieszka choćby tuż obok, bardzo niedawno się tutaj wprowadziliśmy.
— Wprowadziliśmy? — wtrącił nagle Remus. — Przepraszam, czy mogę zapytać, o kogo jeszcze chodzi?
— Żonę — wydukał z coraz większym zaskoczeniem. — Adeline Herring, pańskie Sweeney.
— Jest w domu?
Mężczyzna otworzył usta, aby odpowiedzieć, kiedy w drzwiach zjawiła się wspomniana kobieta. Ona także z wyglądu była młoda, schludnie i elegancko ubrana oraz ogólnie bardzo zadbana. Miała długie do pasa falowane blond włosy i jasnoniebieskie oczy. Kiedy Stella złapała kontakt wzrokowy z Adeline już poczuła, że wie, kim ona jest.
— Jacqueline Collier? — zapytała.
Na twarzy młodej kobiety pojawił się strach i zmieszanie, kiedy natychmiast wystąpiła przed męża i znikąd uniosła swoją różdżkę, celując prosto w Stellę.
— Co się dzieje? — zapytał zdezorientowany pan Herring, ale jego dezorientacja nie wynikała z powodu różdżki, ewidentnie sam był czarodziejem. — O co tutaj chodzi? Kim oni są?
— No właśnie, kim jesteście? — zapytała przez zęby, a jej ciepłe spojrzenie nagle schłodniało.
Remus spojrzał na Stellę.
— S-Stella. Jestem Stella — wypaliła. — Pani córka.
Nastała napięta cisza. Pan Herring wydawał się być nie mniej zaskoczony, przestraszony i zdenerwowany niż Stella i Remus. Różdżka Jacqueline opadła. Przez długi moment spoglądała Stelli prosto w oczy, aż zupełnie nagle skoczyła jej na szyję, tym samym omal nie spychając ze schodów. Oczy kobiety zaszły łzami, a z gardła wydobył się szloch.
— Stella! — zawołała. — To naprawdę ty... M-myślałam, że... Straciłam cię na zawsze...
Po policzkach Stelli także spłynęły łzy. Z tych wszystkich emocji nie potrafiła ich dłużej w sobie dusić. Nie mogła uwierzyć, że po tylu dniach poszukiwań nareszcie ją odnalazła. Odnalazła swoją biologiczną mamę. W końcu usłyszy odpowiedzi na te wszystkie pytania, które kłębiły jej się w głowie od wczesnego dzieciństwa.
— Kochanie, czy możesz mi wreszcie to wszystko wytłumaczyć? — zapytał już zniecierpliwionym tonem jej mąż. — To twoja córka? Co to ma znaczyć? Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
Jacqueline odsunęła się od Stelli i przetarła dłonią łzy z oczy, odwróciła się do męża.
— Przepraszam, wszystko ci zaraz wyjaśnię... — Spojrzała na Stellę. — Tobie też, wejdźcie.
Kobieta bez żadnych kolejnych słów przeszła szybko obok sfrustrowanego męża. Remus wyglądał na zmieszanego, jakby nie wiedział, czy on też powinien wejść, czy nie, skoro Jacqueline wcześniej chyba nawet go nie zauważyła. Stella rozmyła wszystkie jego wątpliwości. Chwyciła Remusa za dłoń i pociągnęła natychmiast za sobą.
Usadowili się w średnim salonie na kanapie. Światło słońca, które zaczęło wyglądać spod burzowych chmur, padało pod katem do środka przez szklane drzwi, które prowadziły na tył domu, do ogródka. Jeśli wyjrzało się przez szybę, można było dostrzec znajdującą się tam piaskownicę, huśtawki i wiele, wiele porozrzucanych zabawek. Jacqueline różdżką usunęła z podłogi pluszowego misia, który nie miał jednej ręki.
— Pies — wyjaśniła z nerwowym uśmieszkiem, siadając naprzeciwko Stelli i Remusa, obok swojego męża, który wbił w nią badawcze spojrzenie..
— Jeśli to twoja córka — zaczął zagubiony pan Harring — to ile ty miałaś lat, kiedy ją urodziłaś, Adeline? Czy może Jacqueline Collier? — Był zły. Stella mu się za grosz nie dziwiła.
— Wszystko wyjaśnię — rzekła drżącym głosem. — Pamiętasz, jak ci opowiadałam o mojej rodzinie? O ich szaleństwu na punkcie czystej krwi? Nie do końca było tak, że jedynie się z nimi pokłóciłam przez tę różnicę poglądów... Pominęłam fakt, że przyczyną kłótni była moja ciąża z mugolem. — Teraz wzrok Jacqueline skierował się do Stelli, już chciała otworzyć usta, aby najpewniej to bardziej objaśnić, kiedy Stella weszła jej w zdanie:
— Wiem o tym — powiedziała. — Byłam u Bessie. Możesz jej nie znać, ale...
— Ukochana mojego brata — przerwała z bólem i spuściła wzrok.
Zaległa chwila ciszy. Stella wymieniła nic nierozumiejące spojrzenie z Remusem. Skąd ten ból na wspomnienie o Diego? Pokłócili się? Stella pokręciła jednak do siebie głową. Teraz musiała się skupić na czymś innym, na swojej matce.
— Znam tę całą historię od Bessie, wszystko do momentu waszej wyprowadzki — rzekła Stella, kiedy Jacqueline wciąż milczała. — Wiem też przez list, który przy mnie zostawiłaś, oddając mnie do sierocińca, że miałaś zamiar po mnie wrócić. Co cię zatrzymało? Dlaczego... — Głos ugrzązł w gardle Stelli. Remus położył swoją dłoń na jej kolanie, chcąc dodać tym gestem wsparcia.
W oczach Jacqueline ponownie pojawiły się łzy. Otwierała już usta, aby odpowiedzieć, kiedy przerwał jej głośny płacz dziecka.
— Pójdę do małej — mruknął pan Harring, wstał i szybko ruszył w stronę schodów.
— Kochanie... — próbowała go zatrzymać Jacqueline, ale ten się ani nie obejrzał. Spuściła wzrok. — Zanim ci odpowiem na to pytanie, musisz wiedzieć coś jeszcze. To, co wydarzyło się po przeprowadzce.
Jacqueline przez całą swoją ciążę próbowała wybłagać rodziców o zatrzymanie dziecka, ale nie przynosiło to żadnych skutków. Był nawet moment, kiedy myślała o ucieczce, nawet jeśli wiedziała, że nie miałaby gdzie się podziać, ale zbyt bardzo się bała, że zaszkodzi tym nienarodzonemu dziecku.
Przynajmniej dostawała niewyobrażalnie wielkie wsparcie od strony rodzeństwa, zwłaszcza brata Diego. Tylko jemu zwierzyła się ze swojego pomysłu o ukryciu dziecka w sierocińcu. Nie uważała, że jej rodzice byliby w stanie skrzywdzić niemowlaka, nawet jeśli nie miała o nich zbyt dobrego mniemania, ale wiedziała, że tam będzie bezpieczniejsze przez ten czas. Jacqueline zamierzała pierw pozbiera wszystko w jedną, spójną całość. Po domowym porodzie Jacqueline była padnięta, więc to Diego obmył i nakarmił specjalnym mlekiem dziecko, a następnie wraz z kartką, którą napisała wcześniej, zaniósł do sierocińca.
— Nie wiedziałam nawet, do którego — wyszeptała znowu z płaczem Jacqueline. — To wszystko działo się tak szybko... Rodzicom odpowiadało to, że nie ma dziecka. Pewnie myśleli, że oddałam je twojemu ojcu... Wcześniej, kiedy dowiedziałam się o ciąży, próbowałam go przekonać, żeby cię wziął, ale on nie chciał nawet o tym słyszeć. Nie przyznawał się do ciebie, stwierdził, że jest zbyt młody, aby być ojcem... Zostawił mnie samą. Więcej już się z nim nigdy nie widziałam.
— Nie próbowałaś mnie odnaleźć? — zapytała cienkim głosem Stella. Zignorowała kwestię swojego ojca, ponieważ, choć nawet go nie znała, fakt, że jej nie chciał, był i tak niezwykle bolesny. — Choćby wtedy, kiedy się już wyprowadziłaś...
— Diego umarł. — Jacqueline wydmuchała nos w chusteczkę, a martwy wzrok wbiła w swoje dłonie. — Załamałam się po jego odejściu. Zadarł z niewłaściwym typkiem, który siedzi teraz w Azkabanie... Umarł tak młodo, nie zasługiwał na to, nie po tym wszystkim, co zrobił dla mnie i moich sióstr... — Ponownie wydmuchała z płaczem nos.
Choć nie znała Diego, to Stelli zrobiło się przykro. Po tej opowieści Bessie i Jacqueline zrozumiała, że musiał być wspaniałym człowiek i bynajmniej nie zasługiwał na taką śmierć. Teraz już wiedziała, dlaczego nigdy nie wrócił do Bessie, która na niego czekała, i wciąż zresztą czeka. I to bez świadomości, że jej ukochany nie żyje. Złapało to Stellę tak bardzo za serce, że dołączyła w płaczu do matki. Remus przytulił ją do siebie i troskliwie głaskał po głowie.
— I dlatego po mnie nie wróciłaś? — wyszeptała zrozpaczonym głosem. — Nie wiedziałaś, gdzie jestem? Nie próbowałaś mnie szukać po sierocińcach z okolicy?
— Pewnie nie takiej odpowiedzi oczekiwałaś — zaczęła głosem, w którym pobrzmiewało pełno bólu — ale tak, nawet nie próbowałam cię szukać... Nie chcę się usprawiedliwiać, bo postąpiłam okropnie, ale śmierć brata bardzo mną wstrząsnęła. Nie byłam w stanie się zebrać i ruszyć na poszukiwanie ciebie, ponieważ kojarzyłaś mi się z nim... Wiem, że to okropne. Wiem, że jestem okropnym człowiekiem. Na pewno zawiodłam ciebie i Diego — rozpłakała się jeszcze bardziej.
Stella poczuła w sobie pustkę.
— Nawet po tylu latach? Nawet po osiemnastu? Nigdy?
— Nie będę kłamać. Nigdy.
Zabolało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top